czwartek, 26 lipca 2018

No i mnie sponiewierało. | Duchy rebelii, Alwyn Hamilton


Czołem Farfocle!
Nie mogłam się doczekać sięgnięcia po tę książkę. Chwała  niebiosom jej premiera prawie pokrywała się z moimi urodzinami, więc mogłam kupić ją sobie i było to w pełni uzasadnione :P. Gdy tylko do mnie dotarła wszystkie inne książki musiały poczekać bo Alwyn Hamilton złamała mi serce Zdrajcą tronu, a więc musiałam jak najszybciej skleić je do kupy z pomocą Duchów rebelii. Czy udało mi się je poskładać w jedno? Zaraz się dowiecie ;)


Po wydarzeniach, którymi zakończył się poprzedni tom buntownicy są w nieciekawej sytuacji. Amani tymczasowo staje na czele rebelii i jako priorytetowy cel obiera sobie odnalezienie i uratowanie swoich przyjaciół. Niestety dzielą ją od nich nie tylko setki kilometrów pustyni, ale i ściana z żywego ognia. Pokonanie jej nie będzie proste… a to dopiero początek. Droga przez pustynię i walka o tron Miraji zostanie okupiona życiami wielu ludzi. Poleje się krew, Alwyn Hamilton kolejny raz opowie nam baśnie i legendy, a drzemiące w nich ziarenka prawdy ożyją na naszych oczach.


Tęskniłam za tą serią. W prawdzie troszkę już mi się zatarły w pamięci detale z poprzednich tomów, ale pamiętałam to, co było najistotniejsze, a z zapomnianymi drobiazgami pomogła mi sama książka. Na pierwszych stronach znalazłam bowiem spis bohaterów podzielonych na tych, którzy popierają rebelię oraz tych, którzy są jej przeciwni, a także dżinów oraz ludzi „bezstronnych”. Do każdej postaci dołączony został jej krótki opis. Dalej przypomniano mi kto zmarł i w jakich okolicznościach do tego doszło, a na końcu przytoczono w największym skrócie mity i legendy, które poznałam w poprzednich tomach, a do których odwołania znajdują się w Duchach rebelii. Kurcze, czemu takich rzeczy nie ma w każdej serii? Przecież to zajmuje raptem kilka stron, a dzięki temu człowiek może z buta wjechać w akcję powieści bez tego drażniącego bałaganu w głowie wynikającego z tego, że od czasu kiedy czytał poprzedni tom minęło X czasu. Duchy rebelii zapunktowały więc u mnie już od pierwszej strony ;).


Później przyszedł czas na treść właściwą i z jednej strony początek bardzo mi się podobał, a z drugiej czułam lekką frustrację. Świetne było to, że Hamilton nie zanudzała mnie jakimiś nieistotnymi smętami, tylko od razu przeszła do akcji. Nie wiem jak wy, ale ja nienawidzę takich rozwlekanych początków książek, zwłaszcza gdy mam do czynienia z kontynuacją, a poprzednia część zakończyła się w jakiś koszmarny sposób. Wolę od razu wskoczyć w wartki nurt wydarzeń i tak właśnie było tutaj – buntownicy w prawdzie ukrywali się przed Sułtanem, ale już w pierwszym rozdziale działali, szukali sposobu na odnalezienie swoich przyjaciół, a dodatkowo wystąpiły spore komplikacje, z którymi też musieli sobie poradzić. Nie mogłam więc w żadnym razie narzekać na nudę, bo od pierwszych stron coś się tu działo. Jednakże akcja przeplatana była rozmyśleniami i wspomnieniami Amani, która nie mogła zapomnieć o tym, co wydarzyło się pod koniec  Zdrajcy tronu. No i z jednej strony rozumiem, że mogło ją to gnębić (ba, powinno ją to gnębić!), a z drugiej strony wydaje mi się, że było tych wspominek trochę za dużo. Ja jako czytelnik odświeżyłam już sobie pamięć dzięki tej ściądze z przodu książki, a więc nie potrzebowałam tego wielokrotnego przypominania co to się tak nie nawydarzało, jak bardzo jest źle, kto gdzie przebywa, co jest czyją winą i tak dalej. Ale wiecie, ten drażniący stan rzeczy nie utrzymał się zbyt długo. Amani razem z rebeliantami szybko przystąpiła do działania, przez co po upływie kilku krótkich rozdziałów zwyczajnie zabrakło czasu na biadolenie, bo trzeba było kombinować, uciekać i walczyć, czyli robić wszystko to, co tygryski lubią najbardziej.


Alwyn Hamilton zdecydowanie ma dar do kreowania bohaterów, których kocha się całym serduszkiem. Począwszy od Jina, przez Iza i Mazza, Shazad, Ahmeda, a skończywszy na moim absolutnym ulubieńcu czyli Samie – wszystkich ich uwielbiałam i ogromnie bałam się, że Hamilton uśmierci któregoś z nich (w efekcie czego polały się łzy i to nie jeden raz!). Każda z tych postaci jest jakaś, każdą potrafiłam rozróżnić bez podawania jej imienia. Z resztą to samo tyczyło się czarnych charakterów. W Duchach rebelii pojawia się postać, która nieźle namieszała w poprzedniej części i niezmiennie mąci i krzyżuje plany buntowników również w tym tomie. Nie zdradzę wam o kim mowa, ale matko i córko, aż mi się maczuga w kieszeni otwierała, gdy ta osoba wkraczała na strony powieści. Grrr!  Tak więc autorka dostaje u mnie solidną piątkę za kreację bohaterów Duchów rebelii. Czemu nie szóstkę?

Bo tym razem zawaliła z Amani. O ile w poprzednich tomach byłam fanką Niebieskookiej Bandytki, tak w tej części niejednokrotnie łapałam się za głowę widząc jakie błędy popełniała główna bohaterka i jak bardzo złe decyzje podejmowała. Nie zrozumcie mnie źle, nadal nie lubię postaci wszechwiedzących i nieomylnych. Cenię sobie to, że autor pamięta, iż bohaterowie jego książki są tylko ludźmi i popełniają błędy… no ale Moi Drodzy, szanujmy się! Amani w tej części tak często zgrywa bohaterkę, bierze na siebie więcej niż jest w stanie znieść (czego jest świadoma), ryzykuje życiem swoim i innych w idiotyczne sposoby, a do tego dość sporo biadoli… kurczę, to irytuje. Nie mniej jednak nadal ją lubię. Działała mi trochę na nerwy, ale równocześnie wprowadzała do książki masę plot twistów i sporą dawkę niezłego humoru, a więc ten… wybaczam jej. Uznajmy, że to były skutki uboczne zbyt długiego przebywania na słońcu.


O tym, że jestem oczarowana magicznym światem stworzonym przez Hamilton mówiłam już TUTAJ i TUTAJ, nie będę więc się nad tym zbyt długo rozwodzić. Duchy rebelii podobnie jak poprzednie dwa omy trylogii są przesycone legendami prosto z piaszczystej pustyni, a ja za każdym razem zachwycałam się tym, jak te historie opowiadane dzieciom do snu lub powtarzane przy ogniskach ożywały na moich oczach. To robi taki niezwykły, magiczny klimat… ughh!


Pewnie wielu z Was chciałoby wiedzieć jak to jest z wątkiem romantycznym w Duchach rebelii. Cóż, muszę przyznać, że relacja Jina i Amani jest idealnie wyważona. Nie wychodzi na pierwszy plan, nie sprawia, że bohaterom odwala szajba. Jin nie myśli penisem, Amani nie lata za nim z wywieszonym jęzorem. Trwa wojna, więc miłostki trzeba odłożyć na bok i oboje są tego świadomi. Dzięki temu dostajemy tutaj takie trafiające w punkt migawki, jakieś krótkie scenki z udziałem tej dwójki, tak wplecione w tę historię, żeby nie przyćmić tego co najważniejsze –walki o wolność. Tym sposobem ci z was,  którzy  unikają romansów nie muszą się obawiać, bo miłość nie zepsuje im lektury, natomiast ci, którzy lubią wątki romantyczne nie będą poszkodowani, bo takowy tu znajdą i to na tyle wyrazisty, aby ich zaspokoił ;).


Trochę mnie bawi to, jak ja przeżywałam wydarzenia w tej książce. Bo wiecie, na początku wyglądało to tak, że chociaż bałam się o życie bohaterów i miałam świadomość, że coś może pójść nie tak, to jednak czułam podskórnie, że to jeszcze za wcześnie na te charakterystyczne dla Hamilton łamiące serce plot twisty, a więc czytałam to, a w głowie miałam takie: „O, tu wygrali, tu im się udało, tu ich trochę gonili ale uciekli, tu wygrali, tu przegrali ale zaraz ktoś ich uratował…”. Czułam się jakoś bezpiecznie, bo w końcu autorka nie mogła mi wyzabijać garstki bohaterów na początku ostatniego tomu, bo nie miałaby kiedy zastąpić ich innymi postaciami xD. Natomiast druga połowa książki to już zupełnie inna bajka. Od kiedy do zabawy dołączyli dżini, Człowiek spod góry, zagraniczni żołnierze i inne urozmaicenia wszystko zaczęło wydawać się potencjalnym zagrożeniem i sprawiało, że z fascynacją śledziłam poczynania buntowników. Pierwsza połowa była lżejsza, było w niej więcej humoru i uśmiechów losu, za to druga.. druga połowa Duchów rebelii to był sztos! Niesamowita historia z niesamowitym zakończeniem, słowo daję <3


A skoro już mowa o zakończeniu, to dawno nie czułam się tak zaspokojona finałem jakiejś serii. Hamilton zgrabnie domknęła wszystkie wątki a nawet zrobiła coś więcej. Zwykle nie mamy pojęcia „co było dalej”. Historia urywa się na pocałunku zakochanych, ślubie, jakimś tam podpisaniu pokoju, przejęciu tronu czy czymś takim, a co było dalej, tego nie wie nikt. Ale nie tym razem. Tym razem wiemy co było dalej. No, a raczej JA wiem co było dalej. Wy musicie się dopiero tego dowiedzieć ;)

Kończąc chciałabym powiedzieć kilka słów o samym wydaniu. Cała trylogia jest wydana prześlicznie i ciężko było mi oderwać oczu od złotych zdobień na okładce. Szata graficzna podbiła me serce… za to literówki i inne drobne babole wbiły w nie szpilkę. Zabrakło mi tu zadbania o braki powtórzeń (trafiały się akapity, gdzie w kilku następujących po sobie zdaniach raz za razem padało to samo słowo, które można byłoby zastąpić jakimś synonimem). Czasami gdzieś zabłąkał się zbędny przecinek, albo zdanie nagle przedzielono kropką, której zdecydowanie nie powinno być w tym miejscu. Jeśli więc jesteście czuli na takie rzeczy, to uprzedzam – może wam żyłka wyskoczyć na szyi. Ale taka mała, spokojnie. Nie ma tego kto wie ile, ale jest wystarczająco dużo, abym czuła się zobowiązana napisać wam o tym ;).


Reasumując, Duchy rebelii były książką, na którą czekałam jak na szpilkach i nie zawiodłam się. Hamilton zakończyła historię Niebieskookiej Bandytki w fenomenalnym stylu. Czytając towarzyszyły mi przeróżne emocje. Płakałam, gdy ginęli moi ukochani bohaterowie, ale też śmiałam się, gdy rebelianci bezczelnie żartowali, chociaż mieli nóż na gardle. Ta historia jest magiczna, mówię Wam! Fakt, ma kilka wad ale nadal serdecznie ją Wam polecam. Dajcie się wciągnąć w walkę o wolną pustynię. Niech wstanie nowy świt!


Ufff… chyba troszkę dałam się ponieść emocjom. A i tak odczekałam sporo, żeby ochłonąć xD to mówi samo za siebie, nie? Dacie się skusić historii pełnej magii pustyni? A może już ją znacie? Jeśli tak, to jakie są wasze wrażenia po lekturze? ;) Czekam na Was w komentarzach! ;)

Buziaki!
Ula ;*

6 komentarzy:

  1. Aż mi teraz szkoda, że jeszcze nie przeczytałam "Buntowniczki z pustyni". Ale po twojej recenzji korci mnie bardzo, żeby całą tę serię jak najszybciej wypożyczyć z biblioteki! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zahipnotyzowałaś mnie tym gifem♡ oczu nie mogę oderwać :-) Serię kocham i wielbię, chyba właśnie dlatego nie przeczytałam jeszcze duchów rebelii. Po prostu nie czuję się gotowa na rozstanie z bohaterami:-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ogromną ochotę na przeczytanie tej książki - szczerze powiem, że przyciągnęła mnie do niej w pierwszej chwili właśnie okładka pierwszego tomu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu "Buntowniczki z pustyni" nie wiedziałam, czym ci ludzie się tak zachwycają. Po przeczytaniu "Zdrajcy tronu" nadal nie mogłam tego dostrzec, choć już wiedziałam na czym polega fenomen tych książek. Nie jestem jednak ich wielką fanką, a historia Amani na pewno nie jest tą, do której będę wracać. "Duchów rebelii" raczej nie przeczytam chyba, że egzemplarz sam wpadnie mi w ręce. To po prostu książki, które do mnie nie przemawiają.
    Fajnie jednak słyszeć, że autorka nie spartaczyła zakończenia.
    Pozdrawiam ❤

    bookmania46.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta książka nie daje czasu na narzekanie, bo wciąga w wir wydarzeń od samego początku. Jest naprawdę świetna i szczerze mówiąc, nie dziwimy się absolutnie, że dałaś się ponieść emocjom w swojej recenzji. Takie lubimy czytać najbardziej! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Duchy rebelii" to książka, którą czyta się bardzo przyjemnie i to naprawdę dobra, pełna akcji kontynuacja. Zresztą - tych postaci faktycznie trudno nie lubić! :) My też już wiemy co było dalej i nic dziwnego, że dałaś ponieść się emocjom w swojej lekturze! :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)