Cześć i czołem!
Dziś przychodzę do Was z takim moim małym przemyśleniem, po
tytule możecie domyślić się czego dotyczącym.
Co mnie natchnęło do takich rozmyśleń? Już wyjaśniam ;).
Zaczęły się wakacje, więc mogę pozwolić sobie na szczyptę
słodkiego, błogiego lenistwa. I tak oto byczyłam się w najlepsze na huśtawce
przed domem czytając Szklany Tron, gdy podeszła do mnie babcia z wyrzutem, że „my,
młodzi to nic tylko z nosem w tych komputerach!” i że „za
jej czasów to się pracowało, się bawiło i (o ironio!) SIĘ CZYTAŁO!”. „ Babciu, ale ja właśnie czytam, patrz!”
i pokazałam jej e-book. Żałujcie, że nie mogliście zobaczyć jej miny i usłyszeć
tego zszokowanego „To tak można?!”;). I tak wywiązała się rozmowa o elektronicznych
książkach z moją kochaną babcią. Wyjaśniałam, tłumaczyłam, a na końcu
usłyszałam, że „ten cały e-book to jest do kitu”. A kiedy zapytałam
czemu, babcia odpowiedziała: „No a co to za przyjemność, jak nie
możesz poczuć czytanej książki?”. I to mnie sprowokowało do zastanowienia
się nad tym i napisania tego posta ;).
Mamy XXI wiek. Teraz wszystko jest „e” i nic na to nie
poradzimy. Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że ma to wiele zalet. E-maile są
dostarczane w ułamku sekundy, nie to co tradycyjne listy, na które nasi rodzice
czy dziadkowie czekali tygodniami. E-dziennik ułatwia życie uczniom i
nauczycielom. E-papierosy nadal są trującym syfem, ale przynajmniej nie
śmierdzą (…aż tak. FUJKA!). Ogólnie dużo
zyskujemy na tym jednym, małym „e”… ale czy zastanawialiście się ile przez to
samo „e” tracimy?
Ja po e-booki sięgam, przyznaję się bez bicia. Ale nigdy,
przenigdy nie wybrałam i nie wybiorę e-książki, jeśli mogę zdobyć ją bez tego „e”! Elektroniczne czytadła dopuszczam w
trzech przypadkach:
- Kiedy mam niejasne przeczucie, że książka mnie nie porwie, nie znalazłam jej w bibliotece, ale mimo cichego głosiku szepczącego „nie warto..” uparcie chcę sprawdzić, czy przypadkiem intuicja nie robi mnie w konia,
- Kiedy zakupiony/pożyczony pierwszy tom okazał się przeciętny, ale nie aż taki słaby, żeby zrezygnować kolejnych części,
- No i kiedy książka wstrząśnie moim światem i nie da mi spokojnie usiedzieć na dupsku w oczekiwaniu na kupno czy wypożyczenie następnych tomów ;)
Jednak jeśli mogę, to e-booki omijam. Babcia ma świętą
racje. Jak na książkocholiczke przystało jestem uzależniona od szelestu
przewracanych stron, od zapachu starego papieru albo wręcz przeciwnie –
nowiutkich kart, które jeszcze czuć farbą z drukarni. Coś pięknego! Uwielbiam
czuć ciężar dobrej historii w dłoni, a świadomość, że w tym prostokątnym
cudeńku ktoś zmieścił cały nieznany, nowy świat pełen sekretów, romansów,
smoków, orków czy innych bestii wywołuje ciarki. Książki mają w sobie magię, której ich
młodsze e-siostry nigdy mieć nie będą.
Właściwie to mam pewną teorie dotyczącą chłonności magii
przez różne tworzywa. Według tej teorii
ekrany wykazują żałośnie znikome zdolności chłonne, a co za tym idzie mają
bardzo niski poziom przekaźnictwa magicznej energii. Z kolei wskaźnik
chłonności magii przez tradycyjne książki wywala skale, czujniki szaleją. W
niektórych przypadkach magiczne wibrację czuć nawet bez otwierania cudownego
tomiszcza, wystarczy wziąć je do ręki i spojrzeć na okładkę!
(A skoro już o magii mówimy, to zostawię tu tego pana i jego głos... Chociaż to jest zupełnie inna magia :))
Wracając do meritum: czemu
nie e-book? Ano temu, że elektryczność blokuje przepływ emocji. Historia
spisana an papierze wzrusza i wciąga jakoś bardziej, a żeby poruszył mnie tekst
na wyświetlaczu potrzebna jest naprawdę wyjątkowo mocna opowieść. Jeśli zdarzyło
mi się uronić łzę albo zaśmiać się pod nosem przy e-booku, to boję się pomyśleć
co bym czuła czytając książkę-książkę.
Do tego dochodzi kwestia
ograniczenia w postaci baterii. Wyobraźcie sobie, że dajmy na to… jedziecie
autobusem i czytacie naprawdę dobrą książkę. I gdy zaczyna dziać się coś
pieruńsko ważnego, wasze oczy nie nadążają za tekstem, kulminacyjny moment, aż
tu nagle BENG! Bateria padła, ekran
gaśnie, dziękuję, dobranoc. Raz mi się to przytrafiło. I wiecie co? Książka by mi takiego świństwa nigdy nie
zrobiła!
Oczywiście e-book nie
jest złem wcielonym ma też dobre strony, jak chociażby możliwość posiadania
w malutkim urządzeniu całej biblioteki różnorakich książek, albo to, że możemy
kupić książkę w 3 minuty nie ruszając się z lóżka, ale mimo wszystko do swojej
papierowej poprzedniczki jest mu daleko.
O zgrozo, miało być krótko, a się rozpisałam! Ale już tyle,
już milknę ;).
A co Wy o tym
myślicie? Wolicie książki z, czy bez „e”? A może nie stanowi to dla Was
specjalnej różnicy? Czekam na wasze opinie!
Całusy ;*
Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga ;).
A skoro już tu jesteś, to proszę, poświęć minutkę i zostaw po sobie ślad w komentarzu ;)
Zdecydowanie wolę zwykłe, papierowe wersje książek. Ten zapach, dotyk papieru i... całkiem niezła broń, kiedy ktoś nas zdenerwuje :p
OdpowiedzUsuńAle nie odmawiam całkowicie e-bookom. Często na zajęcia na uczelni biorę wersje elektroniczne, bo lekkie, a w torbie robi się miejsce na książkę do poczytania w metrze... ;)
Pozdrawiam
http://pierwsza-strona.blogspot.com/
Nie mów, że broniłaś się przed kimś książką? :O
UsuńCałusy ;*
Hahahah, nie, ale czasem ludzie mają ciekawe miny, kiedy straszy się ich parusetstronicową cegiełką. :D
UsuńHmm... Muszę kiedyś spróbować :D
UsuńKiedyś broniłam się przed ebookami, bo kocham tradycyjne książki. Ale dostałam w prezencie czytnik i muszę przyznać, że to naprawdę trochę wszystko ułatwia ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się zgodzić, nic nigdy nie będzie w stanie zastąpić mi zwykłej, cudownej papierowej wersji książki, którą mogę oblepić karteczkami samoprzylepnymi zaznaczając najlepsze momenty i przeżywać wszystko od nowa. Książki zawsze będą miały dla mnie to specjalne znaczenie, magię. E-booki są przydatne, nie zaprzeczam, jednak najlepszym uczuciem na świecie jest właśnie czucie zapachu stron w sczytanej książce.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa, papier wygrywa z elektorniką!
UsuńPozdrawiam :*
zgadzam się z Tobą, nie posiadam nawet czytnika, bo po co? i tak zawsze w mojej torbie znajdzie się miejsce na papierową książkę, na wypadek znalezienia kilku wolnych minut podczas wyjścia na zakupy czy do znajomych. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa czytnik posiadam, ale nie nadużywam ;) masz rację, jedna książka zawsze się zmieści w torebce czy plecaku.
UsuńRównież pozdrawiam ;)
Ja również, kiedy mam wybór, sięgam po wersję papierową, ale swój czytnik uwielbiam i sięgam po nie od czasu do czasu. Teraz częściej, bo czytam na spacerach z moim synkiem, którego wożę w wózku, więc położenie czytnika na daszek wózka okazuje się zdecydowanie bardziej stabilną opcją, niż książka, której kartki zaraz przewracają się w jedną i drugą stronę. Do tego zauważyłam, że powieści na czytniku czytam o wiele szybciej - nie rozpracowałam jeszcze dlaczego. ;-)
OdpowiedzUsuńHmm... A może to przez to, że nie widzisz ile zostało do końca? Kiedy czytasz tradycyjną ksiażkę, to widać po grubośći kartek w prawej ręce :D
UsuńCałusy :*
Świetny pomysł na tekst. Nie potrafię czytać e-booków, bo mnie rozprasza takie coś, dlatego praktycznie zawsze czytam normalne i na razie nie chcę sięgać po "e" :3
OdpowiedzUsuńDzięki! ;)
Usuńxoxo
Chyba jeszcze nigdy nie czytałam e-book'a. Kocham zapach książek i papier, i nie mam zamiaru zamieniać tego na ekran. Pewnie e-book ma wiele zalet, ale ja mówię mu "dziękuję" i czytam papierowe tradycyjne książki :D
OdpowiedzUsuńŚwietny post :)
Pozdrawiam *.*
Ile ludzi, tyle opinii, ale rozumiem Cię :D
UsuńDzięki! ;*
Ja również toleruję wyłącznie książki papierowe. Po pierwsze: szkoda mi oczu. Po drugie: tak jak mówi Twoja babcia, co to za przyjemność, jak książki nie można poczuć :D
OdpowiedzUsuńO tak, moja babcia umie sypnąć mądrościami i to porządnie :D
UsuńCałusy ;*
E tam, papier jest przereklamowany. Co mówię, próbując bezskutecznie upchnąć jakieś 500 książek na dwóch regałach (złamana półka included). Albo próbując czytać "Drogę królów", "Peanatemę" czy inne takie cudo w drodze do i z pracy. Albo próbując się spakować na wyjazd (zaprawdę powiadam wam, kto nigdy nie próbował ciągnąć piętnastu książek na konwent, ten nigdy prawdziwie ebooków nie doceni). Albo próbując czytać piekielnie drobny druczek w papierowym wydaniu.
OdpowiedzUsuńPapier ma przede wszystkim wartość sentymentalną. I sama go uwielbiam (te upychane 500 książek dowodem), mało tego, niektóre rzeczy interesują mnie wyłącznie w papierze. Autografy, które od kilku lat chętnie zbieram, jakoś lepiej na papierze wychodzą (choć na ebooku też mam. Imienny i z dedykacją). Ale coraz częściej zdarza się tak, że papier kolekcjonuję, a czytam ebooka. Bo szybciej, wygodniej i łatwiej. I jakoś nigdy nie narzekałam na niską chłonność magii w ekranie. To chyba raczej od maga zależy, niż od nośnika.;)
Ej, a mnie Droga królów w wersji E nie chwyciła, i rezygnowałam, a własciwie to zawiesiłam czytanie na czas zdobycia papierowej wersji.
UsuńŚwietnie powiedziane (napisane?) ostatnie zdanie :D
Na wyjazdy czy do szpitala ebooki najlepsze
Usuń