czwartek, 21 września 2017

O dziewczynie, która miała nosa do złota | Złotowidząca, Rae Carson

Czołem Złotka!
Szczerze? Nie mam pojęcia co napisać o tej książce. Mam pieruńsko mieszane uczucia… i właśnie to postaram się wam przekazać w sposób mniej lub bardziej uporządkowany oby bardziej ;). Intuicja mi podpowiada, że będzie to recenzja dziwaczna. Serio. Dziś przychodzę do was z moją opinią o książce autorstwa Rae Carson pt. Złotowidząca. Ucieczka.


DWA OPISY
Złoto jest w jej krwi, w jej oddechu, a nawet w jej oczach.
Lee Westfall ma silną kochającą rodzinę. Ma dom, który kocha i wiernego rumaka. Ma także najlepszego przyjaciela, którzy być może będzie być kimś ważniejszym. Lee ma także tajemnicę. Wyczuwa złoto w otaczającym ją świecie. Nawet żyły znajdujące się głęboko w ziemi, małe bryłki w strumieniu oraz złoty pył pod jej paznokciami. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, jak potężnym i niebezpiecznym darem została obdarzona. Wie, że w każdej chwili ktoś może go odkryć…

Brzmi ciekawie, nie? Pachnie magią i ryzykiem? No to pozwólcie, że ja sklecę dla was opis zdecydowanie bliższy temu, co dostaniecie od Złotowidzącej.

Lee Westfall od najmłodszych lat była niezwykła – potrafiła wykrywać złoto w swoim otoczeniu. Dziewczyna wiedzie jednak przeciętne życie w Georgii, razem z rodzicami  - żadnych zbędnych luksusów, zero bogactw. Gorączka złota, która lata temu wybuchła w tym stanie już ucichła, a o złoty pył jest co raz trudniej, dlatego kiedy w rodzinnym miasteczku Lee pojawiają się ulotki zachęcające do podróży do Kalifornii, w której właśnie wykryto ogromne złoża tego surowca ludzie nie wahają się – pakują na wozy swoje dobytki i wyruszają w podróż przez całą Amerykę. Jednak Lee nie chce opuszczać swoich bliskich. Co jednak się stanie, gdy po powrocie z miasteczka odkryje, że w domu czekają na nią dwa trupy? Kto połasił się na złoto jej taty? Czy Lee jest w niebezpieczeństwie? Jak w tej sytuacji zachowa się dziewczyna? Po odpowiedzi zgłoście się do pierwszego tomu Złotowidzącej ;)


NIE WIEM, CO MYŚLĘ
Mój problem z tą książką polega na tym, że oczekiwałam od niej zupełnie czegoś innego. Opis zrobił mnie w konia. Liczyłam na to, że będzie to mocno magiczna historia przyprószona złotym pyłem,  w której Lee wraz z Jeff’em będą uciekać przed złymi ludźmi pragnącymi wykorzystać dar dziewczyny. Myślałam, ze ona będzie z tej mocy korzystać, że to właśnie ta umiejętność będzie takim najważniejszym aspektem tej książki. Nie mogłam się bardziej mylić. I przez to musiało minąć sporo czasu, abym polubiła się z tą historią (no dobra, polubiłam się z nią gdy się już prawie kończyła – ale się polubiłam, liczy się… prawda? :D). Pierwsze sześćdziesiąt stron czytałam przez trzy dni, poważnie. Nie było mowy o wgryzieniu się w to, a przeziębienie nie pomagało. Dopiero po tych trzech dniach uznałam, że muszę się wziąć za tę książkę porządnie. Bo z nudnymi książkami jest jak z depilacją woskiem – trzeba to zrobić jak najszybciej, wtedy zaboli raz, a dobrze i mamy to z głowy. Tak więc zaczęłam brnąć w Złotowidzącą i słowo daję, jojczałam na brak akcji i nudę… a jak tak teraz o tym myślę, to nie wyobrażam sobie, żeby tę historię opowiedzieć inaczej. Czemu? Śpieszę z wyjaśnieniami.


WYSOCE NIE-FANTASY POWIEŚĆ FANTASY
Tak jak mówiłam – magii to ja tu nie uświadczyłam i wy też tego nie doznacie. A przynajmniej nie tej magii złota. Ale Rae  Carson przesyciła Złotowidzącą magią zupełnie innego rodzaju. Cała ta książka to opis podróży przez USA, z jednego krańca kontynentu, na drugi. Takie trochę W pustyni i w puszczy, tyle że edycja amerykańska. Carson zasypuje czytelnika niezliczonymi opisami krajobrazów, jakie podziwiają (lub też przeklinają) bohaterowie Złotowidzącej. I to naprawdę jest niezwykłe, bo czytając czuje się ten pył pustyni na skórze, oczami wyobraźni widzi się nieskończoną prerię… Kurcze, Carson naprawdę postarała się, abyśmy zrozumieli jaki kawał drogi przebyła Lee.  Za to bez dwóch zdań należą się jej gratulacje – za oddanie niesamowitego, „magicznego” klimatu podróży w nieznane.



GDZIE TA MOJA INTUICJA?
Wiecie na czym może polegać mój zawód tą książką? Ja piekielnie nie lubię książek z motywem drogi, a westernu to już ani tyle! Po opisie byłam przekonana, że okej, Lee będzie się przemieszczać, ale w granicach normy. A tu okazało się, że właściwie od jakiejś pięćdziesiątej strony główna bohaterka nieustannie brnie na zachód, praktycznie  się nie zatrzymując. Trochę byłam w szoku. Mnie osobiście niemiłosiernie nudziło to ciągłe jechanie na przód, brak jakiegoś zakotwiczenia. Do tego założyłam, że chociaż akcja ma miejsce w 1849 roku (co mnie skusiło, bo dawno nie miałam w łapkach książki, której wydarzenia mają miejsce w przeszłości ;))w Ameryce, to nie skupi się aż tak bardzo na klimatach westernowych, a właśnie na tym cholernym złoto widzeniu xD BŁĄD! Biję się w pierś i przyznaję do błędu – pierwszy raz moja intuicja zawiodła tak mocno. Co to więc oznacza dla was? Ano mniej więcej to, że jeżeli ktoś z was lubi takie klimaty i motyw podróży w literaturze, to Złotowidząca go zachwyci. A jeśli jesteście tacy jak ja i wolicie osiadły tryb czytania, to raczej nie tędy droga ;)


DWIE STRONY MEDALU
Jeśli chodzi o bohaterów, to również mam mieszane uczucia.

Z jednej strony tak naprawdę z żadna z postaci nie zżyłam się specjalnie. Ludzie w tej książce giną jak mrówki – z wycieńczenia, pod wpływem niefortunnych zdarzeń czy na skutek choroby,  a mi to jakoś nie przeszkadzało, nie wyciskało łez z oczu. Bardziej przerażała mnie myśl o tym, jaką ciężką podróż muszą jeszcze przejść pozostali i ile trudu już jest za nimi, aniżeli to, że kolejny wędrowiec kopnął w kalendarz. Właściwie jedyną postacią, która zasłużyła sobie na moją sympatię była krowa Atena, ale o niej opowiem wam osobno, bo na to zasłużyła skubana. Tak więc na minus muszę policzyć fakt, że ani mnie ci bohaterowie grzali, ani ziębili. Byli… bo byli, o.

Z drugiej strony bohaterowie Złotowidzącej są bardzo ciekawi pod względem przemian, jakie w nich zachodzą wraz z upływem czasu. Kurcze, ta książka świetnie ukazuje jak wiele może się zmienić, gdy człowiek zostanie zmuszony do zrezygnowania z wszystkiego, co znał do tej pory. I nie chodzi mi tu wyłącznie o Lee, która na stronach tej książki z posłusznej córki zmienia się w chłopca pędzącego za bogactwem, a następnie (tu niestety literki się zbuntowały, nie chcą wam poczynić spoilerów, ale gwarantują, że zmiana była ogromna :D). równie warte uwagi są postacie drugoplanowe takie jak Jefferson, pani Joyner (która doprowadzała mnie do szału przez niemalże całą książkę, aby pod koniec zmienić się tak bardzo, że aż ją polubiłam… odrobinkę ;)), czy Therese. Dawno nie czytałam książki, w której tak wiele zmienia się w postaciach i nie jest to zmiana nielogiczna, chaotyczna i bezsensowna. 


O NUDZIE I KROWIE ATENIE
Wiecie czego brakuje tej książce? Akcji. Czegoś, co sprawiłoby, ze czytającemu szybciej zabije serce. Tutaj na serio całość opiera się na tym, że ludzie idą/jadą na zachód. Tyle. Finto. Czasami się tam napatoczyli jacyś bandyci, ale byli potraktowani po macoszemu i w sumie rzadko wyrządzali jakieś większe szkody. Był w prawdzie wir wodny, ale jakiś mało zakręcony. Generalnie na swojej drodze Lee spotykała liczne przeszkody, ale omijała je z palcem w nosie. A nawet jeśli palec w nosie nie był, to i tak miałam wrażenie, że można by bardziej rozwinąć opisy tych zdarzeń. Dostajemy za to regularnie opis tego, jak jedna z bohaterek rozkłada stół, a nim obrus, nakrywa do stołu i zwołuje rodzinę na obiad. Serio, to się pojawiło w książce kilkanaście razy i za każdym razem przebiegało w ten sam sposób. Fascynujące, nieprawdaż? I tu właśnie następuje chwila, w której swoje pięć minut dostaje krowa Atena – moja bohaterka, która dbała o to, aby czytelnikowi się nie zasnęło. Otóż krowa Atena lubiła sobie na przykład nażreć się zioła i ryczeć z bólu brzucha, albo przykładowo spaść z tratwy do wody i o dziwo nie utonąć. Była atrakcją tej książki, poważnie. Pomyślcie więc sobie jak słabe były inne dramatyczne wydarzenia, skoro topiąca krowa wydaje mi się od nich ciekawsza…



LUBIMY, JAK JEST PRAWDZIWIE
Ale tu znowu mój rozum walczy z moją potrzebą wartkiej akcji. Bo widzicie, na samym końcu autorka opisuje to, ile zajęło jej dokonanie researchu do tej książki, ile pracy włożyła w to, aby wyszło realistycznie i aby wiernie oddać klimat podróży przez dziewiętnastowieczną Amerykę. I dopiero po tym uświadomiłam sobie jak wiele w tej książce było elementów „prawdziwych”. Bo pojawili się Indianie i wątek walki rdzennych mieszkańców Ameryki z białymi ludźmi, było pokazane to, jak  w tamtych czasach patrzono na niewolnictwo ( i to  z obu stron – ludzi z północy i z południa). Rea Carson dała nam nawet opis porodu oraz operacji chirurgicznych z użyciem narzędzi z tamtych czasów. Świetnie oddała mentalność ludzką, pokazała jak traktowano kobiety i umniejszano ich rolę, jakie zagrożenie stanowił dla nas poród… nie wiem, czy jestem w stanie wymienić wszystko, co znajdziecie na stronach tej książki, poważnie. Jest tego sporo i właściwie to właśnie ze względu na ten realizm jestem gotowa sięgnąć po kolejny tom.  Bo suma summarum uważam, że to nie była zła książka. Błąd leży po mojej stronie – źle zrozumiałam opis (no, to może po stornie kogoś, kto ten opis napisał również xD) i przez to moje oczekiwania nie pokryły się z tym, co mi dano. Ale nie narzekam, bo nie zostawiono mnie z niczym.


ŁADNE I MA BAJERY ;)
Tak już na koniec chcę was przeprosić za brak cytatów – szukałam, ale nie znalazłam niczego ani specjalnie mądrego (a treściwego, coby się zmieściło na grafice), ani czegoś zabawnego (co mi przypomina, że o humorze w tej książce można sobie co najwyżej pomarzyć). Mam za to dla was zdjęcia wnętrza książki, której wydanie zasługuje na pochwałę. Nie dość, że okładka jest magiczna i taka… śliska? Błyszcząca? Nie mam zielonego pojęcia czy jest na to jakaś fachowa nazwa, ale dawno nie miałam przyjemności macać takiej okładki, to jeszcze wewnątrz znajdziecie mapę USA oraz spis wszystkich postaci! A spis się wam przyda, uwierzcie  mi na słowo ;)


CZY POLECAM?
Cholera, chyba tak. Musicie jednak wziąć pod uwagę, że nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Mi spodobała się dopiero, gdy ją skończyłam, ochłonęłam i na spokojnie o wszystkim pomyślałam. Pamiętajcie, że wątek fantasy w Złotowidzącej jest niemalże całkiem ukryty i coś czuję, że dopiero w kolejnym tomie wysunie się on na pierwszy plan. Nie zapomnijcie też o tym, że jeśli szukacie zabawnej historii, to nie tędy droga. A skoro już o drodze mowa, to pamiętajcie o wątku podróży, który gra tutaj pierwsze skrzypce. Macie to? A więc teraz sami zdecydujcie, czy jest to książka dla was ;)



A co wy o niej sądzicie? Czy tylko ja byłam takim gałganem i źle odebrałam opis z okładki? Ktoś was skusi się na podróż do Kalifornii razem z Leah? Ja ją odbyłam i chyba nie żałuję. W sumie nie wiem. Nadal mam mieszane uczucia :’)


Trzymajcie się ciepło i nie przesadzajcie z cukrzeniem herbaty bo to na zęby szkodzi!
Ula :*



Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar ;)

14 komentarzy:

  1. Ja mam bardzo mieszane uczucia do tej książki. Z jednej strony wydaje się być ciekawa, a z drugiej do bólu przeciętna i nienadzwyczajna :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze że mnie książka porwała �� jej ogromnym plusem jest brak trójkąta milosnego ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam bym jakiś western przeczytała, bo lubię te klimaty, alee.... no to pełnoprawny western nie jest raczej xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam wcześniej o tej pozycji, ale chyba i tak nie chcę jej czytać. xd
    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka całkiem ładna, szkoda, że na tym się kończy. ;) Wątpię żebym po nią sięgnęła. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po takiej ilości opisów chyba sama byłabym zniesmaczona.Lubię wolną akcje, ale nie przepadam za "W pustyni i w puszczy". Więc raczej nie zdecyduję się na tę pozycję.

    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no serio?? Nie tylko Ty skusiłaś się na ten okładkowy opis.... Ja odkąd go przeczytałam stwierdziłam, że to na pewno będzie coś super i ciekawiło mnie strasznie to złoto! No i klops. Teraz to mam taki mętlik w głowie czy czytać, czy jednak nie. Bo z jednej strony wydaje mi się ciekawa, ale z drugiej strony brak tej akcji i magiczności mnie troszkę odstręcza. No cóż... Chyba jeszcze muszę przemyśleć czy po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś czuję, że to książka nie dla mnie ;).

    Pozdrawiam
    zaladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja się na tej książce bardzo, ale to bardzo zawiodłam. Spodziewałam się czegoś innego. I się nie polubiłyśmy wcale ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubie klimaty westernowe, ale motywy drogi już mniej. Trochę obawiam się, że będzie wiało nudą. Napisałaś w taki sposób, że mam mętlik w głowie. Podczas czytania jednego akapitu jest 'tak! tak! tak!, a podczas drugiego 'buuuu' ;P Przydałoby się po prostu zaryzykować i przeczytać, ale... sama nie wiem... może kiedyś.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Z jednej strony chciałbym ją przeczytać. Okładka piękna!
    No ale z drugiej... nie wiem czy bym wytrwał do końca ;)

    Pozdrawiam! <3
    Zatraceni w kartkach

    OdpowiedzUsuń
  12. Zastanawiałam się, czy nie sięgnąć po "Złotowidzącą" i coś mnie powstrzymało. Teraz bardzo cieszę się, że podjęłam taką decyzję, bo zdecydowanie nie lubię westernów, a powieści z motywem drogi po prostu nie znoszę :D

    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
  13. Przyznam, ze bardzo lubię "mało fantastyczne" fantasy. Nie musi dla mnie kipieć magią, wystarczy dobrze skonstruowany świat i ciekawe postacie. Nie słyszałam wcześniej o tej książce (pierwsze zdjęcie w recenzji - rewelacja), ale tutaj, mimo, że początkowo mnie zaintrygowało, widzę, że to nie jest książka dla mnie. Raczej sobie odpuszczę :( a szkoda.

    Pozdrawiam,
    Ewelina z Gry w Bibliotece

    OdpowiedzUsuń
  14. Lubię książki oparte na historii, a "Złotowidząca" dokładnie na taką wygląda. A wątek bycia w drodze wcale, ale to wcale mi nie przeszkadza, co chyba jest też zasługą "Władcy Pierścieni", którego uwielbiam, a w którym ten wątek też jest przecież mocno zaznaczony. Zatem "Złotowidząca" ląduje na liście do przeczytania ;)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)