środa, 26 kwietnia 2017

*zbieram szczękę z dywanu* | Co kryją jej oczy Sarah Pinborough

Czołem Smoczyska!
Co tam u was słychać? U mnie się jakoś nijako zrobiło. Z utęsknieniem czekam na długi weekend. Wy też? A dziś przychodzę dla was z książką, która mnie rozłożyła na łopatki. Dalej nie jestem pewna, czy wyzbierałam wszystkie zęby z dywanu. Serio, szczena mi opadła. O czym będę mówić? Moi Drodzy, chcę Wam opowiedzieć o thrillerze Sarah PinboroughCo kryją jej oczy.

POKRÓTCE O WSZYSTKIM ;)
Boję się pisania tegoż opisu. Ale spokojnie, obędzie się bez najdrobniejszych spoilerów – już ja się o to postaram ;).
Adel i David przeprowadzają się do Londynu. Pragną zacząć od nowa, odbudować ich związek, który dla kogoś z zewnątrz mógłby wydawać się idealnym, wzorowym. Ale czy na pewno? Czemu więc David zdradza żonę ze swoją sekretarką – Louise? I dlaczego Adel ukrywa przyjaźń z tą samą kobietą przed swoim mężem? Co tak naprawdę łączy tych dwoje? Jakie tajemnice skrywają się w mroku przeszłości? Ile jest w stanie zrobić człowiek w imię miłości? I jaką rolę w tej historii odegra Louise? Och, pytania mnożą się z strony na stronę, a odpowiedzi… odpowiedzi znajdziecie na samym końcu tej historii!


OKŁADKOWA ŁAJZA
Może zacznę od tego, że ja takich książek nie czytam (a raczej nie czytałam do tej pory). Jakoś zawsze mnie one odpychały – czy to przekombinowanym opisem, czy złymi opiniami czy brzydką okładką. Jakoś nie było chemii miedzy mną a thrillerami. A z Co kryją jej oczy było zupełnie inaczej!  O książce dowiedziałam się z maila od Lubimyczytać i od kiedy zobaczyłam tę okładkę, tłukła mi się ona gdzieś z tyłu głowy… aż w końcu ją kupiłam. Przez okładkę, przyznaję się. Bo mnie zahipnotyzowała. Oczarowała. I to właśnie okładkę uważam za taki pierwszy plus tej książki – gdyby nie ona, to pewnie nadal omijałabym thrillery szerooookim łukiem. A tymczasem właśnie zaczęłam gorączkowo szukać kolejnych powieści z tego gatunku. Swoją drogą – może mi coś polecicie? ;)

ŻE PROSZĘ… CO?!
Bardzo spodobał mi się pomysł autorki na narrację w tej książce. Otóż czytając widzimy wydarzenia z dwóch perspektyw – oczami Adel oraz Louise, a od czasu do czasu cofamy się do przeszłości i poznajemy historię Adel. Rozdziały, których akcja toczy się w teraźniejszości są pisane narracją pierwszoosobową, więc dokładnie wiemy co roi się w głowach obu kobiet. No… prawie dokładnie. Pinborough nie pozwala nam tak do końca przejrzeć myśli jednej z nich. Co krok daje nam jakieś szczątkowe informacje, a razem z nimi dorzuca kolejne kłębowisko pytań. Nie, to wcale nie drażni. Wręcz przeciwnie. Czytając wysilałam szare komórki do niemożliwego stopnia. Zachodziłam w głowę co też kieruje ów bohaterką, po czyjej stronie stoi David, kto tu jest tym złym, no i przede wszystkim – jak to wszystko się skończy. Przez ostatnie pięćdziesiąt stron właściwie byłam pewna, że już to rozgryzłam. I tak się zastanawiałam czemu wszyscy się tak zachwycają zakończeniem tej książki… skoro ja je przewidziałam. I wiecie co? Okazało się, że „wszyscy” mieli rację. Niczego nie przewidziałam. Pinborough zrobiła mnie w bambuko, wyprowadziła w pole, nabiła w butelkę i poczyniła kilka innych rzeczy. Zaskoczyła mnie. Totalnie. Zakończenie było druzgoczące, nietypowe i jak słowo daję nie do przewidzenia. Zapewnienia z okładki raz w życiu nie kłamały. Do tej pory mam mindfuck. Zupełnie, ale to ZUPEŁNIE się tego nie spodziewałam! 

BOHATER TEŻ CZŁOWIEK
Sarah Pinborough stworzyła bohaterów, którzy spokojnie mogliby być naszymi sąsiadami, współlokatorami czy rodziną. Okropnie mi się podobała ludzkość tych postaci. Owszem, nie było ich wielu – akcja skupia się właściwie na Adel, Louise i Davidzie oraz kilku osobach drugoplanowych. W retrospekcjach pojawia się też Rob, o którym niby niewiele wiemy, a jednak ja potrafiłam sobie go wyobrazić doskonale. Z resztą jak każdą z postaci. Podobały mi się ich słabości, które były opisywane w sposób ludzki, bez zbędnej dramy. To było dobre. Właściwie jedynym mikro-minusikiem mogłyby być chwile, kiedy Louise myślała o Davidzie zbyt długo i zbyt intensywnie. Ale to były dosłownie momenty. Nie chcę się zagłębiać w cechy charakteru poszczególnych bohaterów – o wiele lepiej będzie, jeżeli sami je odkryjecie. Bo to jest tak, że ze strony na stronę opinia o bohaterach się zmienia. W jednej chwili komuś współczułam, a już za moment zastanawiałam się jakim cudem takie osoby chodzą po tym świecie. I tak bez końca. Czytałam i czytałam, i byłam coraz bardziej zafascynowana bohaterami i złożonością ich charakterów. Tak więc nie rozłożę Wam postaci na czynniki pierwsze, ale gorąco zachęcam was, abyście sami to zrobili!

TROCHĘ PARANORMALNIE SIĘ ZROBIŁO
Muszę zaznaczyć, że Co kryją jej oczy niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu. Jeżeli jesteś racjonalistą, kurczowo trzymającym się faktów i żelaznej logiki – możesz się rozczarować. Pinborough wprowadziła w tę opowieść wątek, który nieco odbiega od świata przyziemnego, jest lekko irracjonalny i ma ogromny wpływ na całą historię – wątek koszmarów i świadomych snów. Ja jakoś go uparcie ignorowałam – może stąd to kolosalne zaskoczenie zakończeniem? W każdym bądź razie byłam pewna, ze to tylko taki o, wątek poboczny i to był błąd. Jednak mi osobiście zupełnie on nie przeszkadzał, a zakończenie wbiło mnie w fotel. Zaraz po skończeniu książki zadzwoniłam do chłopaka i przez bite pół godziny usiłowałam mu opowiedzieć tę historię. Nie udało się. Tego się nie da opowiedzieć. To trzeba samemu poznać.

TRÓJKĄT Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA
Przez te wszystkie młodzieżówki przyjęło się, że trójkąty są fuj i że mianem trójkąta miłosnego nazywa się rozterki jednego z bohaterów nad wyborem partnera/partnerki. A jak tak teraz myślę… to to chyba jest błędnie pomyślane. Czy trójkąt nie powinien być jakby… aktywny? W sensie że ktoś powinien kogoś zdradzać, a nie dopiero się zastanawiać nad wyborem xD No nie wiem, poprawcie mnie jeśli się mylę. W każdym bądź razie w Co kryją jej oczy mamy trójkąt jak cholera, ale nie ma mowy, żeby był on drażniący. Tu nie ma zbyt wiele scen romantycznych, autorka nie skupia się na tym. Gdzieś tam pojawia się wzmianka o wczorajszym seksie, jakieś rozmyślenia i wątpliwości, ale tak naprawdę trójkąt stanowi jedynie tło dla wątku psychologicznego. Tak więc mogę was uspokoić – nie trzeba się bać tej figury geometrycznej. Nie w przypadku Co kryją jej oczy. Gwarantuję wam, że Pinborough nie poszła w kierunku ckliwej opowieści zalanej serduszkami i tęczą. Wręcz przeciwnie… ale o tym za moment.

MIŁOŚĆ NA ŚMIERĆ I ŻYCIE
Miłość. Cholera, człowiek sobie nie zdaje sprawy, że to naprawdę może być choroba. W książce to uczucie przeraża. To właśnie miłość znajduje się u źródła problemów, to ona napędza akcję i kieruje bohaterami… ale nie robi tego tak standardowo. Cholera, nawet nie wiem jak o tym napisać. Po prostu. Miłość w wydaniu Pinborough jest przerażająca. Mnie przeraziła. Czym? Swoim ogromem, swoją siłą i zdolnością do popychania ludzi do czynów okrutnych. Słowem – jestem zachwycona rolą, jaką miłość pełni w tej powieści.

KUR*Y Z SENSEM UŻYTE NIE GRYZĄ
W Co kryją jej oczy wszystko jest takie… ludzkie i przekleństwa też są. I nie są spartaczone. Jak już ktoś klnie, to zawsze w odpowiednim momencie, z właściwym natężeniem, zawsze tak, że jest to właściwe, trafione. Dla mnie to dość spory atut – nie lubię zbędnych wulgaryzmów, a wulgaryzmów źle wykorzystanych i zmarnowanych wręcz nie trawię. Tu tego nie ma. Tu każda k*%wa coś wyraża, oddaje emocje bohaterów. A emocji w tej książce nie brak, uwierzcie mi.

TRZYMA MOCNIEJ NIŻ KROPELKA!
Serio. Kiedy rano w sobotę usiadłam sobie z nią w salonie… to oderwałam się dopiero późnym wieczorem, kiedy już literki latały mi przed oczami. Czytałam jedząc, czytałam robiąc obiad, czytałam w wannie, czytałam bez przerwy. Co kryją jej oczy pochłonęło mnie bez reszty. Dawno się tak nie wkręciłam w książkową historię. A gdy opowieść dobiegła końca zostałam sama, z szeroko rozdziawioną buzią i pytaniem: ale że jak? Że to już koniec?

ANO KONIEC
Tak więc podsumowując: Co kryją jej oczy okazał się dla mnie fenomenalnym początkiem przygody z thrillerami. Sarah Pinborough zapewniła mi godziny niesamowitej rozrywki, główkowania i poszukiwania odpowiedzi. Książkę polecam z całego serducha. Wydaje mi się, że jeśli ktoś lubi fantastykę, a chciałby poznać się bliżej z thrillerami – Co kryją jej oczy powinno być dla niego idealne na początek, tak jak to było w moim przypadku. Ale nie trzeba lubić fantasy, aby brać się za tę historię! Właściwie poleciłabym ją każdemu z wyjątkiem realistów absolutnych. Oni mogliby być zirytowani zakończeniem. Ja nie byłam. Cóż, marna ze mnie realistka ;)

A co z wami? Wiecie już co kryją jej oczy? A może dopiero się przymierzacie do poznania odpowiedz? No i najważniejsze: jak tam plany na ten weekend? ;P

Trzymajcie się ciepło!

Q.

19 komentarzy:

  1. Książka mnie bardzo ciekawi. W przypadku tej książki zdania są podzielone, jednym bardzo się podoba, innym w ogóle, z chęcią na własnej skórze się przekonam jaka jest ta książka :). Widzę, że Tobie książka przypadła do gustu.

    Pozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podział pewnie wywołuje właśnie jej rozwiązanie - bo mocno odbiega od realności, i dla racjonalistów będzie po prostu głupie. Mi podobało się ogromnie, bo lubię takie dziwactwa :)

      Usuń
  2. Do thrillerów powoli się przekonuję, ale chyba nic już nie zmyje tego negatywnego wrażenia, jakie zrobiła na mnie "Dziewczyna z pociągu". Ta książka była jedną wielką dramą, a nie jedynie ukazaniem ludzkich słabości, bo to akuratnie lubię - wtedy powieść od razu nabiera psychologicznego zabarwienia. Zachęciłaś mnie tym motywem świadomego śnienia, bo chociaż z reguły twardo stąpam po ziemi, to swego czasu się tym interesowałam. Tak więc będę musiała sięgnąć po tę książkę :D
    Pozdrawiam, Zaksiążkowana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Dziewczynę z pociągu - słuchałam 10% całości w formie audio i... kuźwa, to było tak denne, że aż bolało. Może więc Co kryją jej oczy trochę zniwelują negatywne wspomnienia po tamtym? ;)

      Usuń
  3. Łooo!
    Ta recenzja dużo mi dała, choć podobnie jak ty nie trawię nadprogramowych wulgaryzmów to dodatkowo cieszę się z przemyślanych tutaj, zamierzam po nią sięgnąć. To chyba piąty thriller na jaki się zdecyduję.. I teraz już nie mogę się doczekać zakończenia, bo zdecydowanie nie jestem realistką ;)

    ~Aneta

    http://takpapierowo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama uwielbiam thrillery, ale już takie, których akcja kręci się wokół trójkątu miłosnego? Może niekoniecznie... Chociaż, jeśli mówisz, że nie był on drażniący, to może masz rację i jednak jest to coś dla mnie. Wątek koszmarów i świadomego śnienia to też coś, co mnie kręci. :)

    Pozdrowienia i buziaki!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ten trójkąt był wręcz dobry, smaczny. Nie taki jak w młodzieżówkach czy fantasy niektórych. A koszmary były fenomenalnie pomyślane, więc... polecam ;)

      Usuń
  5. Zdecydowanie brzmi jak coś, co warto przeczytać :) Na mnie z thrillerów ogromne wrażenie zrobiła "Idealna" Magdy Stachuli - polecam Ci, jeśli nie znasz ;)

    P.S. Zdjęcie wyszło Ci rewelacyjnie! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapisuję!
      Dzięki <3 Com si e nad tymi oczami osiedziała, to... ale było warto chyba ;)

      Usuń
  6. Czytałam. Świetny tytuł, fabuła urzekająca :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem właśnie w trakcie lektury, właściwie bliżej końca niż początku i jestem coraz mocniej zaintrygowana i chwilami zszokowana. Książka budzi we mnie wiele emocji, uwielbiam takie pozycje!

    Pozdrawiam,
    Justyna z livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Goń do końca, i napisz, czy też ci mózg rozwaliło zakończenie! <3

      Usuń
    2. Skończyłam i... nie wiem co powiedzieć. To było tak szokujące zakończenie, że do tej pory w kółko to analizuję. Jakim cudem? :O

      Usuń
  8. Niby z opisu jakoś mnie nie przyciąga, ale twoja recenzja sprawiła, że już tak :D No nie wiem, może się za nią rozejrze, ale na pewno nie kest to moje must read/must have... No i wydaje mi się, że poczekam kilka lat, bo uważam, że jak będę starsza to może mi się gardziej spodobać niż gdybym przeczytała teraz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może masz rację ;) Cieszy mnie, że recenzja pykła i... spróbuj kiedyś, serio warto <3

      Usuń
  9. Zaciekawiłaś mnie koncepcją "trójkąta aktywnego". Jak tak się dłużej przyjrzeć, to nie czytałam chyba jeszcze takiej książki, w której rzeczywiście te rozterki bohaterki byłyby uzasadnione działaniami. Ale też i dobrze, że to się nie wysuwa na pierwszy plan.
    Makijaż... makijaż <3 <3


    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten wątek koszmarów trochę we mnie wzbudza obawy, ale ostatnio spodobały mi się takie klimaty, więc może sięgnę w wolnej chwili. ;D
    I hej, ja niemal zawsze wybieram książki po okładkach i rzadko mnie rozczarowują! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tego typu książek ostatnio czytałam "Za zamkniętymi drzwiami" i "Dziewczynę w walizce" - mogę śmiało polecić :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)