Fani
Warcrafta – proszę, nie bijcie <3
Pisząc tę recenzję nie mam jeszcze do niej
zdjęć, za to mam na nie świetny pomysł. Jeśli powyżej tego tekstu widnieje
zielono skóra orczyca z książką, to znaczy, że pomysł wypalił. A czemu chciałam
zostać orkiem? A no temu, że dziś przybywam do was z recenzją Word
of Warcraft. Fal ciemności autorstwa Aarona Rosenberga.
Po podbiciu
Wichrogrodu orczą Horda postanawia zaatakować pozostałe krainy w Azeroth. Pod
wodzą Orgrima Zgładziciela orkowie przemierzają morze, aby zawładnąć światem
ludzi. Jednakże po drugiej stronie wielkiej wody napotkają opór w postaci
Przymierza, składającego się z rycerzy wszystkich ludzkich królestw pod wodzą
Anduina Lothara, który opuściwszy swoją pokonaną ojczyznę podjął się misji
ostrzeżenia innych władców o zagrożeniu, jakim była Horda. Jednak czy
zjednoczone siły ludzi wystarczą, aby pokonać orków? Po której ze stron
opowiedzą się inne rasy? Czy ludzie zdołają stłumić falę ciemności, jaką Horda
zaleje ich ziemie?
Na wstępie muszę zaznaczyć, że jest to moje pierwsze spotkanie z uniwersum
Warcrafta, co zdecydowanie musicie wziąć pod uwagę czytając tę recenzję.
Wcześniej widziałam jedynie film, ale niedawno dowiedziałam się, że jest w nim
od groma błędów i przeinaczeń (dzięki Emil!), więc to chyba nie liczy się jako
poznanie świata WoW. Nie mniej jednak uważam, że zawsze w życiu musi być ten
pierwszy raz, a u mnie zdecydowanie większe szanse były na to, że po
przeczytaniu książki sięgnę po grę, niż na odwrót. A więc dopytawszy się pani z
wydawnictwa czy nie pogubię się w tej historii, jeśli nie miałam styczności z Warcraftem
przed jej lekturą, wzięłam się za czytanie.
Tak więc wydaje mi się, że jeśli ktoś z was tak jak ja nie jest obeznany z WoW,
a jednak ciekawi go ten tytuł, to służę moją opinią – może okaże się pomocna w
decyzji, czy warto zacząć od Fal
ciemności ;)
Cytatów nie będzie, bo nie uświadczyłam żadnych wartych uwagi. Za to zostawię wam tu taką bestie, o ;) |
Prawdę powiedziawszy początek był dla mnie mocno męczący. Wszystko działo się jakoś tak
powolnie, brakowało mi ikry. Rosenberg wprowadzał mnie w ten świat, ale jak dla
mnie robił to strasznie topornie, zbyt rozwlekał, zupełnie się nie śpieszył z
tym, aby przejść do jakiejś akcji. Dopiero
po około 130 stronach zaczęło mi się to dobrze czytać… a i tak stan ten nie
trwał do końca książki, niestety. Wydarzenia z Fali ciemności następują bezpośrednio po tych, które znałam z filmu
Warcraft: Początek, stąd też może
wynikać fakt, że to powolne, drobiazgowe przypominanie kto wygrał, kim jest
jaka postać, kto poległ, kto przeżył, itd. dla mnie było nużące. Ale wiecie, jeśli nie widzieliście filmu,
to dla was nie powinno być to takim problemem. Jedno jest pewne – nie ma szans
na zagubienie się w treści. To mogę wam obiecać.
Jak dla mnie Fale ciemności mają dwa spore problemy. Pierwszym z nich
jest brak wątków pobocznych. Kurcze,
czytając tę książkę czułam się tak, jakbym czytała szkielet jakiejś powieści.
Zarys, wstępny szkic, plan na przebieg wydarzeń. Na moje oko to wszystko powinno być o wiele bardziej rozbudowane, bo na
ten moment Fale ciemności składają
się z niezbyt bogatych relacji z przemarszów wojsk i kolejnych bitew.
Wygląda to
mniej więcej tak:
1) Armia X się organizuje i wyrusza z punktu A do punktu B 2) Armia Y robi to samo
3) Dochodzi do starcia się obu armii
4) Następuje kilka akapitów ogólnego opisu walki
5) Ktoś wygrywa, ktoś przegrywa
6) Przegrani się wycofują i reorganizują i ruszają z punktu A do punktu B
7) Wgrani idą wygrywać gdzieś indziej
I to się tak
zapętla. Urozmaiceniem jest pojawianie
się innych ras, ale o tym opowiem później. Brakuje mi tu wydarzeń, dzięki
którym mogłabym lepiej poznać bohaterów, polubić ich lub znielubić, przywiązać
się do nich. O tym co dzieje się poza
bitwami wiem tyle, co nic. Czasami autor coś napomknie o tym, że postać X
zaprzyjaźniła się z postacią Y bo dajmy na to mieli podobne poglądy, albo
fajnie im się gadało przy ognisku, ale ja nie jestem świadkiem tych rozmów,
więc co mi z tego? Dlatego też czytając
tę książkę odnosiłam wrażenie, że to dopiero półprodukt, że autor po prostu nie
zdążył rozbudować swojego pomysłu przed drukiem. A szkoda, bo to wszystko miało
w sobie ogromny potencjał na kawał dobrego fantasy.
Drugi minus po części łączy się z tym pierwszym, bo
właściwie to trochę z niego wynika. Boli
mnie płaskość bohaterów Fal ciemności.
Jak słowo daję każdego z nich mogłabym opisać jednym zdaniem. Lothar był wzorem honorowego przywódcy
i żołnierza, Orgrim był tym „dobrym”
ambitnym orkiem pragnącym zmian na lepsze, Turalyon
za mało w siebie wierzył i potrzebował czasu, aby zrozumieć pewne rzeczy, Gul’dan był szurniętym na punkcie mocy
czarnoksiężnikiem… i tak dalej, i tak dalej. Przez całą powieść polubiłam jedynie tana krasnoludów – Kurdrana. I
to też nie jakoś fest, po prostu na tle pozostałych postaci wydawał mi się
żywszy, sympatyczniejszy i jakiś taki… sama nie wiem, zabawny z tym jego
sposobem mówienia lekko zabarwionym jakimkolwiek humorem. Oprócz niego zupełnie latało mi w okolicach końca pleców to, kto wygra,
a kto zginie. Znaczy się niby byłam po stronie ludzi, ale to nie było takie
kibicowanie z zaciśniętymi pięściami i przyspieszonym biciem serca. Ja po prostu zazwyczaj kibicuję „swoim”,
czyli w tym przypadku tym mniej zielonym i bez kłów, proste. Aczkolwiek nie
będąc nigdy wcześniej po żadnej ze stron nie czułam jakiejś specjalnej
nienawiści do orków. Ba, nawet w pewien sposób szanowałam Orgrima i podejmowane
przez niego decyzje (Emilio, nie bij <3). Bestia chciała dobrze dla swoich, a
przy tym była honorowym wojownikiem, przez co nie umiałam jej „nie lubić”
(lubić też nie, ale to już wiecie). Dawno bohaterowie książki nie byli mi tak
obojętni i wydaje mi się, że jeśli ktoś z was tak jak ja nie zna ich z gry czy
innych książek, to może odnieść podobne wrażenie nijakości i niedokończonej
kreacji.
Z pierwszym minusem wiąże się jednak pewna
zaleta. Mam takie odczucie, że Rosenberg
bardzo wystrzegał się wszelkich błędów logicznych i pomyłek przy pisaniu Fal ciemności – stąd wynikają ubogie
opisy… wszystkiego w sumie. Ale fakty są takie, że nie znalazłam w tej książce żadnych niespójności, wydarzenie A
miało sensowne konsekwencje, z których wynikało wydarzenie B. wszystko tu
trzyma się kupy i jest bardzo spójne. Widać,
że autor sobie to wszystko dokładnie przemyślał, co liczę na zdecydowany plus.
Brak baboli zawsze trzeba chwalić ;).
Jak dla mnie
największą zaletą Fal ciemności jest
pojawienie się wszystkich tych „typowych” ras nieludzi. Mamy
tu elfy, ogry, trolle, krasnoludy, gryfy… i smoki! Za smoki już jestem
gotowa sporo wybaczyć, a za to jak orkowie potraktowali je w książce jestem
gotowa wykrzesać z siebie nawet kilka nienawistnych iskier w kierunku zielonkawych
brutali. Podobało mi się to, jak
Rosenberg rozróżniał każdą z ras z pomocą innych sposobów wypowiadania się.
Oczywiście najbardziej polubiłam prostych i wyzbytych dworskich manier
krasnoludów, bo najprzyjemniej czytało mi się dialogi z ich udziałem ;) A co do
pozostałych, to przyznaję, że nie
musiałam czekać na narratora, aby odgadnąć czyjej rozmowie się „przysłuchuję”.
Po samych wypowiedziach bez problemu rozróżniałam trolla od elfa, człowieka od
orka i tak dalej. Podobał mi się ten zabieg, jak również sam fakt ukazania
różnych ras. Szkoda tylko, że znów
wszystko potraktowano bardzo po macoszemu. Chciałabym móc zagłębić się
bardziej w królestwo krasnoludów, przyjrzeć się bliżej pięknym elfom, albo
usiąść przy ognisku z brutalnymi orkami. Wiem, że się powtarzam, ale cholera
ubolewam nad tymi biednymi opisami.
Tak więc no, przeczytałam. Całość ani mnie ziębiła, ani grzała.
Troszkę się wynudziłam, ale w granicach przyzwoitości. Czy polecam tę książkę? Osobom,
które z WoW nigdy nie miały do czynienia – nie.* Za to ci z was, którzy WoW już
znają i kochają sami pewnie najlepiej wiedzą, czy chcą po tę historię sięgnąć,
czy raczej nie, mi ciężko jest tu cokolwiek doradzić. Dla mnie,
Warcraftowego laika to mogło być coś niesamowicie dobrego. Po prostu zamiast
300 stron powinno mieć ich 700, a na
nich oprócz samych pojedynków opisy innych rzeczy, dzięki którym ta historia
nabrałaby kolorów i mocy. Niestety, dostałam stron trzysta i nie jestem nimi
zaspokojona. Ale nie skreślam jeszcze
Warcrafta. Będę musiała kiedyś znaleźć czas, aby dać szansę innym powieściom z
tego świata ;).
A co wy o
tym myślicie? Fanów WoW zapytuję: która z pozostałych książek mogłaby uratować
moją opinię o tym świecie? Laików takich jak ja pytam: czytaliście? Jak
wrażenia? A może macie w planach?
Całusy!
Ula
*Za to powołując się na radę Emila, który WoW
zna o niebo lepiej, mogę powiedzieć, że przed Falami ciemności chronologicznie powinny być „Narodziny Hordy czyli pierwsze przejście przez Dark Portal, a
następnie warto Arthas. Przebudzenie
Króla Lisza polecieć.” ;) Może to wam pomoże zacząć przygodę z WoW lepiej,
niż mi się ją zaczęło xD
Tłumaczenie: Dominika Repeczko
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron: 328
Gatunek: fantastyka, fantasy, science fiction
Emila nie słuchaj :D On przeżył więcej wiosen niż ja z tobą razem wzięte i jest stary i się nie zna bo mu pamięć szwankuje.
OdpowiedzUsuńA tak serio "szanowałam Orgrima i podejmowane przez niego decyzje (Emilio, nie bij <3)" CO TO MA BYĆ?
Będę biła nawet nie wiesz jak! Tylko Alliance <3
No zdjęcia to Ci bajeczne wyszły i nie da się ukryć, że nadajesz sie na orka. Ale będąc orkiem jesteś moim wrogiem :D
"On przeżył więcej wiosen niż ja z tobą razem wzięte" - i właśnie dlatego nie masz i bardzo długo nie zdobędziesz tej mądrości płynącej z doświadczenia, którą ja posiadam! :P Ale nawet Ty powinnaś doskonale sobie zdawać sprawę kiedy Dalaran "zaczął lewitować"! :D
UsuńA Ty, Ulu, nie zrażaj się "Falą", bo mimo tego, że mnie - fana, który stracił kupę życia nie tylko na WoWie, ale również (albo i przede wszystkim) Warcrafcie - "Fale ciemności" w ogólnym rozrachunku urzekły, to jednak od samego początku uważałem je za słabsze od wcześniejszych dwóch tomów, które przeczytałem tuż przed lekturą "Fal". :P
jakie świetne zdjęcia <3 nie mogę się napatrzeć! co do książki to nie przeczytam, a Tobie życzę, żeby drugie spotkanie z tym światem było o wiele lepsze :D pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń"Fale ciemności" niestety według mnie nie należą do najlepszych pozycji, jeśli chodzi o WOW. Dodatkowo styl Rosenberga wydaje mi się bardzo ciężki i mnie również momentami autor przynudzał. Osobiście jestem wielką fanką World of Warcraft i czytam dosłownie każdą książkę z tego uniwersum jaka się pojawi na rynku. Osobiście polecam Ci w następnej kolejności sięgnąć po "Narodziny Hordy" oraz "Arthas. Przebudzenie Króla Lisza", a nie polecam "Zbrodni wojennych" - tutaj trzeba być naprawdę na bieżąco z lore i wydarzeniami z gry. Jeśli chcesz to zapraszam na mój blog - tam są wszystkie recenzje książek ocenione również pod kątem, po które sięgnąć gdy nie zna się na WOWie :) Pozdrawiam i fajnie, że w ogóle sięgnęłaś po taką pozycję :) https://radosnagrafomania.wordpress.com/
OdpowiedzUsuńZ uniwersum WoW też nie miałam bliższego kontaktu, jedynie grałam w grę "Warcraft III", która na 99,9% jest z tego uniwersum (doszperałam się "Blizzarda" :D), a gry tej nie darzę jakąś wielką miłością. Książka, o której mówisz zainteresowała mnie już wcześniej, jednak teraz sama nie wiem czy sięgać, ale myślę, że prędzej czy później w końcu się zdecyduję. :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że czadowo wygląda ta ogrzyca! :D
Na razie piszę WOW! Bo oniemiałam. A teraz czytam:)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze o zdjęciach, które są WOW. Ktoś kto robił charakteryzację postarał się, bo zdjęcia są bardzo realne. Jeśli chodzi o książkę, to lubię fantasy, ale raczej po tę akurat nie sięgnę. Same opisy walk i okrojone postaci, to trochę dla mnie za mało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Książka, książką (raczej po nią nie sięgnę choć fantastykę kocham niezmiernie, to po prostu nie starczy mi życia na kolejną serię...) ale zdjęcia! Fenomenalne, podziwiam dystans do siebie i chęć potraktowania ciała zielonym tworem. Bardzo mi się podobają.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Ewa z www.mybooksandpoetry.blogspot.com