poniedziałek, 8 lipca 2019

Jak wygląda praca kostuchy? | Pierwszy grób po prawej Darynda Jones

Czołem Duszki!
Wzięłam się za tę książkę głównie z powodu gorącego polecenia jej mi przez Kasie z niekulturalnie.pl. Byłam nastawiona więcej niż pozytywnie. Czy Pierwszy grób po prawej autorstwa Dryndy Jones spełnił moje oczekiwania? Czytajcie dalej, no przecież nie powiem wam tego już na wstępie!

Charley Davidson pracuje na 3,7 etatu. Kiedy ma klientów – jest prywatnym detektywem. Kiedy jest potrzebna – pracuje w barze taty. Jest też policyjną konsultantką. Pozostałe 0,7 etatu zajmuje jej praca… kostuchy. Dziewczyna od najmłodszych lat widzi dusze zmarłych, którzy z różnych powodów ociągają się z przejściem na drugą stronę. Kiedy pewnego dnia budzi się cała rozpalona po gorącym śnie, w którym już po raz kolejny nawiedził ją tajemniczy i milczący nieznajomy, w nogach łóżka czeka na nią duch zmarłego prawnika. Tak oto Charley wplątuje się w sprawę potrójnego morderstwa, jednocześnie próbując rozwikłać zagadkę mężczyzny z jej snów, który raz po raz rozpala ją do czerwoności. Nie wie jeszcze, jak bardzo szokujące okażą się wyjaśnienia obu tych spraw…


Na wstępie muszę powiedzieć o tym, co moim zdaniem jest absolutnie największym (ogromnym!) plusem Pierwszego grobu po prawej, czyli o… pomyśle na tę historię! Co by mi w samym wykonaniu nie zgrzytało (o czym powiem za moment ;)), to nie mogę zaprzeczyć temu, że Darynda Jones miała świetny plan na tę powieść. Choć to paranormal romance, to dzięki niecodziennej relacji łączącej Charley z mężczyzną z jej snów (nie wiem na którym etapie mogę podawać jego imię, żeby nie było, że spoileruję, więc w recenzji przynajmniej tego tomu będę je przemilczać :D) nie jesteśmy zasypywani opisami schadzek i całusków. Jednocześnie autorka dba o to, abyśmy się nie nudzili i przeplata ze sobą dwa osobne śledztwa – jedno ściśle związane  z wątkiem romantycznym, a drugie zapewniające nam sporą dawkę humoru. Wszystko było tu bardzo dobrze przemyślane, jedno wydarzenie wynikało płynnie z drugiego, miało swoje logiczne skutki, które ciągle pchały akcję powieści do przodu aż do zakończenia, które… cóż, ono było bezczelne. Bezczelnie dobre (serio, właśnie tak mam napisane w notatkach z lektury – „bezczelne” było pierwszym słowem, które przyszło mi do głowy po skończeniu książki xD), bo ja naprawdę wiele opcji brałam pod uwagę, wiele rozwiązań zagadki, jaką był tak dla Charley, jak i dla mnie facet z jej snów, a jednak Darynda Jones totalnie mnie zaskoczyła, a do tego na ostatniej stronie odwaliła taki plot twist, że nie wyobrażam sobie nie sięgnięcia po kolejny tom tej serii. No, więc tak prezentuje się największa, moim zdaniem, zaleta Pierwszego grobu po prawej.


Kolejnym plusem, którego nie da się pominąć jest kreacja postaci, które poznajemy na stronach powieści. Szczerze mówiąc najbardziej podobali mi się przedstawiciele płci brzydszej, więc może najpierw kilka słów o nich.

Oprócz arcysympatycznego wujka Boba, który był tak milutki, że nie szło go nie polubić, na pierwszy plan wybija się tu dwóch mężczyzn – policjant Garrett oraz oczywiście facet ze snów Charley.

Ten pierwszy w jakiś taki bardzo naturalny sposób urzekł mnie tym, jak próbował zrozumieć „jak działa” moc Charley, jak jej działał na nerwy ale jednocześnie martwił się o nią i z tej troski aż go nosiło. Urocze to było. W sumie mogłabym mu kibicować i na początku faktycznie tak było, aż pojawił się… no właśnie, aż pojawił się ON. Mężczyzna ze snów.

Szczerze mówiąc to właśnie on tak mnie do tej historii przyciągał. Lubię wyzwania, lubię główkować, a przy odgadnięciu kim jest tajemniczy nocny gość podświadomości Charley miałam ku temu sporo okazji. Darynda Jones z ogromnym wyczuciem dawkowała mi kolejne informacje o tej postaci. Miałam multum (MULTUM!) pomysłów na to „czym” on może być, a mimo wszystko autorka mnie zaskoczyła. Facet ze snów był fascynujący na maxa (znów słowa z notatek 1:1 xD), gorący, męski, a jednocześnie jakiś taki… sama nie wiem, dobry? Bezbronny (przynajmniej pozornie) w sytuacji, w jakiej się znalazł? Jones świetnie go wykreowała.

Jeśli więc argument o historii dobrej samej w sobie was nie przekonał to gość ze snów do spółki z Garrettem powinien, serio <3


Skoro już jesteśmy przy postaciach, to pora przejść do pierwszego zgrzytu, czyli głównej bohaterki. Uwielbiam charakterne babki „z jajami” i zawsze mówię wam, jeśli w danej książce takowe można spotkać. No i tak, Charley zdecydowanie jest babką z jajami. Ja bym nawet powiedziała, że z przerostem jaj, niestety. Może nie przez całą powieść, ale przez sporą jej część irytowało mnie jej wysokie mniemanie o sobie. Darynda Jones upatrzyła sobie kilka tekstów, które raz za razem powtarzała, bez umiaru. Nie zliczę na palcach obu rąk ile razy czytałam o zgrabnym tyłeczku i kuszących „dziewczynkach” Charley. To samo tyczy się np. jej morderczego spojrzenia. A wiecie, mamy do czynienia z dwudziesto siedmio letnią kobietą, to nie jest tak, że to jakaś małolata jarająca się tym, że nareszcie może założyć biustonosz i będzie miał on „co nosić”. Trochę to było uprzedmiotawiające, jakoś zsuwało w cień fakt, że Charley była całkiem bystra i na siłę robiła z siebie głupka. Brakowało mi w niej takiej nutki człowieczeństwa. Przesada z samouwielbieniem wcale nie jest spoko, nie dla mnie.


Z charakterem Charley automatycznie wiąże się świetny humor, który cechuje tę powieść. Darynda Jones umie w śmieszki, to jej muszę oddać. Było sporo momentów, w których najzwyczajniej w świecie parskałam śmiechem. Ale i tu mam pewne zastrzeżenia: za dużo tego! Zbyt gęsto! Dopiero gdzieś pod koniec książki pojawiło się kilka fragmentów oddechu od ciągłego sarkazmu i czarnego humoru. Dla jednych może to być zaletą, dla mnie było rysą na szkle, taką… no widoczną, psującą odbiór całej historii. Troszkę mnie ten humor momentami męczył. Często Charley na normalne pytania odpowiadała jak gówniara, takimi pyskówkami na poziomie „- Co? - …Gówno!”, a według mnie było to zwyczajnie zbędne.


Wypadałoby też opowiedzieć wam pokrótce o wątku paranormalnym, czyli w tym przypadku o zawodzie kostuchy i zmarłych, którzy stają na drodze Charley. Z jednej strony jest to coś nowego (biorąc pod uwagę, że ta książka nie jest nowością wydawniczą, a więc była wydana na długo przed wysypem książek o duchach xD) i generalnie mi się to podobało, ale jedno mnie zastanawia: skoro te duchy nie mogą same napisać listu do swoich bliskich, tylko robią to za pośrednictwem Charley, to czemu nagle mogą tarmosić kogoś za krawat albo rozpinać guziki bluzki przy dekolcie osobom żywym? Jakieś to takie niekonsekwentne. Ale tak poza tym to duchy były świetne, sam pomysł na ich przechodzenie na tamten świat też przypadły mi do gustu. To tylko takie jedno małe spostrzeżenie na minus ;).


Darynda Jones punktuje u mnie również świetnym wyczuciem w kwestii scen erotycznych (powiedziałabym, że łóżkowych ale one rzadko miały miejsce w łóżku xD). W książce pojawiło się takowych kilka i matkoicórko, miałam ciarki. Nie było tu niczego niesmacznego, żadnych bobrów tudzież bereł namiętności. Może jedynie nazywanie piersi „dziewczynkami” było (i zawsze będzie) dla mnie jakieś takie dziwne, ale no umówmy się, to jest nieszkodliwe w przeciwieństwie do personifikacji swojego penisa, rozmawiania z nim, a nawet dawania mu podejmować za nas niektórych decyzji. Tu tego nie ma. Na namiętne sceny trzeba sobie poczekać i to tylko podsyca głód czytelniczy, mówię wam. Darynda Jones umie w romans, serio. Musicie sami to sprawdzić ;)


Na koniec chcę powiedzieć parę słów o samym wydaniu. Pewnie część z Was kojarzy aferę wokół literówek w Wiedźmie morskiej? No to powiem wam, że tu jest niewiele lepiej. Czasami w słowach brakuje literek, są miejsca gdzie pauzy dialogowe zaznaczające nową wypowiedź bohatera, zamiast od nowej linijki pojawiają się w środku akapitu. Kilka razy sam akapit nie został zaznaczony, chociaż dotyczył czegoś zupełnie innego, niż poprzedni, i tak się ta treść ciągła bez żadnego porządku. Jakby tego było mało, ktoś tu nie umiał w synonimy, dzięki czemu dostajemy całe strony zawalone imionami. Nie wiem jak wy, mnie to zawsze kłuje w oczy. Tak więc jeśli są tu jacyś maniacy poprawności językowej i interpunkcyjnej, to radzę czytać popijając sobie melisę.


Nie mniej jednak jak najbardziej do przeczytania Pierwszego grobu po prawej zachęcam. Jasne, pojawiają się w nim zgrzyty i chrobotania ale według mnie Darynda Jones wynagradza nam to oryginalną historią i bardzo dobrym humorem (nawet, jeśli stosuje go w nadmiarze, to jest on, kurde blaszka, dobry!). No i apetycznymi panami. Nie wolno zapomnieć o apetycznych panach. Przymknijcie więc oko na niedociągnięcia i dajcie się porwać charakternej kostusze w ciele prywatnej pani detektyw Charley Davidson!


I jak, przekonałam was, czy raczej zniechęciłam? Bo w sumie taka słodko-gorzka mi ta recenzja wyszła. Kto postanowi mimo wszystko dać szansę Daryndzie Jones? ;) Wiem, ze wielu z Was już zna Charley i jej nocnego amanta, a więc zapytuję: zauważyliście te same zgrzyty, czy może wam to w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało? Chodźcie, pogadajmy w komentarzach poniżej! <3


Buziaki!
Ula ;*




Tytuł oryginalny: First Grave on the Right
Tłumaczenie: Anna Pochłódka-Wątorek
Seria: Charley Davidson

3 komentarze:

  1. Już długo zbieram się do sięgnięcia po tę historię i mam nadzieję, że w końcu się uda. Liczę na to, że spodoba mi się co najmniej tak, jak Tobie (mimo niedociągnięć) :)
    Argument z apetycznymi panami przekonuje :D

    Magda z Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeglądałam ostatnio książki Papierowego, ale jakoś ta mi umknęła - może przez okładkę, która totalnie nie zachęca. Kusisz - fajny pomysł, fajne postacie, dobry humor... Zapiszę sobie i przy najbliższej okazji poszukam :)

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam trzy dostępne tomy i żałuję, że nie ma więcej, bo naprawdę świetnie się bawiłam przy czytaniu. Jasne, idealnie nie było, ale dostatecznie dobrze.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)