Ostatnio jest o niej
głośno. Ba, nawet b a r d z o głośno! Niemal na każdym blogu pojawiają się
jej recenzje, z tego co zaobserwowałam w znacznej mierze pochlebne. Mowa
oczywiście o historii stworzonej przez Jojo Moyes – Zanim się pojawiłeś. Ja jednak postanowiłam NIE pisać o książce, a
o jej ekranizacji, która zdecydowanie zasługuje na to, żeby o niej mówiono.
Reżyserka Thea
Sharrock do spółki z Jojo Moyes
stworzyły wspólnie świetny melodramat. Nie muszę chyba pisać, że jest on
świeżynką, premierę w Polsce miał 10 czerwca 2016 roku, a więc miesiąc temu ;).
Ci z Was, którzy lekturę książki mają już za sobą wiedzą, o czym będzie mowa,
jednak dla tych, którzy jeszcze nie czytali opowiem pokrótce kto z kim i
dlaczego. Nie obawiajcie się Kochani,
spoilery są fuj, spoilerów nie lubimy, więc ich tu nie będzie ;).
Akcja filmu toczy się
w małym angielskim miasteczku. Jedna z dwójki głównych bohaterów, Lou Clark (w której rolę wciela się nie kto inny, a Matka Smoków – Emilia Clarke) niespodziewanie
traci pracę i jest zmuszona szybko znaleźć kolejną. Tym sposobem zostaje opiekunką
niepełnosprawnego Willa Traynora (Uwaga dziewczyny, bowiem Willa gra Sam Claflin!). Z początku jest
ciężko, bo od swojego wypadku główny bohater stracił zupełnie chęci do życia.
Przyzwyczajony do podróży, ekstremalnych sportów, i życia pełną piersią Will
nie chce spędzić reszty życia na wózku. Jednak Lou uparcie burzy mur, którym otoczył
się mężczyzna. Z czasem Will zaczyna odżywać, zmieniać się. Jednak czy starania Lou wystarczą, aby odwieść go od podjętej
wcześniej decyzji? Tego nie zdradzę (taka
ze mnie jędza!) ;).
Wiecie już o czym film opowiada, przejdźmy do tego JAK jest to opowiedziane. Pierwsze
słowa , jakie mi się nasuwają, gdy myślę o tej adaptacji, to „dobry smak” i „magiczny klimat”. Czemu? Już tłumaczę ;).
Ogólnie historia sama w sobie nie jest zbytnio odkrywcza. No
bo w sumie wiele możemy się domyślić już po samym opisie, takie opowieści już były i na pewno będą kolejne. Jak więc mogę
pisać w tytule, że film jest niesamowity? Ano mogę, ponieważ duet Sharrock&Moyes
znalazły świetny sposób na zatarcie przewidywalności. Cała historia jest tak smacznie opowiedziana, że nie zwraca się
uwagi na to, że przypomina inne. Nie ma zbędnych scen czy dialogów, wszystko jest dopracowane i dopieszczone,
że aż miło patrzeć. A jeśli dodamy do tego dobry
humor, to wszelkie schematy giną od wybuchów śmiechu na sali kinowej.
Dosłownie.
Jeśli chodzi o magiczny
klimat, to składają się na niego pewne czynniki, a mianowicie: piękne zdjęcia, barwne kostiumy (mówię tu oczywiście o Lou), a do tego
zamek, będący atrakcją miasteczka w którym to wszystko się dzieje. Oglądając Zanim się pojawiłeś czułam jakieś takie
dziwne ciepło, oderwanie od rzeczywistości… nie wiem jak to nazwać. W każdym
razie to magicznie „coś” sprawiło, ze
gdy film się skończył miałam ochotę zaciągnąć mojego chłopaka na kolejny seans,
aby przeżyć to raz jeszcze ;).
Wypadałoby powiedzieć parę słów o aktorach. Cóż, według mnie
obsada trafiona w dziesiątkę. Will i
Lou to zupełne przeciwieństwa. On kocha(ł) życie, był głodny wrażeń, spragniony
świata i tego, co ten może mu zaoferować. Ona z kolei nie wychyla noska poza
rodzinne miasteczko, zadowala się tym, co tu ma, chociaż jest to tak niewiele. On
bogaty, ona biedna. Są jak ogień i woda.
A jak wiadomo „przeciwieństwa się
przyciągają”, co Emilia i Sam świetnie pokazali w filmie. Claflin doskonale
odegrał rolę zgorzkniałego Brytyjczyka. Muszę przyznać, że z sarkazmem mu do
twarzy. Jednak moje serducho w tym
filmie zdobyła Emilia (co dziwne, bo zwykle skupiam się na męskich rolach).
Jej postać była tak ekscentryczna, tak barwna i urocza, że nie dało się jej nie
pokochać. I te jej rajstopki-pszczółki…
coś pięknego!
No spójrzcie tylko na nie! |
Tak sobie właśnie pomyślałam… że wydaje mi się iż wiem co sprawiło,
że ten film był aż taki dobry. Oczywiście to o czym już powiedziałam jest ważne
ale chyba kluczem do sukcesu okazało się
wciągniecie widza w historię Willa i Lou. Chociaż czytałam książkę i znałam
zakończenie, to wkręciłam się w nią. Drugi raz kibicowałam Lou w jej planie
uleczenia umysłu Willa. Cieszyłam się gdy on się zmieniał, denerwowałam gdy coś
szło nie tak jak powinno… Przeżywałam
ich historię, a z rozmów ze znajomymi wiem, że nie byłam jedyna. I za to
paniom Sharrock i Moyes należą się gromkie brawa.
Podsumowując: Zanim się
pojawiłeś to jeden z lepszych melodramatów ostatnich czasów. Film zapewni
widzowi tyleż wzruszeń, co śmiechu, zapewniam. Jeśli jeszcze nie widzieliście,
to zachęcam do obejrzenia, a jeżeli widzieliście, to podzielcie się ze mną
waszymi wrażeniami. Czekam na was w komentarzach ;).
O zgrozo, ale się rozpisałam! Na zegarku wyświetla mi 00:21! Chwała
niebiosom to już koniec ;). Jeśli dotarliście aż tu, to znaczy, że mimo późnej
pory skrobałam sensownie.
Całusy ;*
Quidportavi
Grr, a ja jeszcze tego nie oglądałam. W sumie to przeczytałam książkę po to, żeby potem obejrzeć film dla Emilii Clarke. Mam taki mały fetysz, że oglądam wszystkie filmy, w których grają aktorzy z Gry o tron. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
http://pierwsza-strona.blogspot.com/
Haha to zupełnie tak, jak mój przyjaciel. Poszedł na film dla Clarke :D A ja z kolei chciałam zobaczyć Claflina i Matthew Lewisa (Longbottom wyrósł na kawał przystojniaka :D).
Usuńxoxo
uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Moim zdaniem chyba nawet film był lepszy od książki (co nie zmienia faktu, że też ją polecam). Nie raz się na nim wzruszyłam, szkoda że tak się skończył.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
loudxsilence.blogspot.com
Wg mnie jest remis, i film i książka są cudowne :D
UsuńCałusy ;*
Książki nie tknę kijem, właśnie ze względu na to, że jest wszędzie! Już mi się ulewa po prostu...
OdpowiedzUsuńA film...Dobra, nie będę się oszukiwać, jeżeli obejrzę go, to tylko dla Sama ! :D
Pozdrawiam cieplutko :D
Oj faktycznie, Sam kusi :D Z początku też chciałam iść ze względu na niego, ale jak przystało na książkoholika najpierw przeczytałam książkę, a wtedy Claflin zszedł na drugi plan ;)
UsuńDzięki za szczerą opinię!
xoxo
Jeśli o mnie chodzi czytałam książkę i oglądałam film i teraz mam mały problem. Obie wersje były tak świetne, że nie umiem zdecydować, która jest lepsza. Zarówno książka jak i ekranizacja miały swoje plusy i minusy (tych pierwszych było zdecydowanie więcej), ekranizacja może trochę więcej minusów, jednak i tak była świetna. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo popłakałam się na jakiejś książce, a tym bardziej nie pamiętam żebym kiedykolwiek płakała w kinie. Po prostu cudo. <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ^^
Książki bez tajemnic
Dokładnie! Zwykle po obejrzeniu adaptacji jakiejś książki mam niedosyt i jakiś taki zawód, bo przecież w książce było to wszystko "bardziej", a to taka lipa troszkę wyszła. A Zanim się pojawiłeś trzyma równiutki poziom z książką, więc nawet nie próbuje wybrać co mi się bardziej podobało ;P
UsuńBuziaki ;*
Najpierw czytałam książkę, potem widziałam ekranizację, ale pomimo tego i tak wciągnęła się w tą historię od początku, kibicowałam Lou. Choć znałam zakończenie, to przeżywałam wszystko od nowa. Aktorzy spisali się na medal, reżyserowie, scenarzyści i inni też. No i świetna muzyka :D
OdpowiedzUsuńFilm wspaniały i niestety zgodny z książką prawie we wszystkim ( ten kto oglądał, wie czemu napisałam "niestety").
Pozdrawiam *.*
Święte słowa, do samego końca liczyłam, że może w filmie postanowią zmienić do okropne zakończenie. W ogóle w Internetach była z tego powodu fala krytyki, bo przecież Will nie był chory śmiertelnie, tylko nieuleczalnie, i że tak się nie powinno robić, bo później wszyscy sparaliżowani pójdą w jego ślady. Paranoja jakaś, przecież to fikcja literacka była. No ale trudno ;).
UsuńPozdrawiam!
W filmie - zakochałam się.
OdpowiedzUsuńNa książce - zawiodłam się.
I właśnie chyba obejrzę film jeszcze raz.
Pozdrawiam
http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/
Zawiodłaś się? Czemu? Wg mnie oba są świetne ^^
UsuńPozdrawiam również ;)
Mam w planach zarówno książkę jak i film :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie przeczytaj i obejrzyj ;P Jeśli mogę coś doradzić, to lepiej zacznij od książki. Wydaje mi się, że czytanie jej znając zakończenie może być nużące, nie będzie efektu zaskoczenia ;)
UsuńBuziaki ;*
Czytałam i oglądałam. Pokochałam <3
OdpowiedzUsuńNie tylko Ty ^^ Cudo <3
UsuńNajpierw przeczytałam książkę. Dopiero potem obejrzałam film. Zawiodłam się. Zwłaszcza główna bohaterka była jakaś taka dziwna. Ale zakończenie! Jak tak można zakończyć historię?!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!