Pokazywanie postów oznaczonych etykietą coś nowego. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą coś nowego. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 sierpnia 2016

W labiryncie podziemnych tuneli. Dokąd zabrano Liwię?

Starałam się wybrać coś, co nie zrobi Wam spoileru ;)
Hej Bombelki!

Dziś mam dla Was kolejny fragmencik historii Liwii ;). Jeśli nie czytałeś poprzednich, to zerknij do góry. Na pasku stron jest zakładka, w której znajdziesz wszystkie rozdziały. Kliknij „Q pisze”, a odnajdziesz resztę historii Liwii.

Właściwie miałam go jeszcze nie dodawać, ale kiedy w komentarzach pojawiły się pytania o niego, to uznałam, że pal licho czekanie, dodaję. Ale zanim zabiorę was do podziemnych tuneli, mam malutką prywatę.

Otóż chciałabym z całego serducha podziękować mojemu Lubemu, który w zeszłym tygodniu porwał mnie w pewne miejsce (jeszcze nie mogę zdradzić gdzie, bo to dopiero w następnym.. a może nanastępnym fragmencie :P) tylko po to, abym lepiej mogła wyobrazić sobie i opisać coś podobnego w tej historii. Marcin jesteś najlepszy!

Badano nas. Lekarze nie stwierdzili chorób psychicznych, ale być może pomylili fiolki, bo normalność nie jest naszą mocną stroną xD


Koniec prywaty. Mam nadzieję, że spodoba się wam moja bazgranina ;).


ROZDZIAŁ PIĄTY

Znów błądzili wśród skalnych tuneli, jednak tym razem były one suche, i gładkie, jakby ktoś wyrównał ich ściany. Żadnych stalaktytów, stalagmitów, czy innych skalnych wypukłości. Czasami tylko minęli jakiś niepokorny głaz wsparty o jedną z ścian, jednak pomijając nieliczne skały każdy tunel był identyczny. Cóż… właściwie błądziła jedynie Liwia – Serapion i Ingiel zdawali się doskonale znać drogę. 

- Daleko jeszcze? – spytała dziewczyna, próbując odwrócić się twarzą do Ingiela. Ten siedział sztywno w siodle. Liwia odniosła wrażenie, że strażnik z całych sił stara się nie mieć kontaktu fizycznego z Arsienką. Dziewczyna nie rozumiała tego, ale właściwie było jej to na rękę. Im mniej miała do czynienia z tymi dwoma, tym lepiej. 

- Już prawie jesteśmy Liwio – odparł krótko, i poprawił się w siodle.

„Jeśli odchyli się jeszcze trochę, to spadnie z tego cholernego konia.” – pomyślała Arsienka. Myśl ta niezwykle przypadła jej do gustu. Liwia uśmiechnęła się pod nosem, i minimalnie nachyliła do tyłu, zbliżając się do piersi Ingiela. Irytacja mężczyzny była niemal namacalna, jednak taktownie przemilczał zaczepkę Arsienki.

- Mówisz tak już od ponad godziny! – westchnęła. – Możecie mi chociaż powiecie dokąd jedziemy?

- Do piekielnych czeluści, owieczko – odparł Serapion, uprzedzając swojego towarzysza. Rudobrody miał za nic upomnienia Ingiela, i chyba postawił sobie jako punkt honoru doprowadzenie go do szału swoimi odzywkami. – Belzebub lubi takie piegowate brunetki. 

- Jaka szkoda, że nie gustuje w rudych grubasach… - mruknęła pod nosem Lwia. Zza jej pleców dobiegło ciche parsknięcie, które szybko zostało zdławione. „Niewiarygodne - Ingiel potrafi się śmiać!” – pomyślała zaskoczona.  

Kolejny zakręt, kolejny tunel, znów zakręt, i tak w kółko. Liwia przestała już próbować spamiętać sekwencję skrętów. Z resztą odniosła wrażenie, że mężczyźni zataczają kółka, bo dałaby sobie rękę uciąć, że już szli tym tunelem. „Cudownie. Po prostu świetnie. Teraz już na pewno nie trafię do tych cholernych drzwi” – pomyślała.

- Może zdradzisz nam skąd pochodzisz, owieczko? – spytał nagle Serp. Liwia zbyła go milczeniem, ale mężczyzna nie odpuścił. – Dziewczyno droga potrwa jeszcze dobrą chwilę, a Ingiel jest pieprzonym nudziarzem. Miejże serce, mam już dosyć tej ciszy. Chyba nie chcesz, żebym kopnął w kalendarz ze znudzenia? 

- Nie kuś Strażniku – dopiero po chwili dotarło do niej, że powiedziała to na głos.

Serapion niespodziewanie gruchnął śmiechem. Arsienka odwróciła się w siodle zdziwiona, przeklinając się w myślach za nietrzymanie języka za zębami. Gdy Serp się uspokoił, podjął kolejną próbę:

- No więc? Skąd cię do nas przywiało? Na litość Bogini, owieczko! Prędzej czy później i tak się tego dowiemy – paplał rudzielec. – Przysięgam na Ogień Piekielny, że nie najedziemy na twoją wioskę! – Serapion uniósł lewą rękę, a prawą położył na sercu, parodiując gest towarzyszący składaniu obietnicy. - To jak będzie? Powiesz? Nie powiesz? No powiedz! 

- Serp, na miłość Boginii, bo cię zaknebluje! – warknął zirytowany Ingiel dokładnie w tym samym momencie, kiedy Liwia odpowiedziała:

- Arsiene. Pochodzę z Arsiene – po czym zacisnęła usta. Miała dość obecności Serapiona.

- Ooo, Arsiene! Arsienki jeszcze nie mieliśmy… - rudobrody zamyślił się, drapiąc się po ognistej grzywie. - Przynajmniej za mego żywota – dodał. – A ty Ingiel słyszałeś o jakiejś Arsience w Barruan? 

Niespodziewanie Ingiel wyciągną dłoń, i zdzielił Serpa po głowie. To była jego odpowiedź.

- Ała! Psia mać, o co ci chodzi?! Tylko zapytałem! – jęknął urażony. Liwia zaczęła zastanawiać się, czy to nie Ingiela powinna bać się bardziej. – A żeby cię tak… - Serapion zmlął przekleństwo w ustach. – A więc jak tu trafiłaś Arsienko? Czyżbyś szukała skarbów na dnie strumienia?

Liwia westchnęła zrezygnowana. Wyglądało na to, że rudy Strażnik nie zamierzał dać jej spokoju, więc równie dobrze mogła odpowiedzieć na jego pytania od razu i oszczędzić sobie tej gadaniny.

- Haftowałam siedząc na studni, i robótka wypadła mi z rąk. – odparła rzeczowo.

- Zaraz, zaraz, czekaj – Serapion wstrzymał swojego konia, blokując przejazd Ingielowi i Liwii. Z niedowierzaniem spojrzał na dziewczynę. – Chcesz mi powiedzieć, że wlazłaś do studni, żeby wyjąć cholerną serwetkę?!

- Tak, dokładnie to chcę powiedzieć – odparła hardo.

- Wariatka. Bogini, wieziemy Virionowi wariatkę!  Ingiel, może my ją jednak zostawmy? – Serapion wyglądał, jakby naprawdę rozważał porzucenie dziewczyny. – Już raz przyprowadziłem do miasta szurniętą Psikijkę. Wolałbym tego nie powtarzać…

- Nie jestem wariatką, ty ośle! – warknęła Liwia. – Od tej serwety zależał los mojej ro… - Liwia urwała w pół słowa. 

Jej rodzina. „Bogini, jak mogłam być tak samolubna?” – pomyślała. Dopiero teraz dotarło do niej, że nie odnalazła serwety, a więc zamówienie dla Marvenowej było niekompletne. Nawet jeśli Rufin zaniesie pozostałe hafty klientce, to zapłata nie będzie tak wysoka. Cholera jasna! Miała nadzieję, że Gaudencja okaże się wyrozumiała. Liwia modliła się, by udało się kupić dla jej bliskich choć kilka tygodni wytchnienia za pieniądze zarobione na ślubnym zamówieniu. Do oczu Arsienki napłynęły łzy. Co pomyśli jej ojciec, gdy wieczorem nie zastanie córki w domu? Przecież nigdy nie znikała bez zapowiedzi. Zawsze zostawiała chociaż najkrótszy list, gdy wychodziła na spotkanie z Kwironem… K w i r o n. Bogini, co się z nim stanie? Przecież dopiero wczoraj siedzieli razem nad strumieniem, śmiali się i planowali ślub. Byli szczęśliwi… A następnego dnia jego przyszła żona znikła bez śladu. Jak on to sobie wytłumaczy? Co jeśli uzna, że Liwia uciekła od niego? Że go nie kochała? 

Liwia zaczęła się trząść. Konsekwencje podążenia za tajemniczym blaskiem dotarły do niej ze zdwojoną siłą. Jej rodzina straci źródło dochodu. Jej narzeczony zostanie sam, ze złamanym sercem. Jej ojciec i brat będą jej szukać, pewnie wydadzą ostatnie pieniądze na poszukiwania. A tymczasem ona utknie pod ziemią z tymi Strażnikami. 

Nie. Nie zostanie tu. Nie da się tak po prostu zniewolić. Odnajdzie te przeklęte drzwi, a potem drogę do studni, i to przed  pierwszymi dniami lata. „Nie ma mowy, że spóźnię się na własny ślub” – pomyślała, i skupiła się na powstrzymaniu łez.

- No i jesteśmy – głos Ingiela ją zaskoczył. Liwia otrząsnęła się z przykrych myśli, i skupiła rozmazany wzrok. 

Przed jej oczami stała ogromna, wytopiona z brązu brama, przy której stało dwóch Strażników. Mężczyźni skinęli głowami towarzyszom Liwii, i zaczęli otwierać wrota. Procesowi temu towarzyszył nieludzki zgrzyt metalu. Liwia zasłoniła uszy dłońmi, ale to nic nie dało, więc dodatkowo zacisnęła mocno powieki. Nie wiedziała jak to ostatnie miałoby pomóc, ale nie zaszkodziło spróbować.

Wynik eksperymentu: zamykanie oczu nie zmniejsza natężenia dźwięku. 

Zgrzytanie zamilkło, co zasygnalizowało dziewczynie, że wrota zostały otwarte. Otworzyła oczy, chcąc zobaczyć gdzie się znalazła… i zabrakło jej słów.

Spodziewała się absolutnie wszystkiego: jaskini zbójców, jakiejś podziemnej nory, pełnej brutalnych żołnierzy, kolejnej, ogromnej pieczary będącej bazą sekty, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, że Barruan będzie… miasteczkiem. Najzwyklejszym na świecie miasteczkiem. Z brukowanymi ulicami, domami z małymi balkonikami i bielonymi oknami, psami przebiegającymi przez zacienione uliczki w pogoni za kotem… Nie, tego Liwia się nie spodziewała. 

Koń Ingiela ruszył przed siebie, mijając wrota, które natychmiast zaczęły się ponownie zamykać z okrutnym zgrzytem. „Mogliby naoliwić to ustrojstwo” – przemknęło przez myśl Arsience, jednak gdy spojrzała przed siebie, zupełnie zapomniała o starej bramie. Jej oczy nie wiedziały na co patrzeć. Była w szoku.

Znajdowali się na obrzeżach miasteczka. Otaczające ich domostwa były ubogie, ale solidne. Większość była drewniana, podobna do chatki, w której mieszkała Liwia. Stały ścieśnione jedna, obok drugiej. Mijając domostwa Liwia zauważyła przyglądające się im kobiety. Na ich twarzach malował się smutek i współczucie. Dopiero po chwili do Arsienki dotarło, że to drugie było skierowane do niej. Te kobiety z jakiegoś powodu jej współczuły… ale czemu? 

Liwia miała niejasne przeczucie, że już wkrótce pozna przyczynę.

Im bardziej zagłębiali się w miasto, tym domostwa stawały się solidniejsze, bogatsze. Balkony były przyozdobione kwiatami, a okna wykonano z wielobarwnych szkiełek. Domki były śliczne, Liwia wiele by dała, by móc zamieszkać w takim uroczym budynku razem z Kwironem. 

Myśl o narzeczonym przygnębiła dziewczynę. Arsienka zastanawiała się kiedy znów zobaczy Kwirona. Postanowiła udawać, że po prostu chłopak ma za dużo pracy w młynie. W końcu była jesień. Zimą wszystko się zmieni. Zimą się spotkają, a latem zostanie panią Errotaria. Już ona tego dopilnuje. 

- Ingiel, a może by tak ją troszkę odświeżyć, zanim zaprowadzimy ją  do Viriona? – Liwia przypomniała sobie o obecności Strażników. – No wiesz, ta ubłocona suknia nie prezentuje się najlepiej…

- Myślisz, że on się tym przejmie? – odparł blondyn. – Każda pierwszego dnia jest usmarowana czymś. Później ktoś zaprowadzi ją do Elastry, i po problemie. – dodał.

- Po problemie? Jakim? Kim jest Elastra? I Viriion? – zaczęła dopytywać się Liwia. Miała po dziurki w nosie tych tajemnic. – Dokąd mnie prowadzicie!? Do wszystkich diabłów chcę wiedzieć, co mnie czeka! – wrzasnęła na mężczyzn, sama dziwiąc  się swojej odwadze.

- Uspokój się owieczko, zaraz wszystkiego się dowiesz – zbył ją Serapion. – A prowadzimy cie ni mniej, ni więcej tam – uniósł dłoń i wskazał Liwi cel ich podróży.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I co Wy na to? Podoba Wam się historia Liwii? Może macie jakieś "ale"? Jak myślicie, co się wydarzy dalej? Co wskazał Serapion?  Czekam na Was w komentarzach! 

Całusy ;*
Q.

PS. Ciekawi Cię co wskazał Liwii Serp? No to kliknij mnie, a zabiorę Cię do ROZDZIAŁU SZÓSTEGO!

środa, 3 sierpnia 2016

UWAGA! Głęboko pod ziemią porwano niewiastę!

Cześć Miśki! 
Dziś mam dla Was kolejny fragmencik mojej opowieści z Arsiene... chociaż teraz Arsiene jest już daleko. Zastanawiałam się co napisać w tym wstępie, i na pomoc przyszła mi Olcia, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam :). Ola, mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale postanowiłam przytoczyć tu ten Twój genialny komentarz:

"To trochę o fabule: Oto tajemnicza i piękna powieść, opowiadająca o losach Liwii. Dziewczyna mieszka z bratem-najlepszy piekarz w mieście- oraz Ojcem-cudowny zegarmistrz. A Liwia... szyje i haftuje najpiękniejsze serwety, obrusy i wiele innych. Pewnego dnia dziewczyna dostaje ogromne zamówienie. Musi uszyć cały komplet obrusów i serwet na wesele. Gdy szyje już ostatnią sztukę ta wpada w studnię. Dziewczyna nie ma tylu materiałów by zrobić nową serwetę,więc musi po nią zejść. Co jeśli jednak studnia nie ma końca? A co jeśli to wielki labirynt? A na końcu ktoś żyje?
***
Autorka ma świetny styl i poczucie humoru - to już was powinno zachęcić- a świat jaki nam przedstawiła... jest cudowny. Przygody bohaterów są świetne. Nie będę spoilerować ;) Nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem ~oryginalność~. Mam nadzieje, że tak jak ja nadal będziecie śledzić fantastyczne przygody Liwii. Czytajcie, bo na pewno się nie zawiedziecie! :)
Moja ocena: 10/10"

A tak na poważnie: zapraszam Was do... no właśnie, sprawdźcie gdzie tym razem Was zabiorę! 

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Puść mnie! – Liwia wrzasnęła na człekopodobną plamę i szarpnęła się do tyłu, wpadając na zimną, skalną ścianę. – Bo zacznę krzyczeć!

- Już krzyczysz głupia owieczko – odparł mężczyzna, ten stojący dalej. – Chociaż mogłabyś się bardziej przyłożyć. Wiesz, tak żeby co najmniej ze trzy stalaktyty pospadały nam na łby, albo…

- Zamknij się Serp – przerwał mu drugi mężczyzna. Szok powoli mijał, plamy nabierały kształtów. Liwia skupiła się na mężczyźnie stojącym bliżej niej. Tym, który uciszał Serapiona. Plama okazała się wysokim, szczupłym brunetem, o policzkach pokrytych gęstym zarostem. Mężczyzna nie mógł mieć mniej niż trzydzieści lat. Stał na wyciągnięcie dłoni od Liwii, wyraźnie czekając na jej ruch. Wydawał się dziwnie opanowany. – Przepraszam. Nie będę cię dotykać pod warunkiem, że pojedziesz z nami – przemówił spokojnie. Miał przyjemny, niski tembr głosu.

- A jeśli odmówię? – zapytała, cofając się najdalej jak mogła, i spojrzała na drugiego mężczyznę. Ten z kolei był średniego wzrostu. Ostatnie, co można było o nim powiedzieć, to że brakowało mu ciałka. Właściwie spokojnie można by z niego zrobić dwóch bliźniaków, o równie gęstych, ogniście rudych brodach. Mężczyzna stał wsparty o skałę nieopodal trzech koni pijących wodę z małego jeziorka. Słysząc pytanie Liwii uśmiechnął się paskudnie, obleśnie oblizał popękane wargi, i spojrzał jej prosto w oczy mówiąc:
- Cóż, młode, kobiece mięsko najlepiej smakuje smażone na wolnym ogniu z odrobiną ziół… Chociaż tobą to się nie najemy, sama skóra i kości…

- Serapionie do wszystkich diabłów! Albo w tej chwili się zamkniesz, albo to ciebie usmażę nad ogniskiem! – warknął wyraźnie zirytowany brunet, którego imienia nadal nie znała. – Nie słuchaj tego durnia – zwrócił się ponownie do Liwii, próbując opanować wzburzenie. – Jak już mówiłem, nie stanie ci się żadna krzywda. Pójść z nami pójdziesz tak, czy siak, bo nie masz innej opcji. Pytanie tylko czy zrobisz to po dobroci, czy wolisz przejechać się związana i przerzucona przez koński zad… To jak będzie? – spojrzał na nią wyczekująco.

Liwia rozważała chwilę jego słowa. Przychodziło jej to z niemałym trudem, bo przerażenie toczyło zaciętą walkę z logicznym myśleniem. Mogła odmówić i uciec drzwiami, którymi tu trafiła, ale co by to dało? Nie ma szans, że odnajdzie drogę w tym cholernym labiryncie. Poza tym ci dwaj na pewno ruszą za nią, a umówmy się, że ciężka, mokra suknia jest dość poważną przeszkodą w szybkiej ucieczce. O ile z spasionym Serapionem miała by jakieś szanse, to wątpiła, że uda jej się umknąć drugiemu mężczyźnie. A więc faktycznie nie miała wyjścia - musiała iść z tymi dwoma typami. Stawianie oporu nie miało sensu. Wolała widzieć gdzie jadą, aby móc zapamiętać drogę. W końcu będzie musiała jakoś wrócić do tych przeklętych drzwi.

- Dobrze, pójdę z wami – odparła w końcu. Brunet z świstem wypuścił powietrze z płuc.

- Cudownie! Naprawdę nie chciałem cię ogłuszać. To nie przystoi mężczyźnie – odparł poważnie z wyraźną ulgą.

„No proszę, trafił mi się porywacz-dżentelmen!” – pomyślała Liwia, jednak zachowała ostrożne milczenie.

 – Nazywam się Ingiel Tutorea, i jestem strażnikiem Wrót, a ten baran – tu wskazał skinieniem głowy rudobrodego, który właśnie wydłubywał sobie ostrzem sztyletu brud spod paznokci – to Serapion. A ty jak masz na imię?

- Nazywam się Liwia Oharra – odparła nieufnie i chłodno, postępując przy tym krok do przodu. 

Arsienka dopiero teraz przyjrzała się miejscu, do którego trafiła. Znajdowała się w kolejnej pieczarze, jednak tutaj niczego nie spowijał mrok. W jaskini było tak jasno, jakby wnętrze oświetlały promienie słońca. Jednak to było niemożliwe. Liwia uniosła wzrok i oniemiała. 

W górze, tuż pod sklepieniem zawisły tuziny świetlistych kul, dokładnie takich jak ta, która zwabiła tu dziewczynę. Światełka leniwie fruwały, kręcąc powolne ósemki wokół zwisających z sufitu stalaktytów. Kilka z nich, jak gdyby wyczuwając spojrzenie Arsienki ożywiło się i sfrunęło niżej. Liwia musiała zmrużyć oczy, by znów nie stracić wzroku. Blask bijący od kul był niezwykle intensywny, jednak Arsienka nie mogła oderwać oczu od dziwnych istot.

- Czym one są? – spytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Zafascynowana podziwiała podniebny taniec światełek.

- To dusze zbłąkanych dziewic – odparł Serapion tak, jakby odpowiedź była oczywistą oczywistością. – Im dziewczyna była czystsza za życia, tym jaśniej świeci jej duszyczka – dodał.

Liwia zbladła. Spojrzała na mężczyznę, i ku swojej ogromnej uldze ujrzała na jego twarzy sarkastyczny uśmieszek. Żart. To tylko żart. Paskudny, ale nieszkodliwy. Liwia zmrużyła wściekle oczy, uspokoiła się i przeniosła wzrok na Ingiela. Ten majstrował przy uprzęży jednego z koni, i nie zwracał uwagi na toczącą się rozmowę.

- B a r d z o  ś m i e s z n e – warknęła, zgrzytając zębami. Przez chwilę zapomniała, że ci dwaj mogą w każdej chwili poderżnąć jej gardło, wypatroszyć, albo przynajmniej solidnie uderzyć w głowę, i ogłuszyć. Miała po dziurki w nosie czarnego humory Serapiona. Jednak spostrzegłszy zaczepny błysk w oku rudzielca opamiętała się i powstrzymała słowa cisnące się jej na usta. Zamiast tego zwróciła się do Ingiela – Gdzie ja właściwie jestem?

- W Przedsionku Barruan – odparł zwięźle, i ponownie skupił się na koniach.

- Ahaaaa… No tak, to  w s z y s t k o  wyjaśnia – Liwia nie mogła powstrzymać sarkastycznej uwagi. – A czym jest Barruan, jeśli mogę spytać? – celowo nadała swojemu głosowi słodki, uprzejmy ton.

- Twoim nowym domem, owieczko – Serapion uprzedził Ingiela, który popatrzył na niego gniewnie. Chociaż mężczyzna starał się zachować spokój, w spojrzeniu, jakie posłał Serpowi czaiła się groźba obdarcia ze skóry. Żywcem. – No co znowu?! – spytał Serapion widząc wzrok swojego kompana. – Przecież to prawda!

- Nawet jeśli tak, to nie ty powinieneś jej o tym powiedzieć. To obowiązek Viriona, i doskonale o tym wiesz – Ingiel starał się opanować gniew. – Naprawdę chwilami zastanawiam się za jakie grzechy przydzielono mi takiego osła – mruknął sam do siebie jednak na tyle głośno, że zarówno Liwia, jak i Serp usłyszeli westchnienie strażnika.

- Powinieneś dziękować niebiosom, że ci mnie zesłali – powiedział beztrosko rudobrody, bawiąc się sztyletem. – Gdyby nie ja, już dawno skamieniałbyś tu z nudów. A tak przynajmniej ma ci kto ciśnienie podnieść w chłodne, zimowe poranki – Serapion brzmiał niemalże radośnie. 

Ingiel przemilczał uwagi kompana. Chwyciwszy wodze jednego z koni podszedł do Liwii.

- Proszę – wyciągnął ku niej dłoń z lejcami – ten będzie twój. Jest łagodny, więc nie powinien sprawiać problemów.

Liwia wytrzeszczyła oczy przenosząc wzrok z Ingiela na konia, i z powrotem. Czy ten strażnik z niej kpił?

- Ale ja nie… nie umiem jeździć konno – wydukała. W Arsiene przywilej ten posiadali jedynie najbogatsi, których stać było na kupno i utrzymanie konia. – Nie wsiądę na niego. – dodała.

- Jak to nie um… - zaczął Ingiel, ale przerwał w pół słowa. Zastanowił się nad czymś, po czym bez słowa ruszył do dwóch pozostałych koni. Znów zaczął poprawiać siodła i uprzęże. – W takim razie pojedziesz razem ze mną. W prawdzie moglibyśmy iść pieszo, ale podejrzewam, że wędrówka przez Tunele musiała cię zmęczyć, a poza tym konno będzie szybciej. Podejdź, proszę – wykonał dłonią gest, mający zachęcić dziewczynę do ruszenia się z miejsca. 

Ociągając się najbardziej, jak mogła,  Liwia podeszła do Ingiela. Mężczyzna uprzejmie wyciągnął ku niej dłoń, opisał co powinna zrobić, i już po chwili dziewczyna siedziała na końskim grzbiecie, kurczowo trzymając się grzywy zwierzęcia. Ingiel usiadł w siodle, tuż za nią. Zerknął przez ramię na Serapiona, który sadowił się w siodle kruczoczarnego konia. Liwia współczuła zwierzęciu z całego serca, bo jego jeździec do lekkich nie należał. 

Gdy Serapion dokończył swoje akrobacje, cała trójka ruszyła ku wylotowi jaskini.




I? Zjadliwe? Co sądzicie? Może macie jakieś uwagi, zastrzeżenia? Każdy komentarz jest dla mnie niezmiernie cenny! 

Buziaki ;*

czwartek, 28 lipca 2016

Zostawiam uchylone drzwi... ;)

Cześć Miśki!

Na wstępie chcę Wam z całego serducha podziękować. Komentarze pod poprzednim postem sprawiły mi niesamowita radość. Nie spodziewałam się tak pozytywnego odbioru... ba! Nie myślałam, że zaciekawię Was moim skrobaninami :D. Dziękuje Wam Kochane za wszystkie opinie, pozytywne i negatywne. Dzięki nim moja stułbia będzie miała możliwość dalszego rozwoju. Może już niedługo wyrośnie jej rączka albo nóżka, kto wie? :P 
Dziś przychodzę do was z kolejnym fragmentem. Jesteście ciekawi dalszych losów Liwii i pozostałych bohaterów? A więc zapraszam Was ponownie do Arsiene!


ROZDZIAŁ DRUGI

- Cóż, może dziś pójdzie wam lepiej – westchnął Emirian. Jak co rano siedział rozparty w swoim fotelu i dłubał przy mechanizmie zegarka. Machina oczywiście stawiała zacięty opór, i pomimo wielu prób nadal spieszyła o dobre dwie godziny. Emirien marszczył gęste brwi i wydymał usta, usiłując podważyć jedną z śrubek. Nic z tego, kawałek metalu ani drgnął. – Uszy do góry! Póki co mamy za co żyć, a jutrem będziemy się martwić…

środa, 27 lipca 2016

Coś własnego. Zapraszam Cię do Arsiene!

Cześć Wam!

Tak jak wspomniałam w poprzednim poście - doznałam natchnienia. To znaczy... nie, natchnienie to dużo za dużo powiedziane. Po prostu wpadłam na pomysł na opowiadanie. 

Zabazgrałam multum kartek, pokreśliłam drugie tyle, zakleiłam całą przestrzeń okołobiurkową kolorowymi karteczkami, i w końcu udało mi się uszeregować trochę myśli. Pomysł nabrał konturów, kształtu... Póki co jest to jakaś marna stułbia, może meduza albo inny gil wodny, ale mam nadzieję, że z czasem urosną mu rączki i nóżki, i ewoluuje w coś lepszego

Od razu ostrzegam - to nie będzie historia miód, malina i orzeszki. Właściwie zastanawiałam się, czy ją tu wrzucać, ale ostatecznie postanowiłam to robić. Wydaje mi się, że gdybym pisała ją do szufladki, to po pewnym czasie strzeliłabym to w diabły i zajęła się czymś innym, nowszym. A tak, skoro zacznę coś tutaj, to będę musiała doprowadzić to do końca. Uznałam, że samymi recenzjami nie rozkręcę się ponownie, muszę znów zacząć pisać coś swojego. Jeszcze nie wiem jaki ma styl osiemnastoletnia Q. Piętnastolatka dawała rady, więc mam nadzieję, że nie zapomniałam jak się stula farmazony  pisze. Przekonam się wkrótce, Wy z resztą też ;).