Cześć Krewetki!
Cholera, zwlekałam z napisaniem tej recenzji już chyba tydzień… no,
może nie cały. Ale jak zwykle recenzję pisze maksymalnie dzień czy dwa dni po
przeczytaniu książki, tak tutaj uznałam, że to najgorsze, co mogłabym zrobić.
Wyszedłby z tego jeden wielki bluzg i hejt. Serio. Pozwoliłam więc ułożyć się
myślom w głowie i… i teraz piszę dla Was recenzję książki Katarzyny Bereniki Miszczuk pt.
Gwiezdny
wojownik. Działko, szlafrok i księżniczka.
W (NIE TAK ZNOWU)
OGROMNYM SKRÓCIE
Mamy rok 2463. W stronę Ziemi zmierza asteroida, która ma dokończyć
dzieła zniszczenia, które od lat sieją na planecie ludzie i ostatecznie zniszczyć
glob. Aby temu zapobiec, armia wysyła żołnierzy
z misją ratunkowa – mają zniszczyć asteroidę, nim ta dotrze do Ziemi, a jeżeli
to im się nie uda, mają uderzyć w nią statkiem – Gwiezdnym Wojownikiem. I
wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, iż pojazd ten jest wrakiem, a cała
załoga leci na tę wyprawę tylko i wyłącznie dlatego, że zostali zaszantażowani.
Nikomu nie uśmiecha się zostanie kosmicznym kamikadze.
W tym samym czasie dwa Królestwa – Makrosoftu i Epple, które od lat
toczą ze sobą spory, postanawiają zawrzeć sojusz oparty na małżeństwie księcia
Epple i księżniczki Makrosoftu.
Czy dojdzie do ślubu? Co łączy
ze sobą oba te wątki? Jak zakończy się misja ratunkowa Gwiezdnego Wojownika?
Odpowiedzi poszukajcie w książce.
*CYK CYK CYK*
ŚWIERSZCZE CYKAJĄ
W poprzedniej recenzji zasypałam was cytatami i powiedziałam, że w
następnej cytatów nie uświadczycie. I słowa dotrzymam. Nie dlatego, żeby
zachować równowagę. Po prostu przez bite
300 stron nie znalazł się ani jeden fragment godny mojej uwagi i zaznaczenia.
Napis z okładki głosi, iż Gwiezdny Wojownik
jest „przyprawiony sporą dawką
ciętego humoru” i przyznaję, że była to druga z rzeczy, która skłoniła mnie
do sięgnięcia po tę książkę. Tylko problem jest taki, że tego humoru nie
odnalazłam. Żarty w książce są beznadziejne,
infantylne i sztuczne. „Komiczna powieść kosmiczna” ma w sobie mniej więcej tyle komizmu, ile jest czystego
powietrza w Krakowie. Żarty mają poziom… cholera, no taki, na którym zwykły poruszać
się glizdki i inne chrobaki podziemne. Dno.
Zaiste. Jeśli więc szukacie zabawnej historii, to nie tędy droga. Serio.
KTOŚ TU ROBI ZE MNIE
DEBILA
I to dość bezczelnie. Zacznijmy od królestw Makrosoftu i Epple, które są
dla siebie konkurencją, a wzbogaciły się na przemyśle informatycznym/elektronicznym/komputerowym/zwał
jak zwał. Serio? To już subtelniej się
nie dało? Trzeba było cisnąć mi miedzy oczy Microsoftem i Apple? Dodajmy do
tego księżniczkę Makrosoftu, która niesamowicie przypomina z wyglądu Leie ze
Star Wars, władców obu królestw, którzy pojawili się na ułamek sekundy, a ja przez
te kilka stron zdążyłam zajść w głowę jakim cholera cudem oni się dorobili fortuny,
skoro na moje oko obaj byli umysłowymi inwalidami. Z resztą o bohaterach
jeszcze wam opowiem. Mam wrażenie, ze
Miszczuk serio pisząc to myślała, ze czytać to będzie zgraja debili. Bo o ile można by tę historię opowiedzieć
naprawdę fajnie, to… a z resztą, to zasługuje chyba na osobny akapit.
NO I SIĘ PRZELICZYŁAM…
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Miszczuk. Po opisie i
zapewnieniu, które znalazłam na okładce, mówiącym, że „Gwiezdny Wojownik przypadnie
do gustu nie tylko fanom SF”, liczyłam
na to, że albo cała ta kosmiczność zostanie przedstawiona w sposób
delikatniejszy i łatwiejszy do przyswojenia niż u takiego np. Lema, albo
autorka osłodzi galaktyczną historię wątkiem miłosnym, który będzie
ratunkiem dla tych, którzy nie są przekonani do Science Fiction. Nic z tych
rzeczy. Kwestie kosmiczne, takie jak
wygląd i właściwości statków kosmicznych, broni, nowych technologii, etc. zostały
po prostu potraktowane… nawet gorzej, niż po macoszemu. Nie dowiedziałam się
jak działa skradziona nieumyślnie broń masowej zagłady, nie znalazłam żadnego
opisu statku, tak z zewnątrz, jak i wewnątrz, który pobudziłby moją wyobraźnie…
zero. Null. A wątek romantyczny był
jednym z gorszych, jakie ostatnio miałam „przyjemność” czytać. Skrajnie
nijaki, wysnuty z emocji i… miłości. Płytki i banalny. W zasadzie jedynym jego plusem było to, że nie zdominował tej historii.
Właściwie tu nic nie dominuje. To się
czyta, bo się czyta. Nawet nie czuje się gniewu na beznadziejność tej książki. Nic
się nie czuje. Po prostu czeka się na koniec. To już wolałabym się wkurzyć…
zawsze to jakaś emocja :/.
NIE MYLMY KSIĄŻKI Z
SERIALEM!
Kolejnym minusem jest sposób, w
jaki poprowadzono narrację w Gwiezdnym
Wojowniku. To mi się skojarzyło z tym, jak opowiada się historię w
serialach lub filmach. Bo widzicie, w tej książce swoje pięć minut miał każdy. Narracja skacze od jednego bohatera, do drugiego,
tak, że w jednym rozdziale dwa akapity opowiada nam mechanik Misiek, następnie
wchodzimy do głowy kapitana statku, później księżniczki, następnie nawigatora,
a nawet komputera pokładowego. I przez
to skakanie z kwiatka na kwiatek historia robi się nijaka. Nie mamy jak związać
się z którymkolwiek z bohaterów, bo zbyt krótko się z nimi stykamy, jest to
zbyt chaotyczne.
UMRZYJCIE, MI TO
RYBKA
Same postacie są nam obojętne.
Przynajmniej mi były, bez żadnego wyjątku. Nie uroniłabym łezki, gdyby
przypadkiem im się ten cholerny Gwiezdny Wojownik rozleciał w diabły. Miszczuk totalnie zaniedbała kreację
postaci, przez co wyszły okrutnie sztuczne. Jednej z nich na przykład w
czasie lotu zamordowano kogoś bardzo bliskiego. I co? Myślicie, że jakoś to
ją/go obeszło? Bynajmniej. Emocjonalne zero. Księżniczka z kolei chyba miała jakiś wewnętrzny konflikt
osobowości, bo najpierw uciekła przed własnym ślubem… a potem siedziała na
statku zdołowana, że jej siostra odbije jedynego księcia w galaktyce i z kim
ona w takim razie się ożeni? W przypadku
podrobionej Lei logika poszła w las. Pozostali bohaterowie nie są wcale lepsi.
Mamy lekarza, który od początku
faszeruje się wszystkimi możliwymi proszkami, jakie znajdzie na statku, mamy kapitana-alkoholika, który z braku laku
jest gotów filtrować sobie denaturat przez chleb, byle tylko mieć co wypić. Jest
tu też operatorka działka, która…
ona chyba miała być elementem kobieco-erotyczno-seksownym. Tak coś czuję. W każdym
razie przez 300 stron nie robi nic. Podobnie jak kolejna z kobiet na
pokładzie – tym razem cechująca się anty-kobiecością i ujemnym erotyzmem. Jest jeszcze nawigator-lovelas i mechanik tak zmyślny… że na wstępie
zapomniał przymocować najważniejszy element do statku, przez co odlecieli bez
niego. Takie śmieszki, rozumiecie. A, no i jest jeszcze komputer pokładowy Zygmunt, miłujący się w psychoanalizie, kapitan (a może to był generał?) Borowik i Anarha
– ci dwoje to akurat czarne charaktery. Ale chyba nie piorą w pervolu, bo ich
czarność pozostawia wiele do życzenia. W każdym bądź razie bohaterów jest od groma, a wszystkich łączy jedno: zupełny brak
charakteru, sztuczność i dysmózgia.
KOŃCZ WAŚĆ…
Uff. Więcej grzechów nie pamiętam. Podsumowując Gwiezdny Wojownik okazał się totalna
klapą. Historia, która mogłaby zaciekawić i wkręcić została spartaczona od
podstaw. Brak klimatu kosmosu, brak szczegółów, luki w logice i fabule, a do
tego beznadziejnie wykreowani bohaterowie skutecznie psują tę opowieść. Jak
już się pewnie domyślacie… nie mogę tego cholerstwa polecić. Przykro mi. Nie tym
razem ;/.
A wy czytaliście może Gwiezdnego Wojownika? Jak wrażenia? A, i… czy
inne książki Miszczuk są równie tragiczne? Bo miałam smaka na Szeptuchę, ale teraz to się jej obawiam…
Pomóżcie!
Trzymajcie się ciepło!
Q.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Uroboros ;)
Zostałaś moim mistrzem. Porównanie ilości komizmu do czystego powietrza w Krakowie - bezcenne.
OdpowiedzUsuńJa Miszczuk nie trawię. Miałam tę (nie) przyjemność czytać Wilka i Wilczycę i... Obie książki wylądowały w najgorszych tamtego roku. Jestem tak do tej autorki zrażona, że to Ma-Sa-Kra.
A jak widziałam w Empiku Gwiezdnego wojownika to myślałam, że to coś z uniwersum Star warsów, no bo tytuł nawiązuje + Leia na okładce. Ale nieeeee XD
Pozdrawiam!!
A to jakoś samo mi się porównało xDDDD
UsuńJa może jej dam kiedyś drugą szansę... zależy od tego, co ludzie mi o Szeptusze powiedzą ;/
Ej ale ja miałam to samo! A czika z okładki to ta księżniczka, co to jest klonem Lei xD
Buźka ;*
Jezu, ten opis już boli. Serio? Microsoft i Apple...? Królestwa...? Przepraszam, ale raczej opcji nie ma, by świat tak za ileś lat wyglądał. Rozumiem, że to miała być komedia, ale emm... chyba dla 10-latka? Albo 12, który marzy o Apple, ale jego rodziców nie stać, czy coś? Ja tą panią kojarzę z książek "Ja, diablica" oraz tej jej "Szeptuchy" przez blogi, ale jeśli ona ma taki humor to na razie chyba zupełnie w zapomnienie pójdą XD
OdpowiedzUsuńTak czy siak książkę przeczytam, bo wygrałam ją w konkursie więc podejdę do niej z dystansem i może jakoś dobrnę do końca. Chyba, że jakimś cudem mi się spodoba, przecież na to zawsze jest szansa ;-)
OdpowiedzUsuńO matko, ta okładka wygląda jak opakowanie kasety VHS od ruskich :D u mnie na blogu również dzisiaj gości pani Miszczuk, tylko że z "Ja, diablica" i co prawda nie byłam aż tak surowa jak Ty, ale też póki co podziękuję za jej twórczość, a już na pewno za "Gwiezdnego Wojownika" :)
OdpowiedzUsuńJa zraziłam się do tej autorki po jej książce "Ja diablica", która była absurdalna i dość głupiutka, a humor był dość infantylny, a żarty słabe. Na 100% nie przeczytam tej książki, chociaż opis brzmiał zachęcająco, ale po twojej opinii odpuszczam. Nie chce drugiej diablicy i męczenia się z książką. :')
OdpowiedzUsuńPozdrowionka! :>
recenzjeklaudii.blogspot.com
Coś przeczuwam, że mi też ta książka nie przypadnie do gustu, więc podziękuję ;P Ale pani Miszczuk chciałabym dać szansę i przeczytać np. Szeptuchę ;D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Czytajac o bohaterach mialam wrazenie ze specjalnie wsadzili ich do tego statku z nadzieja ze albo popelnia to kosmiczne kamikadze albo statek rozpadnie sie w proch gdzies w odleglej galaktyce i swiet pozbedzie sie tych idiotow raz na zawsze. Na szczescie nie mialam stycznosci z ta ksiazka i pewnie noe bede nigdy miec bo nie czytam zbytnio sf a poza tym skutecznie mnie zniechecilas xd
OdpowiedzUsuńPozdawiam i zapraszam do siebie:
biblioteka-feniksa.blogspot.com
Ajajaj, dziękuję za recenzję. Małe prawdopodobieństwo, żebym kiedykolwiek sięgnęła po tę powieść, nawet nie czytając żadnej recenzji. Teraz już mam pewność, że będę trzymać się z daleka. Świetnie dobrane gify, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
napolceiwsercu.blogspot.com
Jeśli chodzi o Miszczuk to ja niezmiernie polecam Diablice <3 Ja tam uwielbiam, no nie wiem, ja się śmiałam jak wariatka... I kurczę, szkoda, że to okazało się takie marne, bo chciałam przeczytać. A teraz to nie wiem, bo... No nie chcę sobie zepsuć dobrego zdania o Miszczuk... Nie wiem, przeczytam "Szeptuchę", to na pewno, a to się jeszcze okaże czy zdecyduję się sięgnąć po Wojownika, chociaż po twojej recenzji jakoś nie mam na to ochoty :/
OdpowiedzUsuńChociaż lubię tej Autorki cykl "Kwiat paproci" i drugi z "Wiktorią Biankowską" to tego właśnie się obawiałam w "Gwiezdnym wojowniku". Czułam po prostu, że weszła w nie swój temat, chociaż nie czytałam. Jakoś kompletnie nie porwała mnie ani okładka, ani tytuł, ani opis. No i jak nie zamierzałam tak nadal nie zamierzam tej książki czytać.
OdpowiedzUsuńNatomiast nie mogę się doczekać trzeciej części "Kwiatu paproci". Mniej czekam na czwarty tom o Wiki, bo trzeci wydał mi się już przesadzony i obawiam się, co tam mogło się wydarzyć w czwartym... No nic, zobaczę :)
Powiem Ci tak. Czytałam wiele recenzji przeróżnych książek, ale to pierwsza którą czytałam z ogromną przyjemnością. Nie pominęłam żadnego zdania, bo tak mnie to zaciekawiło :D
OdpowiedzUsuńSama chętnie przeczytałabym tę książkę żeby móc ją najzwyczajniej świecie zjechać :D
Nie czytałam, ale mam na półce :/ Po 'ja, diabolica' (diablica?) Wiem, że możemy się spodziewać już po prostu wszystkiego. Tam nie było fabuły, ale nadrabiali zabawnie bohaterowie. Chociaż do wątku miłosnego mięty nie poczułam.
OdpowiedzUsuń'Szeptucha' jest już mniej więcej na poziomie, od niej proponowałabym zacząć przygodę z twórczością pani Miszczuk, bo jest spora szansa, że człowiek się nie zawiedzie. ;)
Pozdrawiam!
tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com
Chyba logiczne, że po to nie sięgnę... :D Wolę autorkę w typie kryminałów, tak mi się wydaje. ;)
OdpowiedzUsuńKomizmu tyle, ile czystego powietrza w Krakowie xDD Mickiewicz nie powstydziłby się takiego porównania! :D
OdpowiedzUsuńJa obawiam się, że ta książka wywołałaby we mnie tylko jedno uczucie - złość. Uwielbiam Gwiezdne Wojny, ale nie zniosłabym podobieństwa do nich, chociażby w przypadku głównej bohaterki. Podobną sytuację miałam ostatnio z "Naznaczonymi śmiercią". Książka reklamowana dla fanów GW, denerwowała mnie swoim podobieństwem, a Nurt to ewidentna kalka Mocy. Nie mówiąc już o tym, że uniwersum też zostało potraktowane bardzo powierzchownie.
Zresztą już ta dziewczyna na okładce ma włosy takie jak Leia!
Samo się napisało :')
UsuńJa za SW nie przepadam, i właśnie dlatego wzięłam Gwiezdnego wojownika - miał się spodobać nawet tym, którzy nie lubią Sci-fi. A tu taki zawód :/
Kurczę, na prawdę? A miałam już to kupować :') W takim razie Naznaczeni śmiercią jeszcze poczekają sobie w księgarni ;/
Juz sam tytuł tej recenzji jest genialny :)
OdpowiedzUsuńDzięki :D
UsuńSpodziewałam się, że książka nie będzie rewelacyjna, ale że aż tak?! Teraz to nie będę mieć żadnych wyrzutów sumienia gdy jej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńA ja liczyłam, że będzie dobra :D Ale takiego czegoś się nie spodziewałam, zwłaszcza, że Szeptucha ma całkiem niezłe opinie, a i Diablicę Miszczuk mi polecano :')
UsuńDopiero dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i powiem Ci, że jesteś genialna. Masz taki luźny i nie wymuszony styl pisania. Ja bardzo zwracam uwagę na język w swoich recenzjach. Co do książki to nie miałam zamiaru jej czytać, bo Gwiezdne Wojny to nie moje klimaty, ale jakbym planowała to zrobić to wiedziałabym, że mam się trzymać od niej z daleka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://czytaniejestmagiczne.blogspot.com/
Chciałam tę książkę od dawna przeczytać,a le przez ciebie mam straszne obawy teraz :P Przeraża mnie to, że tak często zmieniane są perspektywy. W serialach to fajne jest,a le to książka, a nie serial!!! Szkoda też, że ciebie aż tak nie rozśmieszyła :P Dużo widziałam pozytywnych opinii o tej książce :P Niedługo na pewno ją przeczytam, jednak na razie sobie odpuszczę. Ale nie mówię nie na zawsze, bo za bardzo mnie ciekawi...myślę, że z dwa miesiące jeszcze poczeka xD
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
pomiedzy-wersami.blogspot.com
Pozytywnie nastawiłam się na tę książkę, a tu co? Nikomu się to chyba nie podobało. Czuję się zawiedziona, bo miałam to przeczytać. Ale co to to nie. Wydam kasę na coś lepszego. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMnie do tej autorki jakoś nigdy nie ciągnęło, a wręcz odpychało, chociaż bez jakichś konkretnych powodów, bo nie czytałam żadnej jej książki, ale teraz widzę, że chyba ta moja reakcja obronna była zasadna i intuicja jednak działa dobrze. ;D
OdpowiedzUsuń