Czołem Kalafiorki!
Właściwie mogłabym po prostu napisać, że Kisiel to Kisiel i że polecam. Jednakże nie każdy zna Ałtorkę, więc
może jednak opowiem coś więcej o tej książce. Jakiej? Pozwólcie, że przedstawię
wam Toń
i wszystkie jej zalety <3.
Toń to opowieść o tym, jak łatwo zniszczyć relacje międzyludzkie i jak trudno je odbudować, i najmocniejszych więziach, które rodzą się nie z podobieństw, lecz z różnic. Oraz o tym, że czasami trzeba odbyć podróż w czasie, aby się przekonać, kto przedkłada złoto i dzieła sztuki nad przyjaźń i lojalność.
Kiedy Dżusi Stern decyduje się oddać przysługę ciotce, jeszcze nie wie, że uruchomi lawinę wydarzeń, których nie da się już cofnąć. Trzpiotowata dziewczyna, jej poukładana siostra oraz kąśliwa ciotka nieoczekiwanie wplątują się w morderstwo — a to dopiero początek niebezpieczeństw, jakie na nie czyhają.
Przesiąknięta krwią i chciwością historia Wrocławia i Dolnego Śląska, rodzinne tajemnice i groza nie z tego świata. Bo dobra powieść zaczyna się od morderstwa, a później napięcie tylko rośnie.*
Na wstępie mam jeden zarzut:
według mnie słabym pomysłem jest czytanie Toni
przed przeczytaniem Nomen omen. Obie powieści oprócz miejsca akcji łączą bohaterowie drugoplanowi. W
prawdzie wydarzenia z Toni mają
miejsce przed tymi z Nomen omen, ale
to niczego nie zmienia – w Toni ujawniona zostaje tajemnica sióstr
Bolesnych. I z jednej strony czytając Nomen
omen rozgryzłam ją sama już na wstępie, ale ja to ja – ciężko stwierdzić
ile w moim czytaniu jest czytania, a ile wybiegania w przód historii i
zgadywania co będzie dalej. Ze sprawdzonych źródeł wiem, że nie każdy rozwikłał
zagadkę sióstr Bolesnych przed bohaterami książki, a więc jeśli najpierw
czytałby Toń, to odebrałoby mu to jakby
nie patrzeć część frajdy. Tak więc
apeluję: jeśli nie lubicie spoilerów (nawet takich maleńkich), a zamierzacie
zapoznać się z twórczością Marty Kisiel, to zróbcie to w kolejności wydawania
książek, zalecam ;).
To co, przechodzimy do zachwytów? Bo ja chętnie xD
Podobno Toń miała być poważną powieścią. Chyba nie mogę się z
tym zgodzić. Owszem, humor jest tu inny
niż w Nomen omen, a już zdecydowanie
zupełnie inny niż w Dożywociu czy Sile niższej, ale to nadal jest niesamowicie
zabawna i błyskotliwa Kisiel, okej? Różnica
polega na tym, że w poprzednich książkach akcja toczyła się od jednej komicznej
sytuacji, do drugiej i czasami człowiek nie wyrabiał z zaznaczaniem zabawnych
fragmentów, a tu historia w pierwszej
kolejności trzyma w napięciu i ciekawi kolejnymi zagadkami, a dopiero na drugim
miejscu znajduje się humor.
A, no i tu zdecydowanie występuje
konkretna, bardzo dobrze przemyślana fabuła. W ogóle cała ta historia jest
dobrze wymyślona i dopracowana w najmniejszych szczegółach. Wszystko mi tu
grało. Kilkakrotnie byłam zaskoczona
zwrotami akcji, a rozwikłania zagadki zniknięcia rodziców Dżusi i Eleonory nie rozgryzłam ani na stronę przed
bohaterami książki.
Jedyne co mnie „zawiodło”, to
zakończenie. Skąd ten cudzysłów? Bo on było świetne… ale tak nie wolno. Nie
lubię, jak tak mi się robi :<. Ale nie powiem wam jak, ha! Sami się
przekonajcie ;).
Zastanawiam się, co mogłabym powiedzieć wam o bohaterach Toni. Nie chcę za bardzo się rozpisywać,
ale mnogość „ulubionych” postaci, których przybyło mi po lekturze tej książki
wydaje się aż niewłaściwa.
Najpierw poznajemy Dżusi,
która oprócz okropnej ksywki (bolało mnie to nawet kiedy dostałam wyjaśnienie
„czemu z Justyny zrobiono Dżusi”…) jest bohaterką nie-do-znielubienia. Właściwie trochę się z nią identyfikuje
– Dżusi tak jak ja zmienia zdanie z prędkością światła, najpierw robi/ mówi, a
potem myśli, a poza tym ma bardzo bliskie mi podejście do przeklinania:
„- (…) w zasadzie dlaczego właśnie Gerd? Twój stary to fanatyk Andersena? Pół mieszkania zajebane baśniami?
„- (…) w zasadzie dlaczego właśnie Gerd? Twój stary to fanatyk Andersena? Pół mieszkania zajebane baśniami?
-Titku! (…)
- Och, tak się tylko mówi.
- to brzydko się mówi.
- Brzydko to się mówi „wziąść”. Albo „włanczać”.”No i ma Karolka. Karolek to już w ogóle jest mój i go nie oddam.
Mówię wam, pokochacie tę dobroduszną łajzę.
Oprócz Dżusi i Karolka mamy tu też Eleonorę, czyli chyba najbardziej przyziemną i sensowną bohaterkę Toni, tak sądzę. Starsza z sióstr Stern to ta odpowiedzialna, rozsądna i poukładana. Brzmi zwyczajnie? Nie dajcie się zwieść pozorom ;)
Ostatnią z trzech Sternównych jest ciotka Klara. I tu nie zdradzę wam absolutnie niczego, powiem jedynie, że Kisiel zupełnie mnie zaskoczyła wszystkim, co związane było z Klarą. Cała historii tej postaci… WOW. Ja nie wiem, wydaje mi się, że czytam sporo i wiele już historii poznałam, ale nijak nie byłam gotowa na to, że ciotka, którą zarówno Dżusi, jak i Eleonora opisują jako okropną babę, kategoryczną i potworną, okaże się… no właśnie, i tu nastąpić powinien gwałtowny atak kaszlu. Wjeżdżam do tunelu! Tracę zasięg! Kszzzzz….kszyyyy….szzy…szzzz!
Oprócz wspomnianych kobiet i Karolka w książce pojawia się niejaki Ramzes. Było go nie wiele, ale kiedy
już się pojawiał, to dosłownie spijałam
ze stron każdy dialog z jego udziałem, każdy najdrobniejszy opis. Ramzes wzbudzał we mnie od samego początku
jakąś taką chorą fascynację… i właściwie okazało się, że byłą ona uzasadniona.
Uwielbiam tego faceta. Pani Kisiel, Pani napisze jakąś powieść o… no, żeby
nie zaspoilerować – o typkach takich, jak on. Tylko żeby było ich więcej. Bo
chyba jest ich więcej we Wrocławiu, prawda?
Jest jeszcze kilka postaci, jak chociażby Gerd (uroczy, inteligentny i nie boi się wściekłych kobiet), dwie panie Bimbowe (zwłaszcza Młodsza
Bimbowa warta jest uwagi – jej „dialogi” zajmują całą stronę i są to
najbardziej złożone, najdłuższe zdania ever. Każdy chyba zna chociaż jedną taką
gadatliwą Bimbową ;)), ich wnuk no i
wspomniane wcześniej siostry Bolesne.
Nie ma sensu opowiadać wam o wszystkich
postaciach. Wystarczyć powinno zapewnienie, że Ałtorka skrupulatnie dba o to,
aby każda z nich była inna i żeby każda potrafiła wywołać nie jeden, a wiele
uśmiechów na twarzy czytelnika.
To, o czym nie można zapomnieć, to wplecenie w Toń historii
Wrocławia, czyli miejsca akcji powieści. Jako że mamy tu do czynienia z podróżami w czasie, możemy więc
poniekąd poznać losy stolicy Dolnego Śląska. Powiedzieć, że wywołały one u mnie ciary byłby niezłym eufemizmem. To
było nie-sa-mo-wi-te. Fakt, podróż w czasie była opisana bardzo
chaotycznie, ale uznaję to za zabieg celowy i przeprowadzony bardzo dobrze – bo
koniec końców ogarnęłam wszystko i nie czuję, żebym czegoś nie zrozumiała. Widać, że Kisiel wie o czym pisze, że nie
zmyśla wydarzeń z okresu wojennego. Nie mogę zdradzić zbyt wiele, ale cała
zagadka zniknięcia rodziców sióstr Stern bazuje właśnie na wydarzeniach z tego
okresu. Dla mnie było to coś nowego, coś odkrywczego i fascynującego. Kisiel
obudziła we mnie ciekawość historiami ludzi, którzy żyli w czasie wojny i
okupacji. Nawiasem mówiąc, jeśli macie jakieś książki, którymi mogłabym ów
ciekawość zaspokoić – dajcie mi znać w komentarzach, dobrze? Z góry dziękuję!
Wiecie co jeszcze liczę na plus? Użycie
wulgaryzmów. To zawsze jest ryzykowne, bo wielu autorów po prostu nie umie
przeklinać – robią to zbyt często, w zupełnie nieuzasadnionych momentach albo
niepoprawnie, bo po prostu używają „złego przekleństwa” (jakby istniały dobre
przekleństwa xD). Do tej pory Kisiel omijała wulgaryzmy, obchodziła je jakimiś
słownymi opisami czy coś. W Toni pokazała, że umie elegancko kląć,
a najlepszym dowodem jest jeden z ostatnich rozdziałów. W życiu nie widziałam dialogu tak naszpikowanego łaciną podwórkową… a
ani przez sekundę nie poczułam się zniesmaczona. Nie mogę zdradzić wam
szczegółów (wszak mówimy o końcówce książki!), ale to tak bardzo pasowało do
tej postaci i całej sytuacji… miodzio. Jakkolwiek
przeklinanie jest fuj, nie wolno i tak dalej, tak za to Ałtorka ma u mnie
szacuneczek.
Nie wspominałam o tym w poprzednich recenzjach książek Kisiel, a w
sumie sama nie wiem czemu ale już to naprawiam. Ogromnie podoba mi się podejście Kisiel do magii i zjawisk
paraanormanych, które jakby na to nie patrzeć zawsze są obecne w jej
książkach. Toń nie stanowi wyjątku.
Wiecie, zwykle to jest tak, że albo świat magiczny jest zupełnie oddzielony od
tego normalnego, jakiś taki „lepszy” i tak dalej, albo oba światy są świadome
swojego istnienia w mniejszym lub większym stopniu, współgrają ze sobą, ale
wtedy wiedźma jest z zawodu wiedźmą, kropka. U Kisiel tego nie ma. W Toni
magia nie dostaje wcale metki czegoś świetnego, ba! Tu bohaterowie w sumie nie
pogardziliby bycia zwykłymi, szarymi Kowalskimi, nie na rękę im ta cała
paranormalność. Nie wiem jak będzie z wami, ale mi podoba się to, że z jednej strony mam do czynienia z totalną
normalnością, ze światem, który doskonale znam, z miastem, które uwielbiam… a
jednocześnie za zamkniętymi drzwiami mieszkania przy ulicy Lompy ludzie toną w
czasie. Gdybym czytała coś takiego będąc mniejsza, to pewnie obleciałabym
wszystkich sąsiadów w poszukiwaniu oznak magicznych zdolności w ich domach.
Właściwie to nawet fakt, że mała już nie jestem nie sprawia, że mimochodem nie
marzę o tym, aby to okazało się prawdą. Wiecie, taka magia dla ludu. Magia obok
nas. Szalone, wiem. Ale fajne. Za to
lubię książki Kisiel – bo przemycają do głowy czytającego szalone myśli i
wyobrażenia o tym, że do magii wcale nie trzeba różdżek, szpiczastych kapeluszy
i zaklęć, że magia może istnieć tak po prostu, w domu obok. Chrzanię trochę …
więc lepiej już skończę ;)
Chyba troszkę popłynęłam. W
największym skrócie: Toń jest świetna
i polecam wam ją całym serduchem. W porównaniu do poprzednich książek Kisiel
wydaje mi się „mocniejsza”, wzbudzająca silniejsze emocje (ciary miałam, ej!),
a więc ci z was, którzy mieli problem z lekkim stylem Ałtorki w tym przypadku
powinni czuć się komfortowo, bo już tak lekko nie jest. Jednocześnie uspokajam
tych, którzy po książki Pani Marty sięgają w poszukiwaniu rozrywki – nie brak
tu świetnego humoru. Ta opowieść jest intensywna, wciągająca i piekielnie ciekawa.
Ja w tej książce utonęłam. A czy wy zaryzykujecie? Ja bym ryzykowała. Śmiało ;)
Łapka w górę kto jeszcze nie
zna książek Ałtorki! Ha! Teraz wszyscy, którzy nie mają opuszczonych obu dłoni
po prostu MUSZĄ się z twórczością pani Marty Kisiel zapoznać :D A tak poważnie:
czekacie na Toń? Jesteście gotowi utonąć w tej historii? Dajcie znać w
komentarzu!
Buziak ;*
Ula
Ty no, namówilas mnie ej. Szczególnie ten gif na wejsciu <3
OdpowiedzUsuńZwycięstwo! 😎
UsuńDziś do mnie dotarła i już zaczęłam czytać. Początek ciekawy, ale prawie padłam przy fragmencie z "Ramzes mnie użarł".
OdpowiedzUsuńW ogóle te macki w tle Twojego bloga... Krakers? :D
UsuńRamzes jest najlepszy! <3 a ten cytat chciałam użyć tutaj, ale całość nawet "poucinana" była za długa jak na moje grafiki z cytatami :'(
UsuńBliski kuzyn Krakersa ;) btw, szykuję coś z mackami, ale póki co to tajemnica 🤐😃
UsuńChociaż generalnie Toń podobała mi się najbardziej z wszystkich książek autorki, to chyba Marta Kisiel nie jest dla mnie... Ten typ książek nie do końca do mnie przemawia i jakoś, nie wiem, trochę się zawiodłam. Ale faktem jest, że Karolek jest cudny haha! Co do Twojego "tonięcia w czasie"... WOW! Mój upośledzony w grafice komputerowej umysł nie jest w stanie pojąć, co musiałaś zrobić, żeby tek doskonale "zniknąć", ale ważne, że efekt jest fantastyczny! :)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
BOOKS OF SOULS
Książki Marty Kisiel jeszcze przede mną, ale tyle dobrego już o nich słyszałam, zwłaszcza ciekawi mnie to czy i mnie rozbawią. :P Muszę się w końcu za jakąś zabrać, a "Toń" koniecznie dopisuję do (swoją drogą bardzo już długiej) listy "do przeczytania". :D
OdpowiedzUsuńCzytałam "Dożywocie", wszak wszędzie można znaleźć tylko same zachwyty nad tym tytułem i... No kurczę, nie. Nie jest tragiczne czy złe, ale oczekiwałam czegoś zdecydowanie lepszego. Miałam płakać ze śmiechu, a jedynie kilka razy lekko się uśmiechnęłam. Wierzę, że "Toń" jest świetna i może się podobać, ale wiem też, że to zupełnie nie mój klimat, więc jednak sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuń"ciężko stwierdzić ile w moim czytaniu jest czytania, a ile wybiegania w przód historii i zgadywania co będzie dalej" - hahahhahaha, u mnie jest podobnie! :D
Pozdrawiam ciepło,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
Ja swoją przygodę z Kisiel mam jeszcze przed sobą i właśnie "Toń" zachęciła mnie po sięgnięcia po tą autorkę więc baaaardzo dobrze dałaś znać, że dobrze by było zabrać się najpierw za "Nomen omen" - sie robi! :)
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam ,,Dożywocie", kompletnie przepadłam dla Kisiel. Jednak. Co dziwne, tylko ta jedna książka została przeze mnie poznana. Przede mną wciąż pozostałe trzy. Wezmę sobie jednak do serca Twoje słowa i będę czytać je dość chronologicznie. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Iza z Heavy books
Ten Twój gif na początku - oh i ah! 😍😍 Zachęciłaś mnie do tej książki ❤ W ogóle, to też zauważyłam, że autorzy boją się przekleństw w powieściach. Czemu? Czasem soczyste "kurwa mać" wyraża wszystko 😂 Dlatego pokochałam ekscentryczną Joannę Chyłkę z książek R. Mroza. Ten autor nie boi się żadnego zwrotu 😍
OdpowiedzUsuńA wracając do autorki, to fajnie że umiejscowiła akcję w Polsce! Ale co do tej Dżusi... Ksywka straszna i czytając ją w recenzji już mnie irytowała 😂
"Toń" to zdecydowanie coś dla mnie 😊
Buziole! 😘😘 Dolina Książek
te macki na Twoim blogu to Krakers? :D uwielbiam Kisiel i też jestem zachwycona Tonią, chociaż trochę różni się od poprzednich książek autorki. dla mnie dużo humoru było na początku, a później zaczęło się robić poważniej (ale też miejscami śmiesznie!) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPewnie,że byłam jestem pod wrażeniem Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOd dawna planuję poznać twórczość autorki, więc po "Toń" także sięgnę. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuń„Toń” to z całą pewnością niesamowicie zabawna i błyskotliwa Kisiel, a książkę czyta się niesamowicie przyjemnie. Fascynująca i bardzo oryginalna fabuła, kapitalny humor, świetne postaci – po prostu Kisiel w najlepszym wydaniu, więc polecamy gorąco wraz z Tobą. A czytanie Twoich recenzji to czysta przyjemność! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam wszystkie książki M.Kisiel.Pokochalam je zawsze z niecierpliwością czekam na następną.Niestety zawiodłam się bo na ostatni tom cyklu wroclawskiego czekałam bardzo długo to w dodatku wydany został tylko jako e-book.A ja lubię czytać książki.Papierowe wydania.Mam poczucie że jet to lekceważenie czytelników.Mam 69 lat i niestety jestemoburzona że nie mlpozwolono mi doczytać ostatniego tomu.
OdpowiedzUsuń