Hej Mordki!
Oj, dziś nie będzie miło i przyjemnie. Niestety. W sumie z moich
zapisków wynika… że chyba trafiłam na książkę, która przebiła nawet Endgame, którego jak wiecie (albo i nie
wiecie) nie trawię. Zapraszam Was na recenzję Łowczyni z ciernistego lasu autorstwa
Melanie Dickerson.
DAWNO TEMU W LESIE…
Dobra, wyjątkowo skopiowałam opis, który znajduje się z tyłu na
okładce. Leci to tak:
„Niebezpieczeństwo i miłość spotykają się w Ciernistym Lesie…
Odette Menkels za dnia uczy czytania sieroty z pobliskiego miasteczka, a nocami kłusuje w lesie margrabiego Rainharta, by upolowaną zwierzyną wykarmić najuboższych.
Dla Jorgena Hartmana złapanie kłusownika to nie tylko obowiązek, lecz również sprawa honoru. Leśniczy, który go wychował i którego stanowisko on przejął, zginął właśnie z rąk kłusownika.
Kiedy Jorgen i Odette poznają się na zabawie świętojańskiej, nie mają pojęcia, że są swoimi największymi wrogami. Jedyny mężczyzna, którego ona pragnie, marzy o tym, by ją schwytać… A jedyna kobieta, którą on kocha, okaże się nieuchwytnym obiektem jego nienawiści.
To jednak dopiero początek przeszkód, z czasem ich losy coraz bardziej się komplikują…”
ZARZUT NR. 1: OPIS KŁAMIE
To znaczy nie, on w zasadzie
mógłby być nawet i za streszczenie całej tej historii uznany… gdyby nie
wzmianka o „coraz bardziej komplikujących się losach” głównych bohaterów.
Przepraszam, ale to jakiś żart był, a nie komplikacje. Czytając opis myślałam, że biorę się za średniowieczny
romans, że młodzi będą niczym Romek i Julka albo inne Tristany i Izoldy. Że
te przeszkody faktycznie będą wymagały wysiłku, sprytu i ogromnego uczucia…
wiecie co? Tak naprawdę książkę można by zakończyć na samym jej początku.
Według mnie wspomniane przeszkody były stworzone
tak strasznie na siłę, że to aż bolało. Odette uważała, że nie może być z
Jorganem, bo jest leśnikiem, a ona kłusuje w lesie, który on ma strzec. No i
leśnik nie ma kasy na karmienie sierot. Pierwsze primo – czemu nie spróbowała
najzwyczajniej na świecie zagadać do lokalnych bogaczy o wsparcie tych
biednych? Drugie primo – w pewnym momencie książki Jorgen załatwił sierotkom od
groma żarcia. Czy to nie powinno likwidować problemu z brakiem kasy? Ehhh… Z
kolei leśnik uważał, że jest zbyt biedny dla Odette, i że jej wuj nie pozwoli
na ich związek… pic w tym, że od pierwszych stron podkreślane było, że wuj
dziewczyny pozwala jej sobie wybrać męża i się względnie w te sprawy nie
miesza. Także… przykro mi, ale czuję się
oszukana.
ZARZUT NR.2: GDZIE TO CAŁE
ŚREDNIOWIECZE?
Książka liczy sobie 352 strony. Na samiutkim początku dowiadujemy się,
że akcja rozgrywa się w roku 1363 w
margrabstwie Thornbeck, na północno-wschodnich rubieżach Świętego Cesarstwa
Rzymskiego (szkoda, że nie wspomniano o tym w opisie). Gdy tylko zobaczyłam
tę informację, od razu się uśmiechnęłam – uwielbiam średniowieczne klimaty. Liczyłam na opisy sukien, domów, ludzi,
samego miasta, przyjęć i świąt… a dostałam… cholera, jakąś wersję demo?
Szczerze mówiąc nie lubię długich opisów ale no bez przesady, w tej książce
pominięto je prawie zupełnie! Na moje oko, jeśli autorka porządnie opisałaby
miejsce akcji i bohaterów to…. No książka liczyłaby nie 352, a jakieś dobre 400
stron. Ponad.
ZARZUT NR. 3: POWTÓRZENIOM NIE
BYŁO KOŃCA
Ooo, w tym akapicie mam ochotę pojechać po bandzie, ale się powstrzymam.
Słowo. Czytałam Łowczynię cholernie
długo, a to między innymi za sprawą nagminnego powtarzania się autorki. Historie
dzieciństwa Odette wałkowałam średnio co trzy/cztery rozdziały. I nie, nie
dowiadywałam się żadnych nowych faktów – wciąż powtarzała się ta sama opowieść.
To samo tyczy się przeszłości Jorgena. Ale to i tak pikuś! Do takiego prawdziwego szału doprowadzały mnie rozmyślenia obojga
zakochanców. Masa pytań retorycznych: Czy
on mnie kocha? Czy on czuje to co ja? Czy jego serce też pała takim płomieniem?
Czy możemy być razem? Co ja mam zrobić? Co począć? Co czynić? O i tak w
kółko, a przyznajcie, że pytania różnią się od siebie jedynie dobrem słów. Technicznie rzecz biorąc cała książka to
powtarzane w niewiele się od siebie różniący sposób tych samych rzeczy.
Gdyby każda informacja miała pojawić się tylko raz, to książka straciłaby
połowę ze swojej objętości. I nie wiem, czy wynika to z braku pomysłu na historię,
czy z zamiłowania do telenowel… bo chwilami miałam wrażenie, że obserwuje średniowieczne
wydanie M jak miłość czy tam innego Klanu.
ZARZUT NR. 4: CHYBA MIAŁO BYĆ
KLIMATYCZNIE
Jeśli chodzi o styl autorki, to mam
wrażenie, że usiłowała oddać klimat średniowiecza poprzez dobór słownictwa i
zachowanie w dialogach takiej… przesadnej kultury. Niestety, nie pykło.
Dialogi były fatalne. Wyobraźcie
sobie, że ukochana osoba opowiada wam o śmierci swojego rodzeństwa… a wy klepiecie
go po ramieniu mówiąc: „To musiało być straszne przeżycie.”. Nawet nie silicie
się na westchnienie, jakiś wykrzyknik na końcu zdania… Już chyba lepiej byłoby
nic nie mówić. Takie mniej więcej są reakcje i wypowiedzi bohaterów Łowczyni. Drętwe, wysnute z uczuć i nienaturalne. Bolą. Stąd też brak cytatów
w tym poście – miałam przygotowane karteczki do zaznaczania, szukałam jakichś
wartościowych zdań, czegoś godnego przytoczenia… i przez 352 strony nie
trafiłam na nic. Czaicie to? Ani pół godnego
uwagi cytatu. Auć.
ZARZUT NR.5: BOHATEROWIE BEZ
SKAZY
Tu nie będę się rozpisywać. Problemem w tej książce jest fakt, że Dickerson usprawiedliwia każdy błąd i
złe zachowanie bohaterów, przez co nie mamy za bardzo szansy kogoś ani
znielubić, ani zapałać silniejszym uczuciem, sympatią, czy czymkolwiek. Czyta się
to, bo się czyta, ale emocje zostają na zewnątrz. Co z tego, że postać X
oszukiwała postać Y przez lata? Na pewno miała jakiś ważny powód – nie wolno
nam być złym na nią. Ktoś nas ratuje z cholernych opresji, a my w te pędy
pakujemy się w dokładnie takie same? Pfi, trzeba to zrozumieć – na pewno jesteśmy
zagubieni i nie wiemy co robimy. Szału idzie dostać od tłumaczeń każdego
idiotycznego albo złego zachowania. Serio.
ZARZUT NR.6: ZAKOŃCZENIE…
SERIO?
Nie bójcie się, nie będzie
spoilerów. Będzie krótko. Koniec
tej książki to jeden wielki absurd. Czytałam je z otwartą paszczęką –
bynajmniej nie z powodu zachwytu. Po prostu to, co odwaliło się na końcu było
tak skrajnie wyprane z jakiejkolwiek
logiki, tak naciągane i nierzeczywiste, że miałam ochotę cisnąć książką
przez pokój, żeby zakończyć ją szybciej. Czytałam wiele książek, których
zakończenia mi się nie podobały – bo ginął mój ulubiony bohater, bo nie było
happyendu, albo happyend był, ale nie taki
na jaki liczyłam… ale w życiu nie
czytałam zakończenia które aż tak bardzo by mnie wkurzyło swoją… cóż, swoją
głupotą.
KOŃCZ WAŚĆ, WSTYDU OSZCZĘDŹ!
Chyba wyszłam na zołzę. Trudno.
Szukałam usilnie zalet tej książki, ale naprawdę nawet z lupą nie dostrzegam
pozytywnych stron Łowczyni. Zawiodłam
się na tej książce. Liczyłam na coś zupełnie innego, a dostałam trzysta stron
nudy. Przykro mi, ale ciężko ją polecić komukolwiek… no, chyba że są tu jacyś
miłośnicy wszelakich telenowel. Wam może się spodobać, chociaż czy ja wiem…
I co wy na to? Skusicie się…
mimo wszystko?
Buziak ;*
Q.
Za książkę dziękuję
wydawnictwu Dreams
Jestem pewna, że po książkę nie sięgnę, dzięki tobie oszczędziłam czas i nerwy. :)
OdpowiedzUsuńA tytuł i okładka tak ładnie się zapowiadały... szkoda. :/
Tę gorzką (i dobrze, takich książek nie powinno się chwalić) recenzję osładzają tak urocze gify. Za umieszczenie tu Mushu i Watsona uwielbiam Cię. <3
Pozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/
Musiałam jakoś złagodzić tego posta a Mushu.. no to jest mój Disneyowy boss xD <3 Własnie okładka i opis mnie skusiły :')
UsuńHehe...przynajmniej konkretnie. Nie mialam ochoty na te ksiazke i widze ze nic nie strace.
OdpowiedzUsuńStarałam się nie rozpisywać ;P Wyszło jak wyszło :D
UsuńTak, jasne... już biegnę po nią... żeby publicznie spalić ją na stosie. Ahhh dziękuję bardzo za recenzję, którą skutecznie mnie zniechęciłaś...
OdpowiedzUsuńCzasami sobie myślę, że chyba najbardziej cenię te negatywne recenzje, bo oszczędzają mój czas, nerwy i mojego Męża, który słyszałby moje marudzenie lub doświadczył rzutu książką o ścianę... Dzięki Wielkie!
Ależ nie ma za co ;)
UsuńWydaje mi się, że ta książka ma tylko dobry tytuł.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji stanowczo po nią nie sięgnę!
Hmm.. i czcionka w środku jest spoko, wygodnie się czyta xD Więcej zalet nie pamiętam ;)
UsuńZdecydowanie nie. Nigdy o niej nie słyszałam, ale w sumie nie mam zamiaru po tej recenzji jej szukać gdzieś, czy coś... Bo miłośniczką telenoweli nie jestem (a weźcie to wywalcie z telewizji - marnotractwo czasu, nie wiem dlaczego tyle ludzi to ogląda...)
OdpowiedzUsuńAle w sumie wiesz... Ciekawi mnie to zakończenie xD To znaczy nie przeczytam tej książki mimo wszystko, ale jednak, żeby aż tak głupie zakończenie zrobić, ktore aż tak by powaliło głupotą to mistrzostwo xD Dlatego po prostu jestem ciekawa co takiego ta autorka wymyśliła...
Jeju, w sumie opis jest fajny - po nim od razu bym po tą książkę sięgneła. Ale no dzięki za tą recenzję! Przynajmniej będę wiedziała a co uważać!
Zakończenie mnie absolutnie rozpieprzyło xDD Zamiast pokarać laskę za mordowanie jeleni, łamanie prawa i kłamanie, to księciunio jej zrobił dobrze na wszystkie (niemalże) możliwe sposoby xDDDDD Coś okropnego xD
UsuńNo nieźle ;) A się nad nią zastanawiałam. Teraz podziękuję. Najbardziej boli mnie to, że miało być średniowiecznie, ale nie wyszło. Lubię takie klimaty. No i te pytanie retoryczne :/ Wydaje mi się, że książka tylko by mnie irytowała.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Oj, dobrze ci się wydaje. mordęga nieludzka, 350 stron czytałam ponad tydzień i to codziennie po trochę :/
UsuńAleż się uśmiałam czytając Twoją recenzję :-) Zarzuty mam podobne, bo i ja się na tej książce nieco zawiodłam, ale nie aż tak bardzo. Mimo wszystko czytało mi się ją całkiem przyjemnie, ale może zwyczajnie za miękki ze mnie krytyk? :-P Cytaty uwielbiam, ale masz rację- nie było czego zaznaczać... Zakończenie tragiczne i co najśmieszniejsze SPOJLER! w dniu ślubu jedno pyta drugiego "Hej nie rozmyśliłaś się? Bo wiesz w sumie kiepsko wyszły mi oświadczyny" :-P A było TYLE okazji by wszystko cudownie pogmatwać! Brak słów.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą bardzo przyjemnie tu u Ciebie :-) Będę wpadać częściej :-)
Pozdrawiam,
Patka
Bardzo łatwo jest trafić na książki o przeszłości w której jej nie czuć niestety :C Zwłaszcza, gdy do ręki bierzesz tłumaczenie. Ja tak czy siak nawet bym na nią uwagi nie zwróciła... Romanse i takie tam to nie moja bajka. Wystarczy, że "Zakazane życzenie" kusi mnie okładką tak bardzo, że chyba na Pyrkonie sobie je kupie... Razem z Grimm City, jeśli drugi tom będzie wtedy miał premierę (a liczę, że będzie <333).
OdpowiedzUsuńHaha, nigdy nie słyszałam o tej książce, a okładka specjalnie nie przyciąga do siebie, chociaż nie jest taka zła xD Świetnie krytykujesz, jak czytałam to cały czas się śmiałam :D Ale i tak po książkę nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńTo może z mikroskopem spróbuj xD Wtedy może je znajdziesz.
OdpowiedzUsuńNo cóż...gratuluję nowej współpracy i pierwszej jak, że pozytywnej recenzji u nich xD
Masz szczęście, że to chodzi o inną łowczynię, a nie o moją łowczynie xD
Szkoda, że ci się nie podobałą :( ja po nią raczej nie sięgnę, bo ani sama mnie nie ciekawiła i nie ciekawi to jeszcze ty ją tu negatujesz mi. No cóż..było miło xD
Buziaki :*
pomiedzy-wersami.blogspot.com
Łeeee, wolałam jak mi streszczałaś tę ksiazkę, lepiej się bawiłam xDDD
OdpowiedzUsuńNo cóż, co już miałam, to Ci powiedziałam na temat tej książki xD
No "raczej" nie sięgnę, bo za bardzo mnie przekonałaś, że nie warto :D
Zresztą w kolejce czekają na mnie kolejne tomy serii, w których poznałam moich nowych mężów książkowych <3
I Roth <3 Kurde, dobrze, ze nie nakręcili ekranizacji, bo znów miałabym pie*dolca i byś już ze mna nie wytrzymała xD
Buziole!
Kasia z Kasi recenzje książek :)
Nigdy jakoś specjalnie mnie do niej nie ciągnęło, mignęła mi raz czy dwa, ale stwierdziłam, że raczej nie dla mnie. I po twojej recenzji strasznie się z tego cieszę. Po co mam marnować czas na coś tak słabego?... W każdym razie na pewno nie dopiszę jej do listy "do przeczytania".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ^^
Książki bez tajemnic
Chyba jedyny plus tej książki to okładka, która naprawdę do mnie przemawia. :D Ale nawet biorąc to pod uwagę - będę się trzymać z daleka! Ani opis, ani tym bardziej Twoja recenzja nie zachęcają do zapoznania się z Łowczynią. :p
OdpowiedzUsuńOj nie, nie skuszę się na pewno. :D Na razie mam znowu dobrą passę i trafiam na książki, które mi się podobają, więc nie chcę jej przerywać. ;D
OdpowiedzUsuń