Tak się jakoś podziało, że właśnie powinnam być na matematyce, ale nie
dotarłam… więc mogę skrobnąć dla was tegoż posta. Posta, który nie będzie
recenzją – tak jak obiecywałam, powracam do pisania moich wywodów od
czapy, z którymi możecie się zgadzać, możecie
się nie zgadzać, a napisać i tak je napiszę – bo mogę :D. O czym dziś będzie? O nas. O Polakach
i o tym, jak podchodzimy do rodzimej literatury.
Dziś zaszaleję, bo dodam aż dwa posty! A co! Kto bogatemu zabroni?
Mamy trzecią niedzielę sierpnia, więc najwyższy czas zaprosić Was na kolejny post z cyklu Co 4 głowy, to nie jedna ;). Tym razem aby dowiedzieć się o czym postawiłyśmy paplać, musicie wskoczyć do TEJ RAKIETY, i polecieć na Osobisty ósmy księżyc.
Zapewniam Was, że temat jest zacny, i na bank mielibyście coś do powiedzenia, więc... na co jeszcze czekacie? Rakieta zaraz odlatuje!
A jak wysiądziecie z rakiety, to może przesiądziecie się na miotełki, i śmigniecie naBLOGA KASI? Tam jest ostatni szatańsko, pentagramy z mąki i te sprawy.
No a jak już wasze miotły zaczną się dymić z przegrzania, to przejdziecie się spacerkiem do SEMPRY? Na pewno zaskoczy was czymś ciekawym ;).
No ewentualnie możecie pomyszkować u mnie, potrzaskać drzwiami, zrobić tu malutki przeciąg. Na prawdę, nie obrażę się :).
Dziś post będzie nieco inny, ale mam nadzieję, że wam się spodoba ;). Jakiś czas temu Iza z bloga Heavy Books zaprosiła mnie do wzięcia udziału w organizowanej przez nią akcji #czytamcopolskie. Celem całego wydarzenia jest zachęcenie młodzieży do sięgnięcia po książki autorstwa naszych rodaków. Pomysł cholernie mi się spodobał, w końcu „Polacy nie gęsi” i swój język mają (Rej był mądreńki, zaiste :P). Bo właściwie w czym nasi rodzimi autorzy są gorsi od tych amerykańskich, czy jakichkolwiek innych? Gryzą? Nie sądzę :).
Długo zastanawiałam się nad wyborem bohatera tego posta. Myślałam o Pilipiuku, bo ma cudowny styl, a i pomysły niezgorsze. Zastanawiałam się nad staruszkiem Sienkiewiczem, który swoim Quo Vadis doprowadził mnie do łez (jestem wykolejona, Krzyżacy też mi się cholernie podobali :D). Jednak ostatecznie doszłam do wniosku, że nie byłabym sobą, gdybym wybrała kogokolwiek innego, niż ASa nad asami. Zdaję sobie sprawę, że wybór nie jest specjalnie oryginalny, ani odkrywczy, mimo to postaram się was zaciekawić. Mam nadzieję, że mi się uda ;). Dziś będzie o Panu, który sprawił, że Q pokochała czytanie. Panie i panowie, przedstawiam wam chyba najsłynniejszego autora polskiej fantasy – Andrzeja Sapkowskiego!
Nie ma bata, żebyście o nim nie słyszeli, jednak na wstępie przybliżę wam nieco jego biografię. Nie bójcie się, żadnego kopiowania z Wikipedii tu nie doświadczycie ;). Sapkowski nie jest już młodzieniaszkiem, bo w czerwcu tego roku skończył sześćdziesiąt osiem lat. AS pochodzi z Łodzi – tam się urodził, i tam mieszka po dziś dzień. Notabene w listopadzie 2008 roku nadano mu tytuł honorowego mieszkańca tegoż miasta ;).
Początki ASa polskiej fantasy były skromne. Równo trzydzieści lat temu Sapkowski opublikował na łamach czasopisma Fantastyka swoje debiutanckie opowiadanie pt. Wiedźmin. Ciekawe czy spodziewał się, że białowłosy wojownik przyniesie mu tak wielką sławę? W ciągu tych trzydziestu lat na podstawie Sagi o Geralcie z Rivii (słowem wyjaśnienia: Sapkowski nie lubi, gdy mówi się o niej „saga”, gdyż jest to określenie zarezerwowane dla mitologii nordyckiej. Woli, by mówiono o niej „cykl”, jednak utarło się określenie wprowadzone przez wydawcę - „Saga o Wiedźminie”, i nim będę się posługiwać) powstały nie tylko znane wszystkim gry komputerowe, ale również komiksy, serial, film(który według mnie powinno się ocenzurować, zniszczyć wszystkie taśmy, spalić, i wycofać, a później nakręcić od nowa, porządnie.Zaklinam Was, nie sugerujcie się tą ekranizacją, bo ma się nijak do książkowej historii!), gra fabularna, oraz gra karciana. Nieźle, prawda? A to wszystko w oparciu o POLSKĄ książkę Moi Drodzy! Który zagraniczny autor może poszczycić się tyloma nawiązaniami do własnej powieści?
Ale Sapkowski nie pisał tylko wędrownym zabójcy potworów! Pan Andrzej jest autorem takich perełek, jak Trylogia Husycka, w której skład wchodzą: Narrenturm, Boży bojownicy i Lux perpetua, licznych opowiadań i wielu innych pozycji. Nie będę zanudzać was wymienianiem tytułów, bo to durne by było. Jednak zostawię wam tutaj próbkę Narrentum, w formie audiobooka ;) Wiecie, zawsze możecie posłuchać zamiatając podłogę, czy jadąc autobusem ;). Audioteka odwaliła kawał dobrej roboty, bo nie dość, że zatrudniła różnych aktorów, to i gdakanie kur tu usłyszycie, i pędzące wozy, i rżenie koni... no po prostu miód, malina i orzeszki!
Co jeszcze? Cóż, warto wspomnieć, że Sapkowski jest czytany na całym świecie. Jego książki zostały przetłumaczone na blisko dwadzieścia języków, nie zdziwcie się więc, gdy na półkach hiszpańskiej księgarni, lub w londyńskiej bibliotece traficie na to znane, POLSKIE nazwisko ;).
Nagród też zgarnął co nie miara. Nie wiem czy wiecie, że nasz rodak był pierwszym nie anglojęzycznym autorem nagrodzonym David Gemmel Award for Fantasyza Blood of Elves- angielskie wydanie pierwszego tomu sagi o wiedźminie pt. Krew elfów. Ponadto jest pięciokrotnym zdobywcą nagrody Janusza A. Zajdla.Jedynie Dukaj zdobył więcej tych konkretnych nagród ;).
Dobra Słońca, o ASie wiecie już całkiem sporo, może więc przejdę do jego najsłynniejszej powieści, co Wy na to? Chyba każdy kojarzy tę historię, ale mimo wszystko trochę wam ją przybliżę. Podkreślam słowo „trochę”, bo do porządnego zarysu fabuły z pewnością zabrakło by mi literek na klawiaturze.
A więc O czym opowiada ta Saga? Oczywiście o Wiedźminie (odkrywcze)!Geralt z Rivii jest łowcą potworów, wojownikiem, którego wyszkolono, aby zabijał. Ma swoje zasady, których się trzyma. Co go wyróżnia? Cóż, oprócz barda Jaskra, który regularnie pęta mu się pod nogami, zwyczaju nazywania każdego swojego konia Płotką, oraz wilczego medalionu na szyi znakiem rozpoznawczym Geralta są białe włosy, i dwa miecze, przewieszone przez plecy. Jego los za sprawą prawa niespodzianki został spleciony nierozerwalnie z Ciri, księżniczką Cintry. Cała historia dzieje się w czasie okrutnej wojny, którą Cesarstwo Nilfgaardu wypowiedziało Pięciu Królestwom. Nasza Ciri jest cholernie pożądanym łupem wojennym – każdy chce ją dla siebie. Dlaczego? No chyba nie myślicie, że wam zdradzę? Nigdy, przenigdy! Jednak Geralt będzie starał się ochronić dziewczynkę, ale co z tego wyniknie? Uda mu się, czy mimo starań zawiedzie Lwiątko z Cintry?Sprawdźcie sami, zapewniam – warto!
Cholera, wyszło to fatalnie :’).Nie umiem opowiedzieć wam tej historii w pigułce, w końcu obejmuje ona pięć tomów powieści, a do tego dodajmy dwa tomy opowiadań, i multum dopisków, więc… Wybaczcie Kochani, ale sami musicie poznać losy Geralta i Ciri ;). Za to powiem wam co czeka was po wkroczeniu do Północnych Królestw.
W świecie stworzonym przez Sapkowskiego czekają na was brutalne elfy, uparte krasnoludy, podstępni czarodzieje, piękne czarodziejki, wampir-wegetarianin, wulgarna papuga o nietuzinkowym imieniu Feldemarszałek Duda, oraz ogrom najdziwniejszych potworów, bo i kikimora się trafi, i ghul, a gdy zajrzycie pod dowolny most, z pewnością ujrzycie jakiegoś trolla. Trafi się też smok, bazyliszek, strzyga, i każdy inny diaboł, jaki tylko zaistniał w legendach. Słowo blogera – nie sposób spamiętać wszystkich potworów, które AS wplótł w tę historię.
Ale nie wszystko kręci się wokół szkaradnych bestii. W tej powieści znajdziecie niesamowitą historie miłości Wiedźmina i pewnej czarodziejki, pachnącej bzem i agrestem. I nie Moi Drodzy, to nie żadne romansidłowe love story. Ta relacja jest jedyna w swoim rodzaju, tak bardzo prawdziwa, nielukrowana, nieprzesłodzona, a wręcz przeciwnie, że chociażby dla tego jednego wątku warto sięgnąć po Sagę.
Sapkowski zadbał również o bohaterów drugoplanowych. Matkoboskoczęstochowsko, w Wiedźminie są same indywidualności. Nie ma żadnego kopiuj + wklej, nie ma iścia na łatwiznę. Każda jedna postać jest wyjątkowa, przemyślana i dopięta na ostatni guzik. Nawet, gdy pojawia się dosłownie na kilka chwil, to zdążamy poznać jej charakter, sposób myślenia, polubić, lub znienawidzić. Mistrzostwo, zaprawdę powiadam Wam, m i s t r z o s t w o!
Połączcie to z obłędnymi opisami, cudownym, sarkastycznym humorem, i ogromem mądrości, dodajcie multum spisków, intryg, wybiegów i forteli, skłócone armie, szpiegów i płatnych zabójców, spory – te zamierzchłe, i te nowe, krwawe pojedynki, a uzyskacie całe wiedźmińskie uniwersum. Ten świat jest tak rozległy, tak dopracowany i dopieszczony, że nie sposób w nim nie utonąć.
Mnie Saga o Wiedźminie porwała w swoje sidła jakieś pięć, może sześć lat temu, i nadal trzyma mocno, nie zamierza puścić. To od niej zaczęła się moja miłość do fantasy. Od kiedy brat wprowadził mnie do świata Północnych Królestw zaczęłam szukać podobnych historii, przestałam ograniczać się do płytkich młodzieżówek. Ba! Przestałam bać się polskich książek! Bo tu nie ma się czego bać.
Polacy potrafią pisać równie dobrze, a niejednokrotnie lepiej, niż nie jeden zagraniczny autor. Polskie książki nie muszą zrażać do czytania. To, że MEN postanowił spisem lektur unicestwić chęć młodych ludzi do sięgania po książki (jakiekolwiek, nie tylko polskie), to jeszcze nie powód, by dać sobie wmówić, że rodzima literatura jest beznadziejna. Ona jest piękna! Tylko trzeba wiedzieć, za co się zabrać, aby nie zrazić się na wstępie.
Dowód: mój luby nie czyta(ł), bo czytanie jest fuj, bo książki to zuo, nuda, i przeżytek. Postanowiłam wjechać mu na ambicję, i założyć się, o przeczytanie właśnie Wiedźmina. I wiecie co? Nieczytaty stał się czytatym, właśnie kończy tom czwarty, i jest nim zachwycony. Nie zaczął od Tolkiena, Kinga, czy innego Browna. Zaczął od Sapkowskiego. Zaczął od polskiego autora, i okazało się, że hej! Polskie książki nie gryzą ;).
Właściwie mam wrażenie, że zaczynam zbaczać z tematu, a więc tu się pożegnamy, bo… bo i tak się ogadałam jak głupia :). Teraz Wasza kolej! Co myślicie o polskich książkach? Czytacie? Nie? Co czytacie? Albo czemu nie czytacie? A Wiedźmina już znacie, czy dopiero macie go w planach? Może polecicie mi jakieś rodzime cudeńko? Do zobaczenia w komentarzach!
Dziś będzie krótko, informacyjnie i zachęcająco. Jak pisałam tydzień temu sierpień Drzwi do innego wymiaru będzie miesiącem współpracy z innymi blogami. I tak oto mamy drugą niedzielę ósmego miesiąca roku, a więc pora na kolejny post z cyklu "Co 4 głowy, to nie jedna!" ;). Tym razem żeby dowiedzieć się co wymyśliły cztery głowy musicie wskoczyć w ten oto portal -->PORTAL DO SEMPRY ^^, a dziś będzie mowa o... ej co ja wam mam mówić?Sprawdźcie sami!
Nawiasem mówiąc nie tylko do Sempry warto zajrzeć ;) Jeśli macie ochotę na oryginalne, przezabawne recenzje, to klikajcie TUTEJ, a magiczne moce Duchów Przodków przeniosą was do Ameruji, i jej Osobistego ósmego księżyca.
Z kolei jeśli chcecie poczytać świetne recenzje, i nie tylko, takie z charakterkiem pisane, to musicie wskoczyć wTEN TUNEL, który prowadzi do bloga Kasi ;).
Dziś to w zasadzie tyle. Gorąco zapraszam was do dyskusji w komentarzach pod naszym wspólnym postem. Na prawdę czekamy na Wasze opinie!
Cześć Potworki! Dziś będzie
zupełnie, ale to z u p e ł n i e inaczej, niż dotychczas. Jakoś w pierwszych
dniach sierpnia wpadłam na pomysł, coby ten miesiąc przebiegł pod znakiem
współpracy blogerskiej. Napisałam do kilku dziewczyn, przedstawiłam im mój
pomysł, i tak oto jesteśmy. Mamy cztery różne charaktery, style pisania, i opinie. Jak widzicie na banerze – posty będą pojawiać się w
każdą niedzielę sierpnia, więc będzie ich cztery, każdy u jednej z nas ;). Oczywiście już traz serdecznia zapraszam Was na blogi dziewczyn - klikając ich nicki przeniesiecie się do nich :). To
tak słowem wyjaśnienia. Oczywiście zapraszamy was do dyskusji w komentarzach –
czekamy na wasze opinie, uwagi i spostrzeżenia! Ale przejdźmy do meritum:
powrót do przeszłości. Nie macie wrażenia, że coraz częściej autorzy fundują
nam powtórki czegoś, co już było? Nie doświadczyliście uczucia dejavu? Może
czujecie, tak jak i ja, że pisarze zaczęli wracać do cykli dawno zakończonych?
Nie? Cóż, czytajcie więc dalej ;).
Kojarzycie 50 twarzy Greya? Na pewno
kojarzycie. A Grey’a? Stosunkowo niedawno pełno go było wszędzie. Przepraszam
Moi Drodzy, ale czy to aby nie ta sama historia, tylko opisana z perspektywy
Christiana? E.L. James nie popisała się zbytnio kreatywnością… No ale skoro na
50 Twarzach Greya dało radę nieźle zarobić, to czemu by nie wyssać z tej
historii więcej grosza? Szukając dalej przyszła mi do głowy J.K. Rowling.
Szanuję ją, uwielbiam historię Chłopca z Blizną, ale dla mnie skończyła się ona
w momencie śmierci Voldemorta. I rzekomo dla Rowling też, a tu proszę: Harry
Potter i Przeklęte Dziecko. Harry nam dorósł, ale nic to! Zróbmy spektakl, wydajmy scenariusz w formie książki, będzie hit! Kurcze
wybaczcie, ale nie kupuję tego. Dla mnie Chłopiec z Blizną ma pozostać
nastolatkiem. Finito.
Ostatni przykład traktuję nieco inaczej. Sezon burz. Po bodajże
szesnastu latach od wydania ostatniego tomu sagi o Wiedźminie Sapkowski wrócił
do historii o Geralcie. Nie powiem, pobiegłam w podskokach do księgarni, ba!
Zamówiłam przedpremierowo. I przeczytałam, i się zachwyciłam. AS mnie nie zawiódł
– był humor, był wiedźmiński klimat, było wszystko, czego oczekuję od
Sapkowskiego. Cóż, powrót do przeszłości może więc być niesamowicie przyjemny
;). Podsumowując uważam, że powroty mogą być udane. Z pewnością jest wiele
więcej takich przypadków. Jednak czasami autorzy mogliby sobie odpuścić. Okej,
jeśli naprawdę mają pomysł na coś „starego, ale nowego” – krzyżyk na drogę,
niech im pióro lekkim będzie. Ale jeśli chcą z nas wyskubać więcej kasy, to
niechże na litość boską się troszkę wysilą. Od tego mamy wyobraźnię, aby z niej
korzystać! Tak więc powrotowi do przeszłości nie mówię „nie”. Mówię „proszę,
tylko rozsądnie”. Ale to tylko moje zdanie. Teraz kolej Dziewczyn. Co wy o tym myślicie?
;)
Cześć wszystkim! Dziś możecie być lekko zdezorientowani, bo oto ja nie na swoim blogu! Miałam pisać po „Kasinowemu”, ale jednak muszę odrobinkę się ograniczyć, bo przecież wysoce niekulturalnym jest używanie wulgaryzmów w gości :D. Dziś zajmujemy się tzw. odgrzewaniem kotletów. Tak więc wyciągamy usmażone wcześniej mięso z zamrażarki, na patelnię wlewamy olej...Moment, no przecież nie o takie kotlety nam chodzi, ale o książkowe!
Powiem szczerze, że kontynuacja już zakończonej serii, lub kombinowanie co by tu jeszcze napisać, żeby zarobić albo „uszczęśliwić” swoich czytelników na siłę- praktycznie nigdy nie kończy się dobrze. Przytoczę tu chociażby przykład tego nieszczęsnego „dzieła” Stephenie Meyer „Życie i śmierć”, z którym na pewno niektórzy z was mieli „przyjemność” się zetknąć, a którego ja kijem nie tknę. Autorka jeżeli już tak bardzo chciała podarować coś swoim fanom, lepiej zrobiłaby, gdyby spisała historię oczami Edwarda, może nie jest to jakiś mega oryginalny pomysł, ale już lepsze to, niż przepisanie „Zmierzchu”, zmiana imion i płci, i dadaaaaam! „Hicior” gotowy.
Boże, tyle sarkazmu w tak młodej mej duszy.
Chyba największym zaskoczeniem ever, była wiadomość o kontynuacji książki „Zabić drozda” Harper Lee, która zdecydowała się na jej wydanie po 55 latach! Co ciekawsze, opowiada o tym samym bohaterze :).
Odniosę się do wypowiedzi naszej kochanej organizatorki i tego nieszczęsnego Grey’a pisanego z perspektywy tytułowego „Kryszczjana”. Opisać tę książkę i w ogóle pomysł na nią mogę w trzech słowach: chała, badziewie, szmira, tandeta, chłam, lipa, szmira i gniot. Dobra, wyszło więcej niż trzy, ale w końcu jestem humanistką (z mat-infu, ale zawsze) :D.
Nie zawsze jednak takie „powroty do przeszłości” są złe. Wydawnictwa bardzo często po raz któryś wydają jakąś serię czy książkę. Dzięki temu możemy natrafić na pozycję, która normalnie mogłaby się nam napatoczyć najwyżej w antykwariacie czy najmroczniejszych czeluściach allegro. Tu można podawać nieograniczone ilości przykładów, chociażby „To” Stephena Kinga (które samo mam, a jego kupno było istnym koszmarem: wyobraźcie sobie, że skończył się nakład, więc rozpoczęłam szukanie w internecie pozycji pt. „To” po angielsku „It”, dwa tygodnie ślęczałam przy kompie, zanim znalazłam...), czy moje ukochane „Pamiętniki wampirów”,których pierwsza część została napisana w 1991 roku! Któżby o nich pamiętał, gdyby nie zostały wydane po raz kolejny? Na takie „odgrzewanie kotletów” z przyjemnością mogę się zgodzić :).
Cześć, kluski! Dzisiaj witam Was na blogu Uli. Fajnie, nie? :)
Sama do takich „powrotów do przeszłości” mam dość mieszany stosunek, już Wam tłumaczę dlaczego. Głównie takie odkurzanie wcześniejszych książek kojarzy mi się z łatwym sposobem na zarobienie dodatkowych pieniędzy. Po co rozgrzebywać coś, co już dawno temu miało swoje piękne, pewnie niesamowicie wzruszające i szczęśliwe zakończenie? Jak mówi przysłowie „co za dużo, to nie zdrowo”.
Wspominałam, że moje uczucia są mieszane, prawda? Wszystko przez to, że z natury jestem osobą diabelnie sentymentalną i bardzo przywiązuję się do fikcyjnych światów oraz bohaterów. Dlatego zazwyczaj ciężko kończy mi się cykle powieści, do których żywię szczere uczucie miłości. Bo kiedy dobrnę do ostatniej strony epilogu, to cały ten czar pryśnie. Wszystko się skończy i już nigdy nie będzie mi dane poznać nowych przygód, toczących się w tych wspaniałych książkach. Ilu z was chciałoby cofnąć czas, poznając całą historię ulubionej serii od początku?
Widząc temat tego posta, pierwsze co mi przyszło na myśl, to ósma część „Harry’ego Potter’a”. Rowling tą serią stworzyła moje dzieciństwo, porywając mnie do magicznego świata, gdzie można latać na miotle. Naprawdę ciężko było mi się rozstać z tą serią, zupełnie tak jakbym skończyła jeść pyszne pączki z Auchan i zostałoby mi po nich jedynie puste pudełko, ubabrane lukrem (znowu myślę o jedzeniu, przepraszam). Dlatego ucieszyłabym się z kolejnej części serii, jednak pod jednym warunkiem. Ten sam magiczny świat – TAK; ci sami bohaterowie – NIE. Skoro któryś z pisarzy zdobył się na wykreowanie tylu wspaniałych światów, to dlaczego mają one zostawać tak puste i samotnie po zakończeniu? Może warto zostawić w spokoju danych bohaterów, a skupić się bardziej na świecie, w którym żyją?
Wszystkie trzy otworzyłyśmy drzwi i dzisiaj robimy rozróbę na blogu Uli.
Tak więc, czego tyczy się nasza zawzięta dyskusja...?
Staruszkowie, którzy postanowili, że wbiją się w obcisłe ciuszki i będą wywijać przy popowej muzyce w jakimś klubie... oczywiście, że będziemy paplać o książkach!
Tak więc, kiedy myślę o 'powrocie do przeszłości' pierwsze co, przed oczami pojawia mi się Kristen Stewart, która w najnowszej książce Stephanie Meyer, ma być 'lśniącym wampajerem Edłordem' wersja 2.0.
Mówiąc szczerze, w „Zmierzchu” mimo iż był ten koszmarny trójkąt, który doprowadzał mnie do szału, to książka mi się podobała. Jednak, no ludzie! Czy autorka naprawdę chciała pokazać jak zachowaliby się wampirzyca i człowiek...?
Nie. Chciała wycisnąć jeszcze trochę mamony z tych książek. Wycisnąć tak, jak wyciska się końcówkę pasty na szczoteczkę – trzeba się trochę nagimnastykować, ale ostatecznie wygrywasz.
Hmm, to raczej nie jest dobry przykład, jednak musiałam go tu umieścić. „Kroniki Białego Królika” kocham te książki! Pierwsze trzy części za mną i według mnie, tu mogłaby się zakończyć niesamowita historia o Alicji Bell. Trylogia. Ale nie! Jest jeszcze czwarta część, po co?
Żeby zobaczyć jak bohaterowie radzą sobie jako rodzice? Serio? Chcę, aby w moich wspomnieniach pozostali nastolatkami.
No przepraszam, ale nie wyobrażam sobie naszych zabójców bawiących dzieciaki w kołyskach – co to, to nie!
Powrót do przeszłości nie jest zły, jednak zazwyczaj to tylko chęć zarobienia więcej na czymś, co już powstało.
Tak więc, podsumowując.
'Powrót do przeszłości' jest nam wszystkim dobrze znany. Jest upalny dzień, w pocie czoła zawędrowałeś do kuchni. Zamrażarka! Tam czeka zbawienie. Lody. Porywasz upragnione pudełko w ramiona, szybko zabierasz łyżeczkę i otwierasz paczuszkę... a w środku zielone! Koperek? Dzięki babciu... Cieszysz się, w końcu – masz koperek na ziemniaki.