wtorek, 2 lipca 2019

Czyżby to był najlepszy romans 2019? | Save you Mona Kasten

Hej Rybki!
Wiecie co? Znów spartaczyłam. Czytając poprzedni tom po kilku rozdziałach zapomniałam o robieniu notatek. Czytając Save you o nich nie zapomniałam – ja po prostu nie miałam kiedy ich robić, bo nie mogłam się oderwać od drugiej części trylogii napisanej przez Monę Kasten.

"Nikogo dotąd nie obdarzyła takim uczuciem.
I nikt dotąd tak boleśnie jej nie zranił.
Ruby najbardziej chciałaby wrócić do dawnego życia, do czasu, gdy w elitarnym Maxton Hall nikt jej nie znał. Nie może jednak zapomnieć o Jamesie. Szczególnie że chłopak robi wszystko, co w jego mocy, by ją odzyskać.
Kiedy rodzina Jamesa przeżywa trudne chwile, dziewczyna pojmuje, że ich miłość od początku nie miała szans. Bo zamiast szukać u niej wsparcia, James łamie jej serce.
Ruby postanawia skupić się na wymarzonych studiach w Oksfordzie, jednak James nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć. Nie chodzi tylko o wspomnienia wspólnych chwil, które powracają, gdy Ruby najmniej się tego spodziewa. James wie, że zachował się niewybaczalnie, teraz stara się wszystko naprawić. Pytanie tylko, czy dziewczyna zdobędzie się na odwagę, by jeszcze raz podjąć ryzyko..."*


Szczerze mówiąc przeczytałam przed chwilą moją opinię o poprzednim tomie (znajdziecie ją TUTAJ) i na dobrą sprawę 90% argumentów „za” mogłabym po prostu skopiować do tej recenzji. Mona Kasten zdecydowanie trzyma poziom i nie ulega tzw. „klątwie drugiego tomu”. Mało tego! Mam wrażenie, że Save you dodatkowo podnosi poprzeczkę o ładnych kilka centymetrów. Poprzednio czułam się zaciekawiona i dobrze mi się czytało o Ruby i Jamesie. Tym razem chłonęłam tę historię bez opamiętania. Wsiadałam do autobusu rano i o mały włos przegapiałabym swój przystanek. Nastawiałam wodę na herbatę i oparta o blat w kuchni chciałam podczytać „tylko stronę lub dwie”, a kończyło się na szybkiej akcji ratunkowej czajnika, który byłby się spalił pusty, bo cała woda zdążyła wyparować. Jedno więc mogę wam powiedzieć nawet bez notatek: uważajcie. Save you może was wciągnąć jak ruchome piaski i już nie wypuścić, dopóki nie poznacie zakończenia. Słowo.


Wkraczamy w tę historię z buta, bez żadnych wprowadzeń czy retrospekcji. Akcja rozpoczyna się na kilka dni po okropnych wydarzeniach, jakimi zakończyło się Save me. To, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że ja zupełnie nie potrzebowałam żadnych przypomnień. Wystarczyły 2-3 strony  i (bez czytania opisu z okładki :D) już doskonale pamiętałam kto, co z kim i dlaczego. To chyba świadczy o tym, że zarówno Save you jak i Save me mają w sobie „to coś”. W końcu w tłumie schematycznych romansów często ze świecą trzeba szukać takich, które zapadną nam w pamięć. Cóż, ja właśnie taki znalazłam.


Tak samo, jak nie ma nudnych wprowadzeń, nie ma tu też nudnych przestojów w akcji. Mona Kasten tak zgrabnie żongluje różnymi wątkami, że nie mamy czasu poczuć znużenia historią Ruby i Jamesa, bo co kawałek dostajemy coś nowego, coś dotyczącego zupełnie innych postaci. Tym sposobem zanim skończy się rozdział kręcący się bardziej wokół postaci drugoplanowych, my już delikatnie tęsknimy za Ruby i Jamesem, przez co z wielką przyjemnością wracamy do wątku głównego.


A skoro już mowa o rotacji wątkami, nie mogę nie wspomnieć o wprowadzeniu przez autorkę nowych narracji! W tym tomie poznajemy historię aż z czterech punktów widzenia <3. Oprócz znanych nam już rozdziałów, w których pałeczkę przejmują na przemian Ruby i James, w Save you do głosu zostaje dopuszczone ich rodzeństwo, czyli Ember oraz Lydia. Szczerze mówiąc zupełnie się takich innowacji nie spodziewałam, ale… spodobało mi się to. Czekałam zwłaszcza na rozdziały Lydii, bo ogromnie polubiłam bliźniaczkę Jamesa, a dodatkowo bardzo ciekawiła mnie jej, jakby na to nie patrzeć, trudna sytuacja. Ember nie kupiła mojego serduszka na dzień dobry, ale na dowidzenia? Oj, zdecydowanie tak. Te dwie nowe perspektywy, z których mogłam poznać historię uczniów Maxton Hall wprowadziły do Save you powiew świeżości, co zdecydowanie przyczyniło się do tempa, w jakim pożarłam (serio!) tę książkę.


Nie chcę rozpisywać się za bardzo o bohaterach – pisałam o nich w recenzji Save me i podtrzymuję to, co tam napisałam. Chociaż… wydaje mi się, że wszyscy wypadli o nawet troszkę lepiej, niż w pierwszym tomie (a przecież już tam nie za bardzo miałam na co narzekać). Uwielbiam Jamesa, kibicuję Ruby, ciekawi mnie Lydia… Mam dziwne przeczucie, że w kolejnym tomie mogę zostać zaskoczona jeszcze jedną narracją, tym razem Lin, czyli przyjaciółki Ruby. Prawdę mówiąc już się nie mogę doczekać Save us ;)


Jeśli o miłość chodzi, to… jestem lekko w szoku. Dostajemy tu właściwie 3 wyraźne i 2 „rodzące się” wątki romantyczne, więc niby jest tego od groma, a o dziwo zupełnie mnie to nie przytłaczało. Nie było rzygania tęczą. Nie było wulgarnych scen łóżkowych (właściwie to w tym tomie nie uświadczycie erotyki jako takiej). Nie było beznadziejnie nielogicznych emocji. Było za to napięcie, były świetne zwroty akcji, było czuć iskrzenie pomiędzy bohaterami… dawno mi się żaden romans tak nie podobał. Poważnie. Śmiem nawet zaryzykować stwierdzenie, że to najlepsza powieść tego typu, jaką czytałam w tym roku. Miód, malina i orzeszki <3


 A do tego to zakończenie! Matko i córko, ja się wielu rzeczy spodziewałam, ale tego? Wydaje mi się, że to było totalnie nie do przewidzenia. Nie wyobrażam sobie, że nie sięgnę po kolejny tom zaraz po jego premierze. Po raz kolejny Mona Kasten sprawiła, że musiałam zbierać zęby z podłogi, bo szczęka mi opadła gdy zobaczyłam to bezczelnie urwane zakończenie (a czytałam je w MPK! Zdajecie sobie sprawę jak ciężko się wygrzebuje siekacze spod siedzenia jadącego autobusu? XD) Nie chcę niczego spoilerować, więc reszta niech będzie milczeniem. W każdym razie…


…polecam. Polecam mocno, głośno, serdecznie i gorąco. Jeśli lubicie dobre, wciągające historie miłosne, to Save you jest zdecydowanie pozycją obowiązkową. Tę książkę czyta się jak złoto (może stąd ta złoto-biała okładka?). Ale czy mogłoby być inaczej, skoro Mona Kasten raz jeszcze dostarcza czytelnikom świetnie wykreowanych bohaterów, dopracowane wątki zarówno główny, jak i poboczne, zero zapychających opisów i rozmów, oraz moc emocji, a to wszystko na niepozornych ponad trzystu stronach? ;)


Przekonałam was? Powiedzcie, że przekonałam :D Łapka w górę: kto się skusi? <3

Buziaki!
Ula ;*



Tytul oryginału: Save you
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Cykl: Maxton Hall (tom 2)
Liczba stron: 343
Wydawnictwo: Jaguar

*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4880024/save-you

1 komentarz:

  1. "Save you" to przykład kapitalnej kontynuacji, co trzeba przyznać - nie udaje się zawsze. Klątwa jednak tutaj nie zadziałała, Mona Kasten stworzyła świetną powieść, a całość po prostu chłonie się strona po stronie. Tej książki nie odkłada się na potem! Świetna recenzja - takie przepełnione emocjami czytamy z największą przyjemnością! ;)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)