Czołem Smoczyska!
Co tam u was słychać? U mnie się jakoś nijako zrobiło. Z utęsknieniem
czekam na długi weekend. Wy też? A dziś przychodzę dla was z książką, która
mnie rozłożyła na łopatki. Dalej nie jestem pewna, czy wyzbierałam wszystkie
zęby z dywanu. Serio, szczena mi opadła. O czym będę mówić? Moi Drodzy, chcę
Wam opowiedzieć o thrillerze Sarah
Pinborough – Co kryją jej oczy.
POKRÓTCE O WSZYSTKIM ;)
Boję się pisania tegoż opisu. Ale spokojnie, obędzie się bez najdrobniejszych spoilerów – już ja się o to
postaram ;).
Adel i David przeprowadzają się
do Londynu. Pragną zacząć od nowa, odbudować ich związek, który dla kogoś z
zewnątrz mógłby wydawać się idealnym, wzorowym. Ale czy na pewno? Czemu więc
David zdradza żonę ze swoją sekretarką – Louise? I dlaczego Adel ukrywa
przyjaźń z tą samą kobietą przed swoim mężem? Co tak naprawdę łączy tych dwoje?
Jakie tajemnice skrywają się w mroku przeszłości? Ile jest w stanie zrobić
człowiek w imię miłości? I jaką rolę w tej historii odegra Louise? Och, pytania mnożą się z strony na stronę,
a odpowiedzi… odpowiedzi znajdziecie na samym końcu tej historii!
OKŁADKOWA ŁAJZA
Może zacznę od tego, że ja
takich książek nie czytam (a raczej nie czytałam do tej pory). Jakoś zawsze
mnie one odpychały – czy to przekombinowanym opisem, czy złymi opiniami czy brzydką
okładką. Jakoś nie było chemii miedzy mną
a thrillerami. A z Co kryją jej oczy
było zupełnie inaczej! O książce
dowiedziałam się z maila od Lubimyczytać i od kiedy zobaczyłam tę okładkę,
tłukła mi się ona gdzieś z tyłu głowy… aż
w końcu ją kupiłam. Przez okładkę, przyznaję się. Bo mnie zahipnotyzowała. Oczarowała.
I to właśnie okładkę uważam za taki
pierwszy plus tej książki – gdyby nie ona, to pewnie nadal omijałabym thrillery
szerooookim łukiem. A tymczasem właśnie zaczęłam gorączkowo szukać
kolejnych powieści z tego gatunku. Swoją drogą – może mi coś polecicie? ;)
ŻE PROSZĘ… CO?!
Bardzo spodobał mi się pomysł
autorki na narrację w tej książce. Otóż czytając widzimy wydarzenia z dwóch
perspektyw – oczami Adel oraz Louise, a od czasu do czasu cofamy się do
przeszłości i poznajemy historię Adel. Rozdziały, których akcja toczy się w
teraźniejszości są pisane narracją pierwszoosobową, więc dokładnie wiemy co roi się w głowach obu kobiet. No… prawie dokładnie.
Pinborough nie pozwala nam tak do końca przejrzeć myśli jednej z nich. Co krok
daje nam jakieś szczątkowe informacje, a razem z nimi dorzuca kolejne
kłębowisko pytań. Nie, to wcale nie drażni. Wręcz przeciwnie. Czytając wysilałam
szare komórki do niemożliwego stopnia. Zachodziłam w głowę co też kieruje ów
bohaterką, po czyjej stronie stoi David, kto tu jest tym złym, no i przede
wszystkim – jak to wszystko się skończy. Przez
ostatnie pięćdziesiąt stron właściwie byłam pewna, że już to rozgryzłam. I tak
się zastanawiałam czemu wszyscy się tak zachwycają zakończeniem tej książki…
skoro ja je przewidziałam. I wiecie co? Okazało się, że „wszyscy” mieli rację.
Niczego nie przewidziałam. Pinborough zrobiła mnie w bambuko, wyprowadziła w
pole, nabiła w butelkę i poczyniła kilka innych rzeczy. Zaskoczyła mnie. Totalnie. Zakończenie było druzgoczące, nietypowe i jak słowo daję nie do przewidzenia. Zapewnienia z okładki raz w życiu nie kłamały. Do tej pory mam mindfuck. Zupełnie, ale to ZUPEŁNIE się tego nie spodziewałam!
BOHATER TEŻ CZŁOWIEK
Sarah Pinborough stworzyła bohaterów, którzy spokojnie mogliby być
naszymi sąsiadami, współlokatorami czy rodziną. Okropnie mi się podobała ludzkość tych postaci. Owszem, nie było
ich wielu – akcja skupia się właściwie
na Adel, Louise i Davidzie oraz kilku osobach drugoplanowych. W
retrospekcjach pojawia się też Rob,
o którym niby niewiele wiemy, a jednak ja potrafiłam sobie go wyobrazić
doskonale. Z resztą jak każdą z postaci. Podobały
mi się ich słabości, które były opisywane w sposób ludzki, bez zbędnej dramy.
To było dobre. Właściwie jedynym
mikro-minusikiem mogłyby być chwile, kiedy Louise myślała o Davidzie zbyt długo
i zbyt intensywnie. Ale to były dosłownie momenty. Nie chcę się zagłębiać w cechy charakteru poszczególnych bohaterów – o wiele
lepiej będzie, jeżeli sami je odkryjecie. Bo to jest tak, że ze strony na
stronę opinia o bohaterach się zmienia. W jednej chwili komuś współczułam, a
już za moment zastanawiałam się jakim cudem takie osoby chodzą po tym świecie.
I tak bez końca. Czytałam i czytałam, i byłam coraz bardziej zafascynowana bohaterami i złożonością ich charakterów. Tak więc nie rozłożę Wam
postaci na czynniki pierwsze, ale gorąco zachęcam was, abyście sami to zrobili!
TROCHĘ PARANORMALNIE
SIĘ ZROBIŁO
Muszę zaznaczyć, że Co kryją jej oczy niekoniecznie każdemu
przypadnie do gustu. Jeżeli jesteś racjonalistą, kurczowo trzymającym się
faktów i żelaznej logiki – możesz się rozczarować. Pinborough wprowadziła w tę opowieść wątek, który nieco odbiega od
świata przyziemnego, jest lekko irracjonalny i ma ogromny wpływ na całą
historię – wątek koszmarów i świadomych snów. Ja jakoś go uparcie
ignorowałam – może stąd to kolosalne zaskoczenie zakończeniem? W każdym bądź razie
byłam pewna, ze to tylko taki o, wątek poboczny i to był błąd. Jednak mi
osobiście zupełnie on nie przeszkadzał, a zakończenie
wbiło mnie w fotel. Zaraz po skończeniu książki zadzwoniłam do chłopaka i
przez bite pół godziny usiłowałam mu opowiedzieć tę historię. Nie udało się. Tego się nie da opowiedzieć. To trzeba
samemu poznać.
TRÓJKĄT Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA
Przez te wszystkie młodzieżówki przyjęło
się, że trójkąty są fuj i że mianem trójkąta miłosnego nazywa się rozterki
jednego z bohaterów nad wyborem partnera/partnerki. A jak tak teraz myślę…
to to chyba jest błędnie pomyślane. Czy trójkąt nie powinien być jakby…
aktywny? W sensie że ktoś powinien kogoś zdradzać, a nie dopiero się
zastanawiać nad wyborem xD No nie wiem, poprawcie mnie jeśli się mylę. W każdym
bądź razie w Co kryją jej oczy mamy trójkąt jak cholera, ale nie ma mowy, żeby był
on drażniący. Tu nie ma zbyt wiele scen romantycznych, autorka nie skupia się
na tym. Gdzieś tam pojawia się wzmianka o wczorajszym seksie, jakieś
rozmyślenia i wątpliwości, ale tak naprawdę trójkąt stanowi jedynie tło dla wątku psychologicznego. Tak więc
mogę was uspokoić – nie trzeba się bać tej figury geometrycznej. Nie w
przypadku Co kryją jej oczy.
Gwarantuję wam, że Pinborough nie poszła w kierunku ckliwej opowieści zalanej
serduszkami i tęczą. Wręcz przeciwnie… ale o tym za moment.
MIŁOŚĆ NA ŚMIERĆ I
ŻYCIE
Miłość. Cholera, człowiek sobie nie zdaje sprawy, że to naprawdę może być
choroba. W książce to uczucie przeraża. To
właśnie miłość znajduje się u źródła problemów, to ona napędza akcję i kieruje
bohaterami… ale nie robi tego tak standardowo. Cholera, nawet nie wiem jak
o tym napisać. Po prostu. Miłość w wydaniu Pinborough jest przerażająca. Mnie przeraziła.
Czym? Swoim ogromem, swoją siłą i zdolnością do popychania ludzi do czynów
okrutnych. Słowem – jestem zachwycona
rolą, jaką miłość pełni w tej powieści.
KUR*Y Z SENSEM UŻYTE NIE GRYZĄ
W Co kryją jej oczy wszystko
jest takie… ludzkie i przekleństwa też są. I nie są spartaczone. Jak już ktoś klnie, to zawsze w odpowiednim
momencie, z właściwym natężeniem, zawsze tak, że jest to właściwe, trafione. Dla
mnie to dość spory atut – nie lubię zbędnych wulgaryzmów, a wulgaryzmów źle wykorzystanych
i zmarnowanych wręcz nie trawię. Tu tego nie ma. Tu każda k*%wa coś wyraża, oddaje emocje bohaterów. A emocji w tej
książce nie brak, uwierzcie mi.
TRZYMA MOCNIEJ NIŻ
KROPELKA!
Serio. Kiedy rano w sobotę usiadłam sobie z nią w salonie… to
oderwałam się dopiero późnym wieczorem, kiedy już literki latały mi przed
oczami. Czytałam jedząc, czytałam robiąc obiad, czytałam w wannie, czytałam bez
przerwy. Co kryją jej oczy pochłonęło mnie bez reszty. Dawno się tak nie
wkręciłam w książkową historię. A gdy opowieść dobiegła końca zostałam
sama, z szeroko rozdziawioną buzią i pytaniem: ale że jak? Że to już koniec?
ANO KONIEC
Tak więc podsumowując: Co kryją jej oczy okazał się dla mnie
fenomenalnym początkiem przygody z thrillerami. Sarah Pinborough zapewniła
mi godziny niesamowitej rozrywki, główkowania i poszukiwania odpowiedzi. Książkę polecam z całego serducha. Wydaje
mi się, że jeśli ktoś lubi fantastykę, a chciałby poznać się bliżej z
thrillerami – Co kryją jej oczy
powinno być dla niego idealne na początek, tak jak to było w moim przypadku.
Ale nie trzeba lubić fantasy, aby brać się za tę historię! Właściwie poleciłabym ją każdemu z wyjątkiem realistów absolutnych.
Oni mogliby być zirytowani zakończeniem. Ja nie byłam. Cóż, marna ze mnie realistka
;)
A co z wami? Wiecie już co
kryją jej oczy? A może dopiero się przymierzacie do poznania odpowiedz? No i
najważniejsze: jak tam plany na ten weekend? ;P
Trzymajcie się ciepło!
Q.
Książka mnie bardzo ciekawi. W przypadku tej książki zdania są podzielone, jednym bardzo się podoba, innym w ogóle, z chęcią na własnej skórze się przekonam jaka jest ta książka :). Widzę, że Tobie książka przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, a w wolnej chwili zapraszam do siebie zakladkadoksiazek.pl
Podział pewnie wywołuje właśnie jej rozwiązanie - bo mocno odbiega od realności, i dla racjonalistów będzie po prostu głupie. Mi podobało się ogromnie, bo lubię takie dziwactwa :)
UsuńDo thrillerów powoli się przekonuję, ale chyba nic już nie zmyje tego negatywnego wrażenia, jakie zrobiła na mnie "Dziewczyna z pociągu". Ta książka była jedną wielką dramą, a nie jedynie ukazaniem ludzkich słabości, bo to akuratnie lubię - wtedy powieść od razu nabiera psychologicznego zabarwienia. Zachęciłaś mnie tym motywem świadomego śnienia, bo chociaż z reguły twardo stąpam po ziemi, to swego czasu się tym interesowałam. Tak więc będę musiała sięgnąć po tę książkę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Zaksiążkowana
Jeśli chodzi o Dziewczynę z pociągu - słuchałam 10% całości w formie audio i... kuźwa, to było tak denne, że aż bolało. Może więc Co kryją jej oczy trochę zniwelują negatywne wspomnienia po tamtym? ;)
UsuńŁooo!
OdpowiedzUsuńTa recenzja dużo mi dała, choć podobnie jak ty nie trawię nadprogramowych wulgaryzmów to dodatkowo cieszę się z przemyślanych tutaj, zamierzam po nią sięgnąć. To chyba piąty thriller na jaki się zdecyduję.. I teraz już nie mogę się doczekać zakończenia, bo zdecydowanie nie jestem realistką ;)
~Aneta
http://takpapierowo.blogspot.com/
W takim razie życzę ci fascynującej lektury! ;P
UsuńSama uwielbiam thrillery, ale już takie, których akcja kręci się wokół trójkątu miłosnego? Może niekoniecznie... Chociaż, jeśli mówisz, że nie był on drażniący, to może masz rację i jednak jest to coś dla mnie. Wątek koszmarów i świadomego śnienia to też coś, co mnie kręci. :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i buziaki!
BOOKS OF SOULS
Właśnie ten trójkąt był wręcz dobry, smaczny. Nie taki jak w młodzieżówkach czy fantasy niektórych. A koszmary były fenomenalnie pomyślane, więc... polecam ;)
UsuńZdecydowanie brzmi jak coś, co warto przeczytać :) Na mnie z thrillerów ogromne wrażenie zrobiła "Idealna" Magdy Stachuli - polecam Ci, jeśli nie znasz ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Zdjęcie wyszło Ci rewelacyjnie! ;)
Zapisuję!
UsuńDzięki <3 Com si e nad tymi oczami osiedziała, to... ale było warto chyba ;)
Czytałam. Świetny tytuł, fabuła urzekająca :)
OdpowiedzUsuńJestem właśnie w trakcie lektury, właściwie bliżej końca niż początku i jestem coraz mocniej zaintrygowana i chwilami zszokowana. Książka budzi we mnie wiele emocji, uwielbiam takie pozycje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Justyna z livingbooksx.blogspot.com
Goń do końca, i napisz, czy też ci mózg rozwaliło zakończenie! <3
UsuńSkończyłam i... nie wiem co powiedzieć. To było tak szokujące zakończenie, że do tej pory w kółko to analizuję. Jakim cudem? :O
UsuńNiby z opisu jakoś mnie nie przyciąga, ale twoja recenzja sprawiła, że już tak :D No nie wiem, może się za nią rozejrze, ale na pewno nie kest to moje must read/must have... No i wydaje mi się, że poczekam kilka lat, bo uważam, że jak będę starsza to może mi się gardziej spodobać niż gdybym przeczytała teraz :)
OdpowiedzUsuńMoże masz rację ;) Cieszy mnie, że recenzja pykła i... spróbuj kiedyś, serio warto <3
UsuńZaciekawiłaś mnie koncepcją "trójkąta aktywnego". Jak tak się dłużej przyjrzeć, to nie czytałam chyba jeszcze takiej książki, w której rzeczywiście te rozterki bohaterki byłyby uzasadnione działaniami. Ale też i dobrze, że to się nie wysuwa na pierwszy plan.
OdpowiedzUsuńMakijaż... makijaż <3 <3
Pozdrawiam
To Read Or Not To Read
Ten wątek koszmarów trochę we mnie wzbudza obawy, ale ostatnio spodobały mi się takie klimaty, więc może sięgnę w wolnej chwili. ;D
OdpowiedzUsuńI hej, ja niemal zawsze wybieram książki po okładkach i rzadko mnie rozczarowują! :D
Z tego typu książek ostatnio czytałam "Za zamkniętymi drzwiami" i "Dziewczynę w walizce" - mogę śmiało polecić :)
OdpowiedzUsuń