Cześć Okruszki!
Dziś nie będzie recenzji. Dziś będzie… chyba troszkę nietypowo, ale
mam nadzieję, że ciekawie. Co powiecie na to, abyście razem ze mną przeżyli
jeden wieczór blogera? Trochę ponarzekam, to na pewno, chociaż mam nadzieję, że
wyjdzie to smacznie. Sprawdźcie sami!
Jest letni wieczór. Przeglądasz posty na jednej z Facebookowych grup,
do których należysz, popijając sobie soku, tudzież winka. Recenzja, recenzja, recenzja, BENG! Post o tym, jak to blogsfera się
sypie. Wchodzisz, czytasz, i oczom nie wierzysz. Nawet nie patrzysz na komentarze,
bo wiesz, że zastaniesz tam kwintesencję zjawiska popularnie nazywanego gównoburzą.
Wracasz więc do szperania w postach, starając się nie myśleć już o ów
prowokacyjnym tekście. Osiągasz spokój. Jest dobrze. Na pewno? Ależ skąd! Następnego dnia zostajesz zasypany
nagłówkami krzyczącymi, że blogerzy książkowi to zło, że blogsfera upada, że…. Bleeeh!
Namnożyło się tego jak królików, końca żali nie widać. Już nawet nie
otwierasz tych linków. Po co? Ile jeszcze
można w tym temacie powiedzieć, ile wyświetleń z niego wycisnąć? Nie, ty
nie będziesz napędzać tej maszyny. Szkoda nerwów i twojego czasu na te
wymemłane, przemielone i skopiowane posty Otwierasz więc przypadkową recenzję w
nadziei na dobry, ciekawy tekst. I co? …
… I, za przeproszeniem, gónwo. Recenzja,
jeśli w ogóle możesz to tak nazwać, liczy sobie dziesięć linijek, z czego siedem
to opis fabuły. W dodatku słaby opis. O
książce wiesz tylko, że była fajna. Tak, FAJNA. Uzasadnienie? Bo tak. Zastanawiasz
się co znaczy słowo fajny. Myślisz o
tym, ile bloger, u którego gościsz włożył zarówno w pisanie posta, jak i
czytanie „recenzowanej” książki. Zakładasz, że czytał bezmyślnie, nieuważnie i
pierunem, bo innego wyjaśnienia nie widzisz. Zero myślenia o wadach i zaletach książki, bo i po co? Przecież
przy minimalnym wysiłku dałoby radę rozwinąć ten post do… och, zaszalejmy, do
trzech akapitów, czyli dwudziestu linijek! „Boże,
widzisz, a nie grzmisz?!” – mówisz w głowie. Z ciekawości zerkasz na
statystyki… a tam niby bieda w postach, za to obserwatorów i wyświetleń od
zasmarkania. „Jakim cudem coś takiego ma wzięcie?” – zastanawiasz się...
…Ano ma, bo od czego jest „obs/obs”?
I już wiesz, skąd kojarzyłeś awatar właściciela tegoż bloga. Przecież ta laska raz za razem komentuje twoje posty śmiecąc
tymi przeklętymi sześcioma literami przedzielonymi w połowie ukośnikiem!
Już się nie dziwisz liczbą obserwatorów i odsłon. Teraz dziwisz się tym, że
ktoś taki prowadzi bloga. Zastanawiasz się po co, bo przecież nie z pasji.
Wtedy obs/obs byłoby zbędne, bo wiesz, że blog
prowadzony z sercem broni się sam. Ale ten? Taki na odwal? Nie rozumiesz tego i
zrozumieć nie chcesz. Wychodzisz z tej witryny i wracasz do spisu proponowanych
blogów…
…. I oczy wypadają ci na klawiaturę, a język zlizuje pył z podłogi.
Szczęki pod biurkiem nie ma już nawet co szukać, pewnie rozsypała się w drobny
mak. Czemu? Ano bo w połowie czerwca ty
trafiasz na zaproszenie do zapoznania się z majowymi premierami. Myślisz,
że to jakaś pomyłka, że autorka posta coś pomieszała z miesiącami. Otwierasz
więc link i… Karamba, ona tak serio. Cóż, widać myślenie niektórych przerasta.
Właściwie jakoś byś przebolał ten strzał w kolano, gdyby nie beznadziejność
tych zapowiedzi. Cztery tytuły,
wszystkie kręcące się wokół jednego gatunku literackiego, okładka, opis ze
strony wydawnictwa i tyle. Fajrant. To się nazywa wartościowy post pełen
cennych informacji, nie? No… no właśnie nie. Normalny człowiek już by
zatrzasnął wieko laptopa i poszedł zagryźć irytację czekoladą, lub zapić ją
kakałkiem, ale ty jesteś uparty. Brniesz w to dalej i…
…i trafiasz na całkiem fajnego bloga. Recenzje solidne, wylewne i szczer… nie nie, zaraz. „A co tu się
odjebało?” – przemyka ci przez myśl, gdy przeglądasz kolejne posty i
zauważasz pewną zależność. Zasada jest
prosta – co by było wiarygodnie, to na blogu przeplatają się recenzje negatywem,
z pozytywnymi… tylko czemu te pozytywne są zawsze oznaczone logiem wydawnictwa,
z kolei negatywne wieńczy logo księgarni? „A więc to takie buty!” –
olśniewa cię. Ktoś tu się boi, że pani Basia
z wydawnictwa X nakrzyczy i się pogniewa, jeśli wytknie się błędy przysłanej
przez nią książce, ale już pan Maciuś z księgarni Y nie zwróci na to uwagi, bo
co mu za różnica co bloger o książce napisze? Grunt, żeby wrzucił ich logo,
prawda? I tym sposobem wilk jest syty, owca cała, a czytelnik zrobiony w
bambuko. Oj, nie ładnie! Takich blogów nie lubisz, więc czym prędzej go
opuszczasz, co by się tym cholerstwem nie zarazić. Znów otwierasz link i
wpadasz na czyjeś podsumowanie miesiąca i…
…i z miejsca cię szlag trafia, bo widzisz wspaniałe „w tym miesiącu przeczytałam jedynie dwadzieścia
książek, to dość słaby wynik, ale w następnym miesiącu…” Ej, poważnie? Nie no,
ale SERIO? Co jest z tymi ludźmi? Zachodzisz w głowę od kiedy to czytanie stało się dyscypliną sportową. Tak cię
wciągają te rozważania, ze nawet nie zauważasz, że pijesz zimną herbatę.
Zastanawiasz się co ta laska powiedziałaby, gdybyś jej oświadczyła, że ty w
ubiegłym miesiącu przeczytałeś pięć książek i w sumie ci to pasuje. Cóż, może
po prostu nie masz smykałki do ostrej rywalizacji? Czort wie, ale blog panienki
od „chciałabym czytać po trzy książki na, dobę, ale jak sikam to nie umiem,
więc nie da rady” opuszczasz bez pożegnania i stwierdzasz, że na dziś masz dość
blogowych spacerków, wracasz na swoje podwórko, a tam czekają na ciebie…
… „cudowne” komentarze. Skąd ten
cudzysłów? Cóż, ciężko byłoby cudownym określić komentarz, w którym 2/3 treści
to link do czyjegoś bloga, a pozostała treść to cztery słowa: ta okładka jest
piękna! No cóż, myślmy pozytywnie. Przynajmniej wiesz, że zdjęcie ci się
udało, albo że książka ma na tyle śliczną oprawę graficzną, iż ludzie nie
zauważą, że zdjęcie się nie udało. Za to kolejny
komentarz cię dobija. Typek zapewnia, że go przekonałeś do sięgnięcia po tę
powieść… a ty za cholerę nie wiesz czym, bo recenzja była od początku do końca
krytyczna. Hmm, może trafił ci się literacki masochista lubiący gnioty..?
Nie, raczej nie. Obstawiasz, że po prostu potrzeba zostawienia linka do siebie
była zbyt nagląca, aby poświęcić kilka minut na chociażby rzucenie okiem na
wytłuszczone fragmenty postu. Cóż, w zamian za to ty uznasz, ze kliknięcie w
linka to pieruński wysiłek… więc się go nie podejmiesz. Oko za oko, proste.
Chyba już wystarczy na dziś
tego „dobrego”. Zamykasz pierdyliard pootwieranych okienek, dopijasz
herbatę, zamykasz laptop i sięgasz po książkę, którą zacząłeś wczoraj. Jest
niezła, więc liczysz, na poprawę humoru…
… I wtedy przypominasz sobie,
że przecież wcale nie jest tak źle w tej blogsferze. Serio. Migają ci w pamięci
dziesiątki fenomenalnych komentarzy pełnych porad, pochwał i opinii.
Przypominasz sobie wczorajszą recenzję z bloga, tego z kotem w nagłówku, dzięki
której skusiłaś się na zakup polecanej w niej książki. Myślisz o tych
wszystkich ludkach, których do tej pory poznałaś, których polubiłaś i z którymi
potrafisz pisać godzinami tak, jak ze swoimi ziomkami. Uśmiechasz się na
wspomnienie podziękowań od autora, którego debiut miałaś przyjemność odrobinkę
skrytykować. Bo podszedł do tego
należycie, wziął pod uwagę twoją opinie i uznał, że w sumie może i masz troszkę
racji.
Właściwie już nie potrzebujesz poprawiacza humoru, ale czytać
zaczynasz tak czy siak. Bo to kochasz.
Tak po prostu. I już nie możesz się
doczekać, kiedy jutro otworzysz Bloggera, aby podzielić się z innymi tym, co w
tej książce znalazłeś dobrego i złego.
Bo dobrem należy się dzielić, a przed złem przestrzegać, czyż nie?
Ojej, mam nadzieję, że taka
odmiana przypadła wam do gustu ;). Przypadła? Właściwie powinnam zapytać, co
was drażni w naszym blogowym światku, ale chyba starczy narzekań jak na jeden
dzień, więc odwrócę to pytanie, prze kręcę na lewą stronę i spytam: co według
Was jest najpiękniejsze w blogsferze? Jedno dobro, jakie daje wam ten
internetowy świat, to…? Piszcie, jestem ogromnie ciekawa!
Buziaki!
Q.
Czytasz mi w myślach, hah. Myślę dokładnie tak jak Ty. No cóż z tymi zapowiedziami na maj w czerwcu było śmiesznie, trochę się pośmiałyśmy. Rzeczywiście był to nietakt ze strony blogerki, ale cóż zrobić. A ten wylew postów o tym, że "blogosfera i blogerzy to dzieło szatana" etc. po prostu trzeba przeżyć, bo niedługo wszystko minie i znowu wszystko będzie normalnie (przynajmniej tak bardzo jak być może). Nie ma się co przejmować. ;) Bardzo mądry i wartościowy post. Nie będę Cię tu dalej zanudzać moim monologiem hah.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i ściskam, tak jak zawsze :*
M.
martynapiorowieczne.blogspot.com
A żeby to raz się taki spóźniony post trafił ;P my z Kasią non stop takie znajdujemy skacząc po blogach. Grunt to przymknąć na nie oko, ewentualnie grzecznie zasugerować autorowi, że trochę zawalił sprawę, i skupić się na pozytywnych stronach blogowania ;)
UsuńObiecałam sobie, że nie włączę się w dyskusję na temat tego jaka to ta blogosfera książkowa jest okropna, więc od siebie dodam tylko tyle, że czasami naprawdę żałuję, że nie mogę cofnąć się do tych pierwszych lat czy nawet miesięcy prowadzenia swojego bloga. Może to zabrzmi chamsko, trudno, ale wtedy było mniej tych wszystkich blogów "recenzenckich", ludzie byli dla siebie milsi, jakoś tak bardziej znośnie tutaj było. Oczywiście, zdarzały się różne dramy, ale to bardziej na linii autor-recenzent. Wcześniej nikt aż tak nie obrzucał się błotem, nikt się tak nie wywyższał (z niektórych, wcześniejszych tego typu postów odniosłam takie przykre wrażenie niestety), po prostu prowadzenie bloga, bycie w tej blogosferze sprawiało mi znacznie więcej przyjemności, niż teraz i to jest naprawdę bardzo przykre.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko końcówka Twojego posta łagodzi ten mój kryzys blogowo-recenzencko-egzystencjalny, który obecnie przechodzę "dzięki" tej całej gównoburzy :') Przypomina mi on dlaczego właściwie prowadzę swojego bloga, dlaczego recenzuję książki i dlaczego odwiedzam te blogi, które lubię najbardziej. I dlaczego pomimo kilku długich, miesięcznych przerw wciąż w ten swój zakątek czytelniczy powracam, wciąż znajduję w sobie siłę, żeby rozkręcać swoją Złodziejkę na nowo ;)
Nie wiem jak było, kiedy zaczynałaś blogować, ale pewnie masz rację. To teraz ludzie zdurnieli do reszty. Właściwie o to miało chodzić w poście - żeby zwrócić uwagę na to, że pomimu licznych wad (bo umówmy się, jest ich nawet więcej, niż ja wymienilam) blogsfera ma multum zalet i powodów, aby nie przestawać pisać i tworzyć własnego miejsca w sieci ;)
UsuńNa szczęście nie mam czasu na siedzenie w blogosferze tak często, żeby trafiać na takie artykuły. Cóż, nie od dziś wiadomo, że nadal wszystkim się wydaje, że w internecie wszystko im wolno. Najważniejsze, że jednak wśród tych wszystkich średniaków zawsze znajdą się perełki. I tego sobie i Tobie życzę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
#LaurieJanuary
Hmm.. W takim przypadku zazdroszczę braku czasu ;P
UsuńDziękuję ślicznie, no i wzajemnie oczywiście!
Ja tę całą gównoburzę mam totalnie w czterech literach i powiem Ci jedynie:
OdpowiedzUsuńPara... Para... Paradise...
If u know what i mean xDDD
I know, i know xD <3
Usuń"ale jak sikam to nie umiem" - prawie oblałam się herbatą, całe szczęście, że była zimna :D
OdpowiedzUsuńOstatnio nastała jakaś dziwna moda na utyskiwanie na blogosferę (ale powiem Ci, że Twój post ma najwięcej sensu, jest przyjemnie napisany i generalnie najlepszy :) ). Jak to jest źle i niedobrze, jak nikt nie rozumie i nikt nie wspiera. A mnie zawsze przychodzi wtedy na myśl "ale jaki problem? Przecież nikt cię siłą w tej blogosferze nie trzyma" -_-
Ouu, przepraszam ;P więcej nie będę, bo jeszcze się poparzysz. Strach pomyśleć co by było, gdyby herbata była gorąca! ;O
UsuńWiesz, pewnie dlatego, że ja właściwie to nie chciałam narzekać, tylko pobawić się kontrastem w tekście ;P
Ja ostatnio nie wchodziłam zbyt często na bloga,bo po prostu nie miałam czasu i na szczęście jakoś te wszystkie posty ominęłam. Ale twój post daje dużo do myślenia, naprawdę! Nigdy nie uważałam, że mój blog jest jakiś super. Piszę po prostu, bo to lubię. Książki i pisanie uważam za swoje hobby, dlatego postanowiłam to połączyć. Może nie mam ogromnej liczby obserwatorów, a liczba wyświetleń też nie jest ogromna, ale zawsze się cieszę z każdego jednego komentarza, który jest pisany z serca. To daje ogromną motywację i chęci do działania i chyba za to najbardziej lubię blogosferę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No i brawo za podejście! Po co komu niesamowite statystyki, jeśli blogowanie nie sprawia mu frajdy, nie jest jego hobby? ;) nie znaczy to, że dobre wyniki są czymś złym (brawo Ula, świetnie składasz zdania...), ale według mnie najpierw trzdba to kochać, a dopiero potem dbać o cyferki ;)
UsuńBuziak!
A mnie w kontekście tych postów zastanawia, czemu ludzie obserwują i czytają taki chłam, skoro im przeszkadza? Ja jak mi się blog nie podoba, to go nie odwiedzam i mam święty spokój. Jasne, ze zjawiskami negatywnymi trzeba walczyć, ale ignorowanie ich wydaje mi się w tym przypadku najskuteczniejsze: nie ma odwiedzin, obserwatorów i komcióf to i pisać ni ma po co. Wydawnictwa też współpracować nie będą chciały, bo po co, skoro blog nie ma odbiorców.
OdpowiedzUsuńOmijam posty z narzekaniem, bo jak piszesz: cały czas to samo. Ale Twój bardzo dobrze się czytało, przyjemnie napisany ;)
Masz rację, to chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji - gaszenie zapału jęczących i kwękających brakiem reakcji. A czemu ludzie to czytają..? Nie mam pojęcia, ale faktem jest, że wszystkie takie jęczące posty najlepiej nabijają statystyki.... Okropność.
UsuńDzięki! Właściwie nie chciałam narzekać, a raczej zauważyć, że blogowanie ma masę zalet. Po prostu uznałam, że zwykłe chwalenie Blogsfery nie zadziała tak dobrze, jak kontrast w poście ;) buziak!
Choć juz mam dosc tematu "tej prostytucji blogowej", to Twój post przeczytałam z przyjemnością. Zgadzam się z podsumowaniem - skupmy sie na pozytywach i starajmy sie robic to co robimy jak najlepiej :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło to słyszeć (... Czytać? :P)
UsuńOtóż to! ;)
Genialny post! Najpierw myślałam, że dołączyłaś do tych wiecznie niezadowolonych, ale sprawiłaś mi miłą niespodziankę :D Ja uważam, że większość osób w blogosferze, którzy Ci Wiecznieniezadowoleni krytykują, to początkujący blogerzy. I ja uważam, że nie można ich krytykować, ale na spokojnie napisać i wyjaśnić co robią źle. Bo ja na początku mojego blogowania też niestety miałam podobnie i napotkałam wspaniałą osobę która mi bardzo pomogła. Oczywośxie nie da się nagle zbawić całej blogosfery, ale jakby jedna osoba, jednej osobie przemówiła do rozsądku, byłoby wspaniale. Bo dobrem trzeba się dzielić! :)
OdpowiedzUsuńDzięki! A więc mój cel został osiągnięty ;D
UsuńZgadzam się z tobą. I wielokrotnie zdarzyło mi się zasugerować komuś, kto ewidentnie jest świeżakiem w blogsferze, co mógłby poprawić. Często ktoś podziękował i faktycznie zauważyłam poprawę, aż miło się czytało, ale zdarzają się też osoby, które wolą usunąć "negatywny" komentarz i dalej robić swoje tak, a nie inaczej. I nie wiem, czy gratulować im uporu, czy współczuć braku pokory :)
Aleś ty kreatywna! <3 Serio, podziwiam twoją wyobraźnię do tworzenia postów. xD
OdpowiedzUsuńI to z tymi podsumowaniami miesiąca i 20 książek to tak mało - o raaany co ja tera zrobię przeczytałam tylko 20 książek, ludzie pocieszcie mnie piszcie, że to baardzo dużo, wy przeczytaliście mniej, bla, bla bla... To jest tak cholernie irytujące! -.-
Dobra, koniec narzekania xD Co najbardziej lubię w blogosferze? Hmm myślę, że tych wszystkich bloggerów, za miłe słowa oraz te wszystkie superowe komentarze i wspaniali ludzie! <3
Pozdrawiam,
recenzjeklaudii.blogspot.com
Dzięki :D Kurcze, rozpłynę się od tych komentarzy :')
UsuńPrawda? Krew mnie zalewa jak widzę takie jęczenie...
Hmm... czyli mnie też? :P
Buziak! ;*
Kurczę, wyszedł Ci fantastyczny tekst, naprawdę. No i w większości przekazuje on to, co sama myślę, kiedy przeglądam blogosferę. Chyba najbardziej irytują mnie te "recenzje", które składają się z 10 zdań na temat fabuły książki i 1 zdania z opinią na jej temat. No serio, nie mówię, że moje recenzje są jakieś wybitne, ale przynajmniej są DŁUŻSZE i chyba można wyciągnąć z nich coś, co pozwoli zdecydować, czy książkę warto przeczytać, czy nie. No i te komentarze... "Oh, tak, przekonałaś mnie do sięgnięcia po tę książkę" pod recenzją, która bynajmniej nie jest pochlebna - nie wiem, czy się śmiać, czy płakać... No ale, tak jak mówisz - koniec końców blogosfera to miejsce, które zrzesza przede wszystkim fantastycznych ludzi i daje nam możliwość dzielenia się swoimi myślami, czy cokolwiek tam chcemy przekazać. Chyba rekompensuje to nawet te wszystkie wkurzające przypadki, o których pisałaś :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i buziaki!
BOOKS OF SOULS
Dzięki! :3
UsuńZdecydowanie rekompensuje nam to wszystko i to z nawiązką ;)
Całus ;*
Większość już to napisała, ale trzeba przyznać, że świetnie wyszedł ci ten post, choć jeszcze wczoraj jak dałaś linkacza to myślałam, że to temat tak wymęczony i wymemlony, że nic więcej nie da się napisać, bo prawie każdy wtrącił tam już swoje trzy grosze. Oczywiście propsuje za wspomnienie o pewnej osóbce - doskonale wiesz jakiej :D
OdpowiedzUsuńDzięki! <3
UsuńJa miaąłm memlać i męczyć? JA?! Czuję się urażona xD
Parapaparapapa, wiem :D
Ja też myślę, że lepiej skupić się na pozytywach. Najbardziej lubię w blogosferze to, że mogę wyrazić swoje zdanie i podzielić się uwagami. Bloga powinno prowadzić się przede wszystkim dla siebie i po swojemu. Wiadomo, że odwiedziny i komentarze zawsze cieszą, ale nie da się zadowolić wszystkich. Nie warto przejmować się tymi "dramatami", bo tylko niszczą atmosferę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100% ;)
UsuńCo jest najpiękniejsze w blogosferze? Nie wiem. Szczerze mówiąc, podzielam wszystkie Twoje żale i trudno mi teraz napisać o czymś pozytywnym. Jest jednak jedna rzecz- blogerzy, którzy mają gust bardzo podobny do mojego. Dzięki nim, po przeczytaniu pozytywnej recenzji, mogę niemal "w ciemno" kupić książkę.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa :D też mam kilku takich "moich" blogerów, i jeszcze nie zawiodłam na kupnie polecanych przez nich książek ;)
UsuńHahaha, rozwalają mnie takie blogi, gdzie 3/4 to opis od wydawcy, a kilka linijek to "recenzja".
OdpowiedzUsuńA lepsze jest komentarz typu "Super! Obserwuje (link)" a tej obserwacji brak. Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. :D
Ja tam nie sprawdzam nawet czy taki ktoś zaobserwował, bo skoro widać, że raczej nawet posta nie przeczytał, to co mi z takiego "obserwatora" :")
UsuńNie wiem czy na szczęście, czy może nieszczęście, jednak do tej pory Blogosfera nie zaszła mi aż tak za skórę, żebym poddawała ją tak wnikliwej analizie ;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, blogerzy książkowi są społecznością, która się wspiera i potrafi podbudować (nie mówię o blogerach typu obs/obs bądź, to nie książka dla mnie... + link). Kiedy zaczynałam swoją przygodę z recenzjami, dostałam mnóstwo wsparcia od starych wyjadaczy co dało mi wielkiego kopa na start ;) W sumie dzięki temu nadal wracam do recenzowania pomimo ciężkich okresów, kiedy mam ochotę rzucić wszystko i kliknąć ten przeklęty przycisk "Usuń bloga" ;)
http://favouread.blogspot.com
Uwierz, że moja "analiza" to pikuś, w porównaniu z postami o podobnej tematyce, na które natrafiłam w ostatnich tygodniach :D
UsuńZdecydowanie blogerzy książkowi potrafią się wspierać, o czym świadczą chociażby liczne grupy czy konwersacje (sama do kilku należę i zawsze mogę liczyć na poradę i pomoc <3)
Kategorycznie zabraniam klikania tego guzika! :D
Pozdrawiam!
Hej,
OdpowiedzUsuńJestem u ciebie pierwszy raz.
Trochę prawdy jest, oczywiście w tym, co piszesz...Ale co do blogerów książkowych...Dlaczego uważasz, że przeczytanie 20 książek w miesiącu jest niemożliwe? Jeśli ktoś nie ma jeszcze dzieci i rodziny i nie lubi oglądać filmów to 20 książek to całkiem realny wynik, oczywiście, nie w każdym miesiącu.... Przecież do ogólnej liczby można, od biedy, zaliczyć mające 30 stron tomiki poetyckie... Sam nie przeczytałam więcej niż 7 książek w miesiącu...Ale sam przyznaj, gdybyśmy nie siedzieli nałogowo w sieci przeczytanie 8-10 książek miesięcznie byłoby całkiem spoko....
Ps jak na mój gust za dużo GIF-ów ale pewnie jestem staromodna :))
Hej,
UsuńAbsolutnie nie uważam, ze jest to niemożliwe i nigdzie tego nie napisałam. Chodziło mi o to, że piekielnie często trafiają się blogi, gdzie autor oczekuje współczucia, bo przeczytał "jedynie" dwadzieścia, trzydzieści, czy czterdzieści pięć książek, a ja nie pojmuję czemu ma to być warte współczucia czy żalu, bo moim zdaniem nie powinno czytać się na ilość, lecz dla przyjemności i właśnie o to chodziło w tamtym akapicie :). Masz rację, wszechobecna elektronika rozprasza nas, przez co czyta się... mniej wydajnie? Ja zwykle kiedy czytam, wyłączam wszelkie powiadomienia, internety i inne cuda - dla świętego spokoju ;)
Gify zastępują grafiki charakterystyczne dla moich postów, a ich liczba jest mniej więcej stała :D
Pozdrawiam ciepło!
Świetny tekst - przedstawiłaś swoje zdanie w ciekawy, a zarazem śmieszny sposób.
OdpowiedzUsuńKocham!
Z opinią o naciąganych, wiecznie "pozytywnych" recenzjach się zgodzę. Ile można? Człowiek szuka opinii o książce, zastanawia się, czy warto wydać na nią pieniążki, Aneta z bloga xyz, Basia z abc i Karolina z fgh zapewniają, że tak, to świetna inwestycja. Dobra, kupujesz, a tu klapa.
Kiedy pseudo blogereczki wreszcie zrozumieją, że poprzez ustawienie kilku książek na regale nie staną się nagle mądrzejsze? Co da im dodatkowych kilku obserwatorów, skoro ich wpisy wciąż będą czytać tylko trzy osoby?
To takie błędne koło bez wyjścia.
Najbardziej irytują mnie w nim autorzy średniej wielkości blogów, około 40 tysięcy wyświetleń łącznie, których są zbulwersowani, że wydawnictwa nie płacą im za recenzję. Mam ochotę nimi potrząsnąć i zapytać, czy koszty druku książki są, ich zdaniem, równe zero? Rozumiem, że chcieliby jakiegoś wynagrodzenia za swoją pracę, ale może warto "rozkręcić" bloga i dopiero potem oczekiwać jakichś pieniążków?
Kurczaki, ale się rozpisałam.
Pozdrawiam,
Posy
Świetni wpis i bardzo podoba mi się twoje pisanie :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam.
Trochę prawdy w tym jest, nawet więcej niż trochę.
OdpowiedzUsuńOstatnio na siedmiozdaniowe recenzje trafiam coraz częściej, komentarze obs/obs sypią się jak szalone, a te nie na temat również nie przestają.
Miałam kiedyś naprawdę, naprawdę zabawną sytuację. Wstawiłam post o czymś, co piszę na własną rękę. Przyszła laska i napisała pod postem, że nie słyszała o tej książce, ale chętnie się zapozna. I miałam takie: damn, nawet tego nie przeczytałaś. XD
Ale cóż, nie ma co daleko szukać kwiatków naszej blogosfery, one zawsze rosną bardzo blisko nas.
Mimo wszystko masz jednak rację z tym, że blogosfera to coś, do czego zawsze będziemy wracać. Mimo tych paru szkodników, gnieżdżących się w komentarzach, czy w postach. Zawsze wrócimy, bo to w pewnym sensie nasz dom. Nasza rodzina. :)