Cześć Potworki!
Dziś będzie
zupełnie, ale to z u p e ł n i e inaczej, niż dotychczas. Jakoś w pierwszych
dniach sierpnia wpadłam na pomysł, coby ten miesiąc przebiegł pod znakiem
współpracy blogerskiej. Napisałam do kilku dziewczyn, przedstawiłam im mój
pomysł, i tak oto jesteśmy. Mamy cztery różne charaktery, style pisania, i opinie. Jak widzicie na banerze – posty będą pojawiać się w
każdą niedzielę sierpnia, więc będzie ich cztery, każdy u jednej z nas ;). Oczywiście już traz serdecznia zapraszam Was na blogi dziewczyn - klikając ich nicki przeniesiecie się do nich :). To
tak słowem wyjaśnienia. Oczywiście zapraszamy was do dyskusji w komentarzach –
czekamy na wasze opinie, uwagi i spostrzeżenia!
Ale przejdźmy do meritum:
powrót do przeszłości. Nie macie wrażenia, że coraz częściej autorzy fundują
nam powtórki czegoś, co już było? Nie doświadczyliście uczucia dejavu? Może
czujecie, tak jak i ja, że pisarze zaczęli wracać do cykli dawno zakończonych?
Nie? Cóż, czytajcie więc dalej ;).
Kojarzycie 50 twarzy Greya? Na pewno
kojarzycie. A Grey’a? Stosunkowo niedawno pełno go było wszędzie. Przepraszam
Moi Drodzy, ale czy to aby nie ta sama historia, tylko opisana z perspektywy
Christiana? E.L. James nie popisała się zbytnio kreatywnością… No ale skoro na
50 Twarzach Greya dało radę nieźle zarobić, to czemu by nie wyssać z tej
historii więcej grosza?
Szukając dalej przyszła mi do głowy J.K. Rowling.
Szanuję ją, uwielbiam historię Chłopca z Blizną, ale dla mnie skończyła się ona
w momencie śmierci Voldemorta. I rzekomo dla Rowling też, a tu proszę: Harry
Potter i Przeklęte Dziecko. Harry nam dorósł, ale nic to! Zróbmy spektakl, wydajmy scenariusz w formie książki, będzie hit! Kurcze
wybaczcie, ale nie kupuję tego. Dla mnie Chłopiec z Blizną ma pozostać
nastolatkiem. Finito.
Ostatni przykład traktuję nieco inaczej. Sezon burz. Po bodajże
szesnastu latach od wydania ostatniego tomu sagi o Wiedźminie Sapkowski wrócił
do historii o Geralcie. Nie powiem, pobiegłam w podskokach do księgarni, ba!
Zamówiłam przedpremierowo. I przeczytałam, i się zachwyciłam. AS mnie nie zawiódł
– był humor, był wiedźmiński klimat, było wszystko, czego oczekuję od
Sapkowskiego. Cóż, powrót do przeszłości może więc być niesamowicie przyjemny
;).
Podsumowując uważam, że powroty mogą być udane. Z pewnością jest wiele
więcej takich przypadków. Jednak czasami autorzy mogliby sobie odpuścić. Okej,
jeśli naprawdę mają pomysł na coś „starego, ale nowego” – krzyżyk na drogę,
niech im pióro lekkim będzie. Ale jeśli chcą z nas wyskubać więcej kasy, to
niechże na litość boską się troszkę wysilą. Od tego mamy wyobraźnię, aby z niej
korzystać! Tak więc powrotowi do przeszłości nie mówię „nie”. Mówię „proszę,
tylko rozsądnie”.
Ale to tylko moje zdanie. Teraz kolej Dziewczyn. Co wy o tym myślicie?
;)
Cześć wszystkim! Dziś możecie być lekko zdezorientowani, bo oto ja nie na swoim blogu! Miałam pisać po „Kasinowemu”, ale jednak muszę odrobinkę się ograniczyć, bo przecież wysoce niekulturalnym jest używanie wulgaryzmów w gości :D.
Dziś zajmujemy się tzw. odgrzewaniem kotletów. Tak więc wyciągamy usmażone wcześniej mięso z zamrażarki, na patelnię wlewamy olej...
Moment, no przecież nie o takie kotlety nam chodzi, ale o książkowe!
Powiem szczerze, że k
ontynuacja już zakończonej serii, lub kombinowanie co by tu jeszcze napisać, żeby zarobić albo „uszczęśliwić” swoich czytelników na siłę- praktycznie nigdy nie kończy się dobrze. Przytoczę tu chociażby przykład tego nieszczęsnego „dzieła” Stephenie Meyer
„Życie i śmierć”, z którym na pewno niektórzy z was mieli „przyjemność” się zetknąć, a którego ja kijem nie tknę. Autorka jeżeli już tak bardzo chciała podarować coś swoim fanom, lepiej zrobiłaby, gdyby spisała historię oczami Edwarda, może nie jest to jakiś mega oryginalny pomysł, ale już
lepsze to, niż przepisanie „Zmierzchu”, zmiana imion i płci, i dadaaaaam! „Hicior” gotowy.
Boże, tyle sarkazmu w tak młodej mej duszy.
Chyba największym zaskoczeniem ever, była wiadomość o kontynuacji książki „Zabić drozda” Harper Lee, która zdecydowała się na jej wydanie
po 55 latach! Co ciekawsze, opowiada o tym samym bohaterze :).

Odniosę się do wypowiedzi naszej kochanej organizatorki i tego
nieszczęsnego Grey’a pisanego z perspektywy tytułowego „Kryszczjana”. Opisać tę książkę i w ogóle pomysł na nią mogę w trzech słowach:
chała, badziewie, szmira, tandeta, chłam, lipa, szmira i gniot. Dobra, wyszło więcej niż trzy, ale w końcu jestem humanistką
(z mat-infu, ale zawsze) :D.
Nie zawsze jednak takie „powroty do przeszłości” są złe. Wydawnictwa bardzo często po raz któryś wydają jakąś serię czy książkę.
Dzięki temu możemy natrafić na pozycję, która normalnie mogłaby się nam napatoczyć najwyżej w antykwariacie czy najmroczniejszych czeluściach allegro. Tu można podawać nieograniczone ilości przykładów, chociażby
„To” Stephena Kinga (
które samo mam, a jego kupno było istnym koszmarem: wyobraźcie sobie, że skończył się nakład, więc rozpoczęłam szukanie w internecie pozycji pt. „To” po angielsku „It”, dwa tygodnie ślęczałam przy kompie, zanim znalazłam...), czy moje ukochane
„Pamiętniki wampirów”, których pierwsza część została napisana w 1991 roku! Któżby o nich pamiętał, gdyby nie zostały wydane po raz kolejny?
Na takie „odgrzewanie kotletów” z przyjemnością mogę się zgodzić :).
Cześć, kluski! Dzisiaj witam Was na blogu Uli. Fajnie, nie? :)
Sama do takich „powrotów do przeszłości” mam dość mieszany stosunek, już Wam tłumaczę dlaczego. Głównie takie odkurzanie wcześniejszych książek kojarzy mi się z łatwym sposobem na zarobienie dodatkowych pieniędzy.
Po co rozgrzebywać coś, co już dawno temu miało swoje piękne, pewnie niesamowicie wzruszające i szczęśliwe zakończenie? Jak mówi przysłowie „co za dużo, to nie zdrowo”.
Wspominałam, że moje uczucia są mieszane, prawda? Wszystko przez to, że
z natury jestem osobą diabelnie sentymentalną i bardzo przywiązuję się do fikcyjnych światów oraz bohaterów. Dlatego zazwyczaj ciężko kończy mi się cykle powieści, do których żywię szczere uczucie miłości. Bo kiedy dobrnę do ostatniej strony epilogu, to cały ten czar pryśnie. Wszystko się skończy i już nigdy nie będzie mi dane poznać nowych przygód, toczących się w tych wspaniałych książkach.
Ilu z was chciałoby cofnąć czas, poznając całą historię ulubionej serii od początku?
Widząc temat tego posta, pierwsze co mi przyszło na myśl, to ósma część
„Harry’ego Potter’a”. Rowling tą serią stworzyła moje dzieciństwo, porywając mnie do magicznego świata, gdzie można latać na miotle. Naprawdę ciężko było mi się rozstać z tą serią, zupełnie tak jakbym skończyła jeść pyszne pączki z Auchan i zostałoby mi po nich jedynie puste pudełko, ubabrane lukrem
(znowu myślę o jedzeniu, przepraszam).
Dlatego ucieszyłabym się z kolejnej części serii, jednak pod jednym warunkiem. Ten sam magiczny świat – TAK; ci sami bohaterowie – NIE. Skoro któryś z pisarzy zdobył się na wykreowanie tylu wspaniałych światów, to dlaczego mają one zostawać tak puste i samotnie po zakończeniu?
Może warto zostawić w spokoju danych bohaterów, a skupić się bardziej na świecie, w którym żyją?
Wszystkie trzy otworzyłyśmy drzwi i dzisiaj robimy rozróbę na blogu Uli.
Tak więc, czego tyczy się nasza zawzięta dyskusja...?
Staruszkowie, którzy postanowili, że wbiją się w obcisłe ciuszki i będą wywijać przy popowej muzyce w jakimś klubie...
oczywiście, że będziemy paplać o książkach!
Tak więc, kiedy myślę o 'powrocie do przeszłości' pierwsze co,
przed oczami pojawia mi się Kristen Stewart, która w najnowszej książce Stephanie Meyer, ma być 'lśniącym wampajerem Edłordem' wersja 2.0.
Mówiąc szczerze, w
„Zmierzchu” mimo iż był ten koszmarny trójkąt, który doprowadzał mnie do szału, to książka mi się podobała. Jednak, no ludzie! Czy autorka naprawdę chciała pokazać jak zachowaliby się wampirzyca i człowiek...?
Nie.
Chciała wycisnąć jeszcze trochę mamony z tych książek. Wycisnąć tak, jak wyciska się końcówkę pasty na szczoteczkę – trzeba się trochę nagimnastykować, ale ostatecznie wygrywasz.
Hmm, to raczej nie jest dobry przykład, jednak musiałam go tu umieścić.
„Kroniki Białego Królika” kocham te książki!
Pierwsze trzy części za mną i według mnie, tu mogłaby się zakończyć niesamowita historia o Alicji Bell. Trylogia.
Ale nie! Jest jeszcze czwarta część, po co?
Żeby zobaczyć jak bohaterowie radzą sobie jako rodzice?
Serio? Chcę, aby w moich wspomnieniach pozostali nastolatkami.
No przepraszam, ale nie wyobrażam sobie naszych zabójców bawiących dzieciaki w kołyskach – co to, to nie!
Powrót do przeszłości nie jest zły, jednak zazwyczaj to tylko chęć zarobienia więcej na czymś, co już powstało.
Tak więc, podsumowując.
'Powrót do przeszłości' jest nam wszystkim dobrze znany.
Jest upalny dzień, w pocie czoła zawędrowałeś do kuchni. Zamrażarka! Tam czeka zbawienie. Lody. Porywasz upragnione pudełko w ramiona, szybko zabierasz łyżeczkę i otwierasz paczuszkę... a w środku zielone!
Koperek? Dzięki babciu...
Cieszysz się, w końcu – masz koperek na ziemniaki.
No właśnie, t-y-l-k-o na ziemniaki.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A więc nasze zdanie już znacie. A co z Wami? Lubicie takie odgrzewane mięsko? Nie? Czekamy na Was w komentarzach!
Buziory!