Cześć Osiołki!
Jeju, jak na dworze jest pięknie! Nie wiem, czemu tak mnie to cieszy –
dziś rano obudziłam się zakatarzona i na wpół martwa z przeziębienia… ale mimo
wszystko jakoś tak aż chce się żyć, kiedy za oknem zamiast śniegu/błota widać
słoneczko i pierwsze krokusy <3 A skoro już napawa mnie taka chęć do
działania, to postanowiłam skrobnąć recenzję Wiedźmy opiekunki, czyli
drugiego tomu Kronik Belorskich autorstwa Olgi Gromyko.
Wszystko zaczyna się od egzaminu na czarodzieja – i już tu Wolha da
popis swoich umiejętności, przez co wyląduje… na królewskim dworze. Ale czy
zagości tam na długo? Gdzie poniosą nogi (a raczej klacz) naszą rudowłosą
W.Redną wiedźmę? Jakie przygody i przeszkody potka na swojej drodze? Co stanie
się z Lenem i Wolhą? Jaki potwór skrywa się na bagnach? Kim okażą się
tajemniczy rozbójnicy? Nie oczekujcie
ckliwych, wzruszających scen z romansów. Nastawcie się na moc magii i humoru,
jaki potrafi zapewnić tylko Olga Gromyko ;)
To może ja zacznę trochę nie po
kolei, bo od mojego największego zarzutu, dobrze?
Ja się pytam: gdzie jest Len?! Serio, to jest mój największy, najpoważniejszy
i najbardziej zasmucający foch na Gromyko. W
pierwszej części (jeśli ciekawi was recenzja ---> KLIK!) zakochałam się w wampirzym władcy Dogewy i
przyznaję bez bicia, liczyłam na to, że w kontynuacji będzie go pełno. Czekałam
na to. A tu klops. Len poplątał się tu i ówdzie na początku książki, a potem przepadł
jak kamień w wodę. Fakt faktem, że to dało kopniaka akcji i bez jego
zniknięcia ze stron powieści nie dostałabym wszystkiego tego, co mnie
(tradycyjnie, jak to u Gromyko) zachwyciło, no ale mimo wszystko, mogłoby być
tu więcej Lena. Kurcze, no jakieś retrospekcje, wspominki chociaż! :< Nie traktujcie jednak tego zarzutu bardzo
serio, bo…
To był czysty fart, że w biedrze na Wielkanoc sprzedawali... zimne ognie xD I tak oto "wyczarowałam" pulsary, a przynajmniej jakoś tak wyobrażałam sobie je, kiedy tworzyła je Wolha ;) |
…bo Gromyko nie zostawia nas z niczym :D. W zastępstwie za Lena dostajemy innego uroczego wampira, chociaż
ten też pojawia się dopiero gdzieś tak w drugiej połowie książki raczej. Rolar trafił w me gusta, bo był z
charakteru rażąco podobny do mojego osobistego lubego, tego z prawdziwego
świata :’’). Wrednialec nieustannie stroił sobie głupie żarty zarówno z
Wolhy, jak i Orsany, czyli najemniczki, która również towarzyszyła wiedźmie w
jej przygodach. Jednakże głupie żarty okraszone były taką dawką uroku
osobistego, że nie dało się nie puszczać mu ich płazem. Tak więc drogie panie, nie lękajcie się! Brak obiektów do wzdychania
wam nie grozi, już Gromyko o to zadbała!
Zaczęłam jakoś nie po bożemu, ale już to koryguję. Fabuła. Cóż, znów jest dobrze. Autorka
przegania W.Redną wiedźmę od przygody, do przygody, pakuje ją z jednych
problemów w drugie, a wszystko to opisuje z właściwymi dla siebie humorem i
lekkością. Tak samo jak w przypadku Zawodu:
wiedźmy przez tę książkę się płynie i nie ma tu mowy o jakichś zastojach
czy chwilach znudzenia. Ja kombinowałam jak koń pod górkę, aby móc czytać przy
każdej nadarzającej się okazji – tachałam ze sobą Wiedźmę na weekend do chłopaka, do szkoły, podczytywałam fragmenty
w autobusie czy pod ławką na geografii. Cóż, jakoś sobie trzeba radzić w
maturalnej klasie xD
Jeśli chodzi o humor, to
odniosłam wrażenie, że ten z pierwszej części był używany gęściej i jakoś tak…
punktowo? Chodzi mi o to, że w Zawodzie:
wiedźmie miałam multum zaznaczonych cytatów, które spokojnie mieściły się
na grafikach do recenzji (dłuższych też oczywiście ;)). Tutaj natomiast
automatycznie nie zaznaczałam zabawnych miejsc, jeśli wiedziałam, że będą zbyt
długie jak na zamieszczenie w poście… i tym sposobem mam raptem 6 fragmentów. Nie oznacza to jednak, że Wiedźma opiekunka jest słabsza pod tym
względem, absolutnie! Po prostu tutaj humor częściej przejawia się w
sarkastycznych opisach i przemyśleniach albo dłuższych sytuacjach. Zrozumieliście
cokolwiek? Błagam, powiedzcie, że tak xD
Już troszkę mówiłam o bohaterach, ale wyłącznie tych męskich… no a
przecież należy wypowiedzieć się na temat tytułowej wiedźmy! Co tu dużo gadać? Jeśli macie dość durnych, irytujących rozmemłanych bohaterek to Wolha będzie dla
was wytchnieniem. Dziewczyna jest bystra, zabawna, nie ma w sobie tego durnego
babskiego pierwiastka głupoty, jakim często gęsto cechują się książkowe
kobietki. Pomimo magicznych mocy i niezaprzeczalnej inteligencji W.Rednej
wiedźmie daleko do ideału. Lubi zrobić komuś na złość, czasami (a nawet dość
często) pakuje się w przeróżne tarapaty przez swój niewyparzony język… i to
jest kolejną zaletą tej postaci. Szczerze?
Ciężko mi wyobrazić sobie, że ktoś mógłby jej nie polubić. Ja ją uwielbiam,
zdecydowanie <3.
Oprócz wiedźmy na uwagę zasługują jeszcze dwie panie. A w zasadzie, to
jedna pani i jedna klacz ;).
Pierwsza z nich to Orsana, o
której już wspominałam. Jest to dziewczyna z innego państwa, co Gromko
świetnie podkreśliła używając w
wypowiedziach tej bohaterki innego języka. (Inna sprawa, że mało co z tych wypowiedzi rozumiałam,
bo to było trochę jak czytanie tekstu po czesku – kilka słów brzmiało jakoś
znajomo i mogłam się domyślać o co chodzi, ale reszta była tak dziwaczna, że
nigdy do końca nie wiedziałam, czy dobrze kombinuję z tłumaczeniem rozmów
Orsany i Wolhy xD.) Najemniczka od
samego początku skrywała pewną tajemnicę i z początku kiedy prawda wyszła na
jaw byłam ciut zawiedziona – sama stawiałam na inne wyjaśnienie, które
wydawało mi się znacznie ciekawsze, ale
kilkadziesiąt stron dalej, kiedy światło dzienne ujrzał inny sekret okazało
się, że to „moje” rozwiązanie wykluczałoby sekret nr.2, a ten był… wow, ten był
czymś czego zupełnie się nie spodziewałam!
Chyba troszkę odbiegłam od tematu xD Wracając więc do naszych pań: nie mogę przemilczeć roli, jaką w książce
odgrywa Smołka, czyli kobyłka Wolhy! Ten koń był (dosłownie) magiczny <3.
Wiecie jaką sztuką jest stworzyć postać (czy koń to też postać?), która na
stronach powieści nie wypowiada ani jednego słowa, co najwyżej rży i parska… a
czytelnik ma wrażenie, jakby ów niema postać komentowała wszystko, czego jest
świadkiem? Takie właśnie odnosiłam wrażenie przy każdej wzmiance o Słomce. Uwielbiam tę klacz! Jest rozbrajająca,
bezczelna, komiczna i żre wszystko jak odkurzacz. Jak koni nie lubię, tak tą
bestią bym nie pogardziła <3.
Jeśli o magię chodzi, to
Gromyko znów nie zawodzi. W całej
historii roi się od nadnaturalnych istot, począwszy od zwykłych krasnoludów
i wampirów (oczywiście), przez trolle, bagienne zjawy, matamorfy (zdradziłabym wam coś więcej, ale to byłyby
spoilery. W każdym bądź razie wątek metamorfów jest genialny!), jest nawet
leszy na wygnaniu… czyli po prostu znajdziecie tu wszystko to, co tygryski
lubią najbardziej ;) Nie będę po raz kolejny opisywać zasad rządzącym światem magii, robiłam to w recenzji tomu
pierwszego. W każdym razie niezmiennie
ma to sens, jest logiczne i ciekawe. Trzyma się kupy, o.
Skoro nie ma Lena, to i nie ma
wątku romantycznego w zasadzie – tak tylko nadmienię, bo wiem, że część z was
ma na niego alergię ;). Są za to spiski,
tajemnice, zagadki i wiele, wiele więcej, a to wszystko w cudownej Belorii,
która jest taka… swojska. Świat
wykreowany przez Gromyko pachnie mi wsią, ale nie taką wsią XXI wieku. Taką z
średniowiecza, sami rozumiecie – chaty kryte strzechą, klepiska, ludzie
skupiający się dookoła ognisk przy traktach nocą, wszechobecne karczmy, w
których zawsze dzieją się najciekawsze chryje… klimat jest genialny.
Liczymy go więc na kolejny ogromny plus… i tym samym zakończmy tę (i tak
zdecydowanie zbyt długą) recenzję.
Nie muszę chyba mówić, że
polecam wam sięgniecie po Kroniki
Belorskie, prawda? Ten humor, ta akcja, ci bohaterowie, ta lekkość w czytaniu…
oj, no po prostu ilość zalet sprawia, że piekielnie warto zarwać z nią nockę!
Ja właśnie zabieram się za
trzeci tom (właściwie, to już go dość konkretnie nadgryzłam i jest dobreńki
<3), a wy? Skusicie się na przygodę w towarzystwie W.Rednej wiedźmy? ;)
Całuje!
Ula ;*
Czytałam już jakiś czas temu tę serię i przepadłam kompletnie :D Muszę ją sobie odświeżyć w najbliższym czasie dla samego ubawu i czystej przyjemności z tej lektury :)
OdpowiedzUsuńA czytałaś w tym ślicznym wydaniu od Papierowego, czy w tym starszym (bodajże Fabryki słów, ale nie dam sobie teraz ręki uciąć :/)? ;)
UsuńJak może wiesz, czytałam pierwszy tom i "troszkę" się rozczarowałam. Miałam chyba za duże oczekiwania, które niestety nie zostały spełnione. Koniec końców nie było źle, ale liczyłam na więcej.
OdpowiedzUsuńI tak teraz czytam sobie tę twoją recenzję i wiesz co stwierdziłam? Dam Gromyko jeszcze jedną szansę. A w zasadzie to dam wiedźmie jeszcze jedną szansę-biorę się dziś za tę pierwszą część. Już wiem, czego mam się spodziewać, więc zobaczymy. Po drugi tom też sięgnę. A nuż mi się spodoba! Jeśli nie to wówczas sobie odpuszczę.
Buziaki ;*
Wiem wiem, pamiętam ;). To mogło być przez to, że starłaś się z skumulowanym zachwytem moim i Kasi, a jednak to stawia książce wysoko poprzeczkę. Ale jak dla mnie Wolha zasługuje na drugą szansę. Humor drugiego tomu jest nieco inny, niż ten w tomie pierwszym, z resztą cała książka poprowadzona jest troszkę inaczej, więc może akurat drugi tom podejdzie ci bardziej? Na to liczę <3 ;*
UsuńNie ma Lena?
OdpowiedzUsuńNie czytam tego gówna.
Dziecko drogie, twoja recka tego tomu wisi od jakiegoś roku pewnie na twoim blogu xD No, może od kilku miesięcy :') Ale to już ustaliłyśmy XDDDDD
UsuńNie czytałam, ale muszę przyznać, że jestem bardzo ciekawa tej serii :D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
A nie jest to mój gatunek, ale najważniejsze, że Tobie się podobało. 😊
OdpowiedzUsuń