wtorek, 27 grudnia 2016

Miłość za wszelką cenę, czyli o książce, która mnie zaskoczyła

Czołem gwiazdki!
O matko, córko, ciociu, babciu, wujku, i reszto rodziny… Ale mam mętlik w głowie. Masakra. Pierwszy raz zwlekałam z pisaniem recenzji (aż całą dobę!), bo nie wiedziałam jak ubrać w słowa to, co myślę o tej książce. W sumie nadal nie jestem pewna, czy wiem co chcę powiedzieć. Pójdę więc na żywioł xD. Miejcie więc serce i bądźcie wyrozumiali jeśli powstanie z tego jeden wielki chaos :<. Zapraszam na recenzję Miłości za wszelką cenę Luisy Reid.



O CZYM W OGÓLE MÓWIMY?

A więc fabuła książki rysuje się mniej więcej tak:
Audrey wraz z mamą i pięcioletnim bratem Peterem przeprowadzają się do nowego domu. Matka rodzeństwa twierdzi, że zmiana otoczenia ma pomóc jej córce dojść do siebie, poczuć się lepiej. Bo Audrey cierpi na depresję. Dziewczyna próbuje zacząć wszystko od nowa. Poznaje chłopaka, który okazuje się jej sąsiadem. Z czasem Leo zbliża się do Audrey, a ona zaczyna czuć się coraz lepiej… jednak czy ten stan potrwa długo? Co wywołuje myśli samobójcze u głównej bohaterki? Jaką cenę będzie musiała zapłacić w imię miłości? Cóż, odpowiedzi na te pytania znajdziecie tylko i wyłącznie w książce ;)



LEKKI WÓR CIĘŻKICH TEMATÓW

Dobra miśki, zdaję sobie sprawę, że opis brzmi dennie. Dlatego w sumie się nim nie sugerujcie, bo… ciężko mi było sklecić coś, gdyż albowiem JA znam już zakończenie, znam wszystkie fakty, a to zupełnie zmienia sposób patrzenia na tę historię, i streszczenie jej jest w zasadzie niewykonalne. Tak więc są to informacje absolutnie najbardziej ogólnikowe, jak tylko jest to możliwe. Zapewniam, że w książce znajdziecie o wiele więcej, niż tylko romans dwójki nastolatków. Słowo blogera ;). W Miłości za wszelką cenę poruszono multum trudnych tematów, jak chociażby samookaleczenie, wychowywanie się bez jednego z rodziców, lub w rodzinie w której rodzice wymagają od dziecka zbyt wiele. A to nie jest chyba nawet połowa spraw, które przewijają się przez tę historię. Serio, jest tego sporo. Dlatego też z książki można wynieść wiele, a po skończeniu człowiek ma takie jedno wielkie:


CZYTANIE NA SPEEDZIE

Wiecie co mnie zaskoczyło? Pomimo tematyki, która… no cóż, nie jest leciutka, książkę czyta się pie-ru-nem! Jak słowo daję, gdybym mogła usiąść sobie i czytać tak wiecie, bez przerywania, to pewnie skończyłabym ją w jeden dzień. A tak, zajęło mi to chyba trzy, za to piekielnie zapracowane. Czyli liczmy to jako jeden xD. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że rozdziały są niesamowicie krótkie. Historię poznajemy z dwóch perspektyw – Audrey i Lou. Rozdział są przeplatane na przemian, a wiele z nich trwa zaledwie stronę, ma dwa albo trzy akapity. Do tego dochodzą strony, które rozdzielają nam opowieść na miesiące, w których toczy się akcja książki. Jest tu na przykład trzymiesięczny okres, który „przyspieszono” do zaledwie 3 rozdziałów, i to takich właśnie na stronę, może dwie. Czas pędzi niesamowicie szybko za równo w książce, jak i przy jej czytaniu ;). Brałam się za czytanie w każdej wolnej chwili, siadałam na pół godzinki i BANG! Sto stron już za mną. Dwieście. Dwieście pięćdziesiąt. Trzysta. I koniec. Po książce. Magia? Nie sądzę!


CZYŻBY TŁUMACZ GOOGLE?

Ehhh… muszę o tym napisać. Styl autorki jest dziwny. Okej, czyta się szybko i lekko, ale jeśli miałabym wykreślić zbędne zdania, to z czterystu pięćdziesięciu stron zostałoby trzysta albo i mniej. Louisa Reid ma hopla na punkcie absurdalnych porównań i metafor, które brzmią idiotycznie, serio. Z trudem wynalazłam w tej książce cytaty do recenzji. Zarówno ja, jak i moi znajomi zastanawialiśmy się nawet, czy książki nie przetłumaczono z pomocą translatora Google, bo część wypowiedzi trzeba było czytać po kilka razy aby zrozumieć o co chodzi. I właśnie dlatego nie ogarniam, co to się podziało. Bo skoro autorka pisze beznadziejnie, to czy nie powinno się również czytać beznadziejnie? Najwidoczniej nie. Dziwne, ale… Nie będę narzekać :P


 COŚ TUTAJ NIE GRA :/

Ano właśnie. Muszę się wam do czegoś przyznać. Przez 90% książki byłam przekonana, że ta recenzja będzie negatywna. Serio, krew mnie zalewała gdy czytałam Miłość za wszelką cenę. Bo głupota i ślepota bohaterów była nie do zniesienia. Bo nieporadność głównej bohaterki raziła po oczach. Bo coś, co dla mnie było oczywiste od samego początku, dla całego społeczeństwa książkowego okazało się wielkim zaskoczeniem. I nie rozumiałam czemu ta książka ma tak dobre opinie. I tu kolejna rzecz, do której muszę się przyznać: jak nigdy wcześniej obejrzałam wszystkie recenzje na Youtube  Miłości za wszelką cenę. Nie martwcie się, nie wpłynęły na moja opinie. W sumie mam wrażenie, ze te dziewczyny czytały inną książkę, albo nie czytały jej w ogóle, bo to, o czym zapewniały mnie w swoich filmach to jakiś żart nijak się mający do treści książki. I serio nie wiem, czy to ja jestem jakaś wykolejona, że od początku wiedziałam „kto jest tym złym” (nie wiem jak pisać o „tym” bez cienia spoileru, ale się staram xD), że nie ruszał mnie wątek romantyczny, i generalnie cała historia mnie bawiła (a chyba nie powinna, zważywszy na to, ze czytałam thriller psychologiczny), czy to one są jakieś niedomyślne. No, ewentualnie miał to być chwyt promocyjny, zachęcający do przeczytania książki, ale na litość boską! Ughhh… Nie mogę wyjaśnić wam tego bez spoileru, ale błagam: nie sugerujcie się recenzjami z YT, nie w tym przypadku.


NIC, TYLKO UDUSIĆ

Taka myśl towarzyszyła mi przez prawie calutką książkę. Chciałam ukatrupić główną bohaterkę za jej bezradność i ciapowatość. Bo chociaż potrafiła się zatroszczyć o swojego brata, potrafiła zadbać o siebie, to nie umiała powiedzieć durnego „nie”. A właśnie to jedno głupie „nie” rozwiązałoby wszystkie jej problemy. Chciałam uśmiercić jej sąsiada Leo, za to jak stękał i kwękał. I nie ratował go nawet urok i miłość do literatury. Fige dawały te plusiki w momencie, kiedy dorosły badź co bądź facet (no, osiemnastolatek. Czyli taki w teorii dorosły XD) marzył sobie o ucieczce na statku wraz z swoją lubą. Bez kitu, czy takie marzenia nie wygasają wraz z odkryciem, ze święty Mikołaj nie istnieje? DO tego miałam  ochotą utopić szkolną hadrę, która znęcała się nad Audrey. I tu mam do was pytanie: czy w waszej szkole ktoś komuś podtapiał głowę w ubikacji? Czy tylko u mnie nie ma tak dzikich akcji? Bo w szkole Audrey i Leo to było normalne do tego stopnia, że nikt nie zwrócił uwagi, jak jedna laska drze drugą za kudły do łazienki. No i jak tu się nie wkurzyć… Na listę bohaterów do uśmiercenia wpisałam sobie też ciotkę Leo, z którą mieszkał chłopak. To była chyba najbardziej naiwna postać tej książki, jednak nie zdradzę wam czemu. Byłoby to karygodne i niewybaczalne ;).  W zasadzie jedyną osobą, której nie chciałam zamordować była matka Audrey. Czemu? Bo była najbardziej fascynującą i zaskakującą postacią, bo mnie intrygowała, a to, co wyprawiała na równi mnie przerażało i bawiło. Chociaż w sumie bardziej przerażało. Podsumowując: jeśli miałabym podać wady tej książki, to w czołówce listy znaleźli by się drażniący bohaterowie. Serio.


COŚ PIĘKNEGO
Pisząc o tej książce nie mogę pominąć tematu miłości. Bo w książce pojawia się ona w tak wielu odcieniach, że… no miodzio! Mamy tu miłość rodzicielską, aczkolwiek kulawą, bo na odległość. Mamy miłość dwójki nastolatków, kurzy dopiero poznają czym jest stan zakochania. W zasadzie ten wątek działał mi na nerwy, nie umiałam go kupić i najchętniej bym rozegrała to jakoś inaczej. Najlepiej tak, żeby Audrey i Leo nie poczuli do siebie mięty, ale trudno. I w końcu mamy tu miłość siostry do brata.  I tu się na chwilę zatrzymam. Bo to jest coś niesamowitego. Pierwszy raz spotkała się w książce z tak mocną więzią między rodzeństwem. Audrey jest dla Petera właściwie jak matka. To ona odprowadza go do szkoły, kładzie spać, czyta na dobranoc, bawi się i opiekuje. On z kolei traktuje ją jak centrum swojego świata. Bezgranicznie jej ufa, i jak na pięciolatką troszczy się o nią na tyle, na ile jest tylko w stanie. To, jak oni są ze sobą połączeni  nie jeden raz mnie zadziwiło i wywołało uśmieszek na twarzy. Bo jest to niesamowicie urocze i piękne i właśnie dla tego wątku warto sięgnąć po Miłość za wszelką cenę.


SZTUCZNE AKCEPTUJĘ TYLO FUTRA.

No, i może jeszcze kwiatki – bo podlewać nie trzeba ;P. Ale jak widzę w książce dialogi które po prostu na kilometr zioną nierzeczywistością, to aż mną siepie. A tym właśnie pachną dialogi z Miłości za wszelką cenę, niestety. Szczerze mówiąc miałam ochotę je pomijać, bo były fatalne. Chociaż może to kwestia tłumaczenia, nie wiem. Ale jeśli w książce 60% wypowiedzi nastolatków rozpoczyna słowo „taaak”, a w przypadkowej rozmowie kobieta X wyjaśnia kobiecie Y, zachowując stuprocentową kulturę, że z chęcią pozwoli jej córce sobie pomieszkać u niej nawet i do śmierci, bo w sumie co to za różnica gdzie mieszkać będzie jakaś tam szesnastolatka, no to ludziska… trzymajcie mnie, proszę! Mój chłopak zaśmiewał się z tych rozmów, serio. Kilkanaście razy kazał mi książkę spalić ale… no właśnie. Pora zacząć kolejny akapit i rozwinąć w nim bardzo istotne „ale” ;).


BARDZO WAŻNE „ALE”

Książka jest cała i zdrowa, przysięgam. Żadnej stronie nie stała się krzywda. Czemu? Bo kruca fuks nie byłam w stanie jej porzucić bez poznania zakończenia. Wciągnęłam się. Wkręciłam cholernie. I chociaż cały czas wściekałam się na absurdalność wydarzeń, to czytałam w zaparte, chcąc poznać zakończenie. A zakończenie zmieniło moją opinię o tej książce o 180°! Znając zakończenie zupełnie inaczej myślę o tym, co przez trzy dni mnie denerwowało i… i cholera jasna stwierdzam, że ta książka jest dobra. Nawet zaryzykuje stwierdzenie, że bardzo dobra. Lasuje mózg. Właśnie dlatego nie umiałam napisać tej recenzji (aż się boję przeczytać to, co właśnie stworzyłam :O). Bo gdy już miałam w głowie zaplanowane wszystko, każdą zaletę (było ich niewiele) i każdą wadę (tych było od groma), to nagle ŁUP! Louisa Reid zrobiła coś niesamowitego i sprawiła, że musiałam zbudować jak gdyby zupełnie od nowa swoją opinię o tej książce. Wszystko raz jeszcze przemyśleć, wrócić się do wcześniejszych rozdziałów… Masakra. Jak słowo daję masakra.


ZAKOŃCZMY TEN CUDACZNY POST

Matko, co ja stworzyłam :D W każdym bądź razie książka jest dobra, ale o tym przekonujemy się dopiero gdy ją skończymy. Dlatego też polecam ją, a jakże, ale jedynie ludziom ciekawskim i wytrwałym. Jeśli jesteś nerwusem, albo wiesz, że będzie cię drażnić jedna z rzeczy, o których wspomniałam wyżej, to może jednak poszukaj czegoś innego do przeczytania w 2017 roku? Jednak jeśli czujesz, ze dasz radę, to czytaj śmiało. Gwarantuję, że wyniesiesz z lektury coś wartościowego, i jeszcze przez kilka dni po jej przeczytaniu będziesz myślał o tym, czego właśnie doświadczyłeś ;).

A wy czytaliście? Mieliście tak jak ja, czy może zupełnie inaczej przyjęliście tę książkę? A może dopiero po nią sięgniecie… albo zupełnie ją ominiecie? Czekam na Was w komentarzach!

Świąteczny cmok ;*
Q.

PS. Madziu nie bij, Kabanosy będą przy następnej ;*



Za książkę ślicznie dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa

21 komentarzy:

  1. Podejrzewam, że styl autorski wydaje Ci się dziwny nie przez nią samą, a niestety przez tłumacza :c Tak to bywa czasem, dlatego wole polskie.
    Cóż ja mogę, to nie jest książka dla mnie i tyle :D
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawska, bo gdzieś polecono mi tą książkę. Nie wiem, kiedy ją wyłapię w bibliotece, ale mam nadzieję, że kiedyś mi się uda. Twoja recenzja mnie zdezorientowała i już nie wiem, czy warto, czy nie warto sięgnąć, dlatego chcę sama to sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to bardzo prawdopodobne ;) najbardziej mnie dziwiło, że wszystkie vlogerki są bezgranicznie zachwycone stylem autorki... A to jest na prawdę kaleko napisane/przetłumaczone...
      Polskie książki zawsze chętnie, ale nie ten gatunek. Fantasy mogę brać prawie że w ciemno, kryminał muszę w końcu spróbować, ale wszelkiego rodzaju romanse i młodzieżówki... Nienienienienie! I racja, książka wydaje mi się cholernie "nie twoja" ;p

      Usuń
  3. W Twojej opinii dostrzegam dużo minusów jak i plusów. I jednak ta książka jakoś mnie do siebie nie przyciąga. Dziwne dialogi nie są dla mnie, raczej bym ich nie zrozumiała a kartki po prostu omijała. Czego nie lubię robić. Wątki miłości ostatnio też mi średnio pasują w książkach, strasznie dużo ich jest chociaż wydaje mi się ciekawy opis miłości siostry do brata! :) Pozdrawiam cieplutko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie już wiesz, czego nie czytać:D ja właśnie wręcz przeciwnie - szukam czegoś z solidnym wątkiem miłosnym... Właśnie trafiłam na opowieść pami mającej 50 lat - już czuję ten dziki romans! -,-
      Buziak ;*

      Usuń
  4. Książka krąż po Internecie już jakiś czas i chyba Twoja recenzja była pierwszą, która opisywała taż wady. Na razie po książkę nie sięgnę, nieudane nastoletnie miłostki nie dla mnie, nawet jeśli z nimi przedstawione są tak fajne treści, jak depresja, samookaleczenia, czy relacje dziecko-rodzic (Jezu, moje "fajne" tematy xD).
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem! I to mnie strasznie dziwi, bo minusów jest od groma -,- a przez ten natłok pozytywnych opinii oczekiwałam od niej chyba zbyt dużo na początku ;/
      Jeny xD skoro to są dla Ciebie FAJNE tematy... To chyba zacznę się Ciebie bać </3
      Buziak ;*

      Usuń
  5. Czuję, że będę się wkurzała. Czuję, że też będę chciała spalić tą książkę. Czuję, że tłumaczenie i te dziwne dialogi będą mnie doprowadzać do szału. Czuję, że bohaterowie będą mnie mega irytować.

    Ale czuję też, że nie dam rady jej nie przeczytać, bo z natury jestem ciekawska i po prostu muszę poznać to zakończenie!

    A jak wiemy, ciekawość to pierwszy stopoeń do piekła i czuję, że ta książka trochę takim piekłem będzie, ale mam nadzieję i błagam, żeby to była prawda zakończenie jest takie jak powiedzialaś i uratuje tą książkę przed destrukcją.

    No i też mnie zachęca miłość siostry do brata, bo sama mam takiego pięcioletniego szkraba w domu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkraba zazdroszczę <3 ja mam w domu... Cóż, mój szkrab ma 21 lat i blisko 2 metry wzrostu xD
      A książka... Wiesz, to nie jest znowu takie piekło ;) Ja się z niej strasznie śmiałam w czasie czytania, bo była piekielnie absurdalna do póki nie poznałam zakończenia. I chociaż się go spodziewałam to i tak było dobre bo ono... Ono robi czlowiekowi takie cos, ze czuje się potrzebe raz jeszcze przeczytać książkę od nowa ;)
      Buziaki ;**

      Usuń
  6. Jeśli o mnie chodzi, to ten cytat z księżycem i przypływem bardzo mi się spodobał. Wszystko mi tutaj pasuje, a jeśli dobrze się przyjrzeć, to naprawdę ma to dużo sensu. I mówię to ja - która nie czytała tej książki, a wcześniej o niej nie słyszała. Zapewne jest to spaczenie po klasie biologiczno-geograficznej, ale kij :P
    Jak na razie raczej nie sięgnę po tą książkę, jednak podświadomie jest już gdzieś na tej liście "do przeczytania"...

    Pozdrawiam cieplutko ^^
    Książki bez tajemnic

    PS: Całkiem ładnie to teraz u ciebie wygląda. Strasznie podoba mi się nagłówek <3 No i przede wszystkim przyjemniej się teraz czyta :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się wyłuskać jakieś zjadliwe te cytaty, i masz racje, ten jest ładniutki :P Chociaż ja z geo jestem noga xD
      Nie czuj ciśnienia na jej czytanie :P Ale jeśli będziesz miała okazję, to oczywiście sięgnij, bo jest dobreńka :D
      Dzięki! Wiesz jak się bałam, ze cały układ mi się rozsypie? Ale jednak podołąłąm wyzwaniu :D
      Buziak ;*

      Usuń
  7. Nie miałam jeszcze przyjemności spotkania się z ta książka, ale wydaje mi się, ze kiedyś ja gdzieś wyszperam 😄 Jeżeli mi się nie spodoba, to schowam ja na półce, za wszystkimi dobrymi książkami i nigdy więcej po nią nie sięgnę 😉
    Pozdrawiam
    http://kaktusik-miedzy-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaciekawiła mnie ta książka
    pozdrawiam ciepło
    Tomek z http://wswiecieksiazeek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Już zapomniałam, jak bardzo kocham Twoje posty! :D
    Dobrze, że w porę przybiegłaś, by mi to przypomnieć.
    Wiem, że zrozumiałaś, że ta książka Ci się spodobała, dopiero po jej skończeniu, ale Ci bohaterowie to znaczny ubytek (przynajmniej moim zdaniem).
    Niemniej, z powieścią postaram się zapoznać (skoro rekomendujesz Ty, nie mogłabym zrobić inaczej!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam!
      PS. Nowy wygląd to ambrozja!

      Usuń
    2. Kochana <3
      Miałam straszne urwanie głowy, ale postanowiłam sobie, ze nie mogę tak zapuszczać moich Drzwi no i przysiadłam dziś porządnie, skleciłam kilka postów... Mam nadzieję, ze teraz będzie się tu działo po staremu :D
      Czytaj czytaj, ale uzbrój się w cierpliwość... i potraktuj początek tej książki z dużym dystansem, serio :)
      A wygląd... Matko, tak mi psioczono o tamten, ze musiałam coś zmienić :D A i sama miałam już czarnego dosyć :D I tak oto powstało... to coś ^^ cieszę się, że Ci się podoba ;*

      Usuń
  10. Hmmm...
    Mam mieszane uczucia - książka ci się spodobała, a że mamy dość podobny gust, to może i by mi przypadła do gustu, ale... Ale kompletnie nie czuję chęci jej przeczytania. :/
    Nic mnie do niej nie ciągnie, ani też nie odpycha. Jest kompletnie neutralna... I chyba takie dla siebie pozostaniemy z tą historią - neutralne. ;)

    Buziaki :*
    Ola aka Zaczytana Iadala

    OdpowiedzUsuń
  11. Teraz to już sama nie wiem czy sięgać po tę książkę. :/ Sam tytuł i okładka po prostu zachęcają do jej przeczytania. Ogólnie lubię książki podobne do tej i nawet nie przeszkadzają mi dziwne zachowania i decyzje bohaterów, ale już sam fakt, że tłumaczenie jest złe, albo książka ma błędy w druku po prostu mnie zniechęca do jej przeczytania. Wszystko inne jeszcze mogę znieść, ale nie pomyłki w druku. :(
    Ale jak już przeczytałam Twoją recenzję i doszłam do momentu, gdzie piszesz o zakończeniu książki to jestem coraz bardziej ciekawa tego, jak się ona skończyła. I może się przełamię i spróbuję upolować tę książkę w księgarni albo w bibliotece i ją przeczytać. :D

    PS. Nie bądź zła, że tak długo mnie tutaj nie było. :( :D

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Chociaż efekt finalny jednak Cię zadowolił, to ja i tak książce nie dam szansy, jakoś to wszystko mnie odpycha. Może to przez to, że cała ta historia i te myśli samobójcze, okaleczanie, depresja, a potem miłość to brzmi jak co drugie fanfiction na wattpadzie z pewnego okresu. I niestety, ale nastolatki zrobiły z tego coś tak "modnego", że już po takie tematy nie chcę sięgać. ;/

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdarzają się takie dziwaczne książki, które bardziej irytują niż cieszą, a styl pisanie też jakiś nie całkiem... ale mimo to się podoba! Kilka razy już tak miałam i sama byłam zdziwiona swoimi odczuciami. Już wcześniej trochę się zainteresowałam tą książką, a teraz mam bardzo mieszane uczucia. Może kiedyś ;)

    Pozdrawiam cieplutko
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)