Wiecie co? Znów spartaczyłam. Czytając poprzedni tom po kilku
rozdziałach zapomniałam o robieniu notatek. Czytając Save you o nich nie
zapomniałam – ja po prostu nie miałam kiedy ich robić, bo nie mogłam się
oderwać od drugiej części trylogii napisanej przez Monę Kasten.
"Nikogo dotąd nie obdarzyła takim uczuciem.
I nikt dotąd tak boleśnie jej nie zranił.
Ruby najbardziej chciałaby wrócić do dawnego życia, do czasu, gdy w elitarnym Maxton Hall nikt jej nie znał. Nie może jednak zapomnieć o Jamesie. Szczególnie że chłopak robi wszystko, co w jego mocy, by ją odzyskać.
Kiedy rodzina Jamesa przeżywa trudne chwile, dziewczyna pojmuje, że ich miłość od początku nie miała szans. Bo zamiast szukać u niej wsparcia, James łamie jej serce.
Ruby postanawia skupić się na wymarzonych studiach w Oksfordzie, jednak James nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć. Nie chodzi tylko o wspomnienia wspólnych chwil, które powracają, gdy Ruby najmniej się tego spodziewa. James wie, że zachował się niewybaczalnie, teraz stara się wszystko naprawić. Pytanie tylko, czy dziewczyna zdobędzie się na odwagę, by jeszcze raz podjąć ryzyko..."*
Szczerze mówiąc przeczytałam przed chwilą moją opinię o poprzednim
tomie (znajdziecie ją TUTAJ) i na
dobrą sprawę 90% argumentów „za” mogłabym po prostu skopiować do tej recenzji. Mona Kasten zdecydowanie trzyma poziom i
nie ulega tzw. „klątwie drugiego tomu”. Mało tego! Mam wrażenie, że Save you dodatkowo podnosi poprzeczkę o
ładnych kilka centymetrów. Poprzednio czułam się zaciekawiona i dobrze mi się
czytało o Ruby i Jamesie. Tym razem chłonęłam
tę historię bez opamiętania. Wsiadałam do autobusu rano i o mały włos
przegapiałabym swój przystanek. Nastawiałam wodę na herbatę i oparta o blat w
kuchni chciałam podczytać „tylko stronę lub dwie”, a kończyło się na szybkiej
akcji ratunkowej czajnika, który byłby się spalił pusty, bo cała woda zdążyła
wyparować. Jedno więc mogę wam
powiedzieć nawet bez notatek: uważajcie. Save you może was wciągnąć jak ruchome
piaski i już nie wypuścić, dopóki nie poznacie zakończenia. Słowo.
Wkraczamy w tę historię z buta,
bez żadnych wprowadzeń czy retrospekcji. Akcja rozpoczyna się na kilka dni
po okropnych wydarzeniach, jakimi zakończyło się Save me. To, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że ja zupełnie nie
potrzebowałam żadnych przypomnień. Wystarczyły
2-3 strony i (bez czytania opisu z
okładki :D) już doskonale pamiętałam kto, co z kim i dlaczego. To chyba
świadczy o tym, że zarówno Save you jak i Save me mają w sobie „to coś”. W końcu w tłumie
schematycznych romansów często ze świecą trzeba szukać takich, które zapadną
nam w pamięć. Cóż, ja właśnie taki znalazłam.
Tak samo, jak nie ma nudnych wprowadzeń, nie ma tu też nudnych
przestojów w akcji. Mona Kasten tak
zgrabnie żongluje różnymi wątkami, że nie mamy czasu poczuć znużenia historią
Ruby i Jamesa, bo co kawałek dostajemy coś nowego, coś dotyczącego zupełnie
innych postaci. Tym sposobem zanim skończy się rozdział kręcący się
bardziej wokół postaci drugoplanowych, my już delikatnie tęsknimy za Ruby i
Jamesem, przez co z wielką przyjemnością wracamy do wątku głównego.
A skoro już mowa o rotacji wątkami, nie mogę nie wspomnieć o
wprowadzeniu przez autorkę nowych narracji! W tym tomie poznajemy historię aż z czterech punktów widzenia <3.
Oprócz znanych nam już rozdziałów, w których pałeczkę przejmują na przemian Ruby
i James, w Save you do głosu zostaje dopuszczone ich rodzeństwo, czyli Ember
oraz Lydia. Szczerze mówiąc zupełnie się takich innowacji nie spodziewałam,
ale… spodobało mi się to. Czekałam
zwłaszcza na rozdziały Lydii, bo ogromnie polubiłam bliźniaczkę Jamesa, a
dodatkowo bardzo ciekawiła mnie jej, jakby na to nie patrzeć, trudna sytuacja.
Ember nie kupiła mojego serduszka na dzień dobry, ale na dowidzenia? Oj,
zdecydowanie tak. Te dwie nowe
perspektywy, z których mogłam poznać historię uczniów Maxton Hall wprowadziły
do Save you powiew świeżości, co
zdecydowanie przyczyniło się do tempa, w jakim pożarłam (serio!) tę książkę.
Nie chcę rozpisywać się za
bardzo o bohaterach – pisałam o nich w recenzji Save me i podtrzymuję to, co tam napisałam. Chociaż… wydaje mi
się, że wszyscy wypadli o nawet troszkę lepiej, niż w pierwszym tomie (a
przecież już tam nie za bardzo miałam na co narzekać). Uwielbiam Jamesa,
kibicuję Ruby, ciekawi mnie Lydia… Mam dziwne przeczucie, że w kolejnym tomie
mogę zostać zaskoczona jeszcze jedną narracją, tym razem Lin, czyli
przyjaciółki Ruby. Prawdę mówiąc już się nie mogę doczekać Save us ;)
Jeśli o miłość chodzi, to… jestem lekko w szoku. Dostajemy tu właściwie 3 wyraźne i 2 „rodzące się” wątki romantyczne,
więc niby jest tego od groma, a o dziwo zupełnie mnie to nie przytłaczało. Nie
było rzygania tęczą. Nie było wulgarnych scen łóżkowych (właściwie to w tym
tomie nie uświadczycie erotyki jako takiej). Nie było beznadziejnie
nielogicznych emocji. Było za to
napięcie, były świetne zwroty akcji, było czuć iskrzenie pomiędzy bohaterami…
dawno mi się żaden romans tak nie podobał. Poważnie. Śmiem nawet
zaryzykować stwierdzenie, że to najlepsza powieść tego typu, jaką czytałam w
tym roku. Miód, malina i orzeszki <3
A do tego to zakończenie! Matko i córko, ja się wielu rzeczy spodziewałam, ale
tego? Wydaje mi się, że to było totalnie nie do przewidzenia. Nie wyobrażam
sobie, że nie sięgnę po kolejny tom zaraz po jego premierze. Po raz kolejny
Mona Kasten sprawiła, że musiałam zbierać zęby z podłogi, bo szczęka mi opadła
gdy zobaczyłam to bezczelnie urwane zakończenie (a czytałam je w MPK! Zdajecie
sobie sprawę jak ciężko się wygrzebuje siekacze spod siedzenia jadącego
autobusu? XD) Nie chcę niczego spoilerować, więc reszta niech będzie milczeniem.
W każdym razie…
…polecam. Polecam mocno, głośno, serdecznie i gorąco. Jeśli lubicie dobre, wciągające historie
miłosne, to Save you jest
zdecydowanie pozycją obowiązkową. Tę książkę czyta się jak złoto (może stąd
ta złoto-biała okładka?). Ale czy mogłoby być inaczej, skoro Mona Kasten raz
jeszcze dostarcza czytelnikom świetnie
wykreowanych bohaterów, dopracowane wątki zarówno główny, jak i poboczne, zero
zapychających opisów i rozmów, oraz moc emocji, a to wszystko na niepozornych
ponad trzystu stronach? ;)
Przekonałam was? Powiedzcie, że
przekonałam :D Łapka w górę: kto się skusi? <3
Buziaki!
Ula ;*
Tytul oryginału: Save you
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Cykl: Maxton Hall (tom 2)
Liczba stron: 343
Wydawnictwo: Jaguar
*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4880024/save-you
*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4880024/save-you
"Save you" to przykład kapitalnej kontynuacji, co trzeba przyznać - nie udaje się zawsze. Klątwa jednak tutaj nie zadziałała, Mona Kasten stworzyła świetną powieść, a całość po prostu chłonie się strona po stronie. Tej książki nie odkłada się na potem! Świetna recenzja - takie przepełnione emocjami czytamy z największą przyjemnością! ;)
OdpowiedzUsuń