wtorek, 12 lipca 2016

Niesamowita adaptacja niesamowitej książki, innymi słowy: Zanim się pojawiłeś

Ostatnio jest o niej głośno. Ba, nawet  b a r d z o  głośno! Niemal na każdym blogu pojawiają się jej recenzje, z tego co zaobserwowałam w znacznej mierze pochlebne. Mowa oczywiście o historii stworzonej przez Jojo Moyes – Zanim się pojawiłeś. Ja jednak postanowiłam NIE pisać o książce, a o jej ekranizacji, która zdecydowanie zasługuje na to, żeby o niej mówiono.



Reżyserka Thea Sharrock do spółki z Jojo Moyes stworzyły wspólnie świetny melodramat. Nie muszę chyba pisać, że jest on świeżynką, premierę w Polsce miał 10 czerwca 2016 roku, a więc miesiąc temu ;). Ci z Was, którzy lekturę książki mają już za sobą wiedzą, o czym będzie mowa, jednak dla tych, którzy jeszcze nie czytali opowiem pokrótce kto z kim i dlaczego. Nie obawiajcie się Kochani, spoilery są fuj, spoilerów nie lubimy, więc ich tu nie będzie ;).


Akcja filmu toczy się w małym angielskim miasteczku. Jedna z dwójki głównych bohaterów, Lou Clark (w której rolę wciela się nie kto inny, a Matka Smoków – Emilia Clarke) niespodziewanie traci pracę i jest zmuszona szybko znaleźć kolejną. Tym sposobem zostaje opiekunką niepełnosprawnego Willa Traynora (Uwaga dziewczyny, bowiem Willa gra Sam Claflin!). Z początku jest ciężko, bo od swojego wypadku główny bohater stracił zupełnie chęci do życia. Przyzwyczajony do podróży, ekstremalnych sportów, i życia pełną piersią Will nie chce spędzić reszty życia na wózku.  Jednak Lou uparcie burzy mur, którym otoczył się mężczyzna. Z czasem Will zaczyna odżywać, zmieniać się. Jednak czy starania Lou wystarczą, aby odwieść go od podjętej wcześniej decyzji? Tego nie zdradzę (taka ze mnie jędza!) ;).

Wiecie już o czym film opowiada, przejdźmy do tego JAK jest to opowiedziane. Pierwsze słowa , jakie mi się nasuwają, gdy myślę o tej adaptacji, to „dobry smak” i „magiczny klimat”. Czemu? Już tłumaczę ;).


Ogólnie historia sama w sobie nie jest zbytnio odkrywcza. No bo w sumie wiele możemy się domyślić już po samym opisie, takie opowieści już były i na pewno będą kolejne. Jak więc mogę pisać w tytule, że film jest niesamowity? Ano mogę, ponieważ duet Sharrock&Moyes znalazły świetny sposób na zatarcie przewidywalności. Cała historia jest tak smacznie opowiedziana, że nie zwraca się uwagi na to, że przypomina inne. Nie ma zbędnych scen czy dialogów, wszystko jest dopracowane i dopieszczone, że aż miło patrzeć. A jeśli dodamy do tego dobry humor, to wszelkie schematy giną od wybuchów śmiechu na sali kinowej. Dosłownie.


Jeśli chodzi o magiczny klimat, to składają się na niego pewne czynniki, a mianowicie: piękne zdjęcia, barwne kostiumy (mówię tu oczywiście o Lou), a do tego zamek, będący atrakcją miasteczka w którym to wszystko się dzieje. Oglądając Zanim się pojawiłeś czułam jakieś takie dziwne ciepło, oderwanie od rzeczywistości… nie wiem jak to nazwać. W każdym razie to magicznie „coś” sprawiło, ze gdy film się skończył miałam ochotę zaciągnąć mojego chłopaka na kolejny seans, aby przeżyć to raz jeszcze ;).



Wypadałoby powiedzieć parę słów o aktorach. Cóż, według mnie obsada trafiona w dziesiątkę. Will i Lou to zupełne przeciwieństwa. On kocha(ł) życie, był głodny wrażeń, spragniony świata i tego, co ten może mu zaoferować. Ona z kolei nie wychyla noska poza rodzinne miasteczko, zadowala się tym, co tu ma, chociaż jest to tak niewiele. On bogaty, ona biedna. Są jak ogień i woda. A jak wiadomo „przeciwieństwa się przyciągają”, co Emilia i Sam świetnie pokazali w filmie. Claflin doskonale odegrał rolę zgorzkniałego Brytyjczyka. Muszę przyznać, że z sarkazmem mu do twarzy. Jednak moje serducho w tym filmie zdobyła Emilia (co dziwne, bo zwykle skupiam się na męskich rolach). Jej postać była tak ekscentryczna, tak barwna i urocza, że nie dało się jej nie pokochać. I te jej rajstopki-pszczółki… coś pięknego!


No spójrzcie tylko na nie!
Tak sobie właśnie pomyślałam… że wydaje mi się iż wiem co sprawiło, że ten film był aż taki dobry. Oczywiście to o czym już powiedziałam jest ważne ale chyba kluczem do sukcesu okazało się wciągniecie widza w historię Willa i Lou. Chociaż czytałam książkę i znałam zakończenie, to wkręciłam się w nią. Drugi raz kibicowałam Lou w jej planie uleczenia umysłu Willa. Cieszyłam się gdy on się zmieniał, denerwowałam gdy coś szło nie tak jak powinno… Przeżywałam ich historię, a z rozmów ze znajomymi wiem, że nie byłam jedyna. I za to paniom Sharrock i Moyes należą się gromkie brawa.

Podsumowując: Zanim się pojawiłeś to jeden z lepszych melodramatów ostatnich czasów. Film zapewni widzowi tyleż wzruszeń, co śmiechu, zapewniam. Jeśli jeszcze nie widzieliście, to zachęcam do obejrzenia, a jeżeli widzieliście, to podzielcie się ze mną waszymi wrażeniami. Czekam na was w komentarzach ;).

O zgrozo, ale się rozpisałam!  Na zegarku wyświetla mi 00:21! Chwała niebiosom to już koniec ;). Jeśli dotarliście aż tu, to znaczy, że mimo późnej pory skrobałam sensownie.

Całusy ;*

Quidportavi

17 komentarzy:

  1. Grr, a ja jeszcze tego nie oglądałam. W sumie to przeczytałam książkę po to, żeby potem obejrzeć film dla Emilii Clarke. Mam taki mały fetysz, że oglądam wszystkie filmy, w których grają aktorzy z Gry o tron. :D

    Pozdrawiam cieplutko
    http://pierwsza-strona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha to zupełnie tak, jak mój przyjaciel. Poszedł na film dla Clarke :D A ja z kolei chciałam zobaczyć Claflina i Matthew Lewisa (Longbottom wyrósł na kawał przystojniaka :D).
      xoxo

      Usuń
  2. uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Moim zdaniem chyba nawet film był lepszy od książki (co nie zmienia faktu, że też ją polecam). Nie raz się na nim wzruszyłam, szkoda że tak się skończył.
    Pozdrawiam,
    loudxsilence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie jest remis, i film i książka są cudowne :D
      Całusy ;*

      Usuń
  3. Książki nie tknę kijem, właśnie ze względu na to, że jest wszędzie! Już mi się ulewa po prostu...
    A film...Dobra, nie będę się oszukiwać, jeżeli obejrzę go, to tylko dla Sama ! :D
    Pozdrawiam cieplutko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj faktycznie, Sam kusi :D Z początku też chciałam iść ze względu na niego, ale jak przystało na książkoholika najpierw przeczytałam książkę, a wtedy Claflin zszedł na drugi plan ;)
      Dzięki za szczerą opinię!
      xoxo

      Usuń
  4. Jeśli o mnie chodzi czytałam książkę i oglądałam film i teraz mam mały problem. Obie wersje były tak świetne, że nie umiem zdecydować, która jest lepsza. Zarówno książka jak i ekranizacja miały swoje plusy i minusy (tych pierwszych było zdecydowanie więcej), ekranizacja może trochę więcej minusów, jednak i tak była świetna. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo popłakałam się na jakiejś książce, a tym bardziej nie pamiętam żebym kiedykolwiek płakała w kinie. Po prostu cudo. <3

    Pozdrawiam serdecznie ^^
    Książki bez tajemnic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Zwykle po obejrzeniu adaptacji jakiejś książki mam niedosyt i jakiś taki zawód, bo przecież w książce było to wszystko "bardziej", a to taka lipa troszkę wyszła. A Zanim się pojawiłeś trzyma równiutki poziom z książką, więc nawet nie próbuje wybrać co mi się bardziej podobało ;P
      Buziaki ;*

      Usuń
  5. Najpierw czytałam książkę, potem widziałam ekranizację, ale pomimo tego i tak wciągnęła się w tą historię od początku, kibicowałam Lou. Choć znałam zakończenie, to przeżywałam wszystko od nowa. Aktorzy spisali się na medal, reżyserowie, scenarzyści i inni też. No i świetna muzyka :D
    Film wspaniały i niestety zgodny z książką prawie we wszystkim ( ten kto oglądał, wie czemu napisałam "niestety").
    Pozdrawiam *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa, do samego końca liczyłam, że może w filmie postanowią zmienić do okropne zakończenie. W ogóle w Internetach była z tego powodu fala krytyki, bo przecież Will nie był chory śmiertelnie, tylko nieuleczalnie, i że tak się nie powinno robić, bo później wszyscy sparaliżowani pójdą w jego ślady. Paranoja jakaś, przecież to fikcja literacka była. No ale trudno ;).
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. W filmie - zakochałam się.
    Na książce - zawiodłam się.
    I właśnie chyba obejrzę film jeszcze raz.
    Pozdrawiam
    http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawiodłaś się? Czemu? Wg mnie oba są świetne ^^
      Pozdrawiam również ;)

      Usuń
  7. Mam w planach zarówno książkę jak i film :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie przeczytaj i obejrzyj ;P Jeśli mogę coś doradzić, to lepiej zacznij od książki. Wydaje mi się, że czytanie jej znając zakończenie może być nużące, nie będzie efektu zaskoczenia ;)
      Buziaki ;*

      Usuń
  8. Czytałam i oglądałam. Pokochałam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Najpierw przeczytałam książkę. Dopiero potem obejrzałam film. Zawiodłam się. Zwłaszcza główna bohaterka była jakaś taka dziwna. Ale zakończenie! Jak tak można zakończyć historię?!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)