Zdjęcie powyższe jest tymczasowe ;) Trzymajcie kciuki, żeby mnie jutro na basen wpuścili z książką xD |
Hej ho Papużki!
Znów mam dla was recenzję, ale
tym razem inną, od poprzednich… bo nieprzychylną. Jeszcze nie wiem jak sobie z
nią poradzę, bo rzeczy, które mam wypisane na magicznej karteczce zakrawają o
spoilery (ALE SPOILERÓW TU NIE ZNAJDZIECIE!), i nie wiem jak o tym napisać, aby
nikomu nie zepsuć ewentualnej lektury. Ale, ale! Wy nie wiecie o czym ja mówię!
Dziś zapraszam was na recenzję Never Never autorstwa Coollen Hoover i Tarryn
Fisher.
Charlie i Silas chodzą razem do
szkoły. Są parą, mają wspólnych znajomych, wspólną przeszłość… ale niczego z
tego nie pamiętają. Nie mają pojęcia co jest tego powodem, ale oboje stracili
pamięć. Razem będą szukać odpowiedzi na gnębiące ich pytania. Spróbują sprawić,
by wspomnienia powróciły… ale czy im się uda? Co spowodowało, że zapomnieli
osiemnaście lat swojego życia? Oczywiście nie zdradzę Wam tego, nie jestem aż
takim wrednialcem ;).
Wiecie co? Czuję się oszukana.
Serio. O Hoover ciężko usłyszeć złe słowo. Wszyscy ją zachwalają, straszą
książkowym kacem po jej powieściach… a ja nie czuję w zasadzie nic. Przez blisko
400 stron książki serducho ani razu nie zabiło mi mocniej, więc coś tu jest
chyba nie tak.. prawda? Ale po kolei.
Z tyłu książki napisano cudowne, zachęcające
i intrygujące zdania: „Czy można przypomnieć sobie… że ma się krew na rękach? A
jeśli prawda jest tak szokująca, że tylko zapomnienie chroni przed szaleństwem?”.
Przyznajcie, że to kusi. Człowiek sięga po książkę oczekując tajemniczości, szokującej
zagadki skąpanej w krwi… A co dostaje? Krwi tyle, co kot napłakał i równie dużo
tajemnicy. Okej, ciekawiło mnie z początku o co chodzi z tą sklerozą, ale jakoś
z kolejnymi stronami zaciekawienie poszło spać. Ta absolutna zwyczajność życia
głównych bohaterów gryzła mi się z niespodziewanym, niewyjaśnionym zapomnieniem.
Jeszcze póki mogłam łudzić się, że w wieczór poprzedzający zanik pamięci polała
się krew, póty nie skreślałam tej historii. Ale gdy okazało się, to co się
okazało (Brawo Q! Jesteś królową logicznych wyjaśnień!) uznałam, że to jakaś
kpina, a nie „krew na rękach” i „szokująca prawda, której zapomnienie broni
przed szaleństwem”. Grrr! Ktoś powinien ten opis zmienić, bo to jakieś wierutne
kłamstwo! :<
Opis głosi również: „On zrobi wszystko, by wskrzesić wspomnienia.
Ona za wszelką cenę chce je pogrzebać.”, co od razu sugeruje mi, że w tajemnicy
niezwykłej sklerozy (wybaczcie, ale nie wiem jak inaczej nazwać to, co spotkało
Charlie i Silasa) musi być coś złego, mrocznego, coś w klimacie zbrodni… kurcze
no, chyba wiecie o co mi chodzi ;). Miałam nadzieję na jakiś dreszczyk emocji,
jakieś bum!, jakiś brzydki, wyjątkowo pryszczaty sekret Charlie, który wywołał,
albo przynajmniej przyczynił się do wywołania tejże niezwykłej sklerozy.
Tymczasem rozwiązanie zagadki jest do szpiku kości durne. Serio. Nie mogę Wam
tego wyjaśnić, ale jak słowo daję Colleen i Tarryn mnie zaskoczyły. W życiu nie
spodziewałabym się tak idiotycznego wyjaśnienia. Nawiasem mówiąc z tego
wynikałoby, że takież właśnie sklerozy powinny się przytrafiać kilka razy do
roku albo i kilkanaście razy, i to na calutkim świecie… ale shhh. Może ja za
mało romantyczna jestem. Może jestem jak Charlie.
Skoro już mowa o naszej
bohaterce, to powiem parę słów zarówno o niej, jak i o jej towarzyszu. Kobiety
mają pierwszeństwo, więc zacznę od Charlie. W sumie nic do niej nie mam. Ani
mnie ona ziębi, ani grzeje, jest zwyczajna, dość sympatyczna, jak na żeńską
postać ;). Naprawdę nie wiem co więcej o niej powiedzieć… może tylko tyle, że
nie mam co jej zarzucić, w przeciwieństwie do Silasa. Tu sprawa ma się zupełnie
inaczej.
Matkobosko cóż to za słodziak! Aż się na bełta zbiera, gdy człowiek
czyta te jego listy i rozmyślenia. Jezusicku, nie lubię takich bohaterów. Rozumiem,
to miał być taki ideał dla nastolatek, ale serio? Aż tak? Chłopak bez skazy,
cierpliwy, odporny na zdrady, odporny na wszelkie ataki, futbolista, fotograf,
przystojniak, romantyk, i co jeszcze? Przepraszam, ale tego nie kupuję.
Nie kupuję też tego, jak ta
dwójka reaguje na fakt, że stracili pamięć. Kurcze, ludzie! Co Wy byście
zrobili, gdybyście ocknęli się w szkolnej ławce, otoczeni obcymi ludźmi, nie
wiedząc kim jesteście, czemu tu jesteście, nie mając pojęcia co się dzieje i
mając w głowie jedną wielką czarna dziurę? Może ja jestem jakaś dziwna (Ekhmm... badania niczego nie wykazały xD), ale w
takiej sytuacji chyba bym zemdlała, albo (tak dla przyzwoitości) się przynajmniej załamała. A co robią
nasi bohaterzy? Oczywiście, że w przeciągu przerwy miedzy lekcjami spinają
poślady i bez jakiejś specjalnej sensacji idą na stołówkę, i na lajciku udają, że
znają zupełnie obcych ludzi. Ba! Ci ludzie im wierzą, nie widzą w tym nic
nadzwyczajnego… Poważnie? Cholercia, mam nadzieję, ze tak Silas, jak i Charlie
po liceum poszli na studia aktorskie. Wróżyłabym im świetlaną przyszłość ;).
Uczepić mogłabym się również
samego tytułu, chociaż to akurat nie jest takie istotne. Nie przepadam za
angielskimi tytułami. Skoro książkę przełożono na inny język, to to samo
powinno zrobić się z tytułem, a poza tym osobiście uważam, że Nigdy, przenigdy
intrygowałoby mnie bardziej, niż Never never… ale to taki drobiazg ;).
Ale żeby nie było, że tylko się
czepiam. Książka nie była do szpiku okładki zła ;).
Podobała mi się lekkość, z
jaką czytało się kolejne rozdziały. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do setnej
strony, później dwusetnej… Dopiero gdy w zasadzie rozgryźli już tę zagadkę
książka zaczęła mnie męczyć, a ostatnie 30 stron czytałam dłużej, niż
poprzednie 350.
Ponadto na plus mogę zaliczyć
narrację z dwóch perspektyw. Nie gubiłam się w niej, co czasami się zdarza.
Wszystko było miłe, zrozumiałe i czytelne, a rozdziały nie dłużyły się ;).
Humor w zasadzie również był niczego sobie, chociaż jak na mój gust wszystko
było jakieś takie.. zbyt opanowane, zbyt płaskie. Nie do końca w moim guście
;).
Podobały mi się również niektóre
z listów, którymi autorki urozmaiciły treść. Owszem, część z nich było
absolutnie przesłodzonych, ale znalazło się parę, które przypadły mi do gustu,
i może nawet uśmiechnęłam się półgębkiem gdy je czytałam ;).
Podsumowując: Never never nie
spełniło moich oczekiwań. Spodziewałam się silnych emocji, niesamowitej
historii, którą obiecywał mi opis z tyłu okładki i opinia o twórczości jednej z
autorek, spodziewałam się oryginalności… a otrzymałam zwyczajność absolutną i
totalną. Nie mniej jednak nie skreślam jeszcze Coollen Hoover. W przyszłości
sięgnę po którąś z jej książek, tych pisanych samodzielnie, aby sprawdzić, czy może
jednak pogłoski o kacu po jej tworach są prawdziwe ;). Czy książkę polecam..? Sama nie wiem. Na pewno nie odradzam. Jeśli macie ochotę na coś lekkiego, coś
zwykłego i przyjemnego, to śmiało, bierzcie się za Never never, jednak jeżeli
czujecie potrzebę bomby emocjonalnej, to poszukajcie czegoś innego ;).
No, to pomarudziłam :P. Pora na
Was! Czytaliście już sierpniową premierę CoHo? Co o niej sądzicie?
Do zobaczenia w komentarzach!
Q.
Nie znam jeszcze twórczości tej pisarki, ale przyznam, że im więcej zachwytów na jej temat czytam, tym mniejszą ochotę mam sięgać po jej książki. Może to też wynik moich zainteresowań, bo jednak wolę powieści grozy i kryminalne niż romanse czy new adult. Kiedyś pewnie zwycięży ciekawość i sięgnę po jakieś dzieło Hoover, ale na razie sobie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńPS bardzo dobra recenzja :)
Miałam podobnie, te OCHy i ACHy mnie zniechęcały Never never skusiło mnie NIEBIESKĄ okładką i opisem, zapowiadającym coś niesamowitego... a tu klops -,-
UsuńDzięki! ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSłyszałam o Hoover nie jedną pozytywną, ale nigdy nie czytałam jej książek z uwagi na to, że to nie moja tematyka. Nie czytam new adult, więc tym bardziej nie sięgnę po jakąkolwiek pozycję tejże Autorki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://www.sekretny-trop.pl
O widzisz, a ja tak bardzo chciałam tę książkę przeczytać! Fakt, każdy narzeka na to zakończenie, ale chyba chcę się sama przekonać co i jak. Najwyżej też potem ponarzekam sobie, a co mi tam. ;D
OdpowiedzUsuńNie czytałam i kijem nie tknę. Podobnie jak tej cholernej Jojo Moyes. Jak to Dominika mawia- boję się, żeby Jojo nie wyskoczyła mi z lodówki xD
OdpowiedzUsuńUla! Nie jesteś królową tylko giermkiem! Nie zapominaj o tym xD
Nie wiem dlaczego ta okładka nie bardzo Ci się podoba (mimo że niebieska), według mnie jest szał :D Czekam na zdjęcie na basenie xD Nie moge uwierzyć, że robisz coś takiego xDD
Jak czytam opis tego głównego bohatera to aż mi się ulewa. Nastąpiła jakaś głupia moda na "postarzanie" głównych bohaterów. Najpierw czyniono to przez ekranizacje, gdzie rolę 16-latka gra 30-latek, który wygląda na 37, ma nalaną twarz i wygląda jakby dopiero wyszedł z zakładu karnego. Ale już "kur*owanie" (o, kurowanie wyszło xD) na ten element adaptacji filmowych już mam za sobą. Jednak nadal nie mogę przeżyć Aleca w "Mieście kości", oczywiście- wyglądał na 18 lat- yhy, a ja jestem królową brytyjską.
W życiu, w życiu nie przeczytam tej ksiązki. Jak już mówiłam- wydrukuję sobie okładkę i powieszę w ramce na ścianie xDD
Kurde a ja nadal nie wiem co teraz mam czytać kuźwa xD Szukam najkrótszej ksiażki w mojej biblioteczce, żeby recenzja była jak najszybciej, bo już dawno nie było xD
Pozdrawiam :**
Hoover jest naprawdę niezła. Ja szczerze uwielbiam jej książki, jednak nie zamierzam sięgnąć po tę z powodu Fisher - nie przepadam za tą panią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
moonybookishcorner.blogspot.com
Miałam naprawdę wielką ochotę na tę książkę (sama okładka kusi), ale teraz mój zapał trochę przygasł. I to chyba dobrze, bo jeśli już do niej podejdę, to przynajmniej nie będę oczekiwać nie wiadomo jak świetnej historii i zapewne wyjdzie mi to na dobre.
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki Hoover, bo jakoś w ogóle mnie do nich nie ciągnie. Te OCH-y i ACH-y, które widuję tak często na blogach, chyba nie spełniły swoich oczekiwań, bo nie zachęciły mnie do żadnej powieści Colleen.
"A co dostaje? Krwi tyle, co kot napłakał i równie dużo tajemnicy. [..] Jeszcze póki mogłam łudzić się, że w wieczór poprzedzający zanik pamięci polała się krew, póty nie skreślałam tej historii. Ale gdy okazało się, to co się okazało [...] uznałam, że to jakaś kpina, a nie „krew na rękach” [...]Tymczasem rozwiązanie zagadki jest do szpiku kości durne." Inteligentna ja połączyła słowa: polała się krew i durne zakończenie i co mi wyszło? Okres.........................Czyżby to to durne rozwiązanie zagadki? :D
"Badania niczego nie wykazały" hahahahahahhaha :D podejrzewam, że zostały pomylone w laboratorium :D
Dla przyzwoitości byś się załamała-muszę Ci powiedzieć, że naprawdę szlachetna z Ciebie osoba!
Trzymam kciuki, żeby wpuścili Cię na ten basen z książką!
Buziaki Q! :*
Ej a mi ta okładka się nie podoba xD WIesz, jeśli podejdziesz do niej z dystansem, bez właśnie takich oczekiwań, jakie miałam ja do książki CoHo, to może nie będzie tak źle ;) Mnie również te pieśni pochwalne odpychały -,-
UsuńY... Okres ma durne zakończenie? XDDD Nie Marto, nie o okres tu chodzi. Okres byłby całkiem rozsądnym rozwiązaniem w porównaniu z tym, co nam autorki zafundowały :P
Shhhhh! bo się wyda :P
Tata uczył, że jak się zapomni całego swojego dotychczasowego zywota, to omdlenie jest konieczne xD
Basen jest remontowany :'(
Cmok! ;*
OK. Na początku napiszę, że ten komentarz piszę trzeci raz, jednak laptop się buntuje i za nic w świece nei chce dodać koma. Dziękuję za uwagę.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, dawno mnie tu nie było. CHolerka, dziwne, że jeszcze do mnie nie przyszłaś i kości nie pogruchotałaś XD Nieno, żarcik. Brakuje mi twojego humoru <3
Jednak, co ja mogę o tej ksiażce napisać? Ksiażek pani Hoover kijem nie tykam, za dużo się dobrego o niej nasłuchałam. Jakieś takie to wszystko o niej przesłodzone.
Przyznam się, okładka mnie urzekła. Tak samo jak opis. Ale to co ty opisałaś? Wygląda na jakąś parodię lekko.
Ja tu liczę na tajemnice, podtapianie, grzebanie w grobach - a tu co? Zwykłe nic?
Kiedy dowiedziałam się, że wydają w Polsce ksiażkę z angielskim tytułem, to było takie: "Wait what?"
Racja, polski tytół brzmi ciekawiej.
HAHAHHA XD ten 'drobiazg' taki podkreślony XD
Lecę, nadrobię posty u Ciebie <3 Buziole :D
Coż za poświęcenie <3 xD
UsuńWłaśnie wpisywałam twój adres w dżipiesach, ale akurat skomentowałaś, więc zemsta została odroczona >;)
Ano zwykłe, totalne, absolutne NIC -,-
No właśnie xDD Bez sensu ten tytuł xD
Bo to taki istotny drobiazg jest :')
Cmok :*
Ooo! Piona! Ja też za autorką nie przepadam, zawiodłam się na Maybe Someday, potem przeczytałam Pułapkę Uczuć, spodobała mi się, ale kolejne tomy... o święta Petronelo, zabierz to ode mnie!
OdpowiedzUsuńMasz rację co do tytułu. Never Never tak szczerze mówiąc to brzmi trochę śmiesznie.
Tak od siebie mogę Ci powiedzieć, żebyś się raczej nie nastawiała na jakieś wielkie WOW w innych książkach Hoover. Zastanawia mnie co się dzieje z tym światem, że każdy tak jara się tym... czymś. No proszę no!
Never Never raczej czytać nie zamierzałam i nie zamierzam, oszczędzę sobie i zagłębię się w lekturze czego emmm... lepszego?
Kurna, oceniam nie czytając, ale po Twojej recenzji czuję się ostrzeżona przed zagrożeniami wynikającymi z czytania tej książki.
Oczywiście kocham cię za to jak piszesz! <3 Bo tak czytam recenzje niektórych... ło matko najświętsza, czytam wtedy wikipedię czy bloga? Ale nieważne, wybacz mi, że nie wpadałam przez wakacje, ale moje lenistwo sprawiło, że tylko dwa razy otworzyłam bloggera!
Nadrobię!
Pozdrawiam cieplutko ♥
http://sleepwithbook.blogspot.com/
Lubię, jak piszesz "Petronelo" xDD
UsuńEj, a mi polecają właśnie Maybe Someday, a o Pułapce czytałam masę negatywnych opinii xD znaczy się nie tyle negatywnych, co w porównaniu do pozostałych recenzji jakichś takich... gorszych ;)
Wiesz, sama do tego doszłam.. chyba nie do końca moja bajka. Ale ze moja ciocia i babcia lubią takie proste historie, to mogę zakupić, coby miały w końcu co ode mnie pożyczyć, a nie ciągle smoki i czarodzieje tylko xDD
Ouu, ktoś mnie pokooochał, świat nagle zawirował, booo <3 xDDD Lalala, teraz będę to śpiewała!
Wybaczam, oczywiście, że wybaczam ;*
Trzymam za słowo!
Nawet mnie nie strasz, że jest tak źle! Ja czekam, aż przyjdzie do mnie w Book Tourze! Ale też popatrzmy na to z tej strony, że napisały to dwie pisarki, nie tylko sama Hoover. Przeczytaj Maybe someday - powinnaś sie zakochać, serio.
OdpowiedzUsuńHmm... Kochana, jeśli z góry założysz, że ta historia będzie bombą emocjonalną pełną tajemnic i wgl, to polegniesz. Ale jeżeli nie będziesz po niej zbyt wiele oczekiwać, to może będzie lepiej, niż w moim przypadku ;)
Usuńtak mówisz? To przeczytam ;) Ale za jakis czas, bo chwilowo... chwilowo poszukam czegoś bardziej magicznego ^^
Nie czytałam jeszcze nic tej autorki i zupełnie mnie do niej nie ciągnie! Wolę fantastykę... czy cos w tym rodzaju!
OdpowiedzUsuńTeż wolę fantasy wszelakie ;) Romanse czasami mnie zaciekawią, tak jak w tym przypadku, właśnie przez to, że z opisu wynikało, że w historii będzie coś paranormalnego, jakaś magia... tsaaaaaaaa -,-
UsuńTa książka jeszcze przede mną, ale... spodziewałam się rewelacji. Czyżby Hoover traciła formę?
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy ją traci, bo nie mam porównania... ale never never było na prawdę słabą historią :/
UsuńNie czytałam tej książki, ale zamierzam. Pierwszą książką Hoover, którą czytałam była książka ,,Hopeless" i wtedy byłam zakochana w tej książce. Ciekawe czy ,,Never Never". Mam nadzieję, że spodoba mi się bardziej niż tobie, ale boję się, że także nie spełni moich oczekiwań.
OdpowiedzUsuńZnajome polecają mi sięgnąć jeszcze po Maybe someday, wiec pewnie to zrobię i może nadrepeuję moją opinię o tej pani ;) Wydaje mi się, że jeżeli nie będziesz zbyt wiele oczekiwać po Never never (tak, ak to ja zrobiłam -,-), to może nie być tak źle :)
UsuńMusze przyznać, że ja też zawsze jak słyszę o tej autorce to same pozytywne słowa. A tu takie cuda...
OdpowiedzUsuńO kurcze, no nie wiem co bym zrobiła, bo mogę powiedzieć coś teraz, ale przy okazji zdarzenia z wrażenia, strachu czy czegoś tam jeszcze zrobiła bym zupełnie inaczej,a le jestem w stuu procentach pewna, że na pewno nie zachowała bym się tak jak bohaterowie. Myślę, że po prostu była bym zdziwiona, unikała bym każdego,a przy najbliższej okazji uciekła i skitrała się gdzieś xD
Również moim zdaniem tytuły powinny być tłumaczone na polski. No hej, jak już po polsku to po polsku :/ Moim zdaniem polski tytuł również by ładniej brzmiał.
No, ale cóż...
Strasznie ciekawi mnie twórczość Hoover, ale raczej w najbliższym czasie nie sięgnę po żadną jej książkę, bo jest wile książek, które w tej chwili bardziej chcę przeczytać :P
Świetna recenzja :*
pomiedzy-wersami.blogspot.com
Skitranie się to dobry plan xDDDD Skitrywajmy się razem jak coś xDD
UsuńNo właśnie, jak już polskie wydanie, to od A do Z -,-
Clovis'a kończ! ;*
Dziękuję ^^
Ciekawa jestem, jakie na mnie zrobi wrażenie, liczę, choć na miło spędzony czas w jej towarzystwie. :)
OdpowiedzUsuńCzas minie ci szybko, tak przypuszczam.. ale nie spodziewaj się raczej fajerwerków,czy jakichś większych emocji. Ot, taka leciutka lektura bez większego BUM! ;)
UsuńNie miałam jeszcze okazji czytać tej książki, ale raczej nie moje klimaty. Ostatnio często trafiam na książki w której głównym motywem jest skleroza :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
https://czarodziejka-ksiazek.blogspot.com
A daj spokój, najgłupsza książka ze sklerozą w tle, jaką czytałam... No, może Mara Dayers (Dara Mayers? Nie pamiętam xD) była gorsza... :/
Usuńxo
Do tej pory spotkałam się tylko z pozytywnymi opiniami na temat tej książki i miałam olbrzymią ochotę po nią sięgnąć. Teraz trochę mnie od niej odrzuciło, zwłaszcza to, że rozwiązanie całej tajemnicy jest, jak to ujęłaś, durne. Myślę, że na świecie jest o wiele więcej książek wartych uwagi, więc "Never Never" sobie odpuszczę. Szkoda czasu ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
napolceiwsercu.blogspot.com
Nie stracisz niczego specjalnego, a Never Never nie ucieknie :P Na prawdę lepiej wziąć się za coś ciekawszego, niż ten twór ;)
UsuńPozdrawiam!
W końcu mogę spokojnie skomentować, uf...
OdpowiedzUsuńChcesz coś co przyśpieszy bicie serca? November 9! Wspaniała książka♥ I kochany główny bohater, ale nie taki przesłodzony jak Stiles, bo dla mnie był jakiś nienaturalny. Poleciłabym jeszcze ,,Maybe Someday''. Może jest tam trochę cukru, ale ta historia mnie urzekła do szpiku kości.
Aaa, nie jesteś sama z tym opisem! Też spodziewałam się jakiejś lejącej się krwi i wątku romantycznego w tle. Miałam nawet nadzieję, że może ktoś został zabity, a tu... placek. Opis nie przypiął, ni wypiął do treści.
,,Rozumiem, to miał być taki ideał dla nastolatek'' normalnie jakbym wycięła słowa z własnej recenzji. Uważam tak samo! Chłopak gówno pamięta ze swojego życia, nie wiem jak ma na imie, czy ma rodziców, ale pierwsze co chce robić to chronić jakąś lalusie. Serio? Nawet mi wylewa się to uszami.
Tytuł akurat mi nie przeszkadza, bo wszystkie - dobra z małymi wyjątkami - książki Hoover mają tytuły angielskie. Ten przynajmniej potrafię wymówić, bo już z ,,Ugly love'' mam wielki problem (to się nazywa angielski poziom 100). Pozdrawiam, Wielopasja
Jestem w trakcie czytania właśnie tej książki i zobaczymy, co dalej będzie :P
OdpowiedzUsuńOkładka jest prześliczna <33 ♥
Pozdrawiam
joolsandherbooks.blogspot.com
Tej książki nie jeszcze czytałam, ale jestem w trakcie innej powieści Colleen Hoover - ,,Hopeless" - która też jest dla mnie pierwszą książką tej autorki, z jaką mam kontakt. Jak na razie bardzo mi się podoba, chociaż stylem przypomina wiele fanfiction, które czytałam kilka lat temu, przeżywając fascynację One Direction XD. Ciekawa jestem, czy w innych jej książkach też obecny jest taki styl. Oprócz tego, ,,Hopeless" czasem przypomina mi łagodniejszą i mniej zagmatwaną wersję ,,After" Anny Todd, czyli ksiązki, która nie powinna mi się podobać, ale z nieznanych względów bardzo ją lubię. Jeśli ,,Hopeless" utrzyma poziom do końca, z pewnością sięgnę po inne książki Colleen Hoover, a ,,Never Never" na pewno będzie na liście :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Dominika z Books of Souls
Przyznam, że nie czytałam tej książki, ale kiedyś, dawno temu czytałam coś od Hoover, mianowicie "Hopeless", które bardzo mi się podobała. Być może ta książka równi się od typowego stylu Hoover przez drugą autorkę? Niemniej "Hopeless" bardzo polecam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/
Czytałam od tej autorki dwie książki. Pierwsza z nich "Maybe Someday" naprawdę mi się spodobała i liczyłam, że w swoich innych książkach pani Hoover zachowa ten poziom. Sięgnęłam więc po jej kolejny twór - "Hopeless" , ale to co przeczytałam było kompletnym nieporozumieniem. Podejrzewam że z jej kolejnymi książkami będzie podobnie. Albo mnie zachwycą, albo zawiodą - nic pośrodku. I myślę, że "Never Never" będzie tym drugim przypadkiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Book Prisoner! :)