Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OKŁADKA <3. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OKŁADKA <3. Pokaż wszystkie posty

sobota, 27 sierpnia 2016

Kiedy jawa przychodzi we śnie


Hej ho Słoniki! 

Matkoboskoczęstochowsko to będzie trudne. To będzie trudny tekst, czuję to w zasadzie od kiedy weszłam jedna nogą w świat z książki. Jakiej? Moi Drodzy, zapraszam na moją recenzję Wyśnionych miejsc Breyy Yovanoff.

Zamówiłam je przedpremierowo, wyczekałam się jak głupia, i w końcu do mnie trafiły. Tyle że kiedy czekałam, w Sieci pojawił się ogrom przedpremierowych recenzji, które Wyśnione miejsca krytykowały w mniejszym, lub większym stopniu. Nie powiem, miałam obawy, że książka okaże się beznadziejna. I wiecie co? Nie mam zielonego pojęcia jaką książkę czytali krytykujący ją, ale moja… moja była obłędna, co zamierzam za chwilkę wszem i wobec udowodnić…. Ale najpierw wyjaśnię wam kto z kim i dlaczego ;).


Waverly jest idealna. Wzorowe stopnie, idealna fryzura, nienaganny strój, perfekcyjni znajomi. Wypisz, wymaluj dziewczyna doskonała. Ideał. Jednak nie do końca. Waverly nie śpi. Zamiast spać biega, uczy się, ogląda filmy… aż pewnego dnia postanawia uporać się z tym, stosując techniki relaksacyjne. Wiecie, liczenie owieczek, słuchanie szumu fal, i takie tam. Ku jej ogromnego zdziwieniu we śnie przenosi się do światu chłopaka, z którym chodzi na hiszpański. Marshall ma opinię buntownika, o stopniach godnych pożałowania, palacza i ćpuna. Nikt nie wie jednak czemu taki jest. Dopiero Waverly odkrywa jego tajemnice zjawiając się u niego co noc, rozmawiając z nim, poznając go. On również poznaje Waverly, tę prawdziwą, ukrytą przed światłem dziennym. Co wyniknie z ich wyśnionych spotkań? Czy gdy wzejdzie słońce nadal będą w stanie być ze sobą szczerzy? Jak potoczy się historia dziewczyny idealnej i chłopaka, którego stać na więcej? Przeczytajcie, a się dowiecie!

Może zacznę od tych całych snów, od pomysłu na tę historie. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że w książce nocne spotkania będą dominować, że dostanę historię pełną serduszek z, bądź co bądź, paranormalnym wątkiem. A tu zaskoczenie. Spotkań we śnie było zaledwie kilka, a bohaterowie przez większą część książki nie mieli ze sobą kontaktu. I normalnie bym była oburzona, bo przecież miała być magia, miały być spacery w snach… a tu klops. Ale wiecie… wcale mi to nie przeszkadzało. Książkę pożarłam. Zwykle w czasie czytania zapisuje swoje myśli, spostrzeżenia i uwagi na karteczce, żeby niczego nie pominąć w recenzji. Po lekturze Wyśnionych miejsc karteczka jest czysta Nie dlatego, że nie miałam żadnych przemyśleń czy uwag. Po prostu nie miałam czasu na zapisywanie ich, nie chciałam wychodzić nawet na sekundę z tamtego świata. 


Wyśnione miejsca skupiają się na hierarchii szkolnej, na kreowaniu swojego wizerunku, walce o pozycję w szkole. Tak, wiem, że brzmi to jak scenariusz filmu z młodą Seleną Gomez, ale nie dajcie się zmylić. Pierwszy raz taka historia mi się podobała, pierwszy raz nie drażniła, nie była jakaś skrajnie przerysowana. Chociaż podejrzewam, że nie każdy ją tak odbierze. Ja traktowałam ją bardzo osobiście, bo… kurczę, czytając czułam się, jakby ktoś opisywał nieco urozmaiconą historię mojego życia. Może nie wszystko się zgadzało, może było kilka niezgodności, ale chyba jeszcze nigdy nie czułam takiej więzi z jakąkolwiek bohaterką książki. Rozumiałam Waverly, bo znam takiego Marshalla, miałam za przyjaciółkę swoją własną Maribeth, znalazłam też moją Autumn… ale Wy nie wiecie, o kim ja mówię, więc przejdźmy do krótkiego opisu bohaterów Wyśnionych miejsc!

O Waverly co-nieco już wiecie. Dziewczyna jest bystra, ambitna, piekielnie inteligentna, i niesamowicie introwertyczna. Rozdziały przedstawiane z jej perspektywy są przesycone naukowymi ciekawostkami, dziwnym poczuciem humoru, sarkazmem, oraz myślami, które Waverly zachowuje dla siebie, komentarzami, których nie wygłasza. Polubiłam ją, nie denerwowała mnie… była jakaś taka autentyczna. Identyfikowałam się z nią, rozumiałam tę postać, i tylko czasami chciałam ją ochrzanić, ze jeszcze czegoś nie zrobiła… Ale jak się tak dłużej zastanowiłam, to dochodziłam do wniosku, ze sama też bym z pewnym decyzjami zwlekała, dokładnie jak Waverly.



Marshall był cudowny, miał dobre serce, był… Był mi bliski, znajomy. Troszkę było go mało, w książce dominował wątek Waverly, ale trudno. Chłopak miał przekichane, ale nie chciałabym mówić wam czemu. Nie wiem, czy byłby to poważny spoiler, może nie, jednak chyba wolicie sami rozgryźć tę postać ;).  W każdym razie chłopak, którego Marshall skrywa pod osłoną alkoholu, narkotyków i mituwisizmu jest cudowny. Każda dziewczyna chciałaby takiego Marshalla, gwarantuje wam. Ale tu nie ma jakiegoś przerysowania, czy sztuczności. To jest wszystko prawdziwe, i to właśnie jest niesamowite. 

Muszę wspomnieć o pozostałych bohaterach, bo Yovanoff odwaliła kawał dobrej roboty kreując postacie drugoplanowe. Serio, rzadko trafiają się książki, w których postacie poboczne są tak dopracowane, tak starannie stworzone. 
Mamy tutaj Maribeth, najlepszą przyjaciółkę Waverly, której celem jest stanie się królową szkoły. Dąży do celu po trupach i nie ogląda się wstecz. Jest wyrachowana, bezlitosna, aż ciśnie mi się na usta słowo na S. Waverly znaczy dla niej tyle, co nic. Jest jej przydatna, bo umie planować, bo jest inteligentna i potrafi zauważyć pewne rzeczy. 
Mamy też Ollie’go, najlepszego przyjaciela Marshalla. Pierwsze określenie, jakie przyszło mi do głowy, gdy poznawałam tę postać, to anioł stróż. Ollie troszczył się o wszystko i wszystkich, zawsze znajdywał czas na pomoc innym, martwił się o Marshalla, i nie zostawiał go w potrzebie. Ze świecą szukać takiego przyjaciela! 
Ale moje serducho zdobyła Autumn. Ta dziewczyna przewijała się przez książkę sypiąc inteligentnym humorem, szczerymi do bólu komentarzami i swoim charakterkiem. Była cudowna, i bardzo mi kogoś przypominała. 
Generalnie Yovanoff za każdą jedną postać z Wyśnionych miejsc należy się medal. A może nawet pomnik..?


Cała książka jest napisana obłędnie lekko, przyjemnie i z humorem. Czyta się ją z uśmiechem na twarzy. Ilość zaznaczonych cytatów mnie przeraziła (zaraz będę musiała z prawie 30 wybrać 4 albo pięć, które tu zamieszczę -,-). Te wszystkie naukowe słówka nie przytłaczają, a ciekawią. Mnie ciekawiły. 

Wyśnione miejsca lądują na honorowym miejscu w moim sercu i biblioteczce. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że nie raz wrócę do historii Waverly i Marshalla. Gorąco polecam wam tę książkę! Jest cudowna, zabawna, inteligentna, skłania do przemyśleń i zapada w pamięci… ale sprawdźcie sami! 

I jak? Czytaliście już Wyśnione miejsca? Może dopiero macie je w planach, albo pasujecie, uważacie, ze to nie dla was? Czekam na Was w komentarzach!

Buziaki ;*
Q.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Co 4 głowy to nie jedna! Kolejna niedziela z Fantastyczną Czwórką :)



No hej precle! 
Dziś będzie krótko, informacyjnie i zachęcająco. Jak pisałam tydzień temu sierpień Drzwi do innego wymiaru będzie miesiącem współpracy z innymi blogami. I tak oto mamy drugą niedzielę ósmego miesiąca roku, a więc pora na kolejny post z cyklu "Co 4 głowy, to nie jedna!" ;). Tym razem żeby dowiedzieć się co wymyśliły cztery głowy musicie wskoczyć w ten oto portal --> PORTAL DO SEMPRY ^^, a dziś będzie mowa o... ej co ja wam mam mówić? Sprawdźcie sami! 

Nawiasem mówiąc nie tylko do Sempry warto zajrzeć ;) Jeśli macie ochotę na oryginalne, przezabawne recenzje, to klikajcie TUTEJ, a magiczne moce Duchów Przodków przeniosą was do Ameruji, i jej Osobistego ósmego księżyca.

Z kolei jeśli chcecie poczytać świetne recenzje, i nie tylko, takie z charakterkiem pisane, to musicie wskoczyć w TEN TUNEL, który prowadzi do bloga Kasi ;).

Dziś to w zasadzie tyle. Gorąco zapraszam was do dyskusji w komentarzach pod naszym wspólnym postem. Na prawdę czekamy na Wasze opinie!

Buziole, 
Q.

piątek, 22 lipca 2016

Pokonana przez książkę. Majstersztyk!

Zdrada
Marie Rutkoski

Witajcie Kochani!

Dziś przychodzę do Was z recenzją książki, która mnie pokonała. Nie żartuje, pierwszy raz od dawna mam taki piekielny mętlik w głowie. Właściwie może dobrze by było, gdybym odczekała dzień albo dwa... albo przynajmniej kilka godzin, ale obawiam się, że jeśli nie utrwalę moich myśli teraz, to później nie zbiorę sił na powrót do tej historii. Dzisiaj będzie o Zdradzie, czyli drugim tomie serii Niezwyciężona autorstwa Marie Rutkoski.

Teraz powinno być o fabule, ale najpierw mała retrospekcja. To właśnie przez ten cykl powstał mój blog. Pani Rutkoski napisała opowieść, która mną wstrząsnęła, i musiałam jakoś to uspokoić, wygadać się. To o niej mówił mój pierwszy post (Jeśli nie wiesz o czym mowa, to może kliknij to serduszko <3. Ono jest portalem do recenzji pierwszego tomu Niezwyciężonej). Szczerze powiedziawszy nie myślałam, że autorka może wywołać we mnie większe emocje. Okej, spodziewałam się wysokiego poziomu ale... Cholera, czegoś takiego się NIE spodziewałam. Ale spokojnie, po kolei. Fabuła. Zacznę od fabuły. Z całego serca Was przepraszam, ale nie wiem jak je napisać tak, by nie zdradzić zakończenia pierwszej części. Umówmy się więc, że poniższy akapit czytacie na własną odpowiedzialność, ja zalecam go pominąć wszystkim tym, którzy jeszcze nie poznali Pojedynku. Przeskoczcie do "O luju..." :).

sobota, 9 lipca 2016

Tym razem oceń po okładce. Niesamowita!


Klejnot
Amy Ewing

Witajcie ;)
Z góry uprzedzam: ten wpis będzie inny od poprzednich recenzji, a to dlatego, że w przypadku tamtych książek byłam świeżo po lekturze, natomiast tutaj od przeczytania minęło już… huhuhuuu! Klejnot czytałam niedługo po jego premierze w Polsce, czyli blisko rok temu (jak ten czas  szybko leci!). Tak więc nie jestem w stanie przytoczyć wam wielu szczegółowych spostrzeżeń.
Jednak spotkałam się z wieloma komentarzami, że planujecie przeczytać właśnie tę powieść pióra pani Ewing, więc uznałam, ze może warto powiedzieć o niej kilka słów ;).

A więc do dzieła!
 Najpierw trochę o fabule i o tym co, jak i dlaczego. Akcja toczy się w Samotnym Mieście, czyli państwie-mieście otoczonym ze wszystkich stron oceanem. Jest ono podzielone na 5 pierścieni, każdy z nich to odmienna dzielnica. W centrum znajduje się Klejnot, zamieszkany przez najbogatszych, czyli arystokrację. Im dalej od środka Samotnego Miasta, tym robi się biedniej. Pierścień najbliższy murowi odgradzającemu ląd od morza nosi uroczą nazwę Bagno. Tutaj mieszkają najbiedniejsi z mieszkańców Samotnego Miasta. I to wśród mieszkanek Bagna co roku odnajdywane są dziewczęta obdarzone niezwykłymi umiejętnościami - Auguriami. Wszystkie posiadaczki nadzwyczajnej mocy trafiają do Klejnotu na coroczne Aukcje, na których zamożne mieszkanki najbogatszej dzielnicy mają możliwość kupienia sobie jednej z dziewcząt. Po co? Aby móc mieć potomka. Okazuje się bowiem, że arystokratki nie są zdolne samodzielnie urodzić dziecka. W tym celu wykorzystują obdarzone Auguriami Dziewczyny, które stają się ich surogatkami.
Violet jest jedną z posiadaczek Augurii, i to wybitnie zdolną. Gdy na Aukcji zostaje kupiona przez Diuszesę Jeziora i trafia do jej pałacu zmienia się całe jej życie. Zostaje zamknięta w złotej klatce. Violet poznaje brutalne prawa obowiązujące zarówno w jej nowym domu, jak i w całym Klejnocie. Z dnia na dzień staje się własnością Diuszessy, jej zwierzątkiem, czy jeśli wolicie inne określenie: zabawką. Jedynym wytchnieniem jest dla niej znajomość z… nie zdradzę wam z kim, co to to nie! Z czasem więź łącząca tą dwójkę wzmacnia się, ale Klejnot jest bezlitosny. Tu nie ma miejsca na romanse surogatek, o czym Violet boleśnie się przekona…

Ciężko mi jest opowiedzieć fabułę tak, aby nie zdradzić żadnej istotnej informacji. Nie chcę wam zepsuć lektury, wiec poprzestanę na tym ;).


Klejnot wywarł na mnie spore wrażenie. Budowa Samotnego Miasta kojarzyła mi się po trochu z państwem Panem z Igrzysk Śmierci, po trochu z kastami, które spotkałam w Rywalkach, jednak w najmniejszym stopniu te skojarzenia nie zepsuły mi lektury.