niedziela, 6 maja 2018

Co powiecie na stare, dobre kino? | Wieczór filmowy, Lucy Courtenay


Hej Kaczuszki!
Dziś chyba będzie wyjątkowo krótko – tak mi się wydaje. Mam nieprzyzwoicie niepogmatwane notatki, recenzję w głowie, więc… lecimy. Pozwólcie, że opowiem wam o Wieczorze filmowym autorstwa Lucy Courtenay ;)



Wszystko zaczyna się w sylwestrową noc na imprezie, na której Hanna jest świadkiem pocałunku jej chłopaka, w którym jest zakochana po uszy, z inną dziewczyną. Zrozpaczona, wściekła  i pijana wychodzi z jego domu w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela – Sola. Tego wieczoru rodzi się pomysł, aby w każdy ostatni dzień miesiąca oglądać razem film wybierany naprzemiennie – raz przez nią, raz przez niego. I wiecie, wszystko byłoby fajnie.. gdyby tylko Sol nie był beznadziejnie zakochany w Hannie, a ona zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Jak potoczą się losy tych dwójki? Czy Hanna zda sobie sprawę z tego, że Sol „lubi ją zdecydowanie bardziej”, niż ona jego? Przeczytajcie książkę, a się dowiecie ;)


Wiecie co jest największą zaletą, a zarazem największą wadą Wieczoru filmowego? Głowni bohaterowie. Poważnie. Dawno nie czytałam książki, w której jedną z postaci kochałabym całym serduszkiem, a drugą miałabym ochotę poćwiartować wyjątkowo tępą łyżeczką. Ale po kolei.

Z jednej strony mamy Sola – chłopaka bardzo inteligentnego, dowcipnego, troskliwego i ze wszech miar uroczego. To postać ciekawa o tyle, że wychowywana przez parę homoseksualistów (swoją drogą świetnie wykreowanych i takich.. „do lubienia”), a więc mająca w swojej głowie masę przeróżnych pytań i wątpliwości, bo jednak nie jest to taka standardowa sytuacja, ale o tym opowiem wam za chwilkę. Sol to chłopak z pasją i pomysłem na siebie. Przez cała książkę żałowałam, ze tak bardzo bał się pokazać światu co potrafi, bo kurczę zdolna z niego bestia! Ogromnie podobały mi się dialogi z udziałem Solomona (no ale imieniem to go rodzice skrzywdzili xD), bo przeważnie to właśnie w nich przejawiał się humor, który swoją drogą jest kolejnym atutem Wieczoru filmowego. Jedna tylko rzecz gryzie mnie w tej postaci. JAK U LICHA ON MÓGŁ ZAKOCHAĆ SIĘ W HANNIE?!

Mówię wam, wy też chcielibyście ją wypatroszyć cyrklem. Hanna to taka szablonowa, pusta blondyneczka rodem z tych takich Disney’owskich filmów w stylu High school musical czy Camp Rock. Wyobrażacie sobie, że rzuca was facet (co ja mówię, on  nawet nie fatyguje się żeby z wami zerwać, on po prostu idzie w ślinę z inną), a wy chcecie go odzyskać? No dobra, to jeszcze można sobie wyobrazić. A wyobrażacie sobie, że wyżej wspomniany facet załatwia tak samo cztery kolejne laski, średnio co tydzień/dwa kolejną… a wy nadal chcecie, żeby do was wrócił? No dla mnie to idiotyzm. Dla Hanny – priorytet i coś, co musi osiągnąć. Na drodze do tego poronionego celu rani swoich bliskich, zupełnie nie używa mózgu i jest absolutnie ślepa na to, co dzieje się dookoła niej. Zabić to babsko, to mało.

A więc ten… no tak prezentuje się największy plus i największy minus książki. Później jest już tylko lepiej (na szczęście).



Powiem Wam, że czyta się to ekspresowo. Ja wplatałam sobie kilka rozdziałów pomiędzy kolejne arkusze maturalne i udało mi się połknąć całość w jeden dzień na spokojnie. Rozdziały są króciutkie, akcja raczej nie opowiada o dupie Maryny, no generalnie zawsze mamy „o czym” czytać i strony ubywają jakoś tak niepostrzeżenie.


Pamiętajcie jednak, że nie jest to jakaś mega ambitna książka. Całość bazuje na relacji Sola z Hanną i tym, czy głupiutka blondi (jeśli czytają mnie jakieś blondynki – ja was przepraszam, sama obecnie jestem blond, ale ta dziewczyna jest żywym [a raczej papierowym] przykładem blondynki z tych głupich dowcipów….). w prawdzie Lucy Courtenay wplata w swoją opowieść wątek różnych sytuacji rodzinnych i tego, jak wpływają one na dzieci – Hanna mieszka z mama i ojczymem, ponieważ ojciec porzucił ich, gdy była mała, no a Sol tak jak już mówiłam jest wychowywany przez dwóch ojców – jego biologiczna mama zrzekła się go zaraz po porodzie. Dochodzi do tego też wątek braku tolerancji rodziców dla wyborów podejmowanych przez ich dzieci i kilka innych dość ciekawych i wartościowych motywów, ale wszystko nadal jest lekkie i kryje się w cieniu nieodwzajemnianej miłości Sola do Hanny.


Takim super bonusem do książki są wstawki, które pojawiają się przed rozdziałem, którego akcja toczy się na początku kolejnego miesiąca (OMG, zagmatwałam. Wyjaśniam: rozdziały są oznaczane konkretnymi datami, a więc wiemy dokładnie ile czasu upłynęło od pamiętnego sylwestra, a także wiemy ile dni zostało do ostatniego dnia miesiąca, a więc do wspólnego seansu filmowego Hanny i Sola). Są to takie rameczki, w których autorka podaje czytelnikom króciutki opis fabuły, który bohaterowie będą oglądać pod koniec miesiąca, jakieś ciekawostki o nim i temu podobne drobiazgi. Uważam, że to taki ciekawy drobiazg, dzięki któremu przemycane są nam informacje o kinowych klasykach. W ogóle Wieczór filmowy jest pełen takich smaczków dla kinomaniaków – pojawiają się one w dialogach, są wplecione w opisy, a nawet działania bohaterów są czasami ściśle powiązane z zachowaniami bohaterów oglądanych przez nich filmów. Nawiasem mówiąc jestem obecnie w trakcie bałamucenia mojego chłopaka do obejrzenia Śniadania u Tiffany’ego. Do tak drastycznych działań zainspirował mnie właśnie Wieczór filmowy. Niestety, luby dzielnie stawia opór.



Najlepsze zostawiłam na koniec: NIGEL. Pokochałam go. Wy też go pokochacie. Drugiego takiego nie znajdziecie. Poważnie. Nigel to najbardziej skrzywiony, demoniczny i rządny krwi kot ever! Nie znacie dnia ani godziny, w której ta sierściasta bestia wyskoczy z za zakrętu i uchla kogoś w kostkę, wydrapie oczy albo skróci o palec. Urocze zwierzątko. Tato, jeśli to czytasz: kupisz mi takiego? <3


Ej, zmieściłam się na dwóch stronach Worda i jeszcze sporo tej drugiej zostało! Niebywałe xD A więc reasumując: Wieczór filmowy to bardzo przyjemna młodzieżówka, którą z czystym sumieniem wam polecam. Nie oczekujcie od niej żadnych cudów, ciężkich tematów i wylanych łez. Uzbrójcie się w cierpliwość do Hanny, a potem płyńcie przez treść i uśmiechajcie się mimochodem czytając rozdziały widziane oczyma Solomona (jest ich sporo <3). Wieczór filmowy to pozycja dająca wam szansę na wzięcie oddechu po czymś topornym, umożliwiająca wam takie.. takie fajne odmóżdżenie. Nie takie jak z erotykiem albo innym gniotem.  To jest o wiele przyjemniejsze. Jeśli więc macie wolny wieczór lub dwa i chcecie wyluzować.. to może urządzicie sobie „wieczór filmowy” z książką? ;)


Czy są na sali kinomaniacy? Jeśli tak, to wam szczególnie polecam tę historię, a tym samym zapytuję, czy już ją czytaliście? Bo może akurat ;)  A nie-kiniomaniacy czytali? Skusicie się? Czekam na was o tam, poniżej!


Buziaki ;*
Ula

 Za książkę dziękuję Wydawnictwu YA! ;)



Oryginalny tytuł: Movie night
Tłumaczenie: Grażya Woźniak
Wydawnictwo: YA!
Data premiery: 4.04.2018
Ilość stron: 320
Gatunek: Literatura obyczajowa i romans


10 komentarzy:

  1. Od jakiegoś czasu stoi sobie na półce i czeka na cud, aż w końvu znajdę dla tej książki czas. Chyba muszę się zmobilizować wkońcu. Chcę poznać Nigela ^^

    Pozdrawiam i zapraszam:
    Biblioteka Feniksa

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie czytałam, ale po Twojej recenzji może kiedyś to zrobię!

    Pozdrawiam cieplutko,
    Martynapiorowieczne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś sięgnę po tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze: świetne jest to pierwsze zdjęcie! :D
    A jeśli chodzi o książkę, to nie spodziewałam się, że ma tak zabawne momenty. :D

    NaD okładkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mianem kinomaniaka jeszcze mnie określić nie można, bo dopiero niedawno zaczęłam na poważnie regularnie oglądać filmy, ale i tak bardzo kuszą mnie elementy związane z kinematografią w tej książce. Mam nadzieję, że jak najszybciej dostarczą ją do mojej biblioteki, bo nie jestem nią aż tak podjarana, żeby lecieć i ją kupić, ale wypożyczyć... Czemu nie! :)

    Buziaki!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wydawała mi się ta książka niczym szczególnym, ot zwykła młodzieżówka. Dlatego nie miałam w planach jej czytać. Trafiam na twoją recenzję, przeglądam, przewijam, no i w sumie wychodzi na to, że to dość typowa, lekka historyjka. Może i Solo jakiś klimacik wprowadza, ale jakoś bym bez niego przeżyła. Do tego Hanna! Rany boskie, zabić tępym nożem to mało. Tak więc nie chciałam tego czytać, ALE...kupiłaś mnie akapitem o Nigelu. Kociara ze mnie co ja poradzę :D I właśnie zapisałam sobie tę książkę na listę. Kiedy będę chciała wytchnąć od takiego Martina na przykład, to wiem, w co się zaopatrzyć.

    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Recenzje coraz bardziej kuszą :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Te wstawki dotyczące filmów kuszą, ale przez durną Hannę raczej nie przebrnę :P Ostatnio wzięłam na tapet mocno ogarnięte babki i nie chcę sobie psuć dobrej passy :D

    Ściskam ;)
    Przeliterowana

    OdpowiedzUsuń
  9. Zobaczymy, może wpadnie mi w ręce ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak mam być szczery to bardziej przepadam za filmami niż za książkami ale dobrą książką nigdy nie pogardzę :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)