Pokazywanie postów oznaczonych etykietą young adult. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą young adult. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 27 września 2018

Bałam się, że będzie słabiutko, a tymczasem... | Feel again Mona Kasten


Czołem Szprotki!
Myślałam, ze będzie gorzej. Nawet troszkę się tej książki cykałam, bo poprzedniemu tomowi miałam kilka rzeczy do zarzucenia, a tymczasem… no chyba nie myślicie, że zdradzę wam co i jak już we wstępie? Chodźcie, opowiem wam co mnie oczarowało w historii Sawyer i Isaaca, czyli Feel again autorstwa Mony Kasten ;).

poniedziałek, 26 lutego 2018

PRZEDPREMIEROWO: Nieco ponad 5 faktów o nowym początku ;) | Begin again, Mona Kasten


Cześć Ciasteczka!
Nie wiem co to się podziało, ale właśnie przeczytałam trzeci romans pod rząd (przy czym posty wrzucam nie w takiej kolejności, jak czytane były książki, coby nie było monotematycznie, więc nie zdziwcie się niezgodnościami takowymi ;P, co jest zupełnie nie w moim stylu. Mało tego! Romans, o którym dziś będzie mowa w zasadzie wciągnęłam nosem pomimo natłoku sprawdzianów i innych koszmarności <3 Zapraszam was na przedpremierową recenzję Begin again autorstwa Mony Kasten.

wtorek, 28 lutego 2017

Seks, gangi, strzelaniny i inne romantyczne bajery, czyli Chłopak, który chciał zacząć od nowa

Cześć Zygzaki!
Nie krzyczcie, nie bijcie, wiem, że ostatnio milczę. Mam jakiś zastój, odpoczynek od Internetów, czy nie wiem jak to nazwać. Końcówka lutego okazała się fatalnym okresem. Oby marzec był lepszy! Dziś mam dla was recenzję książki lekkiej, przyjemnej i… zaraz, co ja robię? Na zachwyty  i nie-zachwyty  jeszcze przyjdzie pora! Kochani, dzisiaj opowiem Wam o Chłopaku, który chciał zacząć od nowa Kirsty Moseley ;).

TEN Z OKŁADKI CIUTKĘ ŁŻE xD
Ellie właśnie zerwała ze swoim chłopakiem. Chce pożyć życiem singielki, ale jej plany psuje Jamie. Chłopak przed paroma dniami wyszedł z poprawczaka. Chce zacząć życie od nowa, zerwać z przestępczym światkiem. Z dnia na dzień oboje zakochują się w sobie coraz bardziej. Planują wspólne życie, wielką podróż… i wtedy przeszłość upomina się o Jamie’go. Jak skończ się ich wspólna historia? Czy znajdziecie tutaj happy end? Jakie sekrety skrywa chłopak Ellie? Czy przeszłość wypuści Jaimie’go ze swoich szponów? Odpowiedzi znaleźć możecie wyłącznie w książce ;)

MÓJ PIERWSZY RAZ
Wcześniej nie miałam styczności z twórczością Kirsty Moseley. W prawdzie mam na półce innego „chłopaka” jej pióra, ale grzecznie czeka sobie na marzec, zgodnie z moimi postanowieniami na ten rok (także wkrótce spodziewajcie się recenzji ;)). Ne wiedziałam więc na co się piszę, biorąc do recenzji tę książkę. Liczyłam na coś lekkiego, coś z serduszkami, słodkościami… coś, co nie będzie zbytnio wymagające. Od razu zaznaczę – możliwe, że zawyżam ocenę tej książki. Nie wiem, czy widzieliście moją poprzednią reckę. Jeśli tak, to wiecie, że trafiłam na prawdziwy gniot. Jeżeli nie… to właśnie wam wyjawiłam, iż przed Chłopakiem miałam nieprzyjemność zasypiać przy lekturze. Tak więc podejrzewam, że moje wymagania i zmysły zostały tak wygłodzone, że zadowoliłyby się namiastką akcji i emocji. Ale spokojnie, starałam się myśleć trzeźwo czytając tę powieść. I muszę przyznać, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Moseley zaliczam do udanych ;).

NIBY JUŻ BYŁO, A NADAL BYŁO MIŁO ;)
Historia stworzona przez autorkę nie jest jakoś wybitnie oryginalna. Mamy chłopaka, którego przeszłość skrywa liczne sekrety. Jest dziewczyna, która zrywa z chłopakiem i planuje chwilę pobyć singielką. Nie jest zaskoczeniem, że jej to nie wychodzi, bo na swojej drodze spotyka owego tajemniczego faceta. Ileż jest takich powieści? Licząc tak pi razy drzwi… od czorta :D. A mimo to ta mnie wciągnęła i to niemalże od pierwszych stron. Właściwie to zaintrygowało mnie ostatnie zdanie prologu: „Chyba wszystko sprowadza się do tego: nazywam się Jamie Cole i jestem mordercą.”. Lubię morderców… jakkolwiek brzmi to dziwnie. A więc momentalnie moje oczekiwania wzrosły. I z pewnym zadowoleniem stwierdzam, ze Moseley mnie zaspokoiła (coś czuję, że nie powinnam dziś brać się za pisanie...). Jej pióro okazało się przyjemne, pełne smacznego humoru i emocji. Autorka nie raz mnie zaskoczyła i potrafiła zaciekawić. A wiedzcie, że przeważnie romanse mnie nie ciekawią zbytnio ;). Ale może przejdziemy do konkretów? 

PAN I PANI ZAKOCHANI
Bohaterowie są… standardowi? Przeciętni? Masa takich była przed nimi i masa pojawi się po nich, a mimo to spodobali mi się. Chrzanić schematyczność tego, jak zostali wykreowani – potrzebowałam odmóżdżacza, więc nie mam prawa narzekać. W tamtej chwili byli dla mnie idealni.
Jamie z jednej strony był uroczy, romantyczny i słodki, że aż zęby bolały, ale jednocześnie miał ten swój pazur, którego niby chciał się pozbyć, niby z nim walczył… ale na szczęście opornie. Bo akurat te chwile, kiedy robiło się „groźnie” były dobreńkie ;). Może i bym się z Jamiem mogła zakumulować, może i poflirtować co nieco, ino gdyby on nie zrobił na końcu tego… co zrobił na końcu! Nie powiem o co chodzi, spokojna głowa. Jednak to było beznadziejne. Ja nie wiem czemu autorki lubują się w tym idiotycznym rozwiązaniu, które jest tak wysnute z logiki i tak sprzeczne… No według mnie powinno się zakazać takich akcji.
Ellie z kolei była dla mnie trochę niedopracowana. No bo wyobraźcie sobie, że wczoraj zerwałyście z chłopakiem. Troszkę mało was to obeszło, bo koleś był zaborczym dupkiem, nie mniej jednak przed nim nie miałyście innych. Twardo postanawiacie sobie, że chcecie sprawdzić jak to jest żyć bez chłopa. Jest sobota, dzień po rozstaniu. Idziecie do klubu z koleżankami, gdzie zagaduje was nieznajomy facet. I co? Toniecie w głębi jego niebieskich oczu, dajecie się zahipnotyzować, zdejmujecie majtki przez głowę, a już za kilkanaście dni spotykacie się z nim dzień w dzień? A gdzie się podziało „chcę być wolna i niezależna, chłopaki są fuj”? Jedyne, co troszkę uratowało Ellie w moich oczach to fakt, że z początku chyba kierowało nią pożądanie, a nie jakaś wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Nosz przynajmniej tyle! Ale pominąwszy zaćmienie umysłu z początku książki Ellie oceniam pozytywnie. Miała łeb na karku, kochała całym sercem, punktowała odwagą i wiernością i była… „jakaś”. Zważywszy na to, że mówimy o romansie dla nastolatek – to mi wystarcza.


TONA SEKSU!
Wicie co mnie na początku zdziwiło? Seks. Dużo seksu. Wszędzie seks. Początek książki to skupisko scen erotycznych. Zastanawiałam się nawet, czy  przypadkiem nie trafił mi się jakiś delikatny erotyk :’). Troszkę się tego nie spodziewałam, ale w zasadzie podobały mi się opisy scen łóżkowych. Wulgaryzmów w nich nie było (z resztą w całe książce przekleństwa pojawiały się sporadycznie i były użyte w odpowiednich momentach – plusik ode mnie dla autorki!), nie było też zbędnych zachwytów nad, dajmy na to, promieniami słońca idealnie podkreślającymi krągłość pośladków Jamie’go, czy tam innych dziwnych zjawisk metafizycznych. Czytając je czułam emocje towarzyszące głównym bohaterom, co w moim przypadku znaczy sporo – zwykle seks z książek mnie nijak nie rusza, bo albo za dużo jest ochów i achów nad gładkością pościeli, albo znów bliższe jest to do rozmnażania się królików, niż do seksu dwójki ludzi. W Chłopaku wyszło to dobrze, smacznie i z pewnością nie drażniąco.

DOBRYM GANGIEM NIE POGARDZĘ
Z mojego punktu widzenia sporym plusem tej książki jest wątek mafii. Nie będę ukrywać, że jestem troszkę chłopczycą. Mam w domu dwójkę facetów, więc od małego zamiast Titaniców i Zmierzchów oglądałam Szklane pułapki, X-meny, Tombraidery… No generalnie wszystko, gdzie się strzela, wybucha i ściga autami. I tak już mi zostało. Jakkolwiek na widok krwi mdleję, to nie pogardzę książkową strzelaniną, nielegalnymi walkami, przekrętami, dilerką i innymi takimi… a w Chłopaku takowe dostałam. Podobało mi się to, jak ukazano społeczność mafijną (można tak to nazwać w ogóle?) – z pozoru banda kryminalistów, okazała się grupą facetów broniących się wzajemnie, troczących o swoich braci, zżytych i na swój sposób ciekawych. Troszkę żałuję, że nie poświęcono im więcej uwagi… ale znów wracam do tego, że mówimy o romansidle, a nie kryminale czy czymś tego typu – tu pierwsze skrzypce ma grać miłość, nie gangi. Szkoda ;)

CZY DA SIĘ ZASKOCZYĆ Q W ROMANSIE?
Takim największym plusem tej książki jest według mnie tajemnica skrywana przez Jamie’go. Szczerze? Od samego początku mnie ciekawiła, to już wicie. Byłam pewna, że go rozgryzłam, że wiem, czemu wylądował w poprawczaku. W ogóle nie dopuszczałam możliwości, aby skrywany sekret jakoś mnie zaskoczył… a jednak szczęka mi nieco opadła. Moseley udało się mnie zaskoczyć. Uśpiła moją czujność, za co należą się jej gratulację. Nie zdradzę wam rozwiązania zagadki, jednak śmiem twierdzić, że was również by zaskoczyło, a do tego pewnie się spodobało. Mi spodobało się bardzo. Było dobre, nieoczywiste i przemyślane.


W PIGUŁCE
A więc w skrócie: Chłopak, który chciał zacząć od nowa to kolejna powieść dla nastolatek, podobna pod wieloma względami do swoich poprzedniczek. Historia jest schematyczna, jest chwilami przewidywalna, a mimo to spodobała mi się. Była miłą odskocznią, taką książką przejściową pomiędzy gniotem absolutnym, a czymś naprawdę (napraaaaawdęęę!) dobrym, za co planowałam wziąć się po skończeniu Chłopaka. Autorka urzekła mnie słodyczą uczucia ukazanego w książce z nutką humoru i sporą dawką emocji, a do tego kilkakrotnie zaskoczyła zwrotami akcji. Czy sięgnę po kolejny tom? W sumie czemu nie ;). A komu polecam? Raczej nie starszym czytelnikom. Chłopak powinien przypaść do gustu osobom poszukującym odpoczynku od ciężkich książek, lub zwolennikom lekkich i słodkich historii miłosnych.

Coś mi nie gra w tej recenzji. Też to czujecie? Chybam jakaś chora :’( Ale, ale! Czytaliście? Macie w planach? Łapka w górę – kto szuka na wiosnę miłości w książkach?
Buziak ;*
Q.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Harpen Collins :)

wtorek, 25 października 2016

Nic. Pustka. Chłopak z sąsiedztwa.

Cześć Neonki!
Jeju, ja już chcę zimę :’( Wy nie? A tymczasem siedzę na łóżku zamotana w koc, popijam herbatę z cytryną *mniam!*  i skrobię dla Was kolejny post. Dziś mam dla was coś przyjemnie rozluźniającego i grzejącego serduszko – książkę autorstwa Kasie West, o niezbyt tajemniczym tytule Chłopak z sąsiedztwa.

Już teraz mogę Wam powiedzieć, że mam cholerny problem z tą recenzją. Książkę skończyłam w sobotę późnym popołudniem, jest poniedziałek… no, w zasadzie od ośmiu minut już wtorek, a ja nadal nie umiem napisać recenzji. Czemu? Czytajcie dalej, a wszystkiego (mam nadzieję) się dowiecie ;).


PO KRÓTCE O FABULE

 Charlie jest półsierotą. Jej mam zmarła gdy dziewczyna miała sześć lat. Teraz ma szesnaście, i nie należy do typowych nastolatek. Wychowywana przez samotnego ojca – policjanta, trzymająca się zawsze z trójką swoich starszych braci, Charlie nie jest wzorem kobiecości. Nie boi się siniaków, obdartych łokci i brutalnych, baseballowych zagrywek. Jest twarda. Jednak w wyniku kary za zgarninie kolejnego mandatu – spłacenia go z własnych pieniędzy – Charlie będzie musiała znaleźć sobie wakacyjną pracę, a ta… no cóż, będzie wymagała od niej wielu zmian. Ale to nie wszystko! Nastolatka będzie musiała również stawić czoło wydarzeniom z przeszłości, co może okazać się ciężkim przeżyciem. Całe szczęście jest jeszcze Branden- sąsiad Charlie, którego dziewczyna traktuje jak przyszywanego brata… do czasu, gdy pewnej nocy spotykają się pod płotem oddzielającym ich domy i zaczynają prowadzić rozmowy w świetle księżyca. Co z tego wyniknie? Jak potoczą się losy Charlie i Brandena? Co zwycięży – przyjaźń, czy miłość? No i co skrywają mroki przeszłości? Chłopak z sąsiedztwa ma w sobie odpowiedzi na te pytania ;).


CIEPŁO? ZIMNO? LETNIO.

Z powodu braku jakichkolwiek sensownych
cytatów wstawiłam GIFy ;(
No właśnie, o to cały problem. Chłopak na zastępstwo był… przyjemny. Był lekki, był pogodny, był miły… czy też macie wrażenie, że takimi przymiotnikami częstuje się kogoś, kogo nie chce się urazić i stara się dopatrzeć jakichś pozytywów? Bo ja właśnie tak mam  z  tą książką. Jej nie ma za co zjechać, bo ani mnie nie irytowała, ani nie nudziła, żadnych negatywnych uczuć nie pamiętam. Ale pozytywnych, tych porządnie pozytywnych, w stylu zachwytu, ciekawości, jakichś łez czy ciarek też nie było. Szczerze powiedziawszy w sobotę uznałam, że mam ochotę na dzień z książką. Wstałam, ogarnęłam zapas ciastek i herbaty, władowałam się do łóżka z Chłopakiem na zastępstwo (yyy…. To brzmi źle xD), i zaczęłam czytać. Wieczorem skończyłam i… pustka. Zero przemyśleń, zero rozkmin, zero emocji.. zjadłam kolację, umyłam ząbki i poszłam nyny. Książka niczym mnie nie zaskoczyła, była prosta i przewidywalna, ale nie w taki irytujący sposób. A szkoda. Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby była beznadziejna, bo przynajmniej byłaby jakaś. A tu klops. Historia, jakich pełno. Przeciętność. Tyle w temacie -,-.


THIS IS A MAN’S WORLD

Nie da się ukryć, że książka jest zdominowana przez mężczyzn. Postaci żeńskich jest tam tyle co kot napłakał. Mi w to graj, bo jak przystało na książkową łowczynię mężów, im więcej facetów, tym lepiej xD A książkowi faceci byli bardzo sympatyczni. Troszkę nie widzę sensu analizowania każdego z nich osobna, bo na dłuższą metę sprowadza się to do tego, że każdy z nich był uroczy, dowcipny, troszczył się o Charlie i był… no facetem. Kasie West umie najwidoczniej tworzyć męskich bohaterów, którzy wzbudzają lekki uśmieszek swoim istnieniem, aczkolwiek nie grzeszą cechami indywidualnymi ;).


SKĄD JA TO ZNAM?

Dość osobiście podeszłam w tej książce do Charlie. W pewien sposób ją rozumiałam, bo sama żyję pod jednym dachem z dwójką facetów i deficytem kobiet. Wiem jak oni się gapią, gdy pierwszy raz widzą cię pomalowaną, jak reagują na zapach lakieru albo babski serial. Charlie miała przekichane, bo nie miała mamy – damskiego wzorca. Wszystko, co ją otaczało było przesiąknięte męskością, przez co dziewczyna czuła się zagubiona w świecie sukienek, bluzeczek i szminek. Jeśli coś mi się w tej książce podobało, tak wiecie… bardziej, to właśnie przemiana, jaką przechodziła Charlie. Przyjemnie czytało się jak z brzydkiego kaczątka, którym według niej była, główna bohaterka przemieniała się kroczek po kroczku w olśniewającego łabędzia ;).


NA CO TO KOMU BYŁO?

W książce jest również wątek snów, które mają nakierować Charlie na odkrycie tajemnicy, którą skrywa przyszłość. Tajemnicy związanej ze śmiercią jej matki. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia po co był ten wątek. Okej, gdyby nie koszmary, to Charlie i Branden nie spotykali by się pod płotem, ale cała ta akcja z przeszłością była potraktowana po macoszemu. Można by było rozegrać to o niebo lepiej, wywołać konkretne emocje, kopnąć czytelnika w kostkę… ale Kasie West tego nie zrobiła. Coś tam było łezek, podobno depresji, ale jakiejś takiej do kitu, na pół strony… Jak dla mnie równie dobrze mogło by nie być tego wątku. Według mnie był nijaki, a szkoda :/.



ROZMOWY NOCĄ


Jeśli chodzi o wątek miłosny, to był on sympatyczny. Okej, straaasznie długo się czekało, aż miedzy tą dwójką zacznie się cokolwiek dziać (co mnie trochę irytowało, tak leciutko, bo jeśli wiem, że coś ma się wydarzyć, jest to tak oczywiste jak... ughh! No jest cholernie oczywiste, to czekanie drażni). Miło mi się czytało te ich nocne rozmowy ;). Branden był kochany, Charlie była... Charlie :P Ale  nie zauważyłam żeby mi serce mocniej zabiło. No okej, zakochali się w sobie, szło im z tą miłością fatalnie, ciapowatość level ekspert, później stało się co się stało, bo nie powiem co się stało... o i koniec. Nic specjalnego, zwyczajnie przyjemna historia miłości ;). Także nie spodziewajcie się jakichś wielkich wzruszeń i podrygów serca.


ZWYCZAJNOŚĆ DO POTĘGI N-TEJ

Mam tu na myśli styl autorki. Kusiło mnie porównanie z kiełbasą, ale go nie użyję xD Kasie West pisze w sposób prosty w odbiorze. Nie ma tu żadnych kwiecistych słów, barwnych metafor. Próżno szukać pięknych czy zabawnych cytatów (Stąd brak ich w tej recenzji, wybaczcie. Serio szukałam, ale to jakby szukać igły w stogu siana ;<). Chłopaka na zastępstwo można spokojnie łyknąć w jeden dzień, bez obawy, ze się zmęczycie czy zniechęcicie. Nie wiem, czy to konieczne jest plus. Chyba wolałabym się pomęczyć z książką, niż pochłonąć ją pierunem i nie mieć z tego niczego wartościowego.


PODSUMOWUJĄC

No więc widzicie. Książka zła nie była. Nie mogę jej odradzić, bo nie mam ku temu żadnego konkretnego powodu. Ani mnie ona ziębi, ani grzeje… Czy ją polecam? W sumie nie wiem. Jeśli macie ochotę na coś zwyczajnego do szpiku kości, to bierzcie się za Chłopaka z sąsiedztwa. Ale jeśli macie nadzieję na mocne kopnięcie i porządną historię, to nie tędy droga.

A czy Wy już czytaliście nową powieść Kasie West? Co o niej sądzicie? Skusicie się, czy spasujecie? Piszcie, bom ciekawa! ;P
Całusy ;*
Q.

Za książkę dziękuję księgarni internetowej PanTomasz.pl