Czołem Węgielki!
Znając poprzednie dwa tom serii o Nikicie autorstwa Anety Jadowskiej właściwie w ciemno i
bez chwili zastanowienia wzięłam się za Diabelski młyn, czyli trzecią cześć
cyklu. Historia na pewno wpasowała się w klimat za oknem, bo jakoś tak magia od
Jadowskiej pasuje mi do ulew, wichur i innych czkawek, ale czy ten tom dorównał
swoim poprzednikom? Chodźcie, poszukamy na to odpowiedzi zaraz po krótkim
opisie fabuły ;)
Przeszłość Robina nadal spowita
jest gęstą mgłą, jednak razem z Nikitą znajduje on sposób na odzyskanie
utraconych wspomnień. Niestety, rozwiązanie nie zostanie im podane na tacy –
będą musieli okupić je sporym wysiłkiem i konkretną dawką przelanej krwi. Aby poznać
przeszłość swojego partnera, Nikita wyruszy z nim na Bezdroża. Ich magia jest
jednak zbyt potężna, aby dali sobie radę bez pomocy Niespokojnych, którym
przewodzi Cygański Książę. Ten zgodzi się im pomóc w zamian za przysługę –
dwójka Cieni będzie musiała po drodze pomóc Tborowi uruchomić Lunapark i ożywić
Diabelski Młyn, którego moc oddziałuje na Bezdroża i Rubieże. Nie będzie to
proste zadanie, a jakby tego było mało do gry wkroczą bóstwa, smoki i inne
nieludzkie niespodzianki. Co czeka
Nikitę i Robina na końcu tej przygody? Jakie tajemnice skrywa przeszłość mężczyzny?
Czy Droga okaże się dla tej dwójki łaskawa? Hmmm… o tym musicie przekonać się sami
;)
Znacie to uczucie, kiedy sięgacie po jakąś książkę i przez bite
kilkadziesiąt stron czekacie na to, aż coś zacznie się dziać? Koszmar, nie? Jadowska
nie robi takiego ała czytelnikowi. Na pierwszych stronach dostajemy krótki opis tego, co wydarzyło się w życiu
bohaterów pomiędzy tomem drugim a trzecim, a potem z buta wjeżdża z akcją. Robin
i Nikita wyruszają na nową przygodę prawie natychmiast i od samego początku
jest ciekawie. Jadowska nie stosuje zapychaczy, nie przegina z opisami „na
Sienkiewicza”, chociaż nie mogę odmówić jej tego, że moja wyobraźnia podczas
czytania Diabelskiego młyna szalała
nieźle i miała się na czym skupiać. Autorka nie odciąga naszej uwagi od istotnych
wątków jakimiś pierdołami. Jest konkretna od początku, do końca i to bardzo mi
się podoba w jej książkach.
Skoro jesteśmy już przy stylu Jadowskiej, to kolejna rzeczą, którą u
mnie punktuje jest humor. Przejawia się
on zarówno w dialogach, jak i opisach i wydarzeniach. Jest naturalny, niewymuszony i zdecydowanie „w moim stylu”. Gdyby nie
fakt, że do zaznaczenia wybierałam tylko naprawdę krótkie fragmenty, które
spokojnie zmieściłyby się mi na grafikach do recenzji, to pewnie zabrakłoby mi
karteczek do zaznaczania :’). Humor sprawia,
że Diabelski młyn czyta się z
prawdziwą przyjemnością. Historia nabiera lekkości, nie jest toporna, nie męczy
a w sumie mogłaby, bo jest to fantasy z pogmatwaną magią, mnogością postaci z
przeróżnych kultur i mitologii, oraz rzeczy, z którymi wielu czytelników
spotkać się może po raz pierwszy. A skoro już o tym mowa…
Zadziwia mnie pomysłowość autorki.
Serio, trochę już tych książek fantsy przeczytałam, znam schematy, wiem z czym
to się je i często czytając jakoś mimochodem czuję w którą stronę potoczy się
akcja. A tutaj? Tutaj to przeczucie zupełnie nie zaistniało. Byłam tak
wciągnięta w akcję, że nie miałam nawet czasu na rozkminianie co będzie dalej. Bezdroża, tabor, Lunapark, Diabelski Młyn,
a później cała ta akcja z próbą odzyskania wspomnień… matko i córko, to było tak
inne, TAK DOBRE..! A dodatkowo straaasznie bałam się, że Jadowska finalnie
nie zdradzi mi przeszłości Robina, że nie daj Boże mi go zabije (a Robina to
ja, kurczę, kocham xD) albo zrobi jakiś okrutny plot twist i każe czekać na
kolejny tom. Nie powiem wam, czy moje obawy były słuszne, niech was też troszkę
strach obleci ;P.
Nadal jestem pełna podziwu dla
zasad działania magii w uniwersum wymyślonym przez autorkę. Często bywa
tak, że pisarz umyśli sobie magiczne moce, ale żeby już pofatygować się nad
jakimiś sensownymi limitami mocy, nad prawami działania i granicami czarów, to
nie łaska bo i po co? Ano właśnie po to, żeby to miało ręce i nogi! W całej
serii o Nikicie magia ma wszystkie cztery kończyny na swoim miejscu. Tak
Nikita, jak i Robin, Niespokojni i generalnie każda istota magiczna jest
świadoma tego, że nie może przeholować z używaniem swoich mocy, bo może tego
nie przeżyć. Jeśli zbliżają się do tej granicy – słabną. Jeśli są w miejscu w
jakiś sposób powiązany z istotą ich mocy – ta rośnie. Ja mam fisia na tym punkcie, potrzebuję przemyślanych zasad działania świata,
w którym dziej się akcja książki. W innym wypadku czuję dyskomfort, gryzie mnie
to jak metka nowej koszulki przy kołnierzyku. Tu nic mnie nie gryzło, chwała
niebiosom.
A skoro już rozmawiamy o kwestiach magicznych, to warto wspomnieć o stworzeniach, które pojawiają się na
stronach powieści. Począwszy od tego, co
tygryski lubią najbardziej, czyli od małego (początkowo xD) smoka, przez dwuoką
wiedźmę, zmiennokształtnych, a kończąc na berserku, który w tym tomie podbił me
serce. Nie wie jak mogę opowiedzieć wam o nim bez spoilerów, więc tego nie
zrobię (wybaczcie :’)) i na ten wzmiance poprzestanę. W tym tomie nie zabrakło też bóstw i to nie tylko z mitologii
nordyckiej. Z resztą, kurde, czy w tej książce czegokolwiek zabrakło? Mi
absolutnie nie.
Mam wrażenie, że ten tom
zdominowały kobietki. Poczynając od jak zwykle cudownej Nikity, nad którą
zachwycałam się już dwukrotnie i zdania nie zmieniłam, więc nie będę się
powtarzać, przez kobiety z taboru Cygańskiego Księcia, szefową Zakonu Cieni,
walkirie, a na znanych nam już z poprzedniej części (albo i nie) boginiach
kończąc. Serio, jest tu od groma pierwiastka żeńskiego i to się czuje. Co ciekawe,
Jadowska pokazuje tu rożne role i
sytuacje kobiet w zależności od tego, gdzie je spotykamy. Zupełnie inaczej
traktowane są kobiety w „zwykłych taborach,
niż te z taboru Cygańskiego Księcia. Pierwsze z wymienionych są traktowane jako
gorsze od mężczyzn, mogą w każdej chwili zostać wygnane i porzucone na
Bezdrożach, nie mają zbyt wielu praw. Kobiety Cygańskiego Księcia są darzone
szacunkiem i stanowią większość jego taboru. Są silne i niezależne. Autorka wplata w tę powieść historie kilku
kobiet, którym życie dało w kość… ale to byłby spoiler, więc shhh!
Nie bójcie się jednak, w Diabelskim
młynie nie zabrakło mężczyzn. Ponownie
są oni wykreowani w punkt, umieją w humor i mają swoje własne charaktery. Nie musicie
się obawiać papierowych postaci robionych od szablonu. Dodatkowo w tym
tomie Jadowska oddała głos Robinowi i
całkiem sporo rozdziałów jest opisanych z jego perspektywy, co moim zdaniem
było strzałem w dziesiątkę. Możliwość wglądu w myśli Robina i to, jak on widzi
niektóre wydarzenia była czymś, czego się nie spodziewałam, a co ogromnie mi
się spodobało. Z resztą ten.. Robin mi się spodobał. W tym tomie jeszcze
bardziej niż w poprzednich <3
Rozgadałam się. Jak cholera się rozgadałam. Będę więc kończyć. Wspomnę
jeszcze tylko o tym, jak cudnie jest wydana ta książka Magdalena Babińska znów spisała się na medal tworząc ilustracje do tomu
trzeciego serii. Ba! Aż mnie natchnęła do stworzenia pewnego pisu idącego
mocno w obrazki… ale to zobaczycie za jakiś czas, na razie zbieram materiał :D
Podsumowując, Jadowska
stworzyła kawał świetnej historii pełnej magii i zaskoczeń. Nie potrafię się
doszukać jakichkolwiek znaczących wad. Diabelski
młyn czyta się szybko, gładko i przyjemnie. Historia ma ręce i nogi, jest
wciągająca i ani przez chwilę nie pozwala czytelnikowi na nudę. Jest dobra. Bardzo
dobra. To, że ją wam polecam jest już chyba oczywiste. A komu tak najbardziej?
Chyba wszystkim tym, którzy łakną fantastyki nie upapranej niepotrzebnym
romansem, skupiającej się na przygodzie i na magii. A z resztą, sami
zadecydujcie, czy chcecie dać szanse Nikicie i Robinowi. Ja bym dała, warto ;)
Buziaki ;*
Ula
Nie uznałabym tej książki za jakoś szczególnie pomysłową i oryginalną. Niemniej, na pewno była to miła lektura, co było dla mnie sympatycznym zaskoczeniem po tym, jak tom drugi mnie wymęczył. XD
OdpowiedzUsuń