Czołem Zajączki!
Ta recenzja będzie dla mnie
pewnego rodzaju wyzwaniem, bo w połowie książki tak się wkręciłam w to co
czytam, że zapomniałam notować moje uwagi i spostrzeżenia. A musicie wiedzieć,
że zawsze zapisuję sobie wszystko i na bazie tych notatek piszę dla was opinie,
więc tutaj… huh, będzie nietypowo ale postaram się być konkretna i nie lać
wody. Trzymajcie kciuki! Dziś chcę wam opowiedzieć o Save me autorstwa Mony Kasten.
"Pieniądze, luksusy, imprezy i władza – dla Ruby Bell to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia. Odkąd dzięki stypendium może uczęszczać do elitarnego liceum Maxton Hall, robi co w jej mocy, by nie rzucać się w oczy innym uczniom.
A zwłaszcza Jamesowi Beaufortowi, nieformalnemu przywódcy szkolnej elity. Jest zbyt arogancki, zbyt bogaty, zbyt przystojny. O ile największym marzeniem Ruby są studia w Oksfordzie, on zdaje się żyć od imprezy do imprezy.
Jednak pewnego dnia Ruby poznaje starannie skrywaną tajemnicę; dowiaduje się o czymś, co zniszczyłoby reputację rodziny Jamesa, gdyby ta informacja została upubliczniona. I nagle James nie może jej dłużej nie zauważać. I choć Ruby nigdy nie chciała należeć do jego świata, ani James, ani jej uczucia nie zostawiają jej żadnego wyboru."*
Mam już za sobą trylogię Begin again tej autorki i wspominam ją
baaardzo ciepło (łapcie link do recenzji wszystkich tomów: KLIK!), to też kiedy
dowiedziałam się o możliwości ponownego spotkania z twórczością Mony Kasten bez
zastanowienia się na nie zdecydowałam. Miałam
nadzieję na dobry, przyjemny, z jednej strony lekki, a z drugiej bardzo wciągający
romans, bo mniej więcej to dostawałam do tej pory w jej książkach. Cóż, tym
razem również się nie zawiodłam ;).
Pierwszą rzeczą (którą zdążyłam
jeszcze zanotować! :D) jest fakt, że Mona
się nie bawi w jakieś długie, nudne wstępy. Jakoś na trzeciej czy czwartej
stronie główna bohaterka jest świadkiem pewnej sytuacji, która pozwala akcji
ruszyć z kopyta. I tak oto mniej więcej
na etapie drugiego rozdziału ja już byłam kupiona przez tę historię. Później było
tylko lepiej. Poważnie.
Nie lubicie, kiedy w książce
zapełnia się czas pomiędzy istotnymi dla fabuły wydarzeniami jakimiś zbędnymi
opisami picia kawy, robienia zakupów, jedzenia kolacji, etc? Uspokoję was – tu
tego nie uświadczycie. Mona Kasten z jednej strony daje nam na tyle
opisów, ażebyśmy poczuli klimat miejsca akcji i sytuacji, którą nam opowiada, a
z drugiej strony nie zanudza nas niczym niepotrzebnym. Zna umiar i się go
trzyma, co według mnie w romansach się chwali. Nie wiem jak wy, ale ja nie przepadam
za książkami, w których trzeba doszukiwać się ciekawych momentów pomiędzy
kolejnymi zapychaczami, to też czytanie Save
me było dla mnie czystą
przyjemnością ;)
Jeśli o bohaterów chodzi, to w
zasadzie nie mam się do czego przyczepić. W
książce dostajemy rozdziały zarówno z perspektywy Ruby, jak i Jamesa, w obu
przypadkach w narracji pierwszoosobowej, więc możemy w równym stopniu poznać
głównego bohatera, co główną bohaterkę. Przyznam się wam, że osobiście wołałam
rozdziały Jamesa, bo okrutnie mnie do tej postaci ciągnęło. James był inteligentny, charyzmatyczny,
pociągający i no generalnie taki stworzony do wzdychania. Z kolei Ruby okazała się hardą, bystrą,
pracowitą i niedającą sobie w kaszę dmuchać dziewczyną, czym oczywiście u mnie
zapunktowała. Nikt mnie tutaj nie drażnił, nikt też jakoś nie zawojował
mojego serca. Bohaterowie byli po prostu
w porządku, o. Chciało mi się śledzić ich losy i chciałam, żeby żyli długo
i szczęśliwie…
…dlatego pilnie potrzebuję
kolejnego tomu. Poważnie, o ile przez znaczną
książki myślałam, że obejdzie się bez sprawdzania w kalendarzu ile pozostało
dni do premiery Save you, o tyle po
przeczytaniu ostatnich dwóch czy trzech rozdziałów byłam na granicy kaca
książkowego. Kasten ma chyba dar do łamania serca czytelnika w najmniej
spodziewany sposób, bo serio, spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego co
wydarzyło się na ostatnich stronach.
Nie mogę powiedzieć, żeby to była
jakaś piekielnie oryginalna historia. Jest
tu masa stereotypów: popularny w szkole chłopak, który w wyniku pewnych zdarzeń
musi zacząć zadawać się ze „zwyczajną” dziewczyną, zaczyna coś do niej czuć ale
po drodze muszą pokonać szereg przeciwności losu (na czele z własnymi
wewnętrznymi barierami), on się zmienia pod jej wpływem, ona też rozkwita,
blaaa, blaaa, blaaa… ale wiecie co? Jak
często takie stereotypowe historie mnie nudzą, tak tu nie było ani chwili, żebym
czuła znudzenie. To było po prostu dobre. Lekkie,
przyjemne, niewymagające
i dobre.
Jak to już zwykle u Mony Kasten
bywa, i w Save me nie zabrakło przemyconego wartościowego przekazu. Jest
tu np. malutki watek siostry Ruby, która prowadzi bloga udowadniającego
ludziom, że nie trzeba mieć figury
modelki aby czuć się dobrze i dobrze wyglądać. Jest też motyw prawdziwej przyjaźni i tego czym
różni się od tej fałszywej, w której „przyjaciele” mają nas w nosie. Oprócz
tego Kasten zestawia dwie skrajnie różne
sytuacje: biedną ale szczęśliwą rodzinę Ruby oraz bogatą ale pełną konfliktów
rodzinę Jamesa. Wszystko to jest tak nienachlanie
wplecione w całą historię, że aż się miło to czyta i nad tym zastanawia.
Jedno mnie zastanawia. Otóż w
książce Ruby jest przewodniczącą szkolnego komitetu, który jest odpowiedzialny
m.in. za organizację imprez szkolnych. No i tu pojawia się jak dla mnie coś
absurdalnego, bo ogrom
odpowiedzialności, jaką się kładzie na uczniach w tej szkole jest zabójcza.
Członkowie tego komitetu mają np. za zadanie pilnować swoich rówieśników, aby
na imprezie nie wlewali alkoholu do ponczu. Gdzie w tym momencie są nauczyciele albo opiekunowie? No halo! Jest
też mowa o tym, że Ruby i jej
przyjaciółka Lin poniosłyby straszne konsekwencje a awarię prądu. No bo powinny
to przewidzieć, tak? Poza tym chociaż mamy opisy spotkań tego komitetu, to
odnoszę wrażenie, że 90% roboty odwala Ruby i jakoś ciężko mi to przełknąć. Ten wątek jest lekko przerysowany i kłuje w
oczy, chociaż nie jakoś mocno.
Właściwie zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz.
Seks. Cholera jasna, bohaterowie tej książki mają bodajże 17 lat i tak bogate
życie seksualne, że ja w szoku jestem. James z tego co zrozumiałam zaliczył
już połowę niewiast ze swojej szkoły. Jego koledzy również się nie cytrolą, na
ich imprezach alkohol leje się hektolitrami a prezerwatywy latają w powietrzu
nad głowami gości (metaforycznie, chwała niebiosom!). I to jest dla mnie
niepojęte, bo jeszcze gdybym czytała o ludziach w wieku studenckim, to ok, to
już miałoby sens. Ale żeby licealiści
chcąc spisać listę swoich łóżkowych podbojów potrzebowali sześćdziesięciokartkowego
zeszytu? Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
Reasumując, Mona Kasten raz
jeszcze zapewniła mi sporo mile spędzonego czasu z jej powieścią. Save
me to jeden z tych romansów, który choć bazuje na schematach dobrze nam
znanych, to potrafi zaskoczyć i niepodzielnie skupić na sobie uwagę czytelnika.
W prawdzie autorka poleciała trochę z dojrzałością, jakby na to nie patrzeć,
młodych bohaterów, ale poza tym wykreowała ich bardzo starannie i sprawiła, że
ciężko się do nich nie przywiązać podczas lektury. Jeśli dodamy do tego lekki styl Kasten, posypiemy całą historię
subtelnym humorem, zauważymy wątki wnoszące „coś extra”, otrzymamy książkę po
którą sięga się z przyjemnością, a na regał odkłada z trudem ;).
I jak, macie w planach poznać nową serię Mony Kasten? Czekam na Was w
komentarzach!
Buziaki ;*
Ula
Tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Cykl: Maxton Hall (tom 1)
*źródło: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4876715/save-me
Myślę, że ta książka fajnie sprawdzi się w wakacje. 😊
OdpowiedzUsuńale straszne brwi...
OdpowiedzUsuńMiło mi, że zajrzałeś do mnie Anonimie, żeby przekazać mi tę nicniewnoszącą uwagę :) Pozdrawiam!
UsuńAleż Ty jesteś STRASZNIE odważna, z tym zasłanianiem się Anonimkiem :D Ciekawe, czy stojąc twarzą w twarz miałabyś odwagę to powiedzieć ;)
UsuńPomiędzy kryminałami lubię sięgnąć po takie lekki książki, i sądzę, że "Save me" prędzej czy później wpadnie w moje ręce :)
OdpowiedzUsuń/Aggi
Ciekawa ksiazka, na pewno kiedyś przeczytam. Zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i podobała mi się. Było to moje pierwsze spotkanie z autorką. Potem przeczytałam I tom Begin... i w moim odczuciu był nieco gorszy.
OdpowiedzUsuńCo do Save me, to nie spodobało mi się zakończenie. Miałam takie wrażenie, jakby autorka niepotrzebnie przyśpieszyła pewne sprawy między bohaterami, a potem nie wiedząc co z tym zrobić, zakończyła tak jak zakończyła.
Ale generalnie bardzo na plus i czekam na kontynuację.