Ostatnio dopisuje mi szczęście, jeśli chodzi o wybór młodzieżówek. Dziś
znów przychodzę do was z informacją o niczego sobie perełce. Perełka nosi tytuł
Listy
do utraconej, a napisała ją Brigid
Kemmerer. To tak tytułem wstępu ;)
POKRÓTCE O
WSZYSTKIM…
Mama Juliet była słynną fotografką. Była, ponieważ kilka miesięcy temu
zginęła w wypadku samochodowym. Juliet nie może poradzić sobie z utratą matki. Niemalże
codziennie odwiedza jej grób i pozostawia na nim listy do swojej mamy. Pewnego dnia
ze zdziwieniem odkrywa, że ktoś śmiał przeczytać jej nietypową korespondencję i
na nią odpowiedzieć. Nie wie jednak czyja to sprawka. W złości pisze list do
nieznajomego i pozostawia go przy grobie mamy.
Declan odczytuje tę odpowiedź podczas swojej kary za spowodowanie
wypadku, którą jest praca na cmentarzu. I tak pomiędzy tą dwójką nawiązuje się niecodzienny
dialog. Zarówno ona, jak i on nie wiedzą z kim rozmawiają, jednak z listu na
list otwierają się przed sobą coraz bardziej.
Do czego doprowadzi ta „znajomość”?
Co każde z nich da drugiemu? Jak rozmowy na piśmie wpłyną na nich samych? Przeczytajcie,
a się dowiecie.
PRZEKRÓJ
RODZIN WSZELAKICH
Muszę zacząć od (moim zdaniem) największego atutu tej książki. Nie,
nie będzie to wątek romantyczny, humor czy wciągająca fabuła. Tym razem największym plusem okazało się
bowiem to, jak wiele miejsca Brigid Kemmerer w swojej powieści poświęciła przedstawieniu nam różnych „rodzajów”
rodzin i relacji pomiędzy dzieckiem a rodzicem.
Mamy tutaj chłopaka, którego ojciec był sadystą i się nad nim znęcał,
mamy dziewczynę, której mama zaszłą w ciążę będąc bardzo młoda, a potem sama
wychowywała córkę, mamy też chłopaka, którego rodzice nie bardzo umieli być
rodzicami i zrzucali na jego barki zbyt duży ciężar, i mamy w końcu dziewczynę
której matki nigdy nie było w domu, bo oddawała się swojej pracy. Autorka doskonale pokazała, jak wielki
wpływ na charakter nastolatków mają zachowania ich rodziców. Każde dziecko
potrzebuje poczucia wspólnoty i bezpieczeństwa, jakie daje rodzina. Kemmerer w
swojej książce zobrazowała aż trzy możliwe przypadki zaniedbania zaspokojenia
tej potrzeby, przy czym w każdym przypadku skutki były inne.
Kurcze, ogromnie podobał mi się
wątek różnorodności rodzinnych relacji w Listach
do utraconej. Z jednej strony zalewała mnie krew, gdy poznawałam
rodzinne tajemnice Declana, z drugiej współczułam całym sercem Revowowi tego,
co przeszedł. Z resztą Rev był bardzo ciekawą postacią, ale o tym za chwilę.
Kolejnym nieustannie towarzyszącym mi uczuciem było… hmm, to znów było współczucie,
ale innego rodzaju - współczułam Juliet tego, że jej matka nie potrafiła być
normalną matką, że więcej jej nie było, niż była, i że Jules za wszelką cenę
chciała zwrócić na siebie jej uwagę, a ta tego nie zauważała.
Brigid Kemmerer odwaliła kawał
dobrej roboty sprawiając, że Listy do
utraconej nie okazały się kolejną nic nie wnoszącą do życia czytelnika
książeczką. W prawdzie nadal jest to młodzieżówka, ale jest to młodzieżówka
mądra. Z resztą na tym wątku jej wartościowość się nie kończy.
ZATRZYMAJ
SIĘ, ZASTANÓW CHWILKĘ
Kolejnym niesamowitym plusem
jest to, jak gładko i naturalnie autorka skłania czytelnika do przemyśleń.
W swoich rozmowach Declan i Jules poruszają tematy ciężkie, powiedziałabym
wręcz, że trochę filozoficzne. Rozmawiają
o śmierci i poczuciu winy, o przeznaczeniu i konsekwencjach podjętych decyzji. Często
w listach (a później mailach) pojawiają się pytania, na które nasi bohaterowie
nie udzielają jednoznacznej, ostatecznej odpowiedzi. Kemmerer podsuwa nam kilka różnych możliwości odpowiedzi na zadane
wcześniej pytanie, ale nie ogranicza nas, pozostawia otwartą furtkę, aby to
czytelnik sam zadecydował co on myśli na dany temat. Ja niejednokrotnie
przerywałam na chwilę czytanie, aby zastanowić się nad pewnymi rzeczami, przemyśleć
je i poukładać sobie w głowie. Szczerze?
Do tej pory jestem zaskoczona tym, jak dziwnie zaskoczyły mnie Listy do utraconej. I wiecie co? Chcę
więcej takich zaskoczeń. Zdecydowanie.
POZORY MYLĄ
;)
Myślicie, że to już wszystko, że teraz przejdę do kreacji postaci i
takich tam? Otóż nie. Mam jeszcze jedną
niespodziewankę ;). Spodobało mi się bowiem to, że Kemmerer spory nacisk położyła na to, aby uświadomić czytelnikowi jak
wielką pomyłką może być ocenianie książki po okładce. Historia Declana
udowadnia, że nie należy oceniać ludzi po pozorach, że kierowanie się stereotypami powinno być surowo zakazane, a opinię o
drugim człowieku wolno nam wygłaszać dopiero, kiedy go poznamy. Nie bardzo
wiem jak napisać o tymm coś więcej bez zdradzenia wam istotnych rzeczy… więc na
tym poprzestanę. Po prostu chylę czoła autorce za to, ile ważnych spraw wplotła w
opowieść o Cmentarnej Dziewczynie i Mroku.
ŚWIETNY WĄTEK-NIE-ROMANTYCZNY
Wiecie co jest bardzo fajne? Zaskoczenie tym, jak w tej książce
poprowadzono wątek romantyczny. Kurczę,
to wciągało, uzależniało. Poważnie,
siedząc w szkole nie mogłam doczekać się
powrotu do domu i możliwości przeczytania kolejnego rozdziału. A najśmieszniejsze
jest to, że przez całą książkę nie
pojawiły się żadne dzikie flirty, żadne namiętności i romantyczności.
Relacja pomiędzy Declanem a Jules się zacieśniała i po prostu nie mogłam
doczekać się momentu, w którym jedno z nich ujawni drugiemu swoją tożsamość. Dawno nie wciągnęłam się tak w wątek
romantyczny. Od razu jednak chcę uspokoić wszystkich tych, którzy miłostek
nie lubią – tu miłostek nie ma. W całej
książce pojawia się (bodajże) jeden pocałunek. Zero sztuczności, zero nienaturalnie szybkiego zakochania, zero takich pierdółek,
których sama nietoleruję. To jest naprawdę dobre. Serio.
DOPIĘCI NA
OSTATNI GUZIK!
Mówiłam już, że Kemmerer
dopracowała zarówno główne, jak i drugoplanowe postaci perfekcyjnie? Nie? No to
mówię teraz. Autorka zadbała zarówno o to, jak postrzegani przez otoczenie
są bohaterowie, jak i o to jacy są pod fasadą pozorów. Obie „wersje” – ta publiczna
i ta prywatna – zawsze były ze sobą spójne, nic tu nie zgrzytało. Ja swój serce oddałam Declanowi, który
okazał się taką… taką rozgrzewką przed czekającym mnie już niebawem spotkaniem
z Rhysem. W prawdzie nie miał skrzydeł i magicznych mocy, ale by równie
czarujący, równie troskliwy i dobry, a całe to dobro skrywał za murem
zbudowanym z wredności i strachu. Przypomina wam to kogoś? ;)
Drugim z moich ulubieńców stał się Rev – najlepszy przyjaciel Declana. I tu niestety zbyt wiele nie
mogę wam zdradzić. Powiem jedynie, że
ten chłopak intrygował mnie od samego początku, a potem z każdym pojawieniem
się na stronach książki wzbudzał coraz większe pokłady sympatii.
WCIĄGNIE
WAS. SERIO.
Muszę wam powiedzieć, że czyta
się to pierunem. Może to za sprawką krótkich
rozdziałów – na przemian z perspektywy Juliet i Declana, może to za sprawą lekkości pióra Kemmerer, może zasługi
należy przypisać świetnie przemyślanej
histori. Nie wiem. Chyba wszystkie trzy czynniki są równie ważne. W każdym bądź
razie zaczytałam się na amen. Teraz mam smutek, że to już koniec. Nie mam kaca, bo czuję się taka idealnie
zaspokojona, ale coś czuję, że po kolejne książki tej pani sięgać będę w
ciemno. Kupiła mnie tą historią. I mam nadzieję, że was też kupi.
A WIĘC…
Powiedzcie, że już was przekonałam. Bo naprawdę się starałam. Gorąco polecam Listy do utraconej wszystkim nastolatkom szukającym dobrej
młodzieżówki. Bo to JEST dobra młodzieżówka, zaiste. Wciągająca historia,
sporo ważnych tematów przeplecionych z świeżym wątkiem romantycznym, ciekawi
bohaterowie…. Czegóż chcieć więcej? ;)
Nyrynynyny! Skusicie się? Nie?
A może już czytaliście Listy…? Czekam na was w komentarzach!
Przesyłam całusy i
pamiętajcie: gorąca herbata to lek na każde zło!
Ula ;*
Emmmm... :/
OdpowiedzUsuńNie, jakoś mnie to nie przekonuje, zresztą mnie się ostatnio nic nie podoba. KOMPLETNIE NIC.
Zresztą wiesz, tu nie ma wampirów, żadnych fae, łowców, ani Jace'a, więc... Nie sięgnę xD
PS Bardziej mi się podoba to niewykadrowane foto xD
Pozdrawiam gorrrąco:)
Kasia z niekulturalnie.pl
Pierwsza!
UsuńPozdrawiam mamę.
Tatę.
UsuńI Janusza.
UsuńMam ochotę na ten tytuł od dłuższego czasu, tylko niestety wciąż nie może trafić w moje łapki :)
OdpowiedzUsuńJest na mojej liście priorytetów. :)
OdpowiedzUsuńkocieczytanie.blogspot.com
Jestem na tak, udało ci się mnie przekonać. Tylko teraz rozpacz mego serca... kiedy ja ją dorwę?!
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie w moim stylu, ALE... cieszę się niesamowicie, że jednak istnieją młodzieżówki, które są mądre i przekazują ważne wartości zamiast kłaść młodym ludziom do głowy, że wystarczy jedno spojrzenie, żeby się zakochać na amen.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Przeliterowana
Mnie przekonałaś :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam świetne zarysowanych bohaterów i fajnie nakreślone relacje między nimi, więc na sto pięć procent przeczytam ;)
Pozdrawiam w ten zimny dzień ( :< ),
Paulina z naksiazki.blogspot.com ;)
Okładkę wielokrotnie już widziałam, ale nie czytałam o czym jest ta książka. xdd Po takiej recenzji jestem nią bardzo zainteresowana. :D
OdpowiedzUsuńJools and her books
Również jestem fanką tej książki :) dużo emocji i porusza ważne tematy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Listy do utraconej z całego serca. To właśnie za takie książki pokochałam młodzieżówki i oby było takich więcej. Rev zdecydowanie zasługuje na uwagę i mam wrażenie, że dogadałabym się z nim w realnym życiu. Mnie również podobało się to, że wątek romantyczny, choć istniał, zajmował miejsce gdzieś w tle. Na pierwszy plan wysunięte był zaś temat cierpienia i stereotypów. To zdecydowanie jedna z najmądrzejszych młodzieżówek, jakie czytałam :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i buziaki!
BOOKS OF SOULS
Mam wielką ochotę przeczytać tę książkę. Twojego bloga dosaję do obserwowanych.:)
OdpowiedzUsuń"Listy do utraconej" to faktycznie młodzieżowa powieść, ale powieść niesamowicie mądra i wartościowa. Przemyślenia towarzyszą czytelnikowi jeszcze długo po zakończeniu lektury, więc to świetna propozycja szczególnie na przedświąteczny okres. Przypomina o tym, co naprawdę ważne. Polecamy wraz z Tobą! Świetna recenzja! :)
OdpowiedzUsuń