Specjalnie odczekałam konkretną chwilę przed napisaniem tej recenzji. Mam
kubek meliski. W połowie już wypity. Mogę pisać. Postaram się być miła. Serio.
ale coś czuję, że miło nie będzie… za to może trochę zabawnie. Bo tu można albo
się śmiać, albo płakać, a płakanie jest nieestetyczne. Panie i Panowie, dziś
opowiem wam o moim spotkaniu z Fandomem Anny Day.
Violet razem ze swoimi
przyjaciółkami i młodszym bratem są ogromnymi fanami Tańca na szubienicy –
bardzo modnej powieści młodzieżowej. Kiedy pewnego dnia wybierają się razem na
Comic Con, aby spotkać aktorów grających główne role w ekranizacji ich
ukochanej powieści nie spodziewają się, że ten dzień będzie początkiem
niezwykłej przygody łamiącej wszelkie prawa logiki. W niewyjaśniony sposób
czwórka przyjaciół przenosi się do uniwersum Tańca na szubienicy. Wciągnięci w
wir wydarzeń podążają za fabułą książki i stają się jej częścią, a Violet w
wyniku fatalnego przebiegu wydarzeń zostaje zmuszona do przejęcia roli Rose –
głównej bohaterki jej ukochanej powieści. Brzmi fantastycznie? Niestety, nic z
tych rzeczy, ponieważ w finałowej scenie książki… Rose zostaje powieszona na
szubienicy. Czy Violet podzieli jej
los? Co będą musieli zrobić bohaterowie, aby wrócić do ich świata? Jak wysoka
będzie cena, którą zapłacą? Ja wam tego nie zdradzę. Nununu.
Chyba ładny mi ten opis wyszedł. Taki emocjonujący i intrygujący, nie?
Podobnie ciekawie brzmi zarys fabuły znajdujący
się na okładce Fandomu i to właśnie
on jest sprawcą tortur, jakie zafundowała mi w ostatnich dniach ta książka. On i
moja przeklęta ciekawość. Zwiedziona intrygującym pomysłem Anny Day aż nie
mogłam się doczekać poznania tej historii. W końcu w ilu książkach bohaterowie przenoszą
się do świata ukochanej powieści? Pewnie
nie jeden z was chciałby zaliczyć taką przygodę w Hogwarcie, Narnii czy innym
Westeros (to ostatnie to taka wersja dla prawdziwych hardcorów, ja tam bym
się jednak bała stania się częścią historii kreowanej przez Martina xD). Osobiście
pokroić bym się dała za tydzień lub dwa w Valeris. A więc sam pomysł na Fandom wydawał mi się szalenie ciekawy i
skrywający w sobie ogromny potencjał. Ale coś tu zawiodło. Co? To może żeby się nie pogubić... ja wam to wypunktuję.
Cytatów nie będzie. W prawdzie kilka zaznaczyłam, ale po przyjrzeniu się im... nie, ja was za bardzo lubię więc sobie odpuśćmy dziś cytaty, ok? |
1. Ludzie z uniwersum Fandomu są głupi.
Nie chodzi mi tu jeszcze konkretnie o bohaterów książki. O nich
opowiem za chwilkę. Chodzi mi o ogół
społeczeństwa, ze wskazaniem na młodzież. Bo wiecie, ten cały Taniec na szubienicy jest tam piekielnie
popularny. Coś jak u nas Igrzyska śmier…
a właśnie, stop, wróć. Akcja ma miejsce
w normalnym świecie, konkretniej: w Londynie naszych czasów. Bohaterowie Fandomu znają zarówno Zmierzch, jak i Igrzyska śmierci, Niezgodną,
itd.. To dość ważne, bo jeszcze gdyby w ich świecie te historie nie
istniały, to mogłabym (z ogromnym trudem) zrozumieć jaranie się Tańcem na szubienicy. Ale w momencie, kiedy zna się te książki/filmy
i dostaje się zlepek perfidnie zerżniętych wątków, zwrotów akcji i rozwiązań,
dodatkowo okrojony z jakiegokolwiek sensu i zapakowany w nowe pudełeczko
podpisane „Taniec na szubienicy” i
uznaje się tę historię za fenomenalną, niezwykłą, łamiącą serce, etc… no nie,
po prostu nie.
2. Taniec na szubienicy jest absurdalnie głupi.
W normalny świecie Taniec na
szubienicy dostałby może ze 3 gwiazdki na Lubimyczytać, mniej więcej tyle
samo gwiazdek na Filmwebie miałaby jego ekranizacja. Nie wierzycie mi? To
pozwólcie mi, że streszczę wam fabułę tej „książki wewnątrz książki”. Spokojnie, to nie spoiler. Fandom
zaczyna się właśnie takim streszczeniem w wykonaniu Violet. A więc tak:
Akcja toczy się w Londynie z
przyszłości. Miasto jest zrujnowane przez bombardowania i tego typu rzeczy. Wiele
lat temu społeczeństwo podzieliło się na dwie grupy – Niedosków i Genuli. Ci pierwsi są ludźmi takimi jak my,
przeciętnymi, mającymi wady… normalnymi. Genule z kolei są genetycznie
ulepszeni, super inteligentni, doskonale piękni, wysportowani… doskonali.
Niedoskowie są ich niewolnikami, traktuje ich się jak podludzi. Raz w tygodniu
w Koloseum odbywa się widowisko polegające na wieszaniu dziewięciu Niedosków.
W
powieści działa ruch oporu, który planuje rozpętanie rebelii. Plan jest taki: Rose (główna bohaterka) ma
zacząć pracować u jednej z rodzin Genuli, rozkochać w sobie syna gospodarzy –
Willowa i wykraść tajne informacje. To niby ma jakoś pomóc rebeliantom w
rozpętaniu powstania. (Jak? Nie wiadomo, ale udajmy, że to ma sens.) W każdym razie dziewczyna zakochuje się w
WIllowie i w kluczowym momencie uznaje,
że ona go kocha, ona nie może go tak wykorzystać, ona to pierdzieli, zwija
manatki. Chłopak jednak nie daje jej tak łatwo odejść – śledzi ją i wpada
prosto do kryjówki rebeliantów. Tam się dzieją jakieś cuda, trudne sprawy i tak
dalej, w efekcie czego chłopak wybacza Rose to, że w sumie to chciała go wystukać
i oboje postanawiają razem uciec. Kiedy jednak już są bliscy znalezienia się w
bezpiecznym mieście, zostają złapani przez wojska Genuli. Rose trafia do Koloseum i zostaje powieszona. Kiedy umiera na
stryczku, na arenę wbiega Willow, wyznaje jej miłość, odstawia sporą szopkę,
mówi o miłości i tym, że zabijanie jest brzydkie… i koniec.
Książka kończy
się obaleniem rządu, a wszystko to za sprawą Willowa, który wyznał miłość
umierającej Rose.
Fajnie, nie? Bo
wiecie, miłość pokona każde zło i tak dalej. Tylko kurcze, w tej historii to
jest tak masakrycznie źle ograne, że aż boli. Czytałam Fandom równocześnie z Ewą z To
read or not to read? (której macham i dziękuję za wsparcie podczas lektury
<3) i na bieżąco dyskutowałyśmy o dostrzeganych przez nas lukach w logice. Szczerze?
Najlepszą recenzją Fandomu byłyby
screeny naszej rozmowy, ale pojawiają się tam słowa, które damom nie przystają
i spoilery, więc siłą rzeczy nie pokażę wam screenów. O ile powyższy opis jeszcze jakiś tam sens ma, to gdy dodamy do niego
wątki i fakty, które poznajemy z biegiem powieści, otrzymamy taki stek bzdur,
że głowa mała. Rozkochanie w sobie faceta w tydzień. Plastikowe rozmowy.
Brawurowy atak na burdel. Shit straszny.
Więcej o nim pisać nie będę, bo już czuję, że mi meliska działać przestaje (a miałam
być delikatna).
3. Główna bohaterka ma zwichnięty
mózg.
Violet jest obsesyjną fanką Tańca na szubienicy. Zdarzyło wam
się z pamięci jechać cytatami z waszej ulubionej książki? Nie mam na myśli tych
takich „kultowych” w stylu „Zgredek jest
wolnym skrzatem!”, czy „Dlaczego to
zawsze muszą być pająki, czemu to nie mogą być motyle?”. Chodzi mi raczej o
(zostając już przy przykładach z Harry’ego), dajmy na to, opis konduktora, który
ochrzania Harry’ego kiedy ten szuka peronu 9 i ¾, albo jakiejś tam losowej
Ślizgonki. Nie? Nic dziwnego, kto by
takie pierdoły pamiętał? No właśnie Violet. Vi zna na wyrywki dialogi z tej
książki (albo filmu, bo w pewnym momencie to ja już nie wiedziałam, czy ona
jest bardziej zajarana powieścią, czy ekranizacją…), umie przytoczyć (słowo w
słowo, bo jest to w cudzysłowie!) opisy postaci pojawiających się gdzieś tam w
tle historii i tak dalej. I jeśli nawet
uwierzyłabym w tak perfekcyjną znajomość treści Tańca na szubienicy, to oczekiwałabym (na logikę), że dziewczyna
będzie na bieżąco wykorzystywać tę wiedzę aby nie dać się zabić. No bo
wiecie, Vi podąża krok w krok po ścieżce, którą normalnie szła by Rose, a więc
doskonale wie, że tu będzie taka zasadzka, tu się można schować, tyle trzeba
odczekać… a tymczasem na dzień dobry
prawie daje się zabić, nie rozpoznaje z marszu istotnych postaci (a
przecież twierdzi, że film zna na pamięć, widziała go 47 razy!). Ponadto przez
calutką książkę dąży do tego, aby skończyć jak Rose i zawisnąć, bo wierzy, że
dzięki temu ona i jej przyjaciele wrócą do normalnego świata… a tak pod koniec
książki, kiedy wszystko wskazuje na to, że lada chwila (nareszcie!) ją
powieszą (to też nie spoiler, od samego początku jest nam to powtarzane
i sugerowane)… ona zaczyna się zastanawiać, czy ta jej teoria nie jest troszku
naciągana. No rychło w czas, nie? No
mówiłam, mózg ma zwichnięty. Mam na
karteczce wypisane tyyyyyyle przykładów, ale ta recenzja i tak zapowiada się na
szalenie długą, a więc na tym poprzestanę.
4. Inni bohaterowie nie są lepsi.
Chociaż są wyjątki.
Szczerze mówiąc od początku czekałam,
aż ich ktoś zabije. Serio, kibicowałam tym złym. Anna Day wykreowała bohaterów swojej książki tak niekonsekwentnie,
niedokładnie i koślawo, że nie szło ich polubić. Wyjątkiem (i nikłą zaletą,
jakiej się doszukałam) był Ash, Katie i Nate. Pierwszy z nich jest całkiem
uroczy, a do tego inteligentny i zabawny, stanowi wytchnienie od tej ciągłej
durnoty Vi. Katie nie zna zupełnie
ani filmu, ani książki Taniec na
szubienicy i już za to ją lubię – jest mądrzejsza niż przeciętny nastolatek
z Fandomu, bo nie łapie fenomenu tej
gównianej historii. Poza tym też jest dość zabawna. I lubi Shakespeara. Ja też
lubię Shakespeara, więc no... ;) No i na koniec jest jeszcze Nate, czyli młodszy brat Violet, który
przewyższa ją pod względem rozgarnięcia dziesięciokrotnie. Chociaż nie wiem,
czy jest to jakiś specjalny wyczyn. Ciężko być głupszym od Vi, nie oszukujmy
się. Co do pozostałych bohaterów – nie
będę wam przybliżać ich sylwetek. Jak dla mnie prawie każdy z nich ma rozdwojenie jaźni. Koszmar.
5. Dialogi dzielą się na: dobre,
beznadziejne i niepotrzebne.
To samo z resztą tyczy się opisów. Mamy tu fragment całkiem niczego sobie, bo potrafią rozbawić czy tam w jakimś
stopniu wzruszyć (chociaż z wzruszeniem nie szalejmy – ja nie umiałam się
wzruszyć, bo po prostu czekałam aż bohaterów ktoś wyzabija -,-). Mamy opis i dialogi spartaczone, nie trzymające się kupy albo po
prostu irytujące. Tyczy się to zwłaszcza fragmentów, w których Violet
porównuje świat, w którym się znalazła z tym stworzonym przez autorkę Tańca na szubienicy oraz tym z filmu. Dziewczyna potrafi na przykład być w szoku,
że czuje zapach brudnych ciał, a przecież w książce i w kinie tego nie doznała…
no faktycznie, dziwne, że jej nie zionęło smrodem z kartek powieści, nie?
To samo tyczy się jakichś drobiazgów w scenerii, które chyba nikogo oprócz Vi
nie obchodzą. O ile pierwsze kilka
takich porównań rozumiem – tłumaczą czytelnikom, że świat w którym znalazła się
nasza czwórka bohaterów jest troszkę
inny niż ten z ich książki/filmu, bardziej brutalny i „prawdziwy”, o tyle kolejnych
i następnych porównań nie potrafię niczym uzasadnić. Są zbędne. Podobnie
jak liczne dywagacje o rozmiarze piersi, stanikach, a nawet jedna (bardzo
fikuśna) o penisie w stanie spoczynku. Tak
więc z jednej strony pochwalam część książki, bo jest to napisane lekko i
„przyjemnie”, a z drugiej chętnie wykreśliłabym jakąś ¼ Fandomu. Taki pluso-minus, o!
Jedno jednak muszę przyznać: FENOMENALNA jest ta okładka! |
6. Anna Day jest konsekwentna.
…konsekwentnie do ostatniej strony jest absurdalnie. Przy czym na początku nie macie w ogóle co
liczyć na to, że coś was zaskoczy – narrację prowadzi Viloet i wygląda to
tak, że Vi mówi przykładowo: „O! teraz
idziemy tą uliczką, co to na jej końcu Rose została napadnięta przez zbira, ale
uciekła, schowała się cztery uliczki dalej, zrobiła to, to i to…”… po czym
to dzieje się w książce. W sensie
wiecie, mamy spoilery na bieżąco i to z pierwszej ręki, bo spoileruje nam
narrator. Przyznajcie, że to jest wyższa szkoła jazdy, nie? xD Później jest lepiej o tyle, że losy Violet
zaczynają odbiegać od historii Rose, a więc ciężej o spoilery (chociaż
nadal wiemy do czego to zmierza…) i pojawiają się plot twisty. No i właśnie, tu
się zatrzymam, bo dawno tak kosmicznych
zwrotów akcji nie widziałam. Czytałam i nie wiedziałam, czy ja mam się
śmiać, czy płakać. To było tak
naciągane, takie przekombinowane i… kurcze, no po prostu głupie, że już chyba
wolałam początek pełen spoilerów. A co do zakończenia – przewidziałam je na jakiejś 120 stronie, a
w okolicach strony 160 byłam go już pewna. Później w prawdzie próbowałam w
głowie sobie jakoś zbajerować finał tej książki, wymyśliłam X o wiele (moim
zdaniem) ciekawszych i bardziej zaskakujących zakończeń… a dostałam
przewidywalny, banalny klops. Gdyby nie
to, że w pewnym momencie przestalam liczyć na to, że ta książka jeszcze się
„naprawi”, to czułabym się zawiedziona.
7. Z wyłączonym mózgiem da się to
czytać.
Żeby nie było, że widzę prawie same minusy! Ogólnie to to da się czytać. Fakt, przyzwyczajenie się do poziomu,
na jakim napisano Fandom zajęło mi
kilkaset stron, ale w pewnym momencie ta jego absurdalność nawet mnie bawiła. Kibicowanie bohaterom w wyścigu na
szubienice to całkiem fajna rozrywka. Można się pośmiać. Osobiście uważam,
że badziewne książki dzielą się na te źle-badziewne i te dobrze-badziewne. Ta była dobrze-badziewna. To się czytało tak źle, że aż dobrze. Jeśli
więc ktoś z was lubi czasami sobie zrobić książkową krzywdę, to Fandom będzie idealny. W tym przypadku –
polecam gorąco.
Moi drodzy, ja mam tu tego dużo
więcej wypisane, ale myślę, że tyle wystarczy. Jeśli ktoś z was chciałby
dowiedzieć się o reszcie rzeczy, które mitu nie grały – piszcie do mnie,
odpowiem na wszelkie pytania czy to w komentarzach tu, na Fanpage’u albo w
mailach. Krótko mówiąc – Fandom okazał się fatalną pomyłką. Tu nic
się nie zgadzało, wszystko drażniło i budziło sprzeciw mojego umysłu. Może gdybym
była mniej uważnym czytelnikiem, to książka nie skopałaby mnie aż tak bardzo,
ale niestety, zwykłam czytać dokładnie. I
tak oto dostałam historię głupiutkiej bohaterki zakochanej w głupiutkiej
książce, która popełnia głupiutkie błędy, a wszystko to zostaje wyjaśnione w
banalny i głupiutki sposób. Czy mogę wam ją polecić? Tak na poważnie – nie. Tak
dla masochistów – oczywiście. Dla książkowych masochistów powinna być to
pozycja obowiązkowa. Nie będziecie się nudzić, gwarantuję.
I jak? Co myślicie? Macie
ochotę na własnej skórze sprawdzić, czy Fandom doprowadzi was do szewskiej pasji?
Ja nie wiem, czy to dobry pomysł, ale nie odradzam. Sięgniecie po tę książkę o
życiu w książce? Dajcie znać w komentarzach!
Całusy!
Ula ;*
Za książkę dziękuję
wydawnictwu Jaguar ;)
Oryginalny tytuł: The Fandom
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Ilość stron: 416
Data premiery: 11.04.2018
Wydawnictwo: Jaguar
Ale się rozpisałaś! :D szczerze mnie ubawiła Twoja opinia! Chyba muszę sama sprawdzić co w niej takiego jest i też obsmarować książkę :D oczywiście zaczęłabym od "Tańca na szubienicy" ;)
OdpowiedzUsuńWyhaczyłam jeszcze jeden błąd w trzecim akapicie: "niejednym" razem ;)
Poza tym mi ta książka przypomina "Ember in the Ashes: Imperium Ognia". Równie bez sensu :D
O, zaraz poprawię :D
UsuńAkurat Ember mi się podobało piekielnie i nie widzę podobieństw żadnych ;)
Ahah obydwie skutecznie zniechęcilyscie mnie do fandomu a wcześniej rzeczywiście miałam go w planach :p za mało czasu ma człowiek żeby marnować go na takie książki a masochistka raczej nie jestem ;]
OdpowiedzUsuńCzyli i ja i Ewa przysłużyłyśmy się społeczeństwu :D
UsuńSuper recenzja! Naprawdę bardzo mnie rozbawiłaś, za co dziękuję. Trochę szkoda, że tak wyszło z tą książką, bo ogólny pomysł wydaje się naprawdę fany, ale reszta z tego co mówisz no... Zastanawiam się czy sama nie sięgnąć po książkę i wyrobić sobie własnej opinii, ale szczerze mówiąc chyba trochę szkoda mi czasu. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńStarałam się ją złagodzić humorem, więc nie ma za co dziękować :P
UsuńPomysł był świetny, serio. Po prostu potraktowano go maksymalnie po macoszemu, a szkoda.
Bierz ją! Spotkałam się z pozytywnymi recenzjami (z którymi nijak się nie umiem zgodzić), więc może ty jednak coś w Fandomie dostrzeżesz, kto wie? Ale żeby nie było - ostrzegałam xD
Ej, pomysł na wstawienie screenów naszych rozmów jest genialny. To by najlepiej oddało "ducha" tej książki 😂😂. Ja wiem, panienki tam latały, ale no, wszystko jest usprawiedliwione xd
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą w 125%, sama dobrze o tym wiesz. Machnęłabym dłuższy komentarz, ale wyczerpałaś temat, a ja jestem na telefonie i spałam 3 godziny 😂
Pozdrowionka!
Nie kuś! XD Umówmy się, że nie ma sensu mówić nic więcej - jestem na bieżąco z twoją opinią :")
UsuńJa żądam zobaczenia tych screenów! Tajemnica korespondencji i inne bajery mnie nie interesują, po prostu jestem pewna, że ubawiłabym się na nich 100 razy lepiej niż sięgając po tę książkę (po twojej recenzji wychodzi, że to byłoby dość łatwe).
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać negatywne recenzje w twoim wydaniu! Sformułowanie "zwichnięty mózg" jest tak fajne, że wprowadzę je chyba do mojego codziennego słownictwa.
A po "Fandom" oczywiście nie sięgnę. xD
Pozdrawiam!
Kulturalny rozgardiasz
Hahahhaha istnieje ryzyko, że padłabyś ze śmiechu, a wtedy miałybyśmy cię z Ewą na sumieniu xD
UsuńWprowadzaj, śmiało! Dysmózgia wydawała mi się niewystarczająco dramatyczna :')
Klinkęłam dla przepięknego zdjęcia, zostałam dla świetnej recenzji! Naprawdę się ubawiłam! Z początku opis książki brzmiał całkiem ciekawie, ja właśnie też bym chętnie odwiedziła Hogwart albo śródziemię. Ale niestety, jak to często bywa - oczekiwania mamy wielkie, a na końcu drogi wielkie g. ;) Pozdrawiam! Xx
OdpowiedzUsuńAle mi miło <3
UsuńŁo, ale długa opinia 😂 Książkę miałem zamiar przeczytać ze względu na okładkę, no ale już nie chce 😂😂
OdpowiedzUsuńKrócej nie umiałam xDDD
UsuńOpinia-kolos!
OdpowiedzUsuńAle żeby nie było, całą przeczytałam i co chwilę wybuchałam śmiechem jak idiotka. Nie wiem, dlaczego ludzie wydają takie buble, skoro można na ich miejsce wydać coś świetnego.
A, plus pomyślcie sobie, ta książka była kiedyś drzewem.
R.I.P SOSNA
1970-2018
Ściski,
Iza z Heavy books
Czyli cel został osiągnięty - ludzie się śmieją, a nie płaczą przy czytaniu tego posta :D Też tego nie rozumiem, ale co zrobisz? nic nie zrobisz ;C
UsuńKurczę, a opis wydawał się naprawdę ciekawy i zachęcający! No cóż, raczej nie będę po nią sięgać. ;)
OdpowiedzUsuńOpis był zapowiedzią czegoś mega oryginalnego i ciekawego, a tu taki... no klops :/
UsuńAch, ale się ubawiłam! Wcześniej nie słyszałam o tej książce i widzę, że niewiele straciłam! A cytaty, które przedstawiłaś mnie załamały
OdpowiedzUsuńNo fajnie, fajnie, tylko że w tej recenzji nie ma żadnego cytatu :)
UsuńTwój tekst czyta się świetnie, ale książki raczej nie przetestuję na sobie. Melisa mogłaby okazać się za słaba ;)
OdpowiedzUsuńPrzy czytaniu melisa jest zbędna - książka działa wystarczająco usypiająco xDDD
UsuńMyślę, że jedyny plus tej książki to Twoja opinia😆 I chyba na jej lekturze poprzestanę, bo chyba psychicznie nie zniosłabym takich tortur😜
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😊
Polecam się na przyszłość :P
UsuńSwiena recenzja, pomysl wydawal sie fajny ale... no coz, moze siegne po ta ksiazke do odmozdzenia, w sumie to nie wiem skoro glowna bohaterka to tragiczna postac....
OdpowiedzUsuńhttps://myraibowworld1997.blogspot.com/
Posiadam tę książkę i mam w planach ją przeczytać. Twoja recenzja jest świetna i wydaje mi się, że dla pośmiania się sięgnę po tę książkę ^^
OdpowiedzUsuńhttp://littlebookworm27.blogspot.com/2018/06/krol-kier-aleksandra-polak.html
A ja czytałam gdzieś taką mega pozytywną recenzję, w której ta książka została porównana do Igrzysk śmierci, i już miałam ją na liście do przeczytania, bo pomysł wyjściowy jest bardzo interesujący. Ale to twojej opinii wierze bardziej i ją natychmiastowo wykreślam.
OdpowiedzUsuń20 year-old Sales Representative Shane Pullin, hailing from Picton enjoys watching movies like Joe and Slacklining. Took a trip to Yin Xu and drives a Alfa Romeo 8C 2900B Pinin Farina Cabriolet. Zobacz wiecej informacji
OdpowiedzUsuń