Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moja historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą moja historia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 czerwca 2018

Dwadzieścia lat książkami pisane | Dziś moje urodziny!


Cześć Precle!
Nadszedł ten dzień. Dziś skończyło się moje bycie NASTOlatka, a zaczęło bycie –DZIESTOlatką. 17 czerwca 1998 roku przyszłam na świat. Dziś są moje dwudzieste urodziny i chciałam to jakoś uczcić również tutaj, na blogu. Wpadłam na pomysł podróży do przeszłości. Książkowej podróży do przeszłości ;). Pozwólcie, że opowiem wam o tym, jak to było z tym moim czytaniem. Dziś opowiem wam historię książkami pisaną. Moją historię. Zaczynamy? ;)

wtorek, 16 sierpnia 2016

Oko w oko z zielonookim ;)


Cześć Pulpety!
Wiecie jak Wam zazdroszczę? Moje wakacje właśnie dobiegły końca :C. Kiedy ten post się dodaje, ja jestem w drodze do szkoły. Od ostatniego spotkania z Liwią minął już tydzień, więc postanowiłam uraczyć Was kolejnym fragmentem. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest tu wiele nowych duszyczek, które historii Arsienki nie znają... więc może pokrótce wytłumaczę kto z kim i dlaczego ;).

Liwia Oharra jest mieszkanką Arsiene, uroczego miasteczka, w którym żyje wraz ze swoim ojcem i bratem. Jest jesień. Dziewczyna z utęsknieniem wyczekuje pierwszych dni lata, bowiem latem ma wyjść za Kwiriona - swojego ukochanego. W rodzinie Oharra krucho z kasą, więc gdy Liwia dostaje  spore zlecenie od najbogatszej kobiety w miasteczku, czym prędzej bierze się za haftowanie, bo właśnie na tym zarabia od lat. Kiedy już kończy ostatnią z zamówionych serwet, niefortunnie kuje się igłą w palec, i robótka wpada do studni, na której siedzi Arsienka. Zdesperowana Liwia postanawia zejść na dno zbiornika, aby odzyskać serwetę... jednak nigdzie nie może jej znaleźć. Zwabiona tajemniczym światłem podąża wgłąb podziemnych tuneli, które prowadzą ją do kamiennych drzwi. Co znajdzie za nimi? Cóż, o tym musicie przekonać się sami! 

Poprzednie fragmenty znajdziecie TUTAJ, natomiast ja zapraszam Was na szósty rozdział opowieści o ciemnowłosej Arsience ;).

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Wzrok Liwii podążył w kierunku wskazanym przez Serapiona. Nagle uszło z niej całe powietrze.

Pałac. Szli do pałacu, który stał w samym centrum podziemnego miasta. Liwia starała ogarnąć budowlę wzrokiem, ale nie była w stanie. Całość wyglądała tak, jakby została wykuta w skale, nie zaś zbudowana z cegieł, jak pałace ze świata, który znała. Właściwie nie zdziwiłaby się, gdyby faktycznie budowla była wykonana z jednego, kolosalnego głazu. Ściany pałacu miały barwę burzowego nieba, coś pomiędzy granatem, a szarością. Arsienka zastanawiała się jaki kamień ma takie kolory. Budowle zdobiły niezliczone balkony i tarasy, których balustrady wyglądały jak uplecione z bluszczu. Bluszczu jednak nie dostrzegła, nic nie oplatało zamczyska. Liwia spróbowała oszacować liczbę okien, tych ogromnych, i tych malutkich, jednak nie udało jej się. Jednego był pewna – pałac robił ogromne wrażenie.

- T..tam idziemy? – wyjąkała zszokowana. – Ale po co? Zrobiłam coś złego? – w jej głosie znów zagościł strach. W końcu do pałacu nie prowadzi się każdej przybyłej osoby. – Strażniku – zwróciła się do Ingiela - jeśli naruszyłam jakieś prawo przekraczając te przeklęte drzwi, to naprawdę przepraszam. Nie wiedziałam. Bogini, nie miałam pojęcia, że to coś złego, chciałam tylko dotknąć tego światełka…

Zerknęła do góry, i zdała sobie sprawę, że jedna z jaśniejących kulek fruwa zdecydowanie bliżej, niż pozostałe. Przeszło jej przez myśl, że to ta, która ją tu przywiodła. Gdy tylko o tym pomyślała światełko zawirowało, i sfrunęło jeszcze niżej, jak gdyby na potwierdzenie jej przypuszczeń.
- Uspokój się Liwio, nie zrobiłaś niczego złego – odparł spokojnie Ingiel. – Nie musisz się obawiać, nie stanie ci się żadna krzywda.

- I mam ci uwierzyć na słowo? – odparła, nim ugryzła się w język. – To znaczy…. Wybacz Strażniku, ale jak do tej pory zostałam uprowadzona, zastraszona belzebubami i przywiedziona do jakiegoś nieznanego podziemnego miasta. Poza tym właśnie mi oświadczyliście, że idziemy do tego cholernego, wielkiego pałacu. Bez obrazy, ale naprawdę wydaje mi się, że uspokojenie się nie wchodzi w grę.

- Jak uważasz – odparł jedynie Ingiel, i skierował swojego wierzchowca do bram pałacu. Serp podążył tuż za nimi, szczerząc się pod nosem.

Przejechawszy przez bramę trafili na wewnętrzny dziedziniec. Liwia rozejrzała się zaciekawiona. Z każdej strony otaczały ją ściany, zdobione w niesamowite malowidła. Na szaro granatowym kamieniu wymalowano białe wzory, które zadziwiały swoją precyzją. Na jednej ze ścian Liwia dostrzegła rzędy portretów mężczyzn i  kobiet. Domyśliła się, że postacie te były niegdyś mieszkańcami tego pałacu, a więc władcami podziemnego miasta. Przyglądała się malowidłom z niezwykłym zainteresowaniem. Na kolejnej ścianie widniały wzory roślinne, okalające śnieżnobiałe pierścienie, w których wypisano niezrozumiałe dla niej słowa. 

- Argi… erakutsiko… duzi… bidea… - odczytała powoli tajemnicze słowa.

- Światła wskażą ci drogę – przetłumaczył Serp, który od dłuższego czasu przyglądał się Liwii. – To hołd dla historii powstania Barruan – dziewczyna zdziwiła się, że Strażnik udzielił jej tych informacji bez cienia sarkazmu. – I jak? Podoba ci się pałac? Wyglądasz, jakby ci się spodobał. A to dopiero plac, poczekaj, aż zobaczysz sal…

- Milcz durniu! – uciszył go Ingiel. Liwia uznała, że jednak z dwojga złego woli Serapiona. Dureń bo dureń, ale przynajmniej na nikogo nie warczał. – Zsiądź z konia Liwio. Dalej pójdziemy pieszo – dodał Strażnik już spokojniej. Sam zsunął się na ziemię, i wyciągnął dłoń ku dziewczynie, aby pomóc jej zejść na ziemię. Ta jednak zignorowała go, i bez wsparcia zeszła z konia. 

Uda bolały ją niemiłosiernie, a suknia wyglądała okropnie - cała usmarowana mułem rzecznym, a do tego nieludzko wymięta. Liwia pożałowała, że Serapionowi nie udało się nakłonić Ingiela do poświęcenia chwili na odświeżenie jej wyglądu. Czuła się niezręcznie, zważywszy na piękno otaczających ją murów.

- Chodź owieczko, jeszcze będziesz miała okazję przypatrzeć się dziedzińcowi – Serp pociągnął ją zadziwiająco delikatnie za ramię, które dziewczyna szybko wyrwała z uścisku Strażnika – Bogini, przecież cię nie zjem! Chodźże, zanim ten gałgan, Ingiel znów się na mnie wścieknie.

Liwia uśmiechnęła się na myśl o zirytowaniu Strażnika, jednak posłusznie ruszyła ku drzwiom prowadzącym do wnętrza pałacu.

Drzwi również były niezwykłe.  W ogromnych, dębowych wrotach wyciosano piękny zamek, o licznych wieżach połączonych ze sobą mostkami przypominającymi pajęcze sieci, niezliczonych  malutkich balkonach i ogromnych oknach. Z początku Liwia myślała, że zamczysko odbija się w tafli jeziora, jednak po chwili dotarło do niej, że odbicie zamku nie jest  jego odbiciem. To była osobna budowla, którą od pierwszego zamku dzielił pas ziemi. Wyglądało to tak, jakby z podziemi wyłaniał się bliźniaczy pałac… i to właśnie było przedstawione na wrotach:  dwa światy – podziemny i naziemny. Świat obcy, i jej świat. Liwia nie zdążyła dokładniej przyjrzeć się rzeźbieniom, bo Serapion pchnął ją delikatnie do środka, i zatrzasnął za nimi wrota.

- Rusz się owieczko, później pozwiedzasz. – powiedział beztrosko. Najwidoczniej dla Serpa porywanie przemokniętych niewiast było chlebem powszednim. 

Liwia prychnęła, i poszła za Strażnikami, rozglądając się na prawo i lewo. Minąwszy przedsionek szli korytarzem, którego ściany zdobiły niezliczone portrety królów i królowych, które niegdyś rządziły na tym zamku. Te wiszące najbliżej wejścia były już tak stare, że nie sposób było odczytać widniejących pod twarzami tytułów. Im dalej od wrót, tym obrazy okazywały się młodsze, lepiej zachowane. Z portretów spoglądały na Liwię dziesiątki oczu, obdarzając ją przyprawiającym o gęsią skórkę spojrzeniem. Liwia przestała patrzeć na obrazy, skupiła się na własnych stopach i stukocie obcasów o marmurową posadzkę. 

Skręcili kilkakrotnie, minęli kilka zamkniętych drzwi, aż w końcu stanęli przed ogromnymi wrotami, nie wiele mniejszymi od tych, przez które tu trafili. Te jednak były śnieżnobiałe. Arsienka odniosła wrażenie, że drzwi promieniują własnym blaskiem.

- Liwio – Ingiel zatrzymał się, i odwrócił twarzą do niej – zaraz poznasz odpowiedzi na wszystkie pytania, które zadałaś nam w drodze. Proszę cię, abyś zachowała spokój. Awanturowanie się nic ci nie da, rozumiesz? – mówił do niej jak do niemowlęcia. Liwii strasznie się to nie podobało. 

- A niby czemu miałabym się awanturować? – zapytała zirytowana, krzyżując ramiona na piersi.

Ingiel jedynie westchnął, i skinął do strażników strzegących białych wrót. Ci równocześnie sięgnęli do klamek, i otworzyli przed nimi drzwi. Ingiel wykonał gest sugerujący, aby Liwia ruszyła przodem, więc dziewczyna postąpiła krok do przodu lękając się co czeka ją po drugiej stronie wrót. 

Oczom dziewczyny ukazała się ogromna sala tronowa. Posadzka była perłowo biała, przez co patrzenie na nią wywoływało nieprzyjemny ból głowy. Cała podłoga pokryta był niesamowitymi wzorami roślinnymi w nieco ciemniejszym, szarawym kolorze. Liwia nie wiedziała gdzie podziać oczy. Sufitu pomieszczenia nie mogła dostrzec, gdyż był on niemiłosiernie wysoko. Ściany zdobiły ogromne gobeliny, przedstawiające sceny, które nic jej nie mówiły. Na wielu widniały świetlne kule, oraz ludzie wyłaniający się z mroku. W samej Sali świetlistych istot nie było, światło dawały świece zamieszczone w ogromnych żyrandolach zwisających z sufitu, oraz naściennych kinkietach. Całe pomieszczenie było niesamowicie jasne. Wzrok Liwii powędrował ku ogromnym oknom znajdującym się na ścianie równoległej do wrót. Były ogromne, a witraże utworzono miliona błękitnych i niebieskich szybek. Arsienka nie zdołała jednak rozszyfrować co przedstawiały, gdyż ktoś chrząknął, a dźwięk ten poniósł się echem po Sali. Liwia odszukała źródło dźwięku, siedzące na olśniewającym, czarnym tronie, będącym jedynym ciemnym elementem w tym pomieszczeniu.

Z końca Sali z zaciekawieniem spoglądały na nią błyszczące, niezwykle zielone oczy.


I? Co o tym myślicie? Ma to to ręce i nogi? Podoba się Wam? Macie ochotę na więcej? Czekam na wasze SZCZERE opinie i rady!

Buziaki ;*
Q.

środa, 3 sierpnia 2016

UWAGA! Głęboko pod ziemią porwano niewiastę!

Cześć Miśki! 
Dziś mam dla Was kolejny fragmencik mojej opowieści z Arsiene... chociaż teraz Arsiene jest już daleko. Zastanawiałam się co napisać w tym wstępie, i na pomoc przyszła mi Olcia, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam :). Ola, mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale postanowiłam przytoczyć tu ten Twój genialny komentarz:

"To trochę o fabule: Oto tajemnicza i piękna powieść, opowiadająca o losach Liwii. Dziewczyna mieszka z bratem-najlepszy piekarz w mieście- oraz Ojcem-cudowny zegarmistrz. A Liwia... szyje i haftuje najpiękniejsze serwety, obrusy i wiele innych. Pewnego dnia dziewczyna dostaje ogromne zamówienie. Musi uszyć cały komplet obrusów i serwet na wesele. Gdy szyje już ostatnią sztukę ta wpada w studnię. Dziewczyna nie ma tylu materiałów by zrobić nową serwetę,więc musi po nią zejść. Co jeśli jednak studnia nie ma końca? A co jeśli to wielki labirynt? A na końcu ktoś żyje?
***
Autorka ma świetny styl i poczucie humoru - to już was powinno zachęcić- a świat jaki nam przedstawiła... jest cudowny. Przygody bohaterów są świetne. Nie będę spoilerować ;) Nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem ~oryginalność~. Mam nadzieje, że tak jak ja nadal będziecie śledzić fantastyczne przygody Liwii. Czytajcie, bo na pewno się nie zawiedziecie! :)
Moja ocena: 10/10"

A tak na poważnie: zapraszam Was do... no właśnie, sprawdźcie gdzie tym razem Was zabiorę! 

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Puść mnie! – Liwia wrzasnęła na człekopodobną plamę i szarpnęła się do tyłu, wpadając na zimną, skalną ścianę. – Bo zacznę krzyczeć!

- Już krzyczysz głupia owieczko – odparł mężczyzna, ten stojący dalej. – Chociaż mogłabyś się bardziej przyłożyć. Wiesz, tak żeby co najmniej ze trzy stalaktyty pospadały nam na łby, albo…

- Zamknij się Serp – przerwał mu drugi mężczyzna. Szok powoli mijał, plamy nabierały kształtów. Liwia skupiła się na mężczyźnie stojącym bliżej niej. Tym, który uciszał Serapiona. Plama okazała się wysokim, szczupłym brunetem, o policzkach pokrytych gęstym zarostem. Mężczyzna nie mógł mieć mniej niż trzydzieści lat. Stał na wyciągnięcie dłoni od Liwii, wyraźnie czekając na jej ruch. Wydawał się dziwnie opanowany. – Przepraszam. Nie będę cię dotykać pod warunkiem, że pojedziesz z nami – przemówił spokojnie. Miał przyjemny, niski tembr głosu.

- A jeśli odmówię? – zapytała, cofając się najdalej jak mogła, i spojrzała na drugiego mężczyznę. Ten z kolei był średniego wzrostu. Ostatnie, co można było o nim powiedzieć, to że brakowało mu ciałka. Właściwie spokojnie można by z niego zrobić dwóch bliźniaków, o równie gęstych, ogniście rudych brodach. Mężczyzna stał wsparty o skałę nieopodal trzech koni pijących wodę z małego jeziorka. Słysząc pytanie Liwii uśmiechnął się paskudnie, obleśnie oblizał popękane wargi, i spojrzał jej prosto w oczy mówiąc:
- Cóż, młode, kobiece mięsko najlepiej smakuje smażone na wolnym ogniu z odrobiną ziół… Chociaż tobą to się nie najemy, sama skóra i kości…

- Serapionie do wszystkich diabłów! Albo w tej chwili się zamkniesz, albo to ciebie usmażę nad ogniskiem! – warknął wyraźnie zirytowany brunet, którego imienia nadal nie znała. – Nie słuchaj tego durnia – zwrócił się ponownie do Liwii, próbując opanować wzburzenie. – Jak już mówiłem, nie stanie ci się żadna krzywda. Pójść z nami pójdziesz tak, czy siak, bo nie masz innej opcji. Pytanie tylko czy zrobisz to po dobroci, czy wolisz przejechać się związana i przerzucona przez koński zad… To jak będzie? – spojrzał na nią wyczekująco.

Liwia rozważała chwilę jego słowa. Przychodziło jej to z niemałym trudem, bo przerażenie toczyło zaciętą walkę z logicznym myśleniem. Mogła odmówić i uciec drzwiami, którymi tu trafiła, ale co by to dało? Nie ma szans, że odnajdzie drogę w tym cholernym labiryncie. Poza tym ci dwaj na pewno ruszą za nią, a umówmy się, że ciężka, mokra suknia jest dość poważną przeszkodą w szybkiej ucieczce. O ile z spasionym Serapionem miała by jakieś szanse, to wątpiła, że uda jej się umknąć drugiemu mężczyźnie. A więc faktycznie nie miała wyjścia - musiała iść z tymi dwoma typami. Stawianie oporu nie miało sensu. Wolała widzieć gdzie jadą, aby móc zapamiętać drogę. W końcu będzie musiała jakoś wrócić do tych przeklętych drzwi.

- Dobrze, pójdę z wami – odparła w końcu. Brunet z świstem wypuścił powietrze z płuc.

- Cudownie! Naprawdę nie chciałem cię ogłuszać. To nie przystoi mężczyźnie – odparł poważnie z wyraźną ulgą.

„No proszę, trafił mi się porywacz-dżentelmen!” – pomyślała Liwia, jednak zachowała ostrożne milczenie.

 – Nazywam się Ingiel Tutorea, i jestem strażnikiem Wrót, a ten baran – tu wskazał skinieniem głowy rudobrodego, który właśnie wydłubywał sobie ostrzem sztyletu brud spod paznokci – to Serapion. A ty jak masz na imię?

- Nazywam się Liwia Oharra – odparła nieufnie i chłodno, postępując przy tym krok do przodu. 

Arsienka dopiero teraz przyjrzała się miejscu, do którego trafiła. Znajdowała się w kolejnej pieczarze, jednak tutaj niczego nie spowijał mrok. W jaskini było tak jasno, jakby wnętrze oświetlały promienie słońca. Jednak to było niemożliwe. Liwia uniosła wzrok i oniemiała. 

W górze, tuż pod sklepieniem zawisły tuziny świetlistych kul, dokładnie takich jak ta, która zwabiła tu dziewczynę. Światełka leniwie fruwały, kręcąc powolne ósemki wokół zwisających z sufitu stalaktytów. Kilka z nich, jak gdyby wyczuwając spojrzenie Arsienki ożywiło się i sfrunęło niżej. Liwia musiała zmrużyć oczy, by znów nie stracić wzroku. Blask bijący od kul był niezwykle intensywny, jednak Arsienka nie mogła oderwać oczu od dziwnych istot.

- Czym one są? – spytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Zafascynowana podziwiała podniebny taniec światełek.

- To dusze zbłąkanych dziewic – odparł Serapion tak, jakby odpowiedź była oczywistą oczywistością. – Im dziewczyna była czystsza za życia, tym jaśniej świeci jej duszyczka – dodał.

Liwia zbladła. Spojrzała na mężczyznę, i ku swojej ogromnej uldze ujrzała na jego twarzy sarkastyczny uśmieszek. Żart. To tylko żart. Paskudny, ale nieszkodliwy. Liwia zmrużyła wściekle oczy, uspokoiła się i przeniosła wzrok na Ingiela. Ten majstrował przy uprzęży jednego z koni, i nie zwracał uwagi na toczącą się rozmowę.

- B a r d z o  ś m i e s z n e – warknęła, zgrzytając zębami. Przez chwilę zapomniała, że ci dwaj mogą w każdej chwili poderżnąć jej gardło, wypatroszyć, albo przynajmniej solidnie uderzyć w głowę, i ogłuszyć. Miała po dziurki w nosie czarnego humory Serapiona. Jednak spostrzegłszy zaczepny błysk w oku rudzielca opamiętała się i powstrzymała słowa cisnące się jej na usta. Zamiast tego zwróciła się do Ingiela – Gdzie ja właściwie jestem?

- W Przedsionku Barruan – odparł zwięźle, i ponownie skupił się na koniach.

- Ahaaaa… No tak, to  w s z y s t k o  wyjaśnia – Liwia nie mogła powstrzymać sarkastycznej uwagi. – A czym jest Barruan, jeśli mogę spytać? – celowo nadała swojemu głosowi słodki, uprzejmy ton.

- Twoim nowym domem, owieczko – Serapion uprzedził Ingiela, który popatrzył na niego gniewnie. Chociaż mężczyzna starał się zachować spokój, w spojrzeniu, jakie posłał Serpowi czaiła się groźba obdarcia ze skóry. Żywcem. – No co znowu?! – spytał Serapion widząc wzrok swojego kompana. – Przecież to prawda!

- Nawet jeśli tak, to nie ty powinieneś jej o tym powiedzieć. To obowiązek Viriona, i doskonale o tym wiesz – Ingiel starał się opanować gniew. – Naprawdę chwilami zastanawiam się za jakie grzechy przydzielono mi takiego osła – mruknął sam do siebie jednak na tyle głośno, że zarówno Liwia, jak i Serp usłyszeli westchnienie strażnika.

- Powinieneś dziękować niebiosom, że ci mnie zesłali – powiedział beztrosko rudobrody, bawiąc się sztyletem. – Gdyby nie ja, już dawno skamieniałbyś tu z nudów. A tak przynajmniej ma ci kto ciśnienie podnieść w chłodne, zimowe poranki – Serapion brzmiał niemalże radośnie. 

Ingiel przemilczał uwagi kompana. Chwyciwszy wodze jednego z koni podszedł do Liwii.

- Proszę – wyciągnął ku niej dłoń z lejcami – ten będzie twój. Jest łagodny, więc nie powinien sprawiać problemów.

Liwia wytrzeszczyła oczy przenosząc wzrok z Ingiela na konia, i z powrotem. Czy ten strażnik z niej kpił?

- Ale ja nie… nie umiem jeździć konno – wydukała. W Arsiene przywilej ten posiadali jedynie najbogatsi, których stać było na kupno i utrzymanie konia. – Nie wsiądę na niego. – dodała.

- Jak to nie um… - zaczął Ingiel, ale przerwał w pół słowa. Zastanowił się nad czymś, po czym bez słowa ruszył do dwóch pozostałych koni. Znów zaczął poprawiać siodła i uprzęże. – W takim razie pojedziesz razem ze mną. W prawdzie moglibyśmy iść pieszo, ale podejrzewam, że wędrówka przez Tunele musiała cię zmęczyć, a poza tym konno będzie szybciej. Podejdź, proszę – wykonał dłonią gest, mający zachęcić dziewczynę do ruszenia się z miejsca. 

Ociągając się najbardziej, jak mogła,  Liwia podeszła do Ingiela. Mężczyzna uprzejmie wyciągnął ku niej dłoń, opisał co powinna zrobić, i już po chwili dziewczyna siedziała na końskim grzbiecie, kurczowo trzymając się grzywy zwierzęcia. Ingiel usiadł w siodle, tuż za nią. Zerknął przez ramię na Serapiona, który sadowił się w siodle kruczoczarnego konia. Liwia współczuła zwierzęciu z całego serca, bo jego jeździec do lekkich nie należał. 

Gdy Serapion dokończył swoje akrobacje, cała trójka ruszyła ku wylotowi jaskini.




I? Zjadliwe? Co sądzicie? Może macie jakieś uwagi, zastrzeżenia? Każdy komentarz jest dla mnie niezmiernie cenny! 

Buziaki ;*

czwartek, 28 lipca 2016

Zostawiam uchylone drzwi... ;)

Cześć Miśki!

Na wstępie chcę Wam z całego serducha podziękować. Komentarze pod poprzednim postem sprawiły mi niesamowita radość. Nie spodziewałam się tak pozytywnego odbioru... ba! Nie myślałam, że zaciekawię Was moim skrobaninami :D. Dziękuje Wam Kochane za wszystkie opinie, pozytywne i negatywne. Dzięki nim moja stułbia będzie miała możliwość dalszego rozwoju. Może już niedługo wyrośnie jej rączka albo nóżka, kto wie? :P 
Dziś przychodzę do was z kolejnym fragmentem. Jesteście ciekawi dalszych losów Liwii i pozostałych bohaterów? A więc zapraszam Was ponownie do Arsiene!


ROZDZIAŁ DRUGI

- Cóż, może dziś pójdzie wam lepiej – westchnął Emirian. Jak co rano siedział rozparty w swoim fotelu i dłubał przy mechanizmie zegarka. Machina oczywiście stawiała zacięty opór, i pomimo wielu prób nadal spieszyła o dobre dwie godziny. Emirien marszczył gęste brwi i wydymał usta, usiłując podważyć jedną z śrubek. Nic z tego, kawałek metalu ani drgnął. – Uszy do góry! Póki co mamy za co żyć, a jutrem będziemy się martwić…

wtorek, 19 lipca 2016

Tak się wszystko zaczęło. Historia książkoholiczki

Cześć Wam!


I znów piszę post którego nie planowałam. Miała być recka, ale nie będzie, wybaczcie. Czemu? 
Aj, bo właśnie wpadłam do Zajęczej nory, i trafiłam na takież oto wyzwanie:  

Jak klikniesz to migające powyżej, to cie przeniesie do Zajęczej nory, a tam jest ładnie wyjaśnione to wyzwanie ;) 

A więc dziś opowiem wam moją historię. Jakby tu zacząć... Hmmm...


Dawno, dawno temu... Nie, czekajcie! To wcale nie było tak dawno, przecież mam dopiero osiemnaście lat ;).Ta historia zaczyna się jakieś trzynaście lat wstecz od dziś....