sobota, 14 lipca 2018

Bogowie, trzymajcie mnie! | Freja Matthew Laurence


Cześć Śrubki!
Matulu, jak ja się cieszę,  że ta książka się skończyła. Serio. Nie wyobrażacie sobie co się ze mną działo przez  Freję, czyli powieść autorstwa Matthew Laurence'a. Ale spokojnie, wszystko wam opowiem.



Bogowie żyją wśród nas, ale ich moc zależy od tego ilu mają wyznawców.  Potrzebują naszej wiary, aby istnieć.  Nordycka bogini Freja nie cierpi na nadmiar wiernych, ale nie narzeka. Żyje sobie w ośrodku dla osób chorych psychicznie i zadowala się tym, co ma... do czasu, gdy odwiedza ją pewien tajemniczy mężczyzna w garniturze i składa jej propozycję nie do odrzucenia: Freja może dołączyć się do tajnej organizacji i wspomóc ją w polowaniu na pozostałych bogów... albo zostać zgładzona niewiarą. Bogini nie ma zamiaru tańczyć tak, jak zagra jej nieznajomy.  Razem z nowopoznanym pracownikiem ośrodka - Nathanem ucieka i zaczyna nowe życie.  Tajną organizacja nie zamierza jednak tak łatwo odpuścić w wyniku czego bogini zmienia plany. Odtąd jej głównym celem będzie zniszczenie firmy polującej na bóstwa. 


Postarałam się z tym opisem kurde. Nie wiem,  może się mylę, ale chyba jest on ciekawy.... w przeciwieństwie do samej książki. 
Freja liczy sobie nieco ponad 300 stron. Czyta się ją w sumie bardzo szybko i spokojnie można by chapnąć tę książkę w jeden wieczór (co jest chyba jedyną jej zaletą xD), gdyby nie to, że cała ta historia męczy swoją nijakością, głupotą i niedopracowaniem. Poważnie,  biorąc się za tę książkę planowałam poświęcić jej max dwa dni, a tymczasem zajęło mi to aż cztery! Po przeczytaniu kilku stron każdorazowo czułam nagłą potrzebę sprawdzenia co skrywa moja lodówka, zobaczenia co tam na fejsbukach, skoczenia na dwór na maliny, pościerania kurzy... Opcjonalnie chętnie też gapiłam się tępo w ścianę i jak słowo daję,  było to ciekawsze od czytania Freji. Serio.



Początkowo byłam bardzo ciekawa tego, jak autor zabierze się za umieszczenie nordyckiej bogini w Ameryce z XXI wieku. Moja ciekawość zgasła jakoś na 4 stronie, a później było już tylko gorzej i gorzej. Mam wrażenie, że Matthew Laurence ma swoich czytelników za durni, a przynajmniej ja czułam się nieposzanowana przez to jak perfidny kit chciano mi wcisnąć w tej książce. Wszystkie niecodzienne zjawiska były tak niemrawo tłumaczone, że łeb odpada. Jedno wydarzenie przeczyło drugiemu, logika poszła się kochać a sens poczłapał w jej ślady. To chyba mój największy zarzut dla tej książki. Nie wiem tylko, czy gorsze były próby wyjaśnienia różnych sytuacji przez Laurence’a, czy raczej te ze zjawisk, których autor najwidoczniej nie przemyślał i nie miał na nie wytłumaczenia… więc po prostu rzucał hasłem „to było dziwne ale nie miałam czasu (bo narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, historię widzimy opisaną z perspektywy tytułowej Freji) o tym myśleć. Postanowiłam więc rozkminić to za chwilę.”… po czym zupełnie zapominano o sprawie. Boże, jak to drażniło! Podałabym wam tu multum przykładów, ale nie będę spolerować. Niech Laurence sam was „zaskoczy”. Czy coś.


Przez te troszkę ponad trzysta stron nieustannie miałam wrażenie, że ktoś tu próbuje być zabawnym – niestety z marnym smutkiem. Kojarzycie to uczucie kiedy ktoś pokazuje wam filmik na YouTube, który rzekomo ma być niesamowicie zabawny… a jedyne co czujecie podczas oglądania go z tą osobą to lekkie zażenowanie i dylemat, czy lepiej od razu powiedzieć, że was to nie bawi, czy może jednak poudawać trochę, aby nie zranić ubawionego kolegi? No to w przypadku Freji czytelnik jest na pozycji tego zażenowanego widza, który nie czuje żartu. Ja dodatkowo jestem widzem szczerym i nie zamierzam udawać, że ta książka mnie bawiła. Dialogi, które docelowo (chyba) miały być zabawne wypadały sztucznie i komicznie w tę złą stronę. O przemyśleniach głównej bohaterki nie chcę nawet wspominać, tak żałośnie to wypadało. Brrrr, aż mam ciarki na samo ich wspomnienie!


Co do Freji, to od bardzo dawna nie trafiłam na tak irytującą bohaterkę. Od pierwszych stron miałam jej dość. Ja rozumiem, że kreację tej postaci powinnam traktować nieco inaczej niż zwykłej dziewczyny -  w końcu mamy do czynienia z boginią. Ale czy w takim razie istota chodząca po tym świecie od tysięcy lat nie powinna być chociaż troszkę inteligentniejsza od ameby? Freja amebie do pięt nie dorasta. Bogini postanawia przykładowo zniszczyć wspomniana w opisie organizację. Knuje spisek przez ładne sto stron z okładem, przystępuje do jego realizacji i co? I ogarnia, że nie obmyśliła jeszcze tego jak z tej akcji wyjść cało. Drobiazg, nie? I takich sytuacji jest multum! Freja chce pokonać tę złą firmę. Trafia na spotkanie, na którym pracownik tejże organizacji opowiada o tym czym się zajmują (o tym też zaraz wam opowiem!), jaka jest ich historia, jak tam to wszystko funkcjonuje… a nasza bystra główna bohaterka go nie słucha, bo prezentacja ją nudzi. Brawo. Bogini nieustannie dziamoli o tym jaka to ona jest zbuntowana, jak to gardzi ludźmi z organizacji i tak dalej, ale wystarczy postawić przed nią talerz z filetem mignon i nagle cały jej bunt i wszystkie uknute spiski idą w odstawkę – królowa je mięsko no halo! Uczcijmy inteligencję Freji minutą ciszy [*].

O pozostałych postaciach w sumie nie ma co mówić. Pojawia się tu kilku bogów (no dobra, to też można chyba policzyć na plus – mamy okazję poznać bóstwa z innych mitologii aniżeli tylko najbardziej znanej greckiej), jest całkiem uroczy Nathan, są ci źli… ale na dobrą sprawę żadna z postaci drugoplanowych nie jest na tyle wyraźnie wykreowana, aby móc o nich powiedzieć coś więcej. Ta książka w 97% składa się z Freji. Pozostałe 3% to mieszanka przedstawicieli innych panteonów oraz absurdu.



Odniosłam przykre wrażenie, że przez większość książki czytałam o niczym. Serio, potrafiłam zanegować każdy z celi, jaki obierali sobie bohaterowie. Istota funkcjonowania złej organizacji była dla mnie tak niedorzeczna, że to niemalże bolało. Otóż widzicie, ludzie z tej firmy polowali na bogów po to, aby ci im służyli i polowali na innych bogów. Ceną za pomoc była wiara – bóstwa dostawały moc w postaci wyznawców, których zapewniała im firma. Po co łapano tych bogów? No z tego co ogarnęłam to po to, żeby nie byli pasożytami i nie wyżerali naszej ludzkiej wiary. Ale hej, nie żeby coś, ta wiara nic nas nie kosztuje! W książce pojawiła się nawet wzmianka o Jezusie. Umówmy się, Jezus ma obecnie wyznawców multum i co? I za nim zła firma nie goniła, on im jako żerca wiary nie przeszkadzał. Ale już taka Freja czy Posejdon, czyli bogowie w których obecnie wierzą chyba tylko szaleńcy? No ci to grabili najwidoczniej nas z wiary na prawo i lewo. Ludzie, trzymajcie mnie…


Tak więc najpierw czytałam o tym, że Freja ucieka (w iście idiotycznym stylu) przed wysłannikiem organizacji, później o tym, jak to ona chce tę właśnie organizację pokonać, a na końcu… na końcu okazało się (o zgrozo!), że w tym wszystkim czai się coś więcej! Oczywiście nie powiem wam o co dokładnie chodziło, ale no mówię wam, tak nędznego drugiego dna świat jeszcze nie widział. Dociekliwa ja wyguglalam sobie informacje o bóstwie, którego dotyczył jeden z tych „tajemniczych” wątków i po prostu umarłam ze śmiechu. Jeśli zabierzecie się za lekturę Freji, to też wam polecam zbadanie kim tak naprawdę jest bóg, który pojawia się gdzieś tam hen hen na samym końcu i jakie potworności skrywa jego historia. Śmiech na sali.  Mam wrażenie, że wychodzę w tym poście na kawał francy, ale jak słowo daję, nie potrafię dostrzec żadnego konkretnego plusa w Freji. A szukałam, jak słowo daje szukałam!


Nie jest wam jeszcze mało? To może dorzucę informację odnośnie paru kwestii technicznych, a mianowicie – literówek, dziwnych słów i wszelkiego rodzaju baboli. Jest tu tego naprawdę sporo. Począwszy od nieoczekiwanej zmiany czasu na przestrzeni jednego akapitu (serio, we Freji czasowniki są odmieniane w każdy możliwy sposób, bez ładu i składu), przez przymiotniki z „nie” pisane osobno, a skończywszy na „barbarzynce”, czyli żeńskiej formie słowa „barbarzyńca”, które według słowników nie istnieje xD Momentami aż mnie oczy bolały od tego, co działo się na stronach Freji. Auć.


Podsumowując, Freja jest lekturą ciężką przez swoją lekkość. Książka jest przeładowana niedopracowanymi pomysłami, nielogicznymi rozwiązaniami i irytującymi sytuacjami. Można to sobie przeczytać po to, aby wyrobić sobie własne zdanie o historii nordyckiej bogini i chyba tylko po to. Czy mogę tę książkę komuś polecić? Sama nie wiem. Może początkujący, bardzo młody czytelnik nie zwróciłby uwagi na mnogość wad tej pozycji ale z drugiej strony mamy na rynku wydawniczym tyle świetnych historii, w które wplątane są wątki zaczerpnięte z różnych mitologii, że nie widzę sensu katowania się takim niewypałem. Opis zapowiadał się ciekawie i obiecująco, niestety nie spełnił moich oczekiwań. Szkoda.


A więc ja już się wygadałam, pora na was. Może są tu osoby, które Freję czytały i potrafią wskazać mi sens tej historii? Albo może ktoś  was mimo wszystko postanowi sięgnąć  po tę książkę? Dajcie mi koniecznie znać pod postem ;)


Buziaki!
Ula ;*


Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar ;)


Tytuł oryginalny: Freya
Wydawnictwo: Jaguar
Tłumaczenie: Dominika Repeczko
Data wydania: 26 maja 2018
Ilość stron: 336

15 komentarzy:

  1. Chciałabym ci napisać, że udało mi się dostrzec sens tej historii, ale sama dobrze wiesz jak było, więc kłamać ci nie będę. Zgadzam się z każdym twoim słowem xd


    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  2. Zadziorna jesteś i przez to recenzja (w przeciwieństwie do książki) potrafi wywołać uśmiech na twarzy. Cała recenzja jest doskonałym wyrażeniem tego, dlaczego nie sięgam po niesprawdzonych autorów, jeżeli chodzi o literaturę młodzieżową, s-f czy fantastyczną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć (czytać) ;) Ja wręcz przeciwnie - lubię sprawdzać obcych mi autorów, co niestety niejednokrotnie kończy się katastrofą czytelniczą xD

      Usuń
  3. Ach, cieszę się, że nie tylko mnie Freja denerwowała... Książka potencjał miała, ale ta bohaterka - ugh! Też dawno nie spotkałam kogoś, kto by tak frustrował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, sam pomysł byłby spoko, ale to jak go wykorzystano... No zabito tę historię w zarodku :(

      Usuń
  4. Ja odpadam i podziękuję... Zgoda co do fabuły, że autor zawalił, ale jeśli chodzi o literówki, babole czy pomieszane czasy w jednym akapicie, to zrąbało sprawę wydawnictwo, redakcja i korekta, bo oni są od wyłapania takiego syfu. Więc tutaj bym się nie czepiała autora ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czepiam się autora w tym przypadku bo masz rację , takie rzeczy powinien wyłapać wydawca, korektor czy tam ktoś odpowiedzialny za sprawdzenie tekstu przed drukiem ;) jednak babole są i to w liczne, więc grzechem byłoby o nich nie napisać ;)

      Usuń
  5. O matko i córko, jak ja się cieszę, że nie zdecydowałam się na czytanie tej książki. Od samego początku jakoś odrzucała mnie swoją okładką i opisem, ale teraz widzę, że podczas jej czytania przeżywałabym prawdziwe męki. Nie znoszę sytuacji, w której autor próbuje być na siłę śmieszny - zawsze taki wymuszony humor bardzo prosto jest wyczuć. Widziałam fragmenty tej powieści, które pokazywałaś na Instagramie i... no nie. Po prostu nie :(

    Pozdrawiam cieplutko!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
  6. "skończywszy na „barbarzynce”, czyli żeńskiej formie słowa „barbarzyńca”, które według słowników nie istnieje"
    Od kiedy? https://sjp.pwn.pl/doroszewski/barbarzynka;5411576.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukałam wpisując w wyszukiwarce "żeńska forma od barbarzyńcy" i otrzymałam taki wynik: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/barbarzynca-w-spodnicy;6483.html

      Usuń
    2. Cóż, w takim razie profesor Bańko nie zna języka polskiego tak dobrze, jak powinien.

      Usuń
    3. Najwyraźniej. Ja z mojej strony dziękuję Ci za zwrócenie uwagi i poprawię to w mojej opinii gdy tylko będę miała laptop pod ręką - poprawianie postów przez telefon grozi utratą zmysłów ;)

      Usuń
  7. Dzięki za ostrzeżenie - będę omijać szerokim łukiem!

    OdpowiedzUsuń
  8. Już wiem, że mam tę książkę omijać szerokim łukiem. Świetna recenzja, nieźle się uśmiałam, ale Tobie współczuję, że musiałaś przebrnąć przez ten tytuł. Widzę, że piszesz bardzo szczerze, więc będę zaglądać tu częściej :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)