Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miłość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miłość. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 marca 2018

Czytałam ją, aż oczy odmówiły współpracy | Slammed, Coleen Hoover

Czołem Muszki!
Jejku, jak ja dawno nie zarwałam nocki dla książki, a już zwłaszcza dla romansu! I dlatego teraz wam o tym opowiem. Bo jeśli JA rezygnuję ze snu dla czegoś innego, niż fantasy, to wiedzcie, że coś się dzieje. Panie i Panowie, pozwólcie że przedstawię wam Slammed autorstwa Colleen Hoover.


poniedziałek, 26 lutego 2018

PRZEDPREMIEROWO: Nieco ponad 5 faktów o nowym początku ;) | Begin again, Mona Kasten


Cześć Ciasteczka!
Nie wiem co to się podziało, ale właśnie przeczytałam trzeci romans pod rząd (przy czym posty wrzucam nie w takiej kolejności, jak czytane były książki, coby nie było monotematycznie, więc nie zdziwcie się niezgodnościami takowymi ;P, co jest zupełnie nie w moim stylu. Mało tego! Romans, o którym dziś będzie mowa w zasadzie wciągnęłam nosem pomimo natłoku sprawdzianów i innych koszmarności <3 Zapraszam was na przedpremierową recenzję Begin again autorstwa Mony Kasten.

środa, 25 października 2017

Rozmawiając z nieznajomym... | Listy do utraconej, Brigid Kemmerer

Czołem Kafki!
Ostatnio dopisuje mi szczęście, jeśli chodzi o wybór młodzieżówek. Dziś znów przychodzę do was z informacją o niczego sobie perełce. Perełka nosi tytuł Listy do utraconej, a napisała ją Brigid Kemmerer. To tak tytułem wstępu ;)

niedziela, 8 października 2017

Co ci żołnierze w sobie mają? | Consolation, Corinne Michaels

Cześć Żabki!
Nienawidzę takiej jesieni. Serio, nic tylko się zakopać w stosie koców z zapasem słodyczy i ogarnąć sobie jakąś dobrą duszyczkę, która od czasu do czasu poratuje człowieka ogromnym kubkiem gorącej herbaty z cytryną. Koniecznie z cytryną. Niestety, jest jeszcze szkoła, a więc w moim przypadku z kocowego letargu nici. Na szczęście jest jeszcze możliwość oderwania się od tej pieruńskiej pluchy z pomocą książki. W ostatnich dniach z odsieczą przybyła mi książka autorstwa Corrine Michaels – Consolation i to o niej dziś wam opowiem ;)


poniedziałek, 21 sierpnia 2017

O córce bogów, która zstąpiła na ziemię... | Córka zjadaczki grzechów, Melinda Salisbury

Czołem Łosie!
Wiecie co? Tym razem nie będę przedłużać. Chcę już zacząć zachwalanie i zachwyty. Całą noc na to czekałam. Moi Drodzy, dziś przychodzę do was z Córką zjadaczki grzechów autorstwa Melindy Salisbury. Jest to książka, po której oczekiwałam odrobiny przyjemności, a dostałam o wiele (wieeeeeeeeeeeleeeeeeeeee) więcej. Ale o tym opowiem w kolejnych akapitach :)

środa, 16 sierpnia 2017

Historia miłości ze szkockim akcentem | Bez uczuć, Mia Sheridan

Czołem Jeżyny!
Poprzednim razem liczyłam na ogień, magie i fajerwerki, a dostałam figę z makiem. Tym razem już po dotarciu do mnie książki w Sieci zagrzmiało od natłoku negatywnych opinii o najnowszej książce Mii Sheridan – Bez uczuć. Pomyślała sobie, że tak się urządzić to tylko ja byłam w stanie. Ale czy miałam rację? Czytajcie dalej, a się dowiecie ;)

czwartek, 10 sierpnia 2017

[PRZEDPREMIEROWO] Przeliczyłam się. | Zaklinacz ognia, Cinda Williams Chima

Czołem Jaszczureczki!
Ej, zawiodłam się dość konkretnie. Czekałam na Zaklinacza ognia Cindy Williams Chimy od kiedy usłyszałam, że będzie wydawany w Polsce. Zakochałam się w opisie, w okładce, w całości. Nagle beng! Premierę przesunięto o kilka miesięcy, ale nic to! Czekałam. Nawet nie myślałam o tym, ze uda mi się dostać go o recenzji kiedy nadarzyła się okazja, nie wahałam się ani chwili. I tak oto jeszcze przed premierą mogłam wziąć się za moje upragnione papierowe cacko. Co tu mogło pójść nie tak? W ogólnym skrócie: niemalże wszystko.

sobota, 22 lipca 2017

Bajka (nie) dla dzieci | Koralina, Neil Gaiman

Czołem Guziczki!
Dziś chyba nie będzie zbyt długo, chociaż nie wiem.  Wyjdzie w praniu. Pamiętacie moje TBR na te wakacje?  Jak na razie idzie mi nieźle, chyba że weźmiemy pod uwagę fakt, że połowę książek pożyczyłam cioci na wakacje…. Ale shhhh! Mam jeszcze cały sierpień A dziś przychodzę do was z maleństwem, które znalazło się na ów liście, no i tradycyjnie, jako że jest to twór Gaimana – podbiło moje serducho. Pozwólcie, ze pokrótce opowiem wam o Koralinie ;)

poniedziałek, 10 lipca 2017

Historia opowiedziana wspomnieniami... | Światło, które utraciliśmy Jill Santopolo

Czołem Światełka!
Jak wam mijają wakacje? Moje póki co są pozornie leniwe, chociaż jakby się tak zastanowić… to nie było jeszcze dnia, w którym mogłabym zakopać się w łóżku i wegetować od rana do wieczora :D. Dziś przychodzę do was z książką, która okazała się wzorcowym przykładem powieści idealnej na wakacje. Panie i Panowie, pozwólcie, że opowiem Wam o Świetle, które utraciliśmy Jill Santopolo ;).

niedziela, 25 czerwca 2017

Jak spartaczyć dobrą historię jednym wątkiem? | Szklany tron, Sarah J. Maas

 Czołem Szprotki!
Pam-pa-ram-paaaaam! Zrobiłam to! Serio. Sama nadal nie do końca w to wierzę, ale jest to niezaprzeczalne, sprawdzone i potwierdzone. PRZECZYTAŁAM Szklany tron Sarah J Maas! I to właśnie o nim dzisiaj będzie. I będzie… ciekawie, tego możecie być pewni.

wtorek, 13 czerwca 2017

Tam, gdzie spotykają się wschód z zachodem | Buntowniczka z pustyni Alwyn Hamilton

Czołem Żwirki!
…i Muchomorki? Nie, Muchomorki już chyba były, a jeśli nie, to będą na jesieni :D Dziś mi humor dopisuje, więc pędzę do Was dzielić się dobrem. Cholernym dobrem.  Nie przedłużając  - zapraszam Was do poczytania cóż to mam do powiedzenia (napisania?) o Buntowniczce z pustyni Alwyn Hamilton.

sobota, 10 czerwca 2017

Pająk zabity, kanapka zjedzona, pora na seks! | Debiutant, SJ Hooks

Cześć Jabłuszka!
Totalnie nie wierzę, że to recenzuję. SERIO. W dodatku nie wierzę w to, co mam zamiar zaraz napisać kierując się bazgrołami z karteczki „na uwagi”. SERIO SERIO. Moi drodzy, dziś na blogu zagości po raz pierwszy erotyk. Nadal nie wierzę xD. Pozwólcie na to, że skrobnę słów kilka o Debiutancie SJ Hooks ;).

sobota, 8 kwietnia 2017

Zaskoczono mnie! Diabolika S.J. Kincaid

Cześć Motylki!
Właściwie miałam jeszcze odczekać z pisaniem tej recenzji… ale nie wytrzymiem! Może za tydzień lub dwa mój zachwyt przygaśnie, jednak na chwilę obecną… cóż, przygotujcie się na fale zachwytu Diaboliką S.J. Kincaid ;).

wtorek, 28 lutego 2017

Seks, gangi, strzelaniny i inne romantyczne bajery, czyli Chłopak, który chciał zacząć od nowa

Cześć Zygzaki!
Nie krzyczcie, nie bijcie, wiem, że ostatnio milczę. Mam jakiś zastój, odpoczynek od Internetów, czy nie wiem jak to nazwać. Końcówka lutego okazała się fatalnym okresem. Oby marzec był lepszy! Dziś mam dla was recenzję książki lekkiej, przyjemnej i… zaraz, co ja robię? Na zachwyty  i nie-zachwyty  jeszcze przyjdzie pora! Kochani, dzisiaj opowiem Wam o Chłopaku, który chciał zacząć od nowa Kirsty Moseley ;).

TEN Z OKŁADKI CIUTKĘ ŁŻE xD
Ellie właśnie zerwała ze swoim chłopakiem. Chce pożyć życiem singielki, ale jej plany psuje Jamie. Chłopak przed paroma dniami wyszedł z poprawczaka. Chce zacząć życie od nowa, zerwać z przestępczym światkiem. Z dnia na dzień oboje zakochują się w sobie coraz bardziej. Planują wspólne życie, wielką podróż… i wtedy przeszłość upomina się o Jamie’go. Jak skończ się ich wspólna historia? Czy znajdziecie tutaj happy end? Jakie sekrety skrywa chłopak Ellie? Czy przeszłość wypuści Jaimie’go ze swoich szponów? Odpowiedzi znaleźć możecie wyłącznie w książce ;)

MÓJ PIERWSZY RAZ
Wcześniej nie miałam styczności z twórczością Kirsty Moseley. W prawdzie mam na półce innego „chłopaka” jej pióra, ale grzecznie czeka sobie na marzec, zgodnie z moimi postanowieniami na ten rok (także wkrótce spodziewajcie się recenzji ;)). Ne wiedziałam więc na co się piszę, biorąc do recenzji tę książkę. Liczyłam na coś lekkiego, coś z serduszkami, słodkościami… coś, co nie będzie zbytnio wymagające. Od razu zaznaczę – możliwe, że zawyżam ocenę tej książki. Nie wiem, czy widzieliście moją poprzednią reckę. Jeśli tak, to wiecie, że trafiłam na prawdziwy gniot. Jeżeli nie… to właśnie wam wyjawiłam, iż przed Chłopakiem miałam nieprzyjemność zasypiać przy lekturze. Tak więc podejrzewam, że moje wymagania i zmysły zostały tak wygłodzone, że zadowoliłyby się namiastką akcji i emocji. Ale spokojnie, starałam się myśleć trzeźwo czytając tę powieść. I muszę przyznać, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Moseley zaliczam do udanych ;).

NIBY JUŻ BYŁO, A NADAL BYŁO MIŁO ;)
Historia stworzona przez autorkę nie jest jakoś wybitnie oryginalna. Mamy chłopaka, którego przeszłość skrywa liczne sekrety. Jest dziewczyna, która zrywa z chłopakiem i planuje chwilę pobyć singielką. Nie jest zaskoczeniem, że jej to nie wychodzi, bo na swojej drodze spotyka owego tajemniczego faceta. Ileż jest takich powieści? Licząc tak pi razy drzwi… od czorta :D. A mimo to ta mnie wciągnęła i to niemalże od pierwszych stron. Właściwie to zaintrygowało mnie ostatnie zdanie prologu: „Chyba wszystko sprowadza się do tego: nazywam się Jamie Cole i jestem mordercą.”. Lubię morderców… jakkolwiek brzmi to dziwnie. A więc momentalnie moje oczekiwania wzrosły. I z pewnym zadowoleniem stwierdzam, ze Moseley mnie zaspokoiła (coś czuję, że nie powinnam dziś brać się za pisanie...). Jej pióro okazało się przyjemne, pełne smacznego humoru i emocji. Autorka nie raz mnie zaskoczyła i potrafiła zaciekawić. A wiedzcie, że przeważnie romanse mnie nie ciekawią zbytnio ;). Ale może przejdziemy do konkretów? 

PAN I PANI ZAKOCHANI
Bohaterowie są… standardowi? Przeciętni? Masa takich była przed nimi i masa pojawi się po nich, a mimo to spodobali mi się. Chrzanić schematyczność tego, jak zostali wykreowani – potrzebowałam odmóżdżacza, więc nie mam prawa narzekać. W tamtej chwili byli dla mnie idealni.
Jamie z jednej strony był uroczy, romantyczny i słodki, że aż zęby bolały, ale jednocześnie miał ten swój pazur, którego niby chciał się pozbyć, niby z nim walczył… ale na szczęście opornie. Bo akurat te chwile, kiedy robiło się „groźnie” były dobreńkie ;). Może i bym się z Jamiem mogła zakumulować, może i poflirtować co nieco, ino gdyby on nie zrobił na końcu tego… co zrobił na końcu! Nie powiem o co chodzi, spokojna głowa. Jednak to było beznadziejne. Ja nie wiem czemu autorki lubują się w tym idiotycznym rozwiązaniu, które jest tak wysnute z logiki i tak sprzeczne… No według mnie powinno się zakazać takich akcji.
Ellie z kolei była dla mnie trochę niedopracowana. No bo wyobraźcie sobie, że wczoraj zerwałyście z chłopakiem. Troszkę mało was to obeszło, bo koleś był zaborczym dupkiem, nie mniej jednak przed nim nie miałyście innych. Twardo postanawiacie sobie, że chcecie sprawdzić jak to jest żyć bez chłopa. Jest sobota, dzień po rozstaniu. Idziecie do klubu z koleżankami, gdzie zagaduje was nieznajomy facet. I co? Toniecie w głębi jego niebieskich oczu, dajecie się zahipnotyzować, zdejmujecie majtki przez głowę, a już za kilkanaście dni spotykacie się z nim dzień w dzień? A gdzie się podziało „chcę być wolna i niezależna, chłopaki są fuj”? Jedyne, co troszkę uratowało Ellie w moich oczach to fakt, że z początku chyba kierowało nią pożądanie, a nie jakaś wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Nosz przynajmniej tyle! Ale pominąwszy zaćmienie umysłu z początku książki Ellie oceniam pozytywnie. Miała łeb na karku, kochała całym sercem, punktowała odwagą i wiernością i była… „jakaś”. Zważywszy na to, że mówimy o romansie dla nastolatek – to mi wystarcza.


TONA SEKSU!
Wicie co mnie na początku zdziwiło? Seks. Dużo seksu. Wszędzie seks. Początek książki to skupisko scen erotycznych. Zastanawiałam się nawet, czy  przypadkiem nie trafił mi się jakiś delikatny erotyk :’). Troszkę się tego nie spodziewałam, ale w zasadzie podobały mi się opisy scen łóżkowych. Wulgaryzmów w nich nie było (z resztą w całe książce przekleństwa pojawiały się sporadycznie i były użyte w odpowiednich momentach – plusik ode mnie dla autorki!), nie było też zbędnych zachwytów nad, dajmy na to, promieniami słońca idealnie podkreślającymi krągłość pośladków Jamie’go, czy tam innych dziwnych zjawisk metafizycznych. Czytając je czułam emocje towarzyszące głównym bohaterom, co w moim przypadku znaczy sporo – zwykle seks z książek mnie nijak nie rusza, bo albo za dużo jest ochów i achów nad gładkością pościeli, albo znów bliższe jest to do rozmnażania się królików, niż do seksu dwójki ludzi. W Chłopaku wyszło to dobrze, smacznie i z pewnością nie drażniąco.

DOBRYM GANGIEM NIE POGARDZĘ
Z mojego punktu widzenia sporym plusem tej książki jest wątek mafii. Nie będę ukrywać, że jestem troszkę chłopczycą. Mam w domu dwójkę facetów, więc od małego zamiast Titaniców i Zmierzchów oglądałam Szklane pułapki, X-meny, Tombraidery… No generalnie wszystko, gdzie się strzela, wybucha i ściga autami. I tak już mi zostało. Jakkolwiek na widok krwi mdleję, to nie pogardzę książkową strzelaniną, nielegalnymi walkami, przekrętami, dilerką i innymi takimi… a w Chłopaku takowe dostałam. Podobało mi się to, jak ukazano społeczność mafijną (można tak to nazwać w ogóle?) – z pozoru banda kryminalistów, okazała się grupą facetów broniących się wzajemnie, troczących o swoich braci, zżytych i na swój sposób ciekawych. Troszkę żałuję, że nie poświęcono im więcej uwagi… ale znów wracam do tego, że mówimy o romansidle, a nie kryminale czy czymś tego typu – tu pierwsze skrzypce ma grać miłość, nie gangi. Szkoda ;)

CZY DA SIĘ ZASKOCZYĆ Q W ROMANSIE?
Takim największym plusem tej książki jest według mnie tajemnica skrywana przez Jamie’go. Szczerze? Od samego początku mnie ciekawiła, to już wicie. Byłam pewna, że go rozgryzłam, że wiem, czemu wylądował w poprawczaku. W ogóle nie dopuszczałam możliwości, aby skrywany sekret jakoś mnie zaskoczył… a jednak szczęka mi nieco opadła. Moseley udało się mnie zaskoczyć. Uśpiła moją czujność, za co należą się jej gratulację. Nie zdradzę wam rozwiązania zagadki, jednak śmiem twierdzić, że was również by zaskoczyło, a do tego pewnie się spodobało. Mi spodobało się bardzo. Było dobre, nieoczywiste i przemyślane.


W PIGUŁCE
A więc w skrócie: Chłopak, który chciał zacząć od nowa to kolejna powieść dla nastolatek, podobna pod wieloma względami do swoich poprzedniczek. Historia jest schematyczna, jest chwilami przewidywalna, a mimo to spodobała mi się. Była miłą odskocznią, taką książką przejściową pomiędzy gniotem absolutnym, a czymś naprawdę (napraaaaawdęęę!) dobrym, za co planowałam wziąć się po skończeniu Chłopaka. Autorka urzekła mnie słodyczą uczucia ukazanego w książce z nutką humoru i sporą dawką emocji, a do tego kilkakrotnie zaskoczyła zwrotami akcji. Czy sięgnę po kolejny tom? W sumie czemu nie ;). A komu polecam? Raczej nie starszym czytelnikom. Chłopak powinien przypaść do gustu osobom poszukującym odpoczynku od ciężkich książek, lub zwolennikom lekkich i słodkich historii miłosnych.

Coś mi nie gra w tej recenzji. Też to czujecie? Chybam jakaś chora :’( Ale, ale! Czytaliście? Macie w planach? Łapka w górę – kto szuka na wiosnę miłości w książkach?
Buziak ;*
Q.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Harpen Collins :)

czwartek, 26 stycznia 2017

Czyżby to było pierwsze książkowe zakochanie w tym roku? Ponad wszystko Nicola Yoon ;)


Czołem Berbecie!
Dzisiejsza recenzja pójdzie pierunem, zaiste. Serio, mam wrażenie, że ani herbatka mi wystygnąć nie zdąży, tak mnie natchnęło :D Dziś będzie o książce, która trafiła do mnie w ramach book touru organizowanego przez Olę z bloga Zaczytana Iadala ;). Panie i panowie, pora na słów kilka o Ponad wszystko Nicoli Yoon!

niedziela, 2 października 2016

e-lekkość & e-humor


Hola!
Tak jak myślałam, nie mam na nic czasu w tej Hiszpanii. Nie ma mowy o pisaniu, a już nie wspomnę o czytaniu Waszych blogów. To znaczy… okej, znajduje czas na czytanie, ale wyłącznie książek. Książka nie wymaga ode mnie Wi-fi :’(. A z tym jest tu słabo, bo jest zbyt rozchwytywane -  każdy go pożąda.. a przecież biedne Wi-fi się nie rozdwoi! Ale ja nie o tym ;). Mam dziś dla Was recenzję pewnej uroczej, leciutkiej historii, a mianowicie Załącznika Rainbow Rowell.

Książkę zabrałam ze sobą na wyjazd, bo uznałam, że będzie idealna na zabicie czasu, ale nie na tyle wciągająca, żebym przegapiła odprawę na lotnisku. Nie myliłam się… Ale to za chwilkę. Najpierw pokrótce opowiem o fabule ;).
 
Wybaczcie mi brak cytatów. Nie sposób było zaznaczać je w samolocie, bo zapomniałam karteczek, a z notowaniem stron... za dużo roboty :'(
Akcja powieści ma miejsce na przełomie roku 1999 i 2000. Wiecie, pluskwa milenijna i takie tam. Lincoln ma dość nietypową pracę. Jego zadaniem jest kontrolowani korespondencji elektronicznej pracowników pewnego czasopisma. Mężczyzna nie spodziewał się, że to będzie jego praca i w sumie nie czuje się z tym najlepiej… ale mimo to czyta cudze rozmowy, wysyła upomnienia, kontroluje cudze skrzynki e-mailowe. Pewnego dnia trafia na rozmowę Beth i Jennifer, która nie jest zgodna z regulaminem i… nic z tym nie robi. Czeka na kolejne rozmowy reporterek, poznaje ich problemy, i mail po mailu zakochuje się w Beth. Tylko co dalej może z tym zrobić? Jak wyjaśnić osobie którą widzi się po raz pierwszy, że zna się jej sekrety? Czy ta historia zakończy się happy endem? Sprawdźcie sami, za kogo Wy mnie macie?! ;)

Może zacznę od samej budowy książki. Jak pewnie się domyślacie, w Załączniku mamy do czynienia z ciekawym rodzajem narracji. Mianowicie połowa rozdziałów – tych lincolnowych -  jest pisana w narracji trzecio osobowej, natomiast druga połowa to rozmowy e-mailowe Beth i Jennefer. Rowell świetnie to poprowadziła. W rozmowach możemy poznać obie bohaterki, to jak myślą, jakie mają charaktery, jakie są…  ale tak jak Lincoln nie mamy pojęcia o ich wyglądzie. Okej, dowiadujemy się o jakichś detalach, typu szerokie ramiona czy kilka dodatkowych kilogramów, ale nie ma tam wzmianek o kolorze oczu, włosów, i innych takich. I to było fajne. Podobało mi się, że Rowell zachowała logikę i naturalność w tych rozmowach, że wszystko, czego dowiedziałam się o Beth i Jennifer okazywało się tak mimochodem, a nie tak… tak celowo. Kurcze, chyba mi to słońce zaszkodziło, bo nie potrafię wyrazić tego, co mam na myśli :(.



Kolejna rzeczą, o której nie sposób zapomnieć, jest fenomenalny humor Załącznika. Ej bez kitu, leciałam samolotem i śmiałam się pod nosem. Jest to pierwsza książka Rowell, jaką czytałam, i już wiem, że sięgnę po kolejne. Autorka ma niesamowity dar wplatania w rozmowy i przemyślenia lekko sarkastycznych żarcików, które tworzą świetną atmosferę, i sprawiają, że człowiek chce opowiadać tę historie innym, cytować rozmowy, dzielić się tym z światem. Miodzio, jednym słowem <3

 Załącznik jest tak przyjemny, tak leciutki, że człowiek nawet nie zauważa kiedy dociera do setnej strony, później dwusetnej… i ani się obejrzy, a tu już koniec. Dawno nie czytałam czegoś tak lekkiego. Okej, ma to swoje konsekwencje w tym, że Załącznik nie jest czymś, o czym będzie się rozmyślać miesiącami, nie wyciska łez, nie skłania do refleksji. Za to jest idealna na książkowego kaca, albo na lekturę dla kogoś, kto nie ma zbyt wiele czasu na czytanie. A, no i jest w sam raz na książkę, którą bierze się ze sobą na jakiś wyjazd. Sprawdzone info ;).

Jak już jesteśmy przy zakończeniu, to tu akurat mogę się przyczepić. Oczywiście nie zamierzam wam go zdradzać, ale spodziewałam się czegoś lepszego. W sumie odniosłam wrażenie, jakby Rowell nagle straciła pomysł na tę historie, i postanowiła jak najszybciej ją skończyć. Jak dla mnie wydarzenia z ostatnich stron działy się zbyt szybko,  były lekko nielogiczne. Ale to nic. To było zaledwie kilka stron. Pozostałe kilkaset są bez zarzutu ;).



Sami bohaterowi są milutcy. Dosłownie. Ich się nie da nie lubić, bo i za co? Każdy z nich ma jakieś problemy, własną historię, którą strona po stronie poznajemy.
Lincoln jest zwykłym facetem, jakich pełno. A przynajmniej takie ma o sobie zdanie. Nie umie nawiązać nowych znajomości, jest wstydliwy i nieco zamknięty w sobie. Poprawy sytuacji nie ułatwia fakt, że główny bohater pracuje w nocy, kiedy w biurze nie ma prawie nikogo. Przez całą książkę obserwujemy jego rozwój, to jak otwiera się na innych, jak zmienia swoje życie. Podobała mi się tak obecna historia Lincolna, jak i jego wspomnienia, to, co przeżył w młodości. Całość była ciekawa i wciągająca na tyle, że nie zauważyłam turbulencji i  innych uroków lotu samolotem ;)
Jeśli chodzi o Beth i Jennifer, to zaśmiewałam się czytając ich rozmowy. Obie panie miały cięte języczki, których używały co krok. Czułam się tak, jakbym siedziała z nimi przy kawiarnianym stoliku i słuchała rozmów najlepszych przyjaciółek. Te maile były tak sklecone, że zapominałam o tym, że one siedzą w dwóch różnych pomieszczeniach. Jennifer rozbroiła mnie swoją urojoną ciążą już na pierwszych stronach Załącznika. Beth z kolei na początku nie rozumiałam. Nie ogarniałam zasad działania jej związku i jakoś mnie on denerwował. Oczywiście nie powiem wam czemu, bo spoilery są wysoce nieładne ;). Ale jeśli pominąć brak logiki w tym aspekcie jej życia, to Beth była bardzo pozytywną i inteligentną bohaterką. Podobały mi się jej trafne uwagi i komentarze.

Co by tu jeszcze… W zasadzie to chyba wszystko ;) Podsumowując: Załącznik okazał się milutką, niewymagającą lekturą. Każdy może po niego sięgnąć nie obawiając się zarwanych nocek i zaczerwienionych od płaczu oczu. Powieść Rowell jest gwarancja mile spędzonego czasu, kilku godzin uśmiechania się do samego siebie i chwili oderwania od problemów realnego świata. Jak najbardziej polecam tę książkę każdemu, kto chce odpocząć od ciężkich lektur, dać odsapnąć mózgowi i sercu, złapać oddech ;)

Kurcze, czy tylko mi się wydaje, że ta recenzja jest jakaś kaleka? Proszę, wybaczcie mi to. W czasie pisania chyba z osiem razy ktoś mnie wołał, rozpraszał, etc… i wszelkie myśli jakoś się rozbiegły. Nie miałam też cytatów, które mogłabym wykorzystać (a szkoda, bo książka jest pełna świetnych tekstów!), bo nie sposób pamiętać o zaznaczaniu ich w autobusie czy samolocie :<.

A co z Wami? Czytaliście już Załącznik? Skusicie się na tę milutką historię? Jakie jest Wasze zdanie? Czekam na Was w komentarzach!
Buziaki ;*
Q.


Za książkę ślicznie dziękuję wydawnictwu Harper Collins ;)



PS. Miśki jak już pisałam, nie sposób czytać tu Wasze posty :’( Mimo to mam nadzieję, że ze mna zostaniecie i dacie mi nadrobić zaległości po powrocie ;)

piątek, 29 lipca 2016

Coś dla zmęczonych wampirami i elfami :)

Czy tylko mnie ta okładka zniechęca?
 Nie dajcie się nabrać!
Pocałunek Kier
Lynn Raven

Cześć Wam! 

Dawno nie było tu porządnej recenzji, a to karygodne z mojej strony. Dlatego dziś przychodzę do Was z prawdziwą perełką. Czytałam tę książkę kilka tygodni temu, i naprawdę żałuje, że nie pisze tego tekstu zaraz po jej przeczytaniu. Nie mniej jednak pozycja jest na prawdę godna polecenia, a  w dodatku nie jest to cykl, czy trylogia, lecz „pojedyncza” książka, więc bez problemu możecie ją wpleść w swoje czytelnicze plany. Mam nadzieję, że po tej recenzji bez wahania to zrobicie. Dziś chcę Wam powiedzieć o Pocałunku Kier Lynn Raven. 

A więc zacznijmy od fabuły, która swoją drogą zachwyca, chociaż ciężko jest ją opowiedzieć niespoilerując :’(. Ale mimo wszystko spróbuję! ;) Pomiędzy ludem Nivadów, a plemieniem wojowniczych Kierów panują napięte stosunki. Właściwie… to oba państwa toczą ze sobą wojnę. Kiedy ciężko chory władca Kierów rozkazuje dowódcy swoich wojsk – Mordanowi – porwać nivadzką uzdrowicielkę – Lijanas, mężczyzna wyrusza na terytorium wroga. Goni go czas, gdyż król ograniczył okres, w jakim Kier ma wykonać swoje zadanie. Porwawszy kobietę Mordan wraz z swoim oddziałem ruszają w drogę powrotną. I to tu rozpoczyna się właściwa akcja. Na drodze wojowników pojawi się wiele przeszkód, a Lijanas okaże się bardzo niepokornym więźniem, ku ogromnej irytacji dowódcy Kierów. W dodatku za porywaczami podążać będzie nie tylko oddział ratunkowy. Czy Mordanowi uda się dotrzeć na czas do stolicy? Jak tak na prawdę wyglądał początek tej wojny? Czy Lijanas da się w końcu zniewolić? Jaką tajemnicę skrywa uzdrowicielka? Co tak naprawdę kryje się za porwaniem dziewczyny? Oh, chyba już mnie znacie - dzióbek na kłódkę, sami sprawdźcie! :)

piątek, 22 lipca 2016

Pokonana przez książkę. Majstersztyk!

Zdrada
Marie Rutkoski

Witajcie Kochani!

Dziś przychodzę do Was z recenzją książki, która mnie pokonała. Nie żartuje, pierwszy raz od dawna mam taki piekielny mętlik w głowie. Właściwie może dobrze by było, gdybym odczekała dzień albo dwa... albo przynajmniej kilka godzin, ale obawiam się, że jeśli nie utrwalę moich myśli teraz, to później nie zbiorę sił na powrót do tej historii. Dzisiaj będzie o Zdradzie, czyli drugim tomie serii Niezwyciężona autorstwa Marie Rutkoski.

Teraz powinno być o fabule, ale najpierw mała retrospekcja. To właśnie przez ten cykl powstał mój blog. Pani Rutkoski napisała opowieść, która mną wstrząsnęła, i musiałam jakoś to uspokoić, wygadać się. To o niej mówił mój pierwszy post (Jeśli nie wiesz o czym mowa, to może kliknij to serduszko <3. Ono jest portalem do recenzji pierwszego tomu Niezwyciężonej). Szczerze powiedziawszy nie myślałam, że autorka może wywołać we mnie większe emocje. Okej, spodziewałam się wysokiego poziomu ale... Cholera, czegoś takiego się NIE spodziewałam. Ale spokojnie, po kolei. Fabuła. Zacznę od fabuły. Z całego serca Was przepraszam, ale nie wiem jak je napisać tak, by nie zdradzić zakończenia pierwszej części. Umówmy się więc, że poniższy akapit czytacie na własną odpowiedzialność, ja zalecam go pominąć wszystkim tym, którzy jeszcze nie poznali Pojedynku. Przeskoczcie do "O luju..." :).

wtorek, 19 lipca 2016

Tak się wszystko zaczęło. Historia książkoholiczki

Cześć Wam!


I znów piszę post którego nie planowałam. Miała być recka, ale nie będzie, wybaczcie. Czemu? 
Aj, bo właśnie wpadłam do Zajęczej nory, i trafiłam na takież oto wyzwanie:  

Jak klikniesz to migające powyżej, to cie przeniesie do Zajęczej nory, a tam jest ładnie wyjaśnione to wyzwanie ;) 

A więc dziś opowiem wam moją historię. Jakby tu zacząć... Hmmm...


Dawno, dawno temu... Nie, czekajcie! To wcale nie było tak dawno, przecież mam dopiero osiemnaście lat ;).Ta historia zaczyna się jakieś trzynaście lat wstecz od dziś....

poniedziałek, 18 lipca 2016

Za górami, za lasami, w odległej Szkocji... Czyli o tym jak zdobyć serce Quidportavi :)

Obca
Diana Gabaldon

Panie i Panowie! 
Z dumą przedstawiam wam najbardziej niesamowity przypadek, jaki dane mi było popełnić ostatnimi czasy. W ogóle nie planowałam czytać tej książki. Nawet nie wiem jakim sposobem znalazła się na mojej półce w LC. Sięgnęłam po nią tylko dlatego, że była na pierwszej stronie „chcę przeczytać” kiedy przeglądałam pozycje dostępne w tej chwili w mojej bibliotece. A, no i lubię książki, które zrzucone z odpowiedniej wysokości są w stanie uśmiercić przypadkowego przechodnia… albo chociaż go ogłuszyć. Wiecie, te takie mające tysiąc stron i twardą okładkę :P. Obca, bo o niej dziś będzie mowa, spełnia ten warunek.

Mamy  rok 1945. Druga wojna światowa dobiega końca. Po wieloletniej rozłące Claire Randall wraz z mężem Frankiem udają się na wczasy do Szkocji, aby odnowić łączącą ich więź, która osłabła podczas wojennego rozstania. On ma hyzia na punkcie swojego szkockiego  przodka, namiętnie bada jego historię. Ona pasjonuje się  w zielarstwie, uwielbia poznawać lecznicze właściwości ziół. Razem stanowią uroczą, kochającą się parę. Kiedy Claire  zauważa nieznaną roślinę u stóp jednego z głazów tworzących Kamienny Krąg postanawia wybrać się tam następnego dnia, aby ją zerwać… i gdy dotyka ów skały niespodziewanie cofa się w czasie. PUF! Claire trafia do osiemnastowiecznej Szkocji, a konkretniej do roku 1743. Od tej chwili jej życie zmieni się o 180 stopni. Wyzwolona kobieta będzie musiała przeżyć w świecie męskiej dominacji. Doświadczona polowa pielęgniarka zostanie zmuszona do leczenia innych jedynie z pomocą ziół. A jeśli tego byłoby mało, serce kobiety również zostanie poddane próbie. Jakiej? Sami sprawdźcie, przecież nie mogę zdradzić Wam wszystkiego! ;)