Czołem Asy!
O cie panie, końcówka maja to istna katorga, serio. Ale, ale! Dzisiaj
mam dla was cenną informację o książce, która skutecznie ratowała moją psychikę
w minionym tygodniu. W prawdzie napytałam sobie troszkę biedy przekładając ją
raz, albo dwa raz ponad naukę… ale było warto :P. Moi Drodzy pozwólcie, ze
opowiem wam pokrótce (a może ciut dłużej) o debiucie Tomasza Marchewki pod tytułem Miasto szulerów. Wszyscy patrzyli, nikt nie
widział.
DAWNO TEMU NA ULICACH
HAUSENBERGU…
"Hausenberg to miasto, które nie ma litości dla słabych. Sposobów, żeby cię przerobić, jest wiele: kieszonkostwo, obijana albo stara dobra szulerka. Lecz jeśli jesteś charakterny i nie boisz się grać o wysokie stawki, będziesz zachwycony!
Slava, młody, szatańsko zdolny szuler, wyznaje jedną zasadę – jeżeli czegoś chcesz, musisz to sobie wziąć. A jego cel jest prosty: pokazać wszystkim, że to on jest w Hausenbergu numerem jeden. Niestety, wybrał sobie fatalny moment, bo nie jest jedynym w mieście, który ma poważne plany. Na domiar złego właśnie skrewił długo szykowany przekręt. Z pomocą przychodzą mu starzy kompani: zabójca Nino i Petr, samozwańczy król złodziei. Żaden z nich nie podejrzewa, że już wkrótce przyjdzie im się zmierzyć z bardzo mocnym graczem. I postawić wszystko na jedną kartę."*
ŻE NIBY TO DEBIUT..?
Początek był ciut toporny.
Autor perfidnie skakał w czasie, zmieniał bohaterów, mieszał niemiłosiernie.
Muszę przyznać, że troszkę mnie to przeraziło. Gdyby taka sytuacja utrzymała
się do końca książki, to słowo daje, że szlag by mnie trafił. Jednak, jak
widzicie, piszę (chyba) z sensem, zmysłów nie straciłam, wszystko jest w
porządku, tak więc Marchewka odpuścił sobie podróże w czasie… na szczęście. I muszę przyznać, że gdy tylko sytuacja z
czasem akcji się ustatkowała, czytanie ruszyło z kopyta, a szulerski świat
wciągnął mnie bez reszty. Serio, przepadłam. Wciągnęłam się w sieć spisków
i intryg, zaplątałam tak skrzętnie, że po skończeniu książki musiałam chwilkę
odczekać, aż mi się wszystko w główce poukłada. Szczerze? Gdybym nie wiedziała,
że jest to debiut pana Tomasza, to za żadne skarby świata bym się tego nie
domyśliła. Autor fenomenalnie operował
słowem, tworząc świat pełen tajemnic, pełen przekrętów, pełen walk na ulicach i
zabójców czających się w zaułkach Hausenberga. Pomijając te kilka pierwszych
rozdziałów niż znalazłam czasu na nudę. Ciągle coś się działo, ciągle
musiałam główkować, aby rozgryźć zagadkę przed końcem książki (PS. Mimo
główkowania ogarnęłam o co chodzi może na stronę przed wielkim finałem :’)). Już wiem, że jeśli nadarzy się okazja, to po
kolejne książki Marchewki sięgnę w ciemno. SQN po raz trzeci udowodnił mi,
że polscy autorzy nie gryzą. Serio.
MIASTO OŻYŁO
Właściwie po przeczytaniu opisu z okładki byłam przekonana, że głównym
bohaterem będzie Slava. W czasie czytania książki zmieniłam zdanie i uznałam,
że postacią pierwszoplanową o dziwo będzie Petr. Ale wiecie co? W obu
przypadkach się myliłam. W Mieście szulerów pierwsze skrzypce gra
nie człowiek, a miasto! Hausenberg. Cholera, jak ja lubię, kiedy miejsce
akcji jest jakieś. Tutaj właśnie
takie było. Hausenberg miał duszę, miał
swoją historię, swoje tradycje, miał szereg rządzących nich praw, miał
hierarchię władzy. Dodajmy do tego wątek alchemii, a a otrzymamy cudownie satysfakcjonujący komplet. Kurcze, tak dobrze się mi czytało wszelkie opisy ulic
czy budynków, knajp, barów i domów gry, że w zasadzie wolałam je nawet od
dialogów. Były świetne. Jedyne, do czego
mogę się przyczepić, to fakt, że nie potrafiłam wyobrazić sobie otoczenia
Hausenberga. Jakby wam to wyjaśnić…. Po prostu Marchewka tak skupił się na mieście
szulerów, że zapomniał o świecie dookoła, przez co nie bardzo wiedziałam czy to
jest tak, jak było za czasów dajmy na to Jagiełły – miasta dzieliły ogromne
dystanse łąk, wsi i lasów, czy raczej tak, jak jest teraz – miasta sąsiadują ze
sobą dosyć ściśle. Miałam wrażenie, że
razem z granicą Hausenberga kończył się świat. Nie mniej jednak przeszkadzało
mi to w stopniu minimalnym. O, i nie pogardziłabym mapką miasta – to byłoby
coś! ;)
LUDZIE BEZ TWARZY
Marchewka wykreował w swojej powieści bohaterów różnorodnych i
charakterystycznych, z tym nie ma co się kłócić. Ale ja mam… no właśnie, mam
jedno ale. Dla mnie oni nie mieli
twarzy. Okej, potrafiłam rozpoznać ich po tym jak wypowiadał się o nich
narrator, rozróżniałam ich w dialogach po sposobie wysławiania, ale za żadne
skarby świata nie potrafiłam wyobrazić
sobie ich wyglądu. Wiedziałam, że Slava był przeciętnej budowy, że Nino był
barczysty, etc, ale nie kojarzę jaki mieli kolor włosów czy oczu, karnację… no
wiecie, zabrakło mi opisów. To troszkę bolało, bo akurat na wygląd postaci zwykłam
zwracać uwagę… no ale z drugiej strony
za kreacje ich charakterów należą się Marchewce pochwały. Od pierwszych
stron czytelnik dostaje możliwość poznania Slavy,
Nina i Petra, ich sposobu rozumowania, tego co ich cechuje i wyróżnia. I
tak oto mamy króla złodziei, który
ma ogromne ambicje, jest piekielnie cwany i równie bystry, mamy zabójcę potrafiącego pokonać w zasadzie
każdego z zamkniętymi oczyma, no i nareszcie mamy szulera, który pragnie zaszczytów i sławy tak bardzo, że jest gotów
w ich imieniu poświęcić samego siebie i postawić wszystko na jedną kartę. A
skoro już przy kartach jesteśmy…
„GRAŁO SIĘ…”
Przyznaję się bez bicia, jestem karcianą łajzą. Czasami zagram ze
znajomymi w makao czy kenta, dawniej pod groźbą płaczu i focha męczyłam z
kuzynami grę w wojnę (to ciężko grą nazwać, to jest koszmar!), ale o tych prawdziwych grach karcianych pojęcia nie
mam… to też jestem marnym autorytetem , jeśli chodzi o ocenianie tego, czy
karciane zagrywki w książce ukazano dobrze. No na moje amatorskie oko wyszło to nieźle, bo nawet ja, karciana
łajza, wiele zasad przyswoiłam, wiele sztuczek zrozumiałam i generalnie nie
pogubiłam się w tym… za bardzo. Czasami coś mi umykało i fragmenty, które
toczyły się przy stole karcianym czytałam dwu- trzykrotnie, ale to raczej wina
mojej ignorancji, nie autora ;). Nie zmienia to faktu, że wszystkie te sztuczki i triki ogromnie mnie ciekawiły i nadawały całej
historii takiego, hmmm… takiego klimatu rodem z kasyna. Miodzio.
MINUS ZA SŁOWNICTWO
Wiecie za co jestem zła na
Marchewke? Za okaleczenie tej powieści sporą dawką kobiet lekkich obyczajów i
innych takich. Nie, nie chodzi mi tu o przechadzające się gdzieś po
Hausenbergu prostytutki. Mam na myśli
wulgaryzmy. Kruca fuks, ja wiele rozumiem, i domyślam się, że to miało
nadać książce charakteru i takiej męskiej twardości, takiego pazura, ale jak dla mnie połowa tych przekleństw
wystarczyłaby z nawiązką. Czasami czytając po prostu pomijałam wulgaryzmy,
żeby nie psuć sobie przyjemności. Bo o ile rozumiem, że kiedy budynek sypie się
komuś na łeb, wkoło wszystko trawią płomienie, drzwi blokuje zgraja
ochroniarzy, to aż się prosi o kilka mocnych słów, to w najzwyklejszym barze, i
to podczas spokojnej rozmowy wcale ich być nie musi…
CZY POLECAM?
No pewnie! Jeśli szukacie łotrzykowskiej
historii pełnej sekretów, przekrętów i walki o władzę, to Miasto szulerów jest czymś, co powinno
przypaść wam do gustu. To samo tyczy się wszystkim miłośnikom karcianych rozrywek – może podłapiecie jakiś nieznany
wam trik? ;) A taką trzecią grupą,
którzy powinni się zastanowić nad sięgnięciem po tę książkę są ci z Was, którzy tak jak ja lubią, kiedy to
miejsce akcji staje się swego rodzaju bohaterem książki. Jednym słowem –
nie zawiedziecie się.
A wy skusicie się na ten
debiut? Postawicie wszystko na jedną kartę, tak jak Slava, czy raczej nie
zaryzykujecie? Wchodzicie do gry? ;)
Buziaki!
Q.
Za świetną książkę
dziękuję Wydawnictwu SQN ;)
*źródło opisu: http://www.wsqn.pl/ksiazki/wszyscy-patrzyli-nikt-nie-widzial/
"Marchewka wykreował" - i już mój dzień stał się lepszy xD
OdpowiedzUsuńNazwisko genialnie, na pewno pozostanie mi w mózgownicy :D
Powiem Ci, że książki nie przeczytam, nie przekonuje mnie to jakoś, a wiesz, że mam w domu tira nieprzeczytanych. Nie zdążę do śmierci i tak.
Ej kurde to ja naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić tej ilości wulgaryzmów, skoro rozmowy ze mną jeszcze Cię nie zabiły, a wręcz sama je prowokujesz xD
Buziole :D
No tak, nazwisko ma charakterystyczne xD ale w sumie to chyba dobrze dla niego, łatwiej zapamiętać Marchewkę niż kolejnego Nowaka ;P
UsuńTy się wylecz najpierw z zatwardzwnia recenzenckiego Kasiu xD I wcale nie masz tira.
...masz dwa tiry i jeszcze małe taczki.
Ej no ale nasze rozmowy to inna bajka, tam wulgaryzmy nadają tej... Ekspresji xd z resztą jak ty nie umiesz przecinków, to czymś je musisz zastępować :")
Buziak 😘
Czasami wystarczy nietuzinkowe nazwisko, żeby książka wpadła w oko - i właśnie tak jest w moim przypadku z tą powieścią :D Przez autora mam wrażenie, że ta książka mnie prześladuje, ale to dobrze, może kiedyś poczuję się wystarczająco zaintrygowana, żeby po nią sięgnąć :D
OdpowiedzUsuńHahaha a widzisz, czyli Nazwisko może być świetnym chwytem promocyjnym nawet, jeśli nie celowo ;P
UsuńTrzymam kciuki żeby twoje zaciekawienie Miastem szulerów stale rosło <3
Czytałam recenzję Amandy i już wtedy nakręciłam się na tę książkę, a teraz jeszcze Ty... Marnie widzę swoją sesję 😄
OdpowiedzUsuńPS. Gra w wojnę jest straszna :D Co za pech, że była to jedna z dwóch gier karcianych (obok kuku), której zasady rozumiałam :D
Pozdrawiam ciepło,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
A ja właśnie omijałam reckę Amandy celowo :") ale właśnie od niej wracam, nadrobiłam i nie dziwię się Tobie i twojemu apetytowi na Miasto szulerów ;P
UsuńPozostaje mi tylko trzymać kciuki za twoją sesje :D
A wojna to zło. Dobrze jest wiedzieć, że nie jestem sama w tym przekonaniu xD
Jako typowy hazardzista (no, może nie zawsze, ale jak już zacznę grać w karty, to nie mogę przestać XD) muszę sięgnąć po tę książkę! E tam, wojna jest całkiem fajna, ale w ogóle nie umywa się do pokera. Spróbuj w niego zagrać, tylko on strasznie wciąga! Ale jak już nauczysz się blefować, bo to właśnie o to wchodzi w tej grze, to wierz mi, że również stanie się Twoją ulubioną :D
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że autor nie kontrolował użycia wulgaryzmów, ale podejrzewam, że aż tak nie będzie mi to przeszkadzać. W końcu w takim świecie wulgaryzmy są raczej elementem nieodłącznym ;)
Zaksiążkowana
Ze mnie też jest słaby karciarz, ale przekonuje mnie ten "łotrzykowski" klimat :) No i miasto jako główny bohater... to musi być coś :)
OdpowiedzUsuńO tej książce dużo słyszałam. Ale jakoś nie zachęca mnie do przeczytania. Ale jestem w stałej obserwacji pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://gosiaandbook.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSłowa "polscy autorzy nie gryzą" wbiły mnie w siedzenie :D, ale muszę się z tym zgodzić! To oczywiste!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, czasem taki brak opisu zewnętrznych cech bohaterów może przeszkadzać w wyobrażeniu sobie ich.
Kurczę, tak teraz sobie czytam twoją opinię i zaczynam żałować, że nie poprosiłam SQNa o tę książkę ;____; czuję ból. Ale może jeszcze da się to nadrobić!
Pozdrawiam i obserwuję!
#SadisticWriter
Kiedyś na pewno przeczytam, ale nie teraz. Z tego względu, że mam mnóstwo innych książek na głowie. ;/
OdpowiedzUsuń