Pokazywanie postów oznaczonych etykietą emocje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą emocje. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 marca 2017

Nerwica, torsje i takie tam - czyli o emocjach towarzyszącym Dworowi mgieł i furii

Pojęcia nie miałam jak ugryźć "mgły i furie"... i tak powstało to coś powyżej xD
Cześć Krakersy!
Z góry przepraszam za to, co za moment stworzę. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak ugryźć tę recenzję. Zwlekam z napisaniem jej już… trzy dni? Albo cztery :’). Dla mnie to niecodzienne, zwykle piszę tuż po przeczytaniu książki, maksymalnie następnego dnia, ale w tym przypadku… musiałam uspokoić serducho. Chwała niebiosom za notatki! Panie i panowie, czytacze i czytaczki, pozwólcie, że skrobnę słów kilka o Dworze mgieł i furii autorstwa Sahry J. Maas.
                                          

piątek, 29 lipca 2016

Coś dla zmęczonych wampirami i elfami :)

Czy tylko mnie ta okładka zniechęca?
 Nie dajcie się nabrać!
Pocałunek Kier
Lynn Raven

Cześć Wam! 

Dawno nie było tu porządnej recenzji, a to karygodne z mojej strony. Dlatego dziś przychodzę do Was z prawdziwą perełką. Czytałam tę książkę kilka tygodni temu, i naprawdę żałuje, że nie pisze tego tekstu zaraz po jej przeczytaniu. Nie mniej jednak pozycja jest na prawdę godna polecenia, a  w dodatku nie jest to cykl, czy trylogia, lecz „pojedyncza” książka, więc bez problemu możecie ją wpleść w swoje czytelnicze plany. Mam nadzieję, że po tej recenzji bez wahania to zrobicie. Dziś chcę Wam powiedzieć o Pocałunku Kier Lynn Raven. 

A więc zacznijmy od fabuły, która swoją drogą zachwyca, chociaż ciężko jest ją opowiedzieć niespoilerując :’(. Ale mimo wszystko spróbuję! ;) Pomiędzy ludem Nivadów, a plemieniem wojowniczych Kierów panują napięte stosunki. Właściwie… to oba państwa toczą ze sobą wojnę. Kiedy ciężko chory władca Kierów rozkazuje dowódcy swoich wojsk – Mordanowi – porwać nivadzką uzdrowicielkę – Lijanas, mężczyzna wyrusza na terytorium wroga. Goni go czas, gdyż król ograniczył okres, w jakim Kier ma wykonać swoje zadanie. Porwawszy kobietę Mordan wraz z swoim oddziałem ruszają w drogę powrotną. I to tu rozpoczyna się właściwa akcja. Na drodze wojowników pojawi się wiele przeszkód, a Lijanas okaże się bardzo niepokornym więźniem, ku ogromnej irytacji dowódcy Kierów. W dodatku za porywaczami podążać będzie nie tylko oddział ratunkowy. Czy Mordanowi uda się dotrzeć na czas do stolicy? Jak tak na prawdę wyglądał początek tej wojny? Czy Lijanas da się w końcu zniewolić? Jaką tajemnicę skrywa uzdrowicielka? Co tak naprawdę kryje się za porwaniem dziewczyny? Oh, chyba już mnie znacie - dzióbek na kłódkę, sami sprawdźcie! :)

piątek, 22 lipca 2016

Pokonana przez książkę. Majstersztyk!

Zdrada
Marie Rutkoski

Witajcie Kochani!

Dziś przychodzę do Was z recenzją książki, która mnie pokonała. Nie żartuje, pierwszy raz od dawna mam taki piekielny mętlik w głowie. Właściwie może dobrze by było, gdybym odczekała dzień albo dwa... albo przynajmniej kilka godzin, ale obawiam się, że jeśli nie utrwalę moich myśli teraz, to później nie zbiorę sił na powrót do tej historii. Dzisiaj będzie o Zdradzie, czyli drugim tomie serii Niezwyciężona autorstwa Marie Rutkoski.

Teraz powinno być o fabule, ale najpierw mała retrospekcja. To właśnie przez ten cykl powstał mój blog. Pani Rutkoski napisała opowieść, która mną wstrząsnęła, i musiałam jakoś to uspokoić, wygadać się. To o niej mówił mój pierwszy post (Jeśli nie wiesz o czym mowa, to może kliknij to serduszko <3. Ono jest portalem do recenzji pierwszego tomu Niezwyciężonej). Szczerze powiedziawszy nie myślałam, że autorka może wywołać we mnie większe emocje. Okej, spodziewałam się wysokiego poziomu ale... Cholera, czegoś takiego się NIE spodziewałam. Ale spokojnie, po kolei. Fabuła. Zacznę od fabuły. Z całego serca Was przepraszam, ale nie wiem jak je napisać tak, by nie zdradzić zakończenia pierwszej części. Umówmy się więc, że poniższy akapit czytacie na własną odpowiedzialność, ja zalecam go pominąć wszystkim tym, którzy jeszcze nie poznali Pojedynku. Przeskoczcie do "O luju..." :).

środa, 13 lipca 2016

O miłości silniejszej od pocisków i bomb

Jeździec Miedziany

Paullina Simons

Miałam nadzieję, że dziś pojawi się tu zupełnie inna recenzja, świeżutka, ale niestety nie przebrnęłam jeszcze przez książkę, o której miała ona mówić. Za to postanowiłam napisać o historii tak mocnej, że po dwóch latach od jej przeczytania nadal pamiętam wydarzenia, dialogi i emocje, które czułam, niemalże tak dokładnie, jakbym skończyła ją czytać wczoraj. Dziś chcę wam zaprezentować zniewalającą opowieść o miłości w czasie II wojny światowej, a nosi ona tytuł Jeździec miedziany.

No więc, jak zawsze, zacznijmy od fabuły. Akcja toczy się w Leningradzie, a rozpoczyna w piękny czerwcowy poranek 1941 roku. Niemcy wypowiadają wojnę Związkowi Radzieckiemu. Rosjanie czują, że nadchodzą ciężkie czasy, więc ruszają do sklepów, by zakupić jak najwięcej żywności. W rodzinie Mietanowów obowiązek ten spada na siedemnastoletnią Tatianę, niestety dziewczyna zbyt długo zwleka z wyjściem z domu, i gdy w końcu dociera do sklepu półki świecą pustkami. Siada więc na ławeczce z porcją lodów śmietankowych i spostrzega, że z drugiej strony ulicy wpatruje się w nią jakiś żołnierz. Jeszcze tego samego dnia ów mężczyzna pomaga Tani, prowadząc do sklepu dla oficerów, gdzie dziewczyna kupuje wszystko, czego zabrakło w zwykłych sklepach, i przedstawia się jej jako Aleksander Biełow. Od tego spotkania zaczyna się niesamowita historia miłości, która pozwoliła bohaterom przetrwać oblężenie Leningradu, pokonać głód, wojnę i mróz rosyjskiej zimy. Najchętniej opowiedziałabym wam więcej, ale to by wszystko popsuło.


Jeździec miedziany mnie zepsuł. Serio. Zepsuł mnie, bo od kiedy poznałam historię Tatiany i Aleksandra żadna inna powieść historyczna mnie nie zadowala. Książkę zaczęłam czytać z mocno sceptycznym nastawieniem, bo nie ja ją sobie wybrałam. Po prostu miałam kaca po Grze o tron i poprosiłam tatę o coś, co mnie zresetuje. A że dla córki wszystko, to chwile później pożyczył od znajomej Jeźdźca. „Spodoba ci się, zobaczysz. Takie o wojnie, <znajoma> mówiła, że bardzo dobre.”. No więc zaczęłam czytać. Ludzie kochani, tomiszcze miało ponad 500 stron, a ja je pochłonęłam w jakieś półtorej dnia! Nie jadłam, nie spałam – czytałam. A gdy skończyłam ryczałam jak bóbr jeszcze dobrą chwilę, po czym gdy tylko słoneczko wstało postawiłam tatę na nogi i jęczałam mu nad uchem tak długo, aż pożyczył od znajomej drugi tom. Historia pochłonęła mnie bez reszty. Pożerałam strony zaciskając dłonie na książce, tak bardzo wkręciłam się w losy Tatiany i Aleksandra. Od tamtego czasu już parokrotnie próbowałam przeczytać Jeźdźca ponownie, jednak nic z tego. Dopóki Tania i Aleksander są „razem-ale-osobno” nie ma problemu, czytam z równą przyjemnością i zainteresowaniem, wściekam się z tym samym zapałem, uśmiecham z tym samym rozmarzeniem jak wtedy, gdy po raz pierwszy poznawałam tę historię. Ale gdy już wiem co się stanie za chwile, i przypominam sobie potok łez, które wylewałam od następnej strony, aż do końca książki, to żadna siła nie zmusi mnie do przewrócenia strony. I to powinno być wystarczającym dowodem, że pani Simons stworzyła kawał dobrej książki i zafundowała czytelnikowi potężną dawkę emocji i wzruszeń.