czwartek, 26 kwietnia 2018

Moje pierwsze spotkanie z Warcraftem | Word of Warcraft. Fale ciemności, Aaron Rosenberg


Fani Warcrafta – proszę, nie bijcie <3
Pisząc tę recenzję nie mam jeszcze do niej zdjęć, za to mam na nie świetny pomysł. Jeśli powyżej tego tekstu widnieje zielono skóra orczyca z książką, to znaczy, że pomysł wypalił. A czemu chciałam zostać orkiem? A no temu, że dziś przybywam do was z recenzją Word of Warcraft. Fal ciemności autorstwa Aarona Rosenberga.



Po podbiciu Wichrogrodu orczą Horda postanawia zaatakować pozostałe krainy w Azeroth. Pod wodzą Orgrima Zgładziciela orkowie przemierzają morze, aby zawładnąć światem ludzi. Jednakże po drugiej stronie wielkiej wody napotkają opór w postaci Przymierza, składającego się z rycerzy wszystkich ludzkich królestw pod wodzą Anduina Lothara, który opuściwszy swoją pokonaną ojczyznę podjął się misji ostrzeżenia innych władców o zagrożeniu, jakim była Horda. Jednak czy zjednoczone siły ludzi wystarczą, aby pokonać orków? Po której ze stron opowiedzą się inne rasy? Czy ludzie zdołają stłumić falę ciemności, jaką Horda zaleje ich ziemie?


Na wstępie muszę zaznaczyć, że jest to moje pierwsze spotkanie z uniwersum Warcrafta, co zdecydowanie musicie wziąć pod uwagę czytając tę recenzję. Wcześniej widziałam jedynie film, ale niedawno dowiedziałam się, że jest w nim od groma błędów i przeinaczeń (dzięki Emil!), więc to chyba nie liczy się jako poznanie świata WoW. Nie mniej jednak uważam, że zawsze w życiu musi być ten pierwszy raz, a u mnie zdecydowanie większe szanse były na to, że po przeczytaniu książki sięgnę po grę, niż na odwrót. A więc dopytawszy się pani z wydawnictwa czy nie pogubię się w tej historii, jeśli nie miałam styczności z Warcraftem przed jej lekturą, wzięłam się za czytanie. Tak więc wydaje mi się, że jeśli ktoś z was tak jak ja nie jest obeznany z WoW, a jednak ciekawi go ten tytuł, to służę moją opinią – może okaże się pomocna w decyzji, czy warto zacząć od Fal ciemności ;)

 
Cytatów nie będzie, bo nie uświadczyłam żadnych wartych uwagi. Za to zostawię wam tu taką bestie, o ;)

Prawdę powiedziawszy początek był dla mnie mocno męczący. Wszystko działo się jakoś tak powolnie, brakowało mi ikry. Rosenberg wprowadzał mnie w ten świat, ale jak dla mnie robił to strasznie topornie, zbyt rozwlekał, zupełnie się nie śpieszył z tym, aby przejść do jakiejś akcji. Dopiero po około 130 stronach zaczęło mi się to dobrze czytać… a i tak stan ten nie trwał do końca książki, niestety. Wydarzenia z Fali ciemności następują bezpośrednio po tych, które znałam z filmu Warcraft: Początek, stąd też może wynikać fakt, że to powolne, drobiazgowe przypominanie kto wygrał, kim jest jaka postać, kto poległ, kto przeżył, itd. dla mnie było nużące. Ale wiecie, jeśli nie widzieliście filmu, to dla was nie powinno być to takim problemem. Jedno jest pewne – nie ma szans na zagubienie się w treści. To mogę wam obiecać.


Jak dla mnie Fale ciemności  mają dwa spore problemy. Pierwszym z nich jest brak wątków pobocznych. Kurcze, czytając tę książkę czułam się tak, jakbym czytała szkielet jakiejś powieści. Zarys, wstępny szkic, plan na przebieg wydarzeń. Na moje oko to wszystko powinno być o wiele bardziej rozbudowane, bo na ten moment Fale ciemności składają się z niezbyt bogatych relacji z przemarszów wojsk i kolejnych bitew.
Wygląda to mniej więcej tak:
1) Armia X się organizuje i wyrusza z punktu A do punktu B
2) Armia Y robi to samo
3) Dochodzi do starcia się obu armii
4) Następuje kilka akapitów ogólnego opisu walki
5) Ktoś wygrywa, ktoś przegrywa
6) Przegrani się wycofują i reorganizują i ruszają z punktu A do punktu B
7) Wgrani idą wygrywać gdzieś indziej
I to się tak zapętla. Urozmaiceniem jest pojawianie się innych ras, ale o tym opowiem później. Brakuje mi tu wydarzeń, dzięki którym mogłabym lepiej poznać bohaterów, polubić ich lub znielubić, przywiązać się do nich. O tym co dzieje się poza bitwami wiem tyle, co nic. Czasami autor coś napomknie o tym, że postać X zaprzyjaźniła się z postacią Y bo dajmy na to mieli podobne poglądy, albo fajnie im się gadało przy ognisku, ale ja nie jestem świadkiem tych rozmów, więc co mi z tego? Dlatego też czytając tę książkę odnosiłam wrażenie, że to dopiero półprodukt, że autor po prostu nie zdążył rozbudować swojego pomysłu przed drukiem. A szkoda, bo to wszystko miało w sobie ogromny potencjał na kawał dobrego fantasy.




Drugi minus po części łączy się z tym pierwszym, bo właściwie to trochę z niego wynika. Boli mnie płaskość bohaterów Fal ciemności. Jak słowo daję każdego z nich mogłabym opisać jednym zdaniem. Lothar był wzorem honorowego przywódcy i żołnierza, Orgrim był tym „dobrym” ambitnym orkiem pragnącym zmian na lepsze, Turalyon za mało w siebie wierzył i potrzebował czasu, aby zrozumieć pewne rzeczy, Gul’dan był szurniętym na punkcie mocy czarnoksiężnikiem… i tak dalej, i tak dalej. Przez całą powieść polubiłam jedynie tana krasnoludów – Kurdrana. I to też nie jakoś fest, po prostu na tle pozostałych postaci wydawał mi się żywszy, sympatyczniejszy i jakiś taki… sama nie wiem, zabawny z tym jego sposobem mówienia lekko zabarwionym jakimkolwiek humorem. Oprócz niego zupełnie latało mi w okolicach końca pleców to, kto wygra, a kto zginie. Znaczy się niby byłam po stronie ludzi, ale to nie było takie kibicowanie z zaciśniętymi pięściami i przyspieszonym biciem serca. Ja po prostu zazwyczaj kibicuję „swoim”, czyli w tym przypadku tym mniej zielonym i bez kłów, proste. Aczkolwiek nie będąc nigdy wcześniej po żadnej ze stron nie czułam jakiejś specjalnej nienawiści do orków. Ba, nawet w pewien sposób szanowałam Orgrima i podejmowane przez niego decyzje (Emilio, nie bij <3). Bestia chciała dobrze dla swoich, a przy tym była honorowym wojownikiem, przez co nie umiałam jej „nie lubić” (lubić też nie, ale to już wiecie).  Dawno bohaterowie książki nie byli mi tak obojętni i wydaje mi się, że jeśli ktoś z was tak jak ja nie zna ich z gry czy innych książek, to może odnieść podobne wrażenie nijakości i niedokończonej kreacji.

Z pierwszym minusem wiąże się jednak pewna zaleta. Mam takie odczucie, że Rosenberg bardzo wystrzegał się wszelkich błędów logicznych i pomyłek przy pisaniu Fal ciemności – stąd wynikają ubogie opisy… wszystkiego w sumie. Ale fakty są takie, że nie znalazłam w tej książce żadnych niespójności, wydarzenie A miało sensowne konsekwencje, z których wynikało wydarzenie B. wszystko tu trzyma się kupy i jest bardzo spójne. Widać, że autor sobie to wszystko dokładnie przemyślał, co liczę na zdecydowany plus. Brak baboli zawsze trzeba chwalić ;).



Jak dla mnie największą zaletą Fal ciemności jest pojawienie się wszystkich tych „typowych” ras nieludzi. Mamy tu elfy, ogry, trolle, krasnoludy, gryfy… i smoki! Za smoki już jestem gotowa sporo wybaczyć, a za to jak orkowie potraktowali je w książce jestem gotowa wykrzesać z siebie nawet kilka nienawistnych iskier w kierunku zielonkawych brutali. Podobało mi się to, jak Rosenberg rozróżniał każdą z ras z pomocą innych sposobów wypowiadania się. Oczywiście najbardziej polubiłam prostych i wyzbytych dworskich manier krasnoludów, bo najprzyjemniej czytało mi się dialogi z ich udziałem ;) A co do pozostałych, to przyznaję, że nie musiałam czekać na narratora, aby odgadnąć czyjej rozmowie się „przysłuchuję”. Po samych wypowiedziach bez problemu rozróżniałam trolla od elfa, człowieka od orka i tak dalej. Podobał mi się ten zabieg, jak również sam fakt ukazania różnych ras. Szkoda tylko, że znów wszystko potraktowano bardzo po macoszemu. Chciałabym móc zagłębić się bardziej w królestwo krasnoludów, przyjrzeć się bliżej pięknym elfom, albo usiąść przy ognisku z brutalnymi orkami. Wiem, że się powtarzam, ale cholera ubolewam nad tymi biednymi opisami.

Tak więc no, przeczytałam. Całość ani mnie ziębiła, ani grzała. Troszkę się wynudziłam, ale w granicach przyzwoitości. Czy polecam tę książkę? Osobom, które z WoW nigdy nie miały do czynienia – nie.* Za to ci z was, którzy WoW już znają i kochają sami pewnie najlepiej wiedzą, czy chcą po tę historię sięgnąć, czy raczej nie, mi ciężko jest tu cokolwiek doradzić. Dla mnie, Warcraftowego laika to mogło być coś niesamowicie dobrego. Po prostu zamiast 300 stron powinno mieć  ich 700, a na nich oprócz samych pojedynków opisy innych rzeczy, dzięki którym ta historia nabrałaby kolorów i mocy. Niestety, dostałam stron trzysta i nie jestem nimi zaspokojona. Ale nie skreślam jeszcze Warcrafta. Będę musiała kiedyś znaleźć czas, aby dać szansę innym powieściom z tego świata ;).

Dowód na to,  że orki też się wydurniają jak wróg nie patrzy xD

A co wy o tym myślicie? Fanów WoW zapytuję: która z pozostałych książek mogłaby uratować moją opinię o tym świecie? Laików takich jak ja pytam: czytaliście? Jak wrażenia? A może macie w planach?

Całusy!
Ula


*Za to powołując się na radę Emila, który WoW zna o niebo lepiej, mogę powiedzieć, że przed Falami ciemności chronologicznie powinny być „Narodziny Hordy czyli pierwsze przejście przez Dark Portal, a następnie warto Arthas. Przebudzenie Króla Lisza polecieć.” ;) Może to wam pomoże zacząć przygodę z WoW lepiej, niż mi się ją zaczęło xD

Oryginalny tytuł: World of Warcraft: Tides of Darkness
Tłumaczenie: Dominika Repeczko
Wydawnictwo: Insignis
Ilość stron:
328
Gatunek: fantastyka, fantasy, science fiction

8 komentarzy:

  1. Emila nie słuchaj :D On przeżył więcej wiosen niż ja z tobą razem wzięte i jest stary i się nie zna bo mu pamięć szwankuje.
    A tak serio "szanowałam Orgrima i podejmowane przez niego decyzje (Emilio, nie bij <3)" CO TO MA BYĆ?
    Będę biła nawet nie wiesz jak! Tylko Alliance <3

    No zdjęcia to Ci bajeczne wyszły i nie da się ukryć, że nadajesz sie na orka. Ale będąc orkiem jesteś moim wrogiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "On przeżył więcej wiosen niż ja z tobą razem wzięte" - i właśnie dlatego nie masz i bardzo długo nie zdobędziesz tej mądrości płynącej z doświadczenia, którą ja posiadam! :P Ale nawet Ty powinnaś doskonale sobie zdawać sprawę kiedy Dalaran "zaczął lewitować"! :D

      A Ty, Ulu, nie zrażaj się "Falą", bo mimo tego, że mnie - fana, który stracił kupę życia nie tylko na WoWie, ale również (albo i przede wszystkim) Warcrafcie - "Fale ciemności" w ogólnym rozrachunku urzekły, to jednak od samego początku uważałem je za słabsze od wcześniejszych dwóch tomów, które przeczytałem tuż przed lekturą "Fal". :P

      Usuń
  2. jakie świetne zdjęcia <3 nie mogę się napatrzeć! co do książki to nie przeczytam, a Tobie życzę, żeby drugie spotkanie z tym światem było o wiele lepsze :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Fale ciemności" niestety według mnie nie należą do najlepszych pozycji, jeśli chodzi o WOW. Dodatkowo styl Rosenberga wydaje mi się bardzo ciężki i mnie również momentami autor przynudzał. Osobiście jestem wielką fanką World of Warcraft i czytam dosłownie każdą książkę z tego uniwersum jaka się pojawi na rynku. Osobiście polecam Ci w następnej kolejności sięgnąć po "Narodziny Hordy" oraz "Arthas. Przebudzenie Króla Lisza", a nie polecam "Zbrodni wojennych" - tutaj trzeba być naprawdę na bieżąco z lore i wydarzeniami z gry. Jeśli chcesz to zapraszam na mój blog - tam są wszystkie recenzje książek ocenione również pod kątem, po które sięgnąć gdy nie zna się na WOWie :) Pozdrawiam i fajnie, że w ogóle sięgnęłaś po taką pozycję :) https://radosnagrafomania.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Z uniwersum WoW też nie miałam bliższego kontaktu, jedynie grałam w grę "Warcraft III", która na 99,9% jest z tego uniwersum (doszperałam się "Blizzarda" :D), a gry tej nie darzę jakąś wielką miłością. Książka, o której mówisz zainteresowała mnie już wcześniej, jednak teraz sama nie wiem czy sięgać, ale myślę, że prędzej czy później w końcu się zdecyduję. :)
    Przyznam, że czadowo wygląda ta ogrzyca! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie piszę WOW! Bo oniemiałam. A teraz czytam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze o zdjęciach, które są WOW. Ktoś kto robił charakteryzację postarał się, bo zdjęcia są bardzo realne. Jeśli chodzi o książkę, to lubię fantasy, ale raczej po tę akurat nie sięgnę. Same opisy walk i okrojone postaci, to trochę dla mnie za mało.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka, książką (raczej po nią nie sięgnę choć fantastykę kocham niezmiernie, to po prostu nie starczy mi życia na kolejną serię...) ale zdjęcia! Fenomenalne, podziwiam dystans do siebie i chęć potraktowania ciała zielonym tworem. Bardzo mi się podobają.

    Pozdrawiam ciepło!
    Ewa z www.mybooksandpoetry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)