Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 marca 2019

Dawno tego nie robiłam, czyli.... Book haul! | luty i marzec

Cześć Żaby!
Dziś mam dla Was coś, czego daaaawno nie było na blogu, bo i nie było "z czego" takiego postu skleić. Ale że ostatnio pozwoliłam sobie na (nie takie znowu) małe zakupy książkowe, dodatkowo doszło mi sporo tytułów do recenzji, a nawet wygrałam coś w konkursie u Jaguara, to postanowiłam zrobić book haul, w którym pokażę wam jakie książki wzbogaciły moją biblioteczkę w lutym i marcu ;).

sobota, 25 sierpnia 2018

Książkoholik książkoholikowi nierówny #2 | 12 typów książkoholika!


Hej Mordki!
Jakiś czas temu (no dobra, to było dość dawno xD) stworzyłam dla was post o 15 typach książkoholik (który możecie znaleźć TUTAJ) i bardzo się wam on spodobał. Uznałam więc, że czemu by nie wymyślić kolejnych typów? W końcu nas, książko holików można zdefiniować na zdecydowanie więcej niż 15 sposobów! Zapraszam was na przegląd typów i rodzajów tej jakże miłej naszym sercom choroby, jaką jest bibliofilia <3

niedziela, 8 lipca 2018

Nie taka strzyga straszna, jak ją malują ;) | Post scriptum Milena Wójtowicz


Czołem Bestyjki!
Nie żeby coś, ale grono moich ulubionych polskich autorów się powiększa. Tym razem dołączyła do niego Milena Wójtowicz, a to wszystko za sprawą historii o pewnej nienormatywnej dwójce oraz śledztwie, które bohaterowie zaczynają z własnej woli prowadzić. Pozwólcie, że podejmę próbę zachęcenia was do poznania Post scriptum ;).

niedziela, 1 lipca 2018

Czy odważysz się być innym? | Hate Alan Gibbons


Czołem Sówki!
Matko i córko, jak dobrze jest sięgnąć czasami po taką książkę! Nie chcę przedłużać, więc może po prostu przejdźmy od razu do mojej opinii, dobrze? Chciałabym opowiedzieć wam o młodzieżówce, która otwiera oczy na masę potwornie ważnych spraw. Poznajcie Hate autorstwa Alana Gibbonsa.

środa, 20 czerwca 2018

Jak szybko zakochać się w elfie? | Sztylet ślubny, Aleksandra Ruda


Czołem Borowiczki!
Pamiętacie moją arcynegatywną recenzję Fandomu? Pora na przywrócenie równowagi na tym blogu – dziś będę się (troszku) zachwycać. Ale tak wiecie, w granicach przyzwoitości ;). Czym? Cudownym, pełnym humoru Sztyletem ślubnym autorstwa Aleksandry Rudej.

piątek, 25 maja 2018

Ta książka sama siebie spoilerowała..! | Fandom, Anna Day

Cześć Okruszki!
Specjalnie odczekałam konkretną chwilę przed napisaniem tej recenzji. Mam kubek meliski. W połowie już wypity. Mogę pisać. Postaram się być miła. Serio. ale coś czuję, że miło nie będzie… za to może trochę zabawnie. Bo tu można albo się śmiać, albo płakać, a płakanie jest nieestetyczne. Panie i Panowie, dziś opowiem wam o moim spotkaniu z Fandomem Anny Day.

sobota, 26 sierpnia 2017

Bo młodzieżówka niekoniecznie musi być pusta. | Drugie bicie serca, Tamsyn Murray

Czołem Wicherki!
Chyba zaczęła mi się dobra passa. Dziś przychodzę do was z kolejną ogromnie pozytywną, a dodatkowo ważną recenzją. Chcę wam opowiedzieć po trochu o pewnej powieści młodzieżowej, która wybija się na tle innych młodzieżówek ogromnie wartościowym przesłaniem. Pozwólcie, że zasypię was argumentami, które przekonają was do sięgnięcia po Drugie bicie serca Tamsyn Murray.

środa, 16 sierpnia 2017

Historia miłości ze szkockim akcentem | Bez uczuć, Mia Sheridan

Czołem Jeżyny!
Poprzednim razem liczyłam na ogień, magie i fajerwerki, a dostałam figę z makiem. Tym razem już po dotarciu do mnie książki w Sieci zagrzmiało od natłoku negatywnych opinii o najnowszej książce Mii Sheridan – Bez uczuć. Pomyślała sobie, że tak się urządzić to tylko ja byłam w stanie. Ale czy miałam rację? Czytajcie dalej, a się dowiecie ;)

poniedziałek, 31 lipca 2017

Książkoholik książkoholikowi nierówny. 15 typów książkoholika!

Czołem Sroczki!
Wypoczęłam, odpoczęłam, oddechu nabrałam, mogę wracać do blogowania! I tak oto jestem tu i mam dla Was post niebędący recenzją. Ostatni post z przymrużeniem oka przypadł wam do gustu, tak więc popełniłam kolejny :P.


Czy są na sali książkoholicy? Tak? A wiecie już jaki typ uzależnienia do was pasuje? Jeśli nie, to serdecznie zapraszam was do dalszej lektury :).

sobota, 22 lipca 2017

Bajka (nie) dla dzieci | Koralina, Neil Gaiman

Czołem Guziczki!
Dziś chyba nie będzie zbyt długo, chociaż nie wiem.  Wyjdzie w praniu. Pamiętacie moje TBR na te wakacje?  Jak na razie idzie mi nieźle, chyba że weźmiemy pod uwagę fakt, że połowę książek pożyczyłam cioci na wakacje…. Ale shhhh! Mam jeszcze cały sierpień A dziś przychodzę do was z maleństwem, które znalazło się na ów liście, no i tradycyjnie, jako że jest to twór Gaimana – podbiło moje serducho. Pozwólcie, ze pokrótce opowiem wam o Koralinie ;)

środa, 10 maja 2017

PREMIEROWO! Recenzja dziwnie (nie)pozytywna || Wiatrodziej, Susan Dennard

Czołem Kleksy!
Ta recenzja miała tu być tydzień temu. Serio. Czemu nie była? Bo niespodziewanie Wiatrodziej autorstwa Susan Dennard, o którym zaraz wam opowiem mnie pokonał. Zupełnie nie tego się spodziewałam, zwłaszcza, że pierwszy tom cyklu odebrałam zupełnie inaczej. Tutaj podsuwam wam recenzję Prawdodziejki [KLIK], a tymczasem pozwólcie, że przejdę do Wiatrodzieja ;).

czwartek, 20 kwietnia 2017

Zbiór boskich historii || Mitologia nordycka, Neil Gaiman

Cześć Kaczorki!
Oj, sobie napytałam biedy. Nie mam bladego pojęcia jak się za tę opinię zabrać. Serio. Przemyśleń mi nie brak, spostrzeżeń też… ale jakieś one takie mało recenzenckie XD No nic, jakoś to będzie. Panie i Panowie, mam zaszczyt opowiedzieć wam co nieco o Mitologii nordyckiej Neila Gaimana.

wtorek, 18 kwietnia 2017

Chyba się zakochałam. "Ogniste oczyszczenie" Francesca Haig

Cześć Zajączki!
Niby przerwa świąteczna powinna być świetną okazją do pisania/czytania/blogowania… a u mnie jak zwykle jest na odwrót :D Nijak nie mam głowy do skakania z bloga na bloga, skrobania postów... no dobra, czytanie względnie mi idzie i to na dwa fronty, ale mimo wszystko mogłoby być lepiej. No ale, jak to się mówi: jak się nie ma co się lubi, to się kradnie lubi co się ma! A ja mam dla was książkę, po której nie spodziewałam się zbyt wiele... a dostałam wszystko, czego akurat potrzebowało me czytelnicze serduszko.

Zacznijmy od tego, że nie mam pojęcia cóż mną kierowało, kiedy kupowałam tę książkę. Chyba nawet nie było jej na mojej liście chciejek. Do tego ta okładka mnie denerwuje, bo są na niej nawet nie jedna, a dwie mordy,  w tym jedna niesamowicie przypomina buźkę aktora grającego w ekranizacji Intruza… No więc nie wiedzieć czemu jakiś czas temu kupując prezent dla Marcina dorzuciłam do koszyka Ogniste oczyszczenie. Szpulnęłam je na półkę i omijałam szerokim łukiem, tym bardziej, iż na LC ma ono niespełna siedem gwiazdek, co nie sugerowało, że historia ta okaże się… takim cudeńkiem!

sobota, 8 kwietnia 2017

Zaskoczono mnie! Diabolika S.J. Kincaid

Cześć Motylki!
Właściwie miałam jeszcze odczekać z pisaniem tej recenzji… ale nie wytrzymiem! Może za tydzień lub dwa mój zachwyt przygaśnie, jednak na chwilę obecną… cóż, przygotujcie się na fale zachwytu Diaboliką S.J. Kincaid ;).

wtorek, 4 kwietnia 2017

Czy książka musi uczyć?

Cześć Bratki!
W sumie miało być „krokusy”, ale mam wrażenie, że już kiedyś byliście krokusami. Szkoda, bo mi za oknem takie śliczne wyrosły jakoś niedawno. Wiosna ludzie, wiosna!  Mam nadzieję, że wybaczycie mi ciszę, jaka tu ostatnio zapanowała. Miałam jakiś kryzys blogowy, zero weny, zero inicjatywy… ale wzięłam oddech, pomyślałam, poczytałam i wracam! Tęskniliście? :P

niedziela, 26 marca 2017

Nie zdołasz powstrzymać śmiechu! Siła niższa, Marta Kisiel

Cholera! Jak wy robicie zdjęcia świeczek płonących, że widać płomyk a nie takie "lumos!"? XD 
Hej Bamboszki!
Dziś oszczędzę wam cytatowej recenzji, chociaż na myśl o wybraniu i poharataniu cytatów z tej książki tak, aby zmieściły się na grafice serce mi się kraja, a czoło rosi pot (Dwadzieścia cztery cytaty! I wybierz tu człowieku cztery!). Jeżeli nie czytaliście jeszcze recenzji Dożywocia, to odsyłam was TUTAJ, natomiast teraz… Panie i Panowie, pozwólcie, że powiem wam co nieco o Sile niższej, autorstwa genialnej Marty Kisiel

wtorek, 10 stycznia 2017

Zaskoczenie stycznia, czyli November 9!

Cześć Bombki!
Oj, dziś was zaskoczę. I to solidnie. Kojarzycie, jak czytałam Never never? Jak mi się cholernie nie spodobało? Jak się zarzekałam, że Hoover kijem nie tknę? Cóż, nie wyszło. Chłopak sprawił mi November 9 tejże autorki, no więc nie mogłam nie przeczytać… chociaż miałam opory. A jak to się skończyło? Czytajcie, a się dowiecie!

sobota, 3 września 2016

Czym zaskoczy nas wrzesień?


Cześć Myszki! 
Z bólem serca stwierdzam, że szkoła się zaczęła, więc przychodzę do Was z postem, który (mam nadzieję) rozproszy co-nieco wasze myśli na matematyce, biologii i każdej innej fizyce. A czym chcę zająć wasze główki? Ano rozmyślaniem o książkach, które pojawią się w księgarniach już we wrześniu! 

Dziewczyna z Dzielnicy Cudów – Aneta Jadowska

„Są przyjazne i urocze miasta alternatywne. I jest Wars – szalony i brutalny – oraz Sawa – uzbrojona w kły i pazury. Pokochasz je i znienawidzisz, całkiem jak ich mieszkańcy.
Jak ona. Nikita. To tylko jedno z jej imion, jedna z jej tajemnic. Jako córka zabójczyni i szaleńca chce od życia jednego – nie pójść ścieżką żadnego z rodziców. Choć na to może być już za późno.
Z Dzielnicy Cudów – części miasta, która w wyniku magicznych perturbacji utknęła w latach 30. ubiegłego wieku – zostaje uprowadzona jedna z piosenkarek renomowanego klubu Pozytywka. Sprawą zajmuje się Nikita. Trop szybko zaprowadzi ją tam, gdzie nigdy nie chciałaby się znaleźć. Na szczęście jej pleców pilnuje Robin. Czy na pewno? Kim on właściwie jest?”

Czemu Dziewczyna z Dzielnicy Cudów? 
Ostatnia książka od SQN polskiej autorki okazała się fenomenalna, więc postanawiam iść za ciosem ;P Opis brzmi ciekawie, więc liczę na kolejną wspaniałą historię... A ta rozeta z okładki dodatkowo kusi <3

Wszystko to co wyjątkowe – Matthew Quick

„Oto Nanette. Wzorowa uczennica, gwiazda szkolnej ligi piłkarskiej i posłuszna córka. Zawsze robi to, czego się od niej oczekuje. 
Ale wszystko zmienia się w dniu, w którym dostaje podniszczony egzemplarz Kosiarza balonówki – tajemniczej, niewydawanej od lat kultowej powieści. Nanette czyta ją dziesiątki razy. Chce być taka jak główny bohater. Chce być buntowniczką.
Choć udaje wygadaną rebeliantkę, w środku to jednak ta sama Nanette, samotna introwertyczka, która usiłuje znaleźć swoje miejsce w nieprzyjaznym świecie. Zmuszona dokonać kilku trudnych wyborów nauczy się, że za bunt trzeba czasem zapłacić wysoką cenę.”

Czemu Wszystko to co wyjątkowe?
Matthew Quick pokazał nie raz na co go stać, więc nie jest niczym nadzwyczajnym, że ciągnie mnie do tej pozycji. Liczę na to, że się nią zachwycę ;).
  
Żyj szybko, kochaj głęboko  - Young Samantha

„Czy można przyjaźnić się z kimś, kto był miłością twojego życia?

Ona była najfajniejszą dziewczyną w mieście, on właśnie się sprowadził z rodzicami i szybko zdążył złamać niejedno serce.

Charley i Jake. Zakochali się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia. Byli dla siebie stworzeni, snuli wielkie plany. Aż do tamtego feralnego dnia...

Na urodzinowym przyjęciu byłego chłopaka Charley dochodzi do tragedii. Niektórzy zrzucają winę na Jake'a. Po tym zdarzeniu chłopak zrywa związek i razem z rodziną wyjeżdża na zawsze z miasta.

Dała mu wszystko, każdą cząstkę siebie. A on... od niej odszedł.

Przez kolejne cztery lata Charley stara się zapomnieć o Jake'u, ale los postanawia z niej zażartować. Dziewczyna wyjeżdża na studia do Szkocji, a tam na imprezie trafia na Jake'a i jego dziewczynę. Zranione serce daje znać o sobie z ogromną siłą. Mimo że Charley stara się unikać dawnego ukochanego jak ognia, on cały czas próbuje się do niej zbliżyć.

Ale czy można zaufać komuś, kto wcześniej tak bardzo zranił?

Żyj szybko, kochaj głęboko to książka o miłości niewinnej i szalonej. Takiej, o której się marzy i tak naprawdę nigdy nie zapomina.”

Czemu Żyj szybko, kochaj głęboko?
Odpowiedź nie jest w sumie jakaś odkrywcza. Po prostu mam ochotę na romans, coś bez wampirów, wilkołaków i innych czarodziejów, a ta książka właśnie to mi oferuje ;).
  

Rój – Laline Paull 

„Podporządkowanie. Posłuszeństwo. Służba.

Flora 717 to twarda sztuka. Wywodząca się z rodu sprzątaczek, najniższej warstwy totalitarnej społeczności ula, dla Królowej gotowa jest na każde poświęcenie. Wychodzi cało z wewnętrznych pogromów, czystek religijnych i przerażających napaści drapieżnych os. Z każdym aktem odwagi zyskuje coraz mocniejszą pozycję, dzięki czemu poznaje ukrytych wrogów oraz mroczne tajemnice ula. Istnieje jednak coś silniejszego nad oddanie i posłuszeństwo, czyli naczelną zasadę rządzącą życiem wszystkim pszczelich sióstr. To własne dziecko… Żarliwa i – wszystkim poza Królową – bezwzględnie zakazana matczyna miłość sprawi, że Flora złamie najświętsze ze wszystkich praw…”

Czemu Rój?
Nie lubię książek o zwierzaczkach. Kotki, pieski i inne goryle mnie nie pociągają... ale pszczółki to zupełnie inna bajka ;P Jestem ciekawa co znajdę w Roju.


Elantris – Brandon Sanderson

„Elantris - gigantyczne, piękne, dosłownie promienne miasto, zamieszkane przez istoty wykorzystujące swoje potężne zdolności magiczne, by pomagać ludowi Arelonu. Każda z tych boskich istot była jednak kiedyś zwykłym człowiekiem, dopóki nie dotknęła jej tajemnicza, odmieniająca moc Shaod. A potem, dziesięć lat temu, magia zawiodła. Elantryjczycy stali się zniszczonymi, słabymi, podobnymi do trędowatych istotami, a samo Elantris okryło się mrokiem, brudem i popadło w ruinę. Shaod stał się przekleństwem. Nowa stolica Arelonu, Kae, przycupnęła w cieniu Elantris, a jej mieszkańcy ze wszystkich sił ją ignorowali. Księżniczka Sarene z Ted przybywa do Kae, by zawrzeć polityczne małżeństwo z księciem korony Raodenem. Sądząc z korespondencji, mogła się spodziewać, że odnajdzie miłość. Dowiaduje się jednak, że Raoden nie żyje, a ona uważana jest za wdowę po nim...”

Czemu Elantris?
O Sandersonie nie da się nie słyszeć. Jestem bombardowana pozytywnymi opiniami o jego książkach, tylko nie bardzo chcę zaczynać od czegoś, o czym słucham od pewnego czasu.... stąd chrapka na wrześniową premierę Elantris, której nie naznaczono jeszcze milionem recenzji ;).

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To właściwie wszystko na dziś ;). Wiecie, na jakie premiery czekam, ale ja nie wiem na co czekacie Wy! Czekam na wasze zachciewajki w komentarzach, a nóż-widelec przeoczyłam jakąś perełkę?

Całusy :*
Q.

sobota, 27 sierpnia 2016

Kiedy jawa przychodzi we śnie


Hej ho Słoniki! 

Matkoboskoczęstochowsko to będzie trudne. To będzie trudny tekst, czuję to w zasadzie od kiedy weszłam jedna nogą w świat z książki. Jakiej? Moi Drodzy, zapraszam na moją recenzję Wyśnionych miejsc Breyy Yovanoff.

Zamówiłam je przedpremierowo, wyczekałam się jak głupia, i w końcu do mnie trafiły. Tyle że kiedy czekałam, w Sieci pojawił się ogrom przedpremierowych recenzji, które Wyśnione miejsca krytykowały w mniejszym, lub większym stopniu. Nie powiem, miałam obawy, że książka okaże się beznadziejna. I wiecie co? Nie mam zielonego pojęcia jaką książkę czytali krytykujący ją, ale moja… moja była obłędna, co zamierzam za chwilkę wszem i wobec udowodnić…. Ale najpierw wyjaśnię wam kto z kim i dlaczego ;).


Waverly jest idealna. Wzorowe stopnie, idealna fryzura, nienaganny strój, perfekcyjni znajomi. Wypisz, wymaluj dziewczyna doskonała. Ideał. Jednak nie do końca. Waverly nie śpi. Zamiast spać biega, uczy się, ogląda filmy… aż pewnego dnia postanawia uporać się z tym, stosując techniki relaksacyjne. Wiecie, liczenie owieczek, słuchanie szumu fal, i takie tam. Ku jej ogromnego zdziwieniu we śnie przenosi się do światu chłopaka, z którym chodzi na hiszpański. Marshall ma opinię buntownika, o stopniach godnych pożałowania, palacza i ćpuna. Nikt nie wie jednak czemu taki jest. Dopiero Waverly odkrywa jego tajemnice zjawiając się u niego co noc, rozmawiając z nim, poznając go. On również poznaje Waverly, tę prawdziwą, ukrytą przed światłem dziennym. Co wyniknie z ich wyśnionych spotkań? Czy gdy wzejdzie słońce nadal będą w stanie być ze sobą szczerzy? Jak potoczy się historia dziewczyny idealnej i chłopaka, którego stać na więcej? Przeczytajcie, a się dowiecie!

Może zacznę od tych całych snów, od pomysłu na tę historie. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że w książce nocne spotkania będą dominować, że dostanę historię pełną serduszek z, bądź co bądź, paranormalnym wątkiem. A tu zaskoczenie. Spotkań we śnie było zaledwie kilka, a bohaterowie przez większą część książki nie mieli ze sobą kontaktu. I normalnie bym była oburzona, bo przecież miała być magia, miały być spacery w snach… a tu klops. Ale wiecie… wcale mi to nie przeszkadzało. Książkę pożarłam. Zwykle w czasie czytania zapisuje swoje myśli, spostrzeżenia i uwagi na karteczce, żeby niczego nie pominąć w recenzji. Po lekturze Wyśnionych miejsc karteczka jest czysta Nie dlatego, że nie miałam żadnych przemyśleń czy uwag. Po prostu nie miałam czasu na zapisywanie ich, nie chciałam wychodzić nawet na sekundę z tamtego świata. 


Wyśnione miejsca skupiają się na hierarchii szkolnej, na kreowaniu swojego wizerunku, walce o pozycję w szkole. Tak, wiem, że brzmi to jak scenariusz filmu z młodą Seleną Gomez, ale nie dajcie się zmylić. Pierwszy raz taka historia mi się podobała, pierwszy raz nie drażniła, nie była jakaś skrajnie przerysowana. Chociaż podejrzewam, że nie każdy ją tak odbierze. Ja traktowałam ją bardzo osobiście, bo… kurczę, czytając czułam się, jakby ktoś opisywał nieco urozmaiconą historię mojego życia. Może nie wszystko się zgadzało, może było kilka niezgodności, ale chyba jeszcze nigdy nie czułam takiej więzi z jakąkolwiek bohaterką książki. Rozumiałam Waverly, bo znam takiego Marshalla, miałam za przyjaciółkę swoją własną Maribeth, znalazłam też moją Autumn… ale Wy nie wiecie, o kim ja mówię, więc przejdźmy do krótkiego opisu bohaterów Wyśnionych miejsc!

O Waverly co-nieco już wiecie. Dziewczyna jest bystra, ambitna, piekielnie inteligentna, i niesamowicie introwertyczna. Rozdziały przedstawiane z jej perspektywy są przesycone naukowymi ciekawostkami, dziwnym poczuciem humoru, sarkazmem, oraz myślami, które Waverly zachowuje dla siebie, komentarzami, których nie wygłasza. Polubiłam ją, nie denerwowała mnie… była jakaś taka autentyczna. Identyfikowałam się z nią, rozumiałam tę postać, i tylko czasami chciałam ją ochrzanić, ze jeszcze czegoś nie zrobiła… Ale jak się tak dłużej zastanowiłam, to dochodziłam do wniosku, ze sama też bym z pewnym decyzjami zwlekała, dokładnie jak Waverly.



Marshall był cudowny, miał dobre serce, był… Był mi bliski, znajomy. Troszkę było go mało, w książce dominował wątek Waverly, ale trudno. Chłopak miał przekichane, ale nie chciałabym mówić wam czemu. Nie wiem, czy byłby to poważny spoiler, może nie, jednak chyba wolicie sami rozgryźć tę postać ;).  W każdym razie chłopak, którego Marshall skrywa pod osłoną alkoholu, narkotyków i mituwisizmu jest cudowny. Każda dziewczyna chciałaby takiego Marshalla, gwarantuje wam. Ale tu nie ma jakiegoś przerysowania, czy sztuczności. To jest wszystko prawdziwe, i to właśnie jest niesamowite. 

Muszę wspomnieć o pozostałych bohaterach, bo Yovanoff odwaliła kawał dobrej roboty kreując postacie drugoplanowe. Serio, rzadko trafiają się książki, w których postacie poboczne są tak dopracowane, tak starannie stworzone. 
Mamy tutaj Maribeth, najlepszą przyjaciółkę Waverly, której celem jest stanie się królową szkoły. Dąży do celu po trupach i nie ogląda się wstecz. Jest wyrachowana, bezlitosna, aż ciśnie mi się na usta słowo na S. Waverly znaczy dla niej tyle, co nic. Jest jej przydatna, bo umie planować, bo jest inteligentna i potrafi zauważyć pewne rzeczy. 
Mamy też Ollie’go, najlepszego przyjaciela Marshalla. Pierwsze określenie, jakie przyszło mi do głowy, gdy poznawałam tę postać, to anioł stróż. Ollie troszczył się o wszystko i wszystkich, zawsze znajdywał czas na pomoc innym, martwił się o Marshalla, i nie zostawiał go w potrzebie. Ze świecą szukać takiego przyjaciela! 
Ale moje serducho zdobyła Autumn. Ta dziewczyna przewijała się przez książkę sypiąc inteligentnym humorem, szczerymi do bólu komentarzami i swoim charakterkiem. Była cudowna, i bardzo mi kogoś przypominała. 
Generalnie Yovanoff za każdą jedną postać z Wyśnionych miejsc należy się medal. A może nawet pomnik..?


Cała książka jest napisana obłędnie lekko, przyjemnie i z humorem. Czyta się ją z uśmiechem na twarzy. Ilość zaznaczonych cytatów mnie przeraziła (zaraz będę musiała z prawie 30 wybrać 4 albo pięć, które tu zamieszczę -,-). Te wszystkie naukowe słówka nie przytłaczają, a ciekawią. Mnie ciekawiły. 

Wyśnione miejsca lądują na honorowym miejscu w moim sercu i biblioteczce. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że nie raz wrócę do historii Waverly i Marshalla. Gorąco polecam wam tę książkę! Jest cudowna, zabawna, inteligentna, skłania do przemyśleń i zapada w pamięci… ale sprawdźcie sami! 

I jak? Czytaliście już Wyśnione miejsca? Może dopiero macie je w planach, albo pasujecie, uważacie, ze to nie dla was? Czekam na Was w komentarzach!

Buziaki ;*
Q.

środa, 24 sierpnia 2016

O bohaterce spowitej Mrokiem


Cześć Wróbelki!

Sama się sobie dziwię, że dziś znów mam dla Was recenzję :D. Wyczuwam, że następny post będzie jakąś odskocznią od moich opinii (co powiecie na zielonooką historię?), ale dziś  ponownie czeka Was moje mędzenie o plusach i minusach książki, po której spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Panie i Panowie, zapraszam na recenzję książki pt. Malfetto. Mroczna pieczęć autorstwa Marie Lu.

Miałam smaka na te powieść już od dawna, ale jakoś było nam nie po drodze. Nie potrafię tego wyjaśnić. Ale gdy Zielona Sowa odpowiedziała pozytywnie na moją propozycję współpracy nie wahałam się z wyborem. W końcu to książka Marie Lu, która nabiła sobie u mnie całkiem sporo punktów fajności swoją trylogią o Day’u i June <3.  Czy podjęłam dobrą decyzję? Co odkryłam, czytając kolejne strony Malfetto? Czytajcie dalej, a się dowiecie ;).


Wypadałoby najpierw opowiedzieć wam o czym mówi książka Marie Lu. Akcja toczy się w Kenettrze, jednej z Morskich Krain. Wiele lat temu tajemnicza zaraza zdziesiątkowała mieszkańców Kennetry, a tych, którzy przeżyli chorobę naznaczyła bliznami i znamionami. Zakażeni, którzy przetrwali zostali nazwani malfetto. Zepchnięto ich na margines społeczeństwa, odebrano wiele praw, skazano na życie w strachu przed Inkwizytorami. Niektórzy oprócz blizn otrzymali jednak cos jeszcze: niesamowite moce, określane przez „zwykłych” ludzi jako Mroczne Piętno. Jedna z ocalałych jest Adelina Amouteru – kupiecka córka i główna bohaterka książki. Dziewczyna jest święcie przekonana, że nie posiada Mrocznego Piętna. Myśli, że jedynym śladem po zarazie jaki jej pozostał, są  srebrzyste włosy i pusty oczodół… jednak w wyniku szokujących wydarzeń odkrywa, że posiada niezwykłą moc. Adelina ma w sobie Mrok. Czy uda jej się go okiełznać? Jak wykorzysta swoje moce? Czy z jej pomocą malfetto odzyskają przysługujące im prawa? Już mnie chyba znacie – buzia na kłodkę. Czytajcie, a się dowiecie!

Z góry Was uprzedzam, to będzie dziwna recenzja. Mam cholernie mieszane uczucia.

Może zacznę od samego pomysłu. Marie Lu spisała się. Książkę pochłaniałam, tam naprawdę nie ma ani pół strony nudy. Akcja jest wciągająca, ciekawi, człowiek zapomina co się dzieje dookoła. Ostatnie rozdziały zupełnie mnie zaskoczyły, wkurzyły, spodobały mi się, i byłam na nie wściekła…. Nie mogę wyjaśnić czemu, to byłby spoiler wszechczasów, ale zdradzę wam jedno – spodziewajcie się najbardziej niespodziewanego. Epilog, a dokładniej jego ostatnie akapity sprawił, że nie mogę doczekać się przeczytania kolejnego tomu. 

Ale jest w tym wszystkim haczyk. Marie Lu troszkę namieszała… ba! Mocno namieszała z narracją, przez co o ile historia niezwykle wciąga, to skakanie z czasu teraźniejszego, do przeszłego, i z powrotem wybija człowieka z rytmu. Już tłumaczę, bo po tym zdaniu pewnie figę zrozumieliście. Widzicie, całą historia jest opowiadana głownie z perspektywy Adeliny, i te rozdziały są pisane w narracji pierwszoosobowej, w czasie teraźniejszym. Jednak kilka rozdziałów widzimy oczami innych bohaterów, i tu narracja nie jest już pierwszoosobowa, lecz trzecio osobowa. Ponadto w rozdziałach często pojawiają się retrospekcje, które pisane są w czasie przeszłym, lecz niektóre fragmenty wspomnień niespodziewanie znów są opisywane w czasie teraźniejszym. Taki lekki misz-masz, który potrafi zirytować. Mnie irytował, jednak nie na tyle, abym odłożyła Malfetto. Co to, to nie!


Jeśli chodzi o bohaterów, to tu też mam mętlik w głowie. Adelina mnie zachwyciła, dawno nie czytałam o tak ciekawej postaci. Nareszcie bohaterka nie jest idealna, nareszcie nie jest dobrą duszyczką o gołębim serduszku, nareszcie nie jest typową ślicznotką. Główna bohaterka Melfetto w wyniku zarazy straciła oko, a także barwę włosów, które dotychczas były kruczoczarne, a teraz  lśnią srebrzyście, są niemalże białe. Jej historia jestpełna cierni i kamieni, dziewczyna miała chore dzieciństwo, co wpłynęło na całe jej życie. Moc, którą posiada dziewczyna jest tak fascynująca, ze mogłabym czytać o niej bez końca. Nie zdradzę Wam o co chodzi, bo to by było brzydkie posuniecie z mojej strony, ale to naprawdę jest coś ekstra, coś, z czym jeszcze się nie spotkałam w książkach. Sama Adelina nie jest nudna i, co mnie mile zaskoczyło, nie jest taka znowu do końca dobra. Ona jest wyjątkowa. Wyróżnia się na tle tych wszystkich ratujących świat bohaterek. Autorce należą się gromkie brawa, za wykreowanie tak ciekawej postaci…. I opiernicz, za zaniedbanie pozostałych bohaterów! W książce pojawia się kilkoro osób obdarzonych Mrocznym Piętnem, ale Marie Lu traktuje je po macoszemu. Są, bo są, nie wiemy o nich zbyt wiele. Mam nadzieję, że w następnych częściach się to zmieni. 

Powyższy minus nie dotyczy jednak trzech mniej lub bardziej cudownych mężczyzn występujących w powieści. Nie kochani, nie obawiajcie się. Nie ma tu żadnych miłosnych trójkątów, czy czworokątów (a właśnie tego się spodziewałam po opisie i informacjach z okładki). Nie będę się rozwodzić nad każdym z osobna, bo brakłoby mi literek. Jednego z nich polubiłam od pierwszych stron z jego udziałem. Drugi musiał zasłużyć sobie na moją sympatię, ale gdy już mu się to udało, to razem z sympatią zgarną serducho Q, a trzeci… Cholera, trzeci nadal jest dla mnie zagadką, i mam przeczcie, że Marie Lu w kolejnym tomie pokaże, na co ją stać, i zaskoczy mnie dalszymi losami tej postaci. 

Co jeszcze… Oh, tak! Mam kolejny plusik. Wiecie, na ogół jak w książce ktoś przeciwstawia się władzy, to  działa potajemnie, wiedzą o tym tylko wybrańcy, i tylko oni biorą w tym udział. Tu tego nie ma. W Malfetto spiskowcami są nie tylko bohaterowie obdarzeni Mrocznym Piętnem, ale też zwykli ludzie, którzy im pomagają i ich wspierają.  To było ciekawe, oryginalne. W końcu szarzy obywatele książkowego świata też mają coś do powiedzenia, prawda?

Malfetto nie jest zdominowana przez miłość. Wątek romantyczny jest niemalże niewyczuwalny, pojawia się rzadko, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Te kilka scen z serduszkami zupełnie wystarczyły mi, abym pokochała wybranka Adeliny, ale o dziwo nie to najbardziej przyciągało moją uwagę. 


Pierwszy raz od bardzo dawna wolałam skupić się na wątku nieromantycznym, jakim była przemiana Adeliny, poznawanie przez nią własnej mocy i nauka władania nad Mrokiem. To było coś… Kurcze, coś obłędnego! Pożerałam opisy jej ćwiczeń, a gdy wyruszyła wraz z pozostałymi na akcję, gdzie dała pełen popis swoich zdolności byłam pod ogromnym wrażeniem. Cholera, nie mogę wam tego wyjaśnić nie robiąc spoileru, ale… Marie Lu odwaliła kawał dobrej roboty! Ja ten Mrok widziałam, otaczał mnie i spowijał jak kokon, zaciskał się wokół mojej klatki piersiowej, przepływał między stronicami książki… Czułam to, co przeżywała Adelina, wchodziłam w jej skórę, i z zapartym tchem poznawałam coraz to nowsze, zaskakujące zdolności dziewczyny.

Kurczę, nie jestem pewna ile z tego da się zrozumieć. Wybaczcie, ale miałam problem z tą książką, bo niby miała minusy, ale plusy były jeszcze większe. Drażniła mnie i zachwycała jednocześnie. 

Podsumowując: Malfetto jest pełne sprzeczności, ale tak czy siak gorąco polecam wam tę książkę! Gwarantuje, ze nie będziecie się przy niej nudzić, odpoczniecie od schematów, miłostek i przeciętności… a jeśli jesteście idealistami, to i ciśnienie sobie podnieść możecie :D

Teraz czas na Was! Znacie historię Adeliny? Co o niej sądzicie? A może dopiero planujecie po nią sięgnąć, albo wcale nie macie na to ochoty? Czekam na Wasze opinie w komentarzach! 

Trzymajcie się ciepło!
Q.

Za książkę ślicznie dziękuję wydawnictwu Zielona sowa!