Ale się pięknie zrobiło na dworze! Nareszcie <3 Przyznaję się bez
bicia, troszkę mi to słoneczko do głowy uderzyło, stąd ta cisza na blogu. Ale już
pierwszy zachwyt osłabł, więc wracam. I oto nie z byle czym, bo wracam z
książką, która obaliła mit drugiego tomu i podbiła moje serducho. Jeśli macie
chwilkę, to zapraszam was do dalszego czytania. A o czym? Moi Drodzy, poznajcie
Mapę kości Francesci Haig!
DAWNO, DAWNO TEMU…
Eeoooeeeooo! Jeśli nie czytaliście tomu pierwszego, to zaprawdę
powiadam wam – pomińcie ten akapit.
Opis zaczerpnęłam z okładki książki, i o
ile nie spoileruje on wydarzeń z tomu drugiego, to może popsuć frajdę płynącą z
czytania Ognistego oczyszczenia [RECENZJA].
Także jeśli ta seria jest jeszcze przed wami – przewińcie do kolejnego akapitu
;)
„W świecie, w którym żyje Cass,
nie ma miejsca dla słabych, niesprawnych i odmiennych. Liczy się tylko
doskonałość. Perfekcyjne Alfy zrobią wszystko, by trzymać upośledzone Omegi
tam, gdzie ich miejsce: w obozach pracy i na ziemiach, na których nikt inny nie
chce mieszkać. Najchętniej pozbyłyby się ich na zawsze, ale gdy umiera Omega,
umiera także jej bliźniacza Alfa.
Po masakrze na Wyspie ruch oporu
Omeg jest w rozsypce. Ludzie są zbyt przerażeni, by choćby myśleć o
przeciwstawieniu się okrutnej Radzie. Jednak Cass, Kobziarz i Zoe wiedzą, że
trzeba na nowo rozniecić ducha buntu. W przeciwnym razie Pani Generał,
Reformator i Prowodyr bez przeszkód zrealizują swój upiorny plan: zamkną Omegi
w zbiornikach, które podtrzymają je przy życiu, ale pozbawią wszelkiej
świadomości. Tylko czy ktokolwiek uwierzy opowieściom trójki obdartusów, którzy
nie mają nic do zaoferowania? Nieoczekiwana propozycja Prowodyra wydaje się tym
bardziej kusząca. Jednak czy można ufać komuś, kto otwarcie przyzaje, że nie
obchodzi go los Omeg?
Zwłaszcza że Cass musi się
liczyć z tym, że jako wizjonerka i siostra bliźniaczka Reformatora stanowi
łakomy kąsek dla każdej ze stron. Nie powinna ufać nikomu. Tylko jak zbudować
nowy, lepszy świat bez zaufania?
Mroczna, postapokaliptyczna
kontynuacja Ognistego oczyszczenia to poruszająca opowieść o tym, jak żądza
władzy i dostatku oraz lęk przed innym mogą doprowadzić do upadku wszystkiego,
co czyni nas ludźmi. Wciągająca do ostatniej strony i niemożliwa do
zapomnienia.”
STRONA PO STRONIE
CIŚNIENIE ROŚNIE
Zacznę może od początku, czyli od konstrukcji całej powieści. W tym
tomie również początek jest dla
czytającego swego rodzaju wprowadzeniem, ma na celu przypomnienie mu wydarzeń z
Ognistego oczyszczenia, co mi
ogromnie przypadło do gustu. Wprawdzie pierwszy tom czytałam niedawno i
pamiętam wszystko dość dokładnie, bo nie tak łatwo zapomnieć tę historię, jednak
jeżeli ktoś czytałby książki tuż po ich premierach, z pewnością byłby wdzięczny
Haig za przypomnienie co, kto, gdzie, z kim i dlaczego. Ponownie musiałam
poczekać kilkadziesiąt stron na rozpoczęcie tej prawdziwej, wartkiej akcji, ale
i tym razem uważam, że było warto. Z
każda stroną wkręcałam się coraz bardziej, moja ciekawość rosła równie szybko,
co kłębek emocji, kotłujących się w sercu, gdy Haig z rozdziału na rozdział odsłaniała
przede mną kolejne okropne, brutalne prawdy dotyczące świata Po Wybuchu. Od
tej książki nie sposób się oderwać. Ja
robiłam to tylko dlatego, że obowiązki wzywały, ale nawet po odłożeniu Mapy kości na półkę, w mojej głowie
trwałą gonitwa myśli: co będzie z Cass? Jak skończy się następny rozdział? Co
jeszcze wymyśli Rada? Haig skutecznie wryła
się w moją pamięć, i nieprędko zapomnę o Mapie
kości.
KLĄTWA DRUGIEGO TOMU?
POTRZYMAJ MI PIWO!
Ten tom jest zdecydowanie
mocniejszy od swojego poprzednika. Nie bardzo wiem jak wam o tym
opowiedzieć, ale postaram się to zrobić bez spoilerów ;). W zasadzie cały czas miałam wrażenie, że rozwiązania wprowadzane przez
Radę, mające na celu zniewolenie, stłamszenie, a ostatecznie pozbycie się Omeg,
są niezwykle podobne do tych, które stosowali Niemcy podczas II wojny
światowej. Na początku myślałam, że robię sobie autosugestię, bo akurat w
tym samym czasie, kiedy czytałam Mapę
kości, na lekcjach polskiego omawialiśmy teksty z okresu wojennego… ale
nie, to nie to. Represje, jakimi obarczano Omegi do złudzenia przypominały mi
to, jak traktowano Żydów w czasie wojny. Przytułki, które pozornie miały być
ostatecznym ratunkiem dla kalekiej części bliźniąt, tak naprawdę był po prostu
obozami pracy, a niekiedy nawet śmierci. Oh,
gdybyście wiedzieli co Alfy ukrywały pod nazwą „przytułków”! Coś okropnego,
ale akurat tego zdradzić nie mogę.
Do tych wszystkich represji należy dopisać też Tabu, czyli wątek Elektryczności. Tak, Elektryczności pisanej z wielkiej litery, ponieważ w Mapie kości jest to zjawisko w zasadzie mistyczne. Ludzie panicznie boją się wszystkiego, co dla nas jest codziennością. Nie mają telefonów, komputerów, telewizorów. Zero technologii. Technologia jest zła. Jest niebezpieczna. A jednak nie każdy się jej lęka. Już w poprzednim tomie dowiedzieliśmy się co nieco o tym, jak Alfy zaczęły łamać Tabu i korzystać z dobrodziejstw sprzed Wybuchu, ale nie było to zbytnio wyjaśnione. W zasadzie nie wiedziałem skąd nagle wpadli a pomysł zbiorników, skąd wiedzieli jak je zbudować. W tym tomie zagadka się rozwiązała. I, cholera jasna. to było fenomenalne. Nie mogę wam niczego więcej zdradzić, ale powiem jedno - czytałam z zapartym tchem każdy fragment zapisany kursywą. A czemu kursywą? To musicie sami odkryć ;)
W tej części ludzkość robi się coraz to bardziej zezwierzęcona, dochodzi do krwawych walk, demonstracyjnych mordów, bitew pomiędzy Alfami, a Omegami. Dzieje się. Dzieje się sporo, a z każdą kolejną przelaną kroplą krwi konflikt się powiększa. Haig należą się gromkie brawa za stworzenie tak dobrej, mocnej historii. Szczerze mówiąc, gdyby opisy był ciut mocniejsze, to pewnie bym była zawiedziona – są takie granice, których moja wyobraźnia nie lęka się przekroczyć, ale skutki tych wypraw są opłakane. Czytając Mapę kości kroczyłam wzdłuż tej cienkiej linii. I wiecie co? Chcę więcej. Chcę kolejny tom.
Do tych wszystkich represji należy dopisać też Tabu, czyli wątek Elektryczności. Tak, Elektryczności pisanej z wielkiej litery, ponieważ w Mapie kości jest to zjawisko w zasadzie mistyczne. Ludzie panicznie boją się wszystkiego, co dla nas jest codziennością. Nie mają telefonów, komputerów, telewizorów. Zero technologii. Technologia jest zła. Jest niebezpieczna. A jednak nie każdy się jej lęka. Już w poprzednim tomie dowiedzieliśmy się co nieco o tym, jak Alfy zaczęły łamać Tabu i korzystać z dobrodziejstw sprzed Wybuchu, ale nie było to zbytnio wyjaśnione. W zasadzie nie wiedziałem skąd nagle wpadli a pomysł zbiorników, skąd wiedzieli jak je zbudować. W tym tomie zagadka się rozwiązała. I, cholera jasna. to było fenomenalne. Nie mogę wam niczego więcej zdradzić, ale powiem jedno - czytałam z zapartym tchem każdy fragment zapisany kursywą. A czemu kursywą? To musicie sami odkryć ;)
W tej części ludzkość robi się coraz to bardziej zezwierzęcona, dochodzi do krwawych walk, demonstracyjnych mordów, bitew pomiędzy Alfami, a Omegami. Dzieje się. Dzieje się sporo, a z każdą kolejną przelaną kroplą krwi konflikt się powiększa. Haig należą się gromkie brawa za stworzenie tak dobrej, mocnej historii. Szczerze mówiąc, gdyby opisy był ciut mocniejsze, to pewnie bym była zawiedziona – są takie granice, których moja wyobraźnia nie lęka się przekroczyć, ale skutki tych wypraw są opłakane. Czytając Mapę kości kroczyłam wzdłuż tej cienkiej linii. I wiecie co? Chcę więcej. Chcę kolejny tom.
Oprócz opisów walk, które mnie w pełni zadowoliły, książka jest pełna opisów krajobrazów.
Ja tego nie lubię. Zwykle mnie krew zalewa, jeśli bohaterowie przemierzają
odległości większe, niż droga z jednego końca miasta, na drugi (z resztą już o tym
mówiłam w recenzji Ognistego oczyszczenia ;)). A tutaj? Tutaj czytałam
wszyściutko, linijka po linijce. Każdy opis doliny, wyżyny, wzgórza czy klifu.
Podróżowałam razem z Cass i chłonęłam cały ten spopielony świat dookoła niej. Jestem totalnie zaskoczona, ze mi się to podobało.
Bo nie powinno. A jednak ;).
NIE ZAPOMINAJMY, ŻE
JESTEŚMY TYLKO LUDŹMI
Jeśli chodzi o bohaterów, to chciałabym skupić się na dwójce, która w
tym tomie wysuwa się na pierwszy plan, czyli (oczywiście) Cass i Kobziarzu.
Bardzo mi się podobało, że Cass
w tej części nadal pozostała Cass, a jednak stopniowo, bardzo subtelnie
przechodziła sporą metamorfozę. Z początku dziewczyna była jak ogłuszona
tym, co wydarzyło się pod koniec Ognistego
oczyszczenia. I to było tak cudownie normalne, tak ludzkie i naturalne, że
aż się miło czytało o jej beznadziejnym stanie psychicznym. Serio, nareszcie główna bohaterka przeżywa
traumatyczne wydarzenia jak człowiek, a nie jak maszyna. Dopiero z czasem
Cass zaczęła odżywać, zaczęła walczyć, a zdania, jakie wypowiedziała pod koniec
Mapy kości sprawiły, ze jeszcze
bardziej zapragnęłam towarzyszyć jej w kolejnych częściach.
Z kolei Kobziarz totalnie mnie oczarował.
Nie, nadal uważam, że nie nadawałby się na mojego książkowego męża. Pomordowalibyśmy
się. Ale nie mogę wyjść z podziwu dla
jego odwagi, uporu i takiej wewnętrznej siły. I znów – najlepsze w tym
wszystkim jest to, ze Haig nie zatraciła jego człowieczeństwa. Kobziarz się myli, potyka, podnosi,
ociera kolana z pyłu i rusza dalej. Walczy. Nie poddaje się. Kurcze,
chociaż w wielu podjętych przez niego decyzjach się z nim nie zgadzam, to nadal
czekam na jego powrót w następnym tomie.
*będzie krótko*
Miłości jak niemalże nie było, tak nadal niemalże nie ma. Nawet nie
zdajecie sobie sprawy, jakie to jest dobre, ten brak lovestory.
PANI HAIG, PRZEZ
PANIĄ SZCZĘKE ZBIERAŁAM Z PODŁOGI
Haig cały czas zaskakuje czytelnika. Serio, w tej części pojawiły się rozwiązania, których nigdy bym się nie
spodziewała. Ja nie wiem skąd ta kobieta czerpie pomysły, ale jestem nimi
zachwycona i chcę więcej. Już teraz wiem, że przeczytam wszystko, co wyjdzie
spod jej pióra. Oczarował mnie jej styl
pisania, urzekł talent kreowania indywidualnych, ciekawych postaci, zachwyciła
zdolność do opisywania brutalnego, okrutnego i wynaturzonego świata. Chcę więcej.
Ale to już wiecie ;).
WALKA „NA HOBBITA”
:<
Szukałam minusów. Szukałam jak
z lupą, i wiecie co? Pomijając jakieś
sporadyczne literówki, znalazłam jeden – akcję rodem z Hobbita, czyli coś czego strasznie nie lubię. Otóż w czasie
bitwy (o której nic wam nie powiem), kiedy to już się mocno wkręciłam, kiedy
krew się lała, latały poucinane kończyny i głowy, konie rżały, ludzie
wrzeszczeli… Cass dostała obuchem w łeb
i rozdział się urwał. A zapowiadała się taka fenomenalna krwawa jatka :’( Ale to chyba jedyny minus. Czyli w sumie
można uznać, ze minusów brak… prawda? ;)
UWAGA, BO POLECAM!
Och, chyba wyczerpałam limit cukru na ten miesiąc. Niestety, nic nie
poradzę na to, jak bardzo przypadła mi do gustu Mapa kości. Jeśli pierwszy
tom miał poziom niczego sobie, to drugi go przeskakuje i pieruńsko podnosi
poprzeczkę. Ja osobiście nie mogę się doczekać kontynuacji. A komu polecam? Cholera jasna, najlepiej
Wam wszystkim! Jeśli szukacie czegoś dobrego, z pazurem, czegoś wciągającego i
dającego kopa waszej wyobraźni, to bierzcie się najpierw za Ogniste oczyszczenie, a tuż po nim za Mapę kości. Piekielnie warto!
Pora na Was! Czytaliście? Też was
tak pochłonęła? A może dpiero planujecie? Albo wcale nie macie w planach tej
serii? Czekam na Was w komentarzach! ;)
Trzymajcie się ciepło ;*
Q.
Za świetną książkę
dziękuję Wydawnictwu Uroboros ;)
Zaintrygowałaś mnie tą książką, więc pewnie się na nią skuszę :).
OdpowiedzUsuńOkładka zdecydowanie przyciąga wzrok.
Pozdrawiam
zakladkadoksiazek.pl
Cieszę się ;)
UsuńOj, a moja okładka przyciąga podwójnie, od kiedy podczas robienia zdjęć do posta 1/3 się stopiła xDDD ale mi nadal się podoba, teraz mam niepowtarzalny egzemplarz :")
O rany, Kobieto! Toż Ty mnie i mój portfel niszczysz tymi swoimi opiniami, a i narażasz moje wspaniałe małżeństwo! Mąż mi nie daruje tych wszędzie poukładanych książek i wciąż rosnącej ich ilości :P
OdpowiedzUsuńI to jest świetna książka dla mnie skoro bez miłostek. Nie żebym nie lubiła czasami się zagłębić w jakieś uczuciowe cuda, ale niektórzy autorzy chyba sobie nie wyobrażają braku miłosnego wątku w swoich książkach, pakują go na siłę i dopychają kopytem, a że wciąż się nie mieści to wykreślają ciekawsze fragmenty, przez utworzoną dziurę przeprowadzając pocałunkowy, cukierkowy pomost (no ewentualnie polany rzewnymi łzami z tytułu komplikacji związkowych w stylu różnym).
Pisz książki Kobieto! Ja Ci mówię, masz dar, choćbyś opisała dwa nudne tygodnie w klasztorze Karmelitanek Bosych, to sprzeda się to to jak ciepłe bułeczki... :)
Jejku, nawet moje komentarze są jakieś inne u Ciebie... zarażasz i porażasz no!
UsuńHahaha wybacz, nie chcę ci w małżeństwie namieszać ale... No Ogniste oczyszczenie musisz przeczytać, a po nim Mapę kości, serio. <3
UsuńZnam to uczucie ;) Czasaki sama celowo biorę się za takie love story, ale i to wybieram jakoś z głową, żeby na miłości się historia nie kończyła, żeby było w niej coś więcej ;) A tutaj naprawdę o miłości uzbierać by można w sumie pewnie z 10 kartek? I to nie miłości lukrowanej, a takiej jakiejś... Fajnej, realnej.
A wiesz, że nawet zaczęłam pisać? Na blogu mass pierwsze rozdziały, tam po prawej w zakładce "Q pisze" jeśli jesteś ciekawa jak mi wychodzi pisanie prozy :D
Ha, w takim razie lubie inność twoich komentarzy u mnie! <3
Jak dobrze czytać, że jakaś książka pokonała klątwę drugiego tomu!
OdpowiedzUsuńJa lubię opisy podróży, opisy przyrody, o ile nie jest to "Pan Tadeusz" czy "Nad Niemnem". XD A skoro przy "Mapie kości" zachwycasz się nimi, to mnie pewnie też urzekną. Bo wiesz co? Nabieram ogromnej ochoty na tę serię. Gdy zobaczyłam okładkę i tytuł pierwszego tomu, pomyślałam sobie, że to jakiś kolejny romansik dla młodzieży. A tu zaskoczenie! :D
Serio, tak namawiasz, że dopisuję książkę do mojej listy "must read". No bo... Muszę przeczytać, prawda? :p
Musisz! Musiszmusiszmusisz!
UsuńEj ta okładka pierwszego tomu robi ludzi w konia, mnie w sumie też zrobiła. Bo wszyscy zakładają, że na niej re dwie postaci to para... A to jest rodzeństwo, Alfa i Omega!
Także dopisuj i zaczynaj szybciutko przygodę z światem Po Wybuchu <3
Nie czytałam, ale coś czuję, że nie przeczytam, bo jakoś po przeczytaniu tej recenzji, wydaje mi się, że książka nie przypadłaby mi do gustu. ;/
OdpowiedzUsuńMożliwe ;)
UsuńJak można się cieszyć ze słońca?!
OdpowiedzUsuńCo do książki - muszę się zaopatrzyć w pierwszy tom. Nawet jeśli jest słabszy od swojego następcy.
Właściwie to nie powinnam, zważywszy na to, że swego czasu razem z przyjaciółmi doszłam do wniosku, że jestem hybrydą wampira i wilkołaka (tak, to był okres miłości wielkiej do Pamiętników wampirów xd), a jednak cieszę się jak głupia ;P
UsuńOn nie tyle jest słabszy, co... Drugi jest mocniejszy xD ale to nie oznacza, że Ognistemu czegoś brakuje, także oba polecam całym serduchem!
Witaj w klubie ;) Też zakochałam się w tej serii. Ona tak wciąga, że wręcz uzależnia! Trzeci tom wychodzi 29 lipca, ciekawe, kiedy polskie tłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńOby jak najszybciej! Btw dziękuję za info o premierze 3 tomu, bo nawet nie sprawdzałam jeszcze, żeby nie miec doła jeśli okazałoby się, że mam czekać dajmy na to rok na kontynuację :')
Usuń