środa, 7 marca 2018

Tak się powinno pisać w duecie! | Plus/minus; Olga Gromyko, Andriej Ułanow

UWAGA! Będę się zachwycać.

Czołem Snieżynki!
Zawsze mam obawę przed sięgnięciem po książki pisane przez duet autorów. Tutaj nie zastanawiałam się ani sekundy. Nazwisko Gromyko wystarczyło mi w zupełności aby zabrać się za lekturę Plus/minus, które napisała razem z Andriejem Ułanowem.



Ona jest (prawie) zwyczajną urzędniczką z rutynową pracą, maleńką kawalerką oraz humorzastym domowym ulubieńcem.
On próbuje wrócić do normalnego życia, w którym na napotkanych ludzi nie patrzy się przez celownik karabinu.
Każde z nich ma swój punkt widzenia na życie... niestety, życie również ma punkt widzenia na nich.*



Na początku miałam w głowie lekki mętlik, bo jednak przyzwyczaiłam się do humoru Gromyko, jaki pokazała mi w Zawodzie: wiedźma, a tu nagle pojawił się zupełnie mi obcy Ułanow, którego nie dało się nie wyczuć w treści. Pierwsze kilka rozdziałów zajęło mi więc przyzwyczajenie się do takiego stanu rzeczy, a potem… potem ta książka mnie pochłonęła.
Bo wiecie, czasami w tych duetach coś zgrzyta. Nie wiem od czego to zależy, może od komunikacji, może od pomysłu na powieść, od poglądów, a może od wszystkiego po trochu. Tu nie było najmniejszych zgrzytów. Mam wrażenie, że jeden autor napędzał drugiego, że chcąc pokazać na co ich stać stawiali sobie nawzajem poprzeczki co raz to wyżej i dzięki temu stworzyli świetną, wciągającą i pełną lekkiego i smacznego humoru powieść o byłym żołnierzu i agentce chroniącej pomroki. A więc już wiem, że muszę zapoznać się z twórczością pana Andrieja, bo facet ewidentnie ma pióro lekkie i zabawne, chociaż nie w ten „babski” sposób. A co do Gromyko… cóż mogę powiedzieć? Może tylko to, że zdecydowanie bez obaw mogę sięgać w ciemno po jej książki. Pani Olga już kolejny raz trafiła w punkt.



Świetne jest to, że czytając Plus/minus nie nudziłam się ani przez sekundę. Tu ciągle coś się dzieje, intryga snuła się zgrabnie przez calutką powieść, przeplatała z wątkiem romantycznym, o którym jeszcze wam opowiem. Rozwiązanie zagadki wydawało się być oczywiste tak samo dla mnie, jak i dla bohaterów, ale Gromyko z Ułanowem niejednokrotnie robili nas w konia. Kurcze, to naprawdę było dobre. Nie, nie porównam tego do świetnego kryminału, bo to nie był taki mroczny, tajemniczy klimat, jaki mi się jakoś z kryminałami kojarzy. To była historia pełna prób i błędów, pomysłów dobrych i złych, głupich i głupszych, udawanych ciąż i skradzionych helikopterów, zastraszonych leszych i potrąconych Krowich śmierci… Działo się. A wszystko to okraszono…



… wyśmienitym humorem! Chwała niebiosom, że miałam tylko jeden bloczek karteczek do zaznaczania cytatów, bo w przeciwnym razie obkleiłabym całą książkę tymi świstkami. Uwielbiam to lekkie i naturalne poczucie humoru Gromyko, a wychodzi na to, że Ułanow nie ustępuje jej pola w tym temacie. Zarówno w dialogach, jak i w myślach bohaterów – bo narracja prowadzona jest naprzemiennie z perspektywy Saszy i Eleny -  pojawiały się perełki, jeśli o teksty chodzi. Com się nachichrała, to moje. I mam szczerą nadzieję, że namówię was do sięgnięcia po tę książkę. Kady zasługuje na to, żeby się troszku pochichrać :D




A jeśli o wspomniany wątek romantyczny chodzi to… O LUJU, DOBRE TO BYŁO! Nareszcie bohaterowie nie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. On na dzień dobry powiedział jej, że ma włochate nogi (nie miała). Ona z początku miała go za żula, później za psychola, kolejnie za mordercę. To uczucie rodziło się na naszych oczach i ani przez chwilę nie zalatywało ckliwym romansidłem. Obyło się bez przesadzonych miłostek, bo to cały czas było oparte na przekomarzaniu się, na luźnej relacji. Nareszcie nie wmawiano mi, że dwójka ludzi, która poznała się kilka di temu nagle wie o sobie wszystko i rozumie się bez słów. Wręcz przeciwnie. Gromyo i Ułanow świetnie pokazali w tym wątku masę stereotypów zarówno dotyczących kobiet, jak i mężczyzn i obalili je, wyśmiali i złamali. Do ostatnich stron byłam wkręcona w te wątek całą sobą i potwornie żałuję, że to jest jednotomówka. Chciałabym więcej :<



Ale ale! Wy jeszcze nie wiecie nic o bohaterach Plus/minus! Cóż, ja nie mam co do nich najmniejszych zastrzeżeń. Autorzy wykreowali dwójkę głównych postaci bardzo konsekwentnie.
Elena była wojowniczą, upartą i pyskatą kobietą, z naciskiem na to ostatnie. Śmigała sobie po mięście w swoim wiśniowym Golfiku, za nic nie chciała założyć szlafroka „na ciężarną”, a telefon wybrała na zasadzie „bo ładny”. Ale nie myślcie sobie, ze ta dziewczyna była głupia i irytująca, absolutnie nie! Lenoczka (z początku potwornie mnie to drobnienie drażniło xD) była fenomenalna, zabawna, bystra… tylko czasami roztrzepana, ot co.
Natomiast Sasza był… no cóż, szurnięty. Ale to należy mu wybaczyć, bo miał uraz po wydarzeniach z frontu. Chłopak wrócił do rodzinnego miasta aby móc odzyskać równowagę emocjonalną, w czym miała mu pomóc praca jako partner Eleny w USOP – Urzędzie Do Spraw Ochrony Pomrok (o tym za chwilę :P). czy to był dobry pomysł, tego nie jestem pewna. Ale jestem przekonana, że Sasha skradnie wasze serca swoimi brawurowymi pomysłami (patrz: kradzież helikoptera), tym, jakie miał podejście do pomrok (z tego można umrzeć ze śmiechu podczas czytania, serio),  a przede wszystkim jego teoriami odnośnie kobiet, na czele z Lenoczką. Uwielbiałam rozdziały opisywane z jego perspektywy. Byłam ogromnie ciekawa wydarzeń, które odcisnęły na nim tak silne piętno, a Ułanow i Gromyko w pełni moją ciekawość zaspokoili. Piekielnie podobała mi się przemiana tej postaci, bo z rozdziału na rozdział Sasza ewoluował.
Na końcu książki miałam w oczach łzy przerażenia wywołane przez tę dwójkę. Łzy to ostatnia rzecz, jakiej spodziewałam się u mnie przy lekurze Gromyko… i chyba to najlepiej świadczy o tym, jak dobrze wykreowano bohaterów Plus/minus i jak bardzo się do nich przywiązałam <3




Już prawie kończę, jeszcze tylko dwie rzeczy, słowo!


Magia. Kurcze, tu też autorzy trafili w punkt. Sposób, w jaki podeszli do tematu magicznych stworze był ożywczy, świeży. Otóż w uniwersum tej książki pomroki żyją pomiędzy ludźmi, ale tylko nieliczni są w stanie je dostrzec. Magiczne stworzenia ogranicza, ale też chroni prawo, którego przestrzegania pilnują odpowiednie urzędy, w tym wspomniany wcześniej USOP. I tak na przykład duchy mają prawo do X nawiedzeń rocznie, nie mogą poruszać przedmiotami powyżej pewnej wagi, a na niektóre psikusy muszą mieć pozwolenie  urzędu. W zamian za przestrzeganie zasad USOP dba o to, aby pomrokom krzywda się nie działa - agenci przeganiają śmiecących i hałasujących nad jeziorami ludzi, aby syreny mogły żyć w spokoju i tego typu sprawy. Bardzo mi się podobało takie podejście do świata istot magicznych.
Nie mogę w tym akapicie pominąć Fiodora – skrzata domowego, który przez całą książkę był moim ulubieńcem. To było stworzonko tak kochane, tak dobre i tak urocze, że nie byłam w stanie się mu oprzeć. Zabiłabym za takiego Fiodora na własność <3 Jeśli są tu fani Marty Kisiel, to zobrazuję wam go tak: Fiodor to mieszanka Licha i Krakersa. Czego chcieć więcej?



Myślicie, że ta książka nie ma słabych punktów? Nic z tych rzeczy. Znalazłam zgrzyty.
Pierwszym z nich są przekleństwa w tekście. Ktoś tu się nie mógł zdecydować, i tym sposobem dostajemy chyba trzy lub cztery rodzaje „kurw” i (i innych wulgaryzmów, ale pokażę wam to na przykładzie pań lekkich obyczajów):
- zwykła, klasyczna „kurwa” pojawiająca się przeważnie we wspomnieniach z wojska Saszy,
- k*&%@ ocenzurowana znaczkami, która pojawia się chyba najczęściej w tej książce i wygląda komicznie
- oraz wykropkowana k…. – i tu nie wiem, czy to rodzaj cenzury, czy że niby ktoś zaczął mówić, ale połkną przekleństwo w ustach.
Mnie osobiście to irytowało. Bo albo klniemy, albo omijamy przekleństwa. Paradoksalnie mniejszą uwagę zwracałam na wulgaryzmy bez cenzury, niż na te wygwiazdkowane. Z resztą cenzurowano (chyba – mogłam coś przeoczyć) dwa przekleństwa, a już takiego „zajebiście” albo „skurwiela” to nie, więc… to mi nie grało. Ale zaznaczyć muszę, że wulgaryzmy pojawiały się sporadycznie i były bardzo poprawnie używane. Nie klnięto bez potrzeby i zawsze dodawały one wyrazistości sytuacji. Przynajmniej tyle ;).



Drugim zarzutem jest to, że ta książka za szybko się kończy. Zdecydowanie za szybko :<




A tak jeszcze kończąc muszę powiedzieć, że posłowie jest fenomenalne. Jeśli ktoś z was tak jak ja zawsze był ciekawy jak wygląda pisanie książki w duecie, to Gromyko i Ułanow wszystko na końcu wyjaśnili i opisali cały proces bardzo dokładnie. Oczywiście opisali to po swojemu – do ostatniego zdania pisali z humorem. Plusik za to ;)



A więc chyba nie muszę mówić, że książkę polecam. Mam wrażenie, że Plus/minus to taka „książka uniwersalna” – każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jest tu i romans, i wątek kryminalistyczny, wszystko to oparte jest na motywie pomrok, a więc jest i fantastyka… no a całość splata ten przebijający się na pierwszy plan genialny humor. Nie potrafię wam wskazać grupy docelowej. Jak dla mnie po prostu należy spróbować kilku kęsów tej książki i sprawdzić, czy będziecie mieli ochotę na pożarcie jej w całości ;)



Psia mać, muszę przestać się tak rozpisywać! No chyba, że wam to pasuje? Czytaliście może Plus/minus? A jeśli nie, to czy przekonałam was do niego? Powiedzcie, że tak <3 Starałam się jak głupia, bo… bo dobrem trzeba się dzielić!



Całusy ;*
Ula



Za książkę dziękuję wydawnictwu Papierowy księżyc ;)


* źródło opisu: http://bookmaster.com.pl/ksiazka-plus,minus-olga,gromyko-1870190.xhtml

10 komentarzy:

  1. O książce robi się coraz głośniej, a to zaostrza mój apetyt na nią. Zebym tylko miała miejsce i czas na nowe książki... :(

    biblioteka-feniksa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tę książkę na swojej półce i coraz bardziej jestem jej ciekawa. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przekonałaś, bezapelacyjnie :D Też zawsze obawiam się książek pisanych w duecie, ale ta już na wstępie mnie przekonała, bo po Gromyko sięgam w ciemno. Do tej pory myślałam, że posiadanie w domu takiego kochanego Licha to szczyt moich marzeń, ale połączenie Licha i Krakersa to już totalny odlot.
    Tak, że ten, książka wędruje na listę "do zdobycia na już", a pewnie za jakiś czas (mam nadzieję, że krótszy niż moja ostatnia przerwa między postami) kilka słów na jej temat pojawi się też u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam całą Wiedźmę Gromyko, więc i po tę książę koniecznie sięgnę, bo we W.Rednej się zakochałam po prostu :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ula, jeszcze chyba ci nie mówiłam, że blog prezentuje się zajebiście, więc mówię teraz-jest piękny! Na początku myślałam, że nie przyzwyczaję się do tej bieli, skoro wcześniej panowała tu czerń, ale się myliłam. Cudo ♡♡

    Co do książki, a raczej autorów, to moje pierwsze spotkanie z Gromyko nie wypadło tak dobrze, jak się spodziewałam. Ogólnie trochę się rozczarowałam na początku i dopiero później jakoś się to zmieniło, ale i tak przeżyłam spory szok, bo nie tego oczekiwałam-liczyłam na coś więcej. Dlatego teraz, widząc nazwisko Gromyko i jej książki, nie jaram się tak jak większość.

    Cholera, pojawia się jednak problem, bo ty, paskudo jedno, (wiesz, że Cię kocham) kusisz perfidnie tym humorem, intrygami, wątkiem miłosnym, który w końcu prezentuje się normalnie i sensowanie, a nie jest z dupy wzięty. Do tego kreacja bohaterów....no skoro u Ciebie wywołali oni łzy, to to musi być jakieś arcydzieło (wszak my, zimne suki, nie płaczemy :D ). I jeszcze ta magia, która wydaje się oryginalna i widać, że autorzy podeszli do niej ze świeżym podejściem, a nie przeformowali coś, co pojawiało się już dawno temu.

    Nie rozumiem cenzurowania wulgaryzmów w książkach. Serio, po chuj to robić. Skoro autor użył przekleństwa i dobrze ono pasuje do sytuacji, oddaje jej powagę lub idealnie coś wyraża-z mocą i dobitnością, to nie widzę sensu w cenzurze. W końcu to nie książka dla dzieci. Nikt nie poczuje się zgorszony.

    Kończąc ten mój wywód, przyznaję, że mnie przekonałaś. Sięgnę po tę książkę i dam Gromyko drugą szansę, a Ułanowi pierwszą. Módl się, żebym tym razem się nie przyjechała, bo zrobię ci wjazd na chatę i nakrzyczę na Ciebie (moich słów nikt jednak nie ocenzuruje).

    Buziole ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Nooo dobra... już ci pisałam że Gromyko to nie moja bajka, po przeczytaniu pierwszego tomu Wiedźmy, ale teraz jak tak przeczytałam tę recenzję i jeszcze te cytaty (szczególnie ten z helikopterem) to tak jakos... no zachciało mi się! Bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze nic nie czytałam od wyżej wspomnianego pani Gromyko, ale recenzję przeczytałam z zainteresowaniem. Ja też się zawsze obawiam, kiedy dwóch autorów ma coś stworzyć, ale całe szczęście, zazwyczaj są to duety udane. Szczególnie w tej pozycji, którą przedstawiłaś, zainteresował mnie humor, a więc cytaty :D. Chętnie bym się za nią zabrała, kurczę. Myślę, że te zachwyty są uzasadnione.
    Przy okazji chciałabym cię zaprosić do wypełnienia ankiety dla blogerów książkowych, których wyniki posłużą mi przy pisaniu pracy dyplomowej na studiach. Bardzo bym prosiła o udział!

    https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLScEMA4KFwdwDaoQ5oUZ6vCmbI2HvVOkM0Y0deGMNYAF9eyK4A/viewform?c=0&w=1

    Pozdrawiam.
    #SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
  8. O żesz kurczę! Nie słyszałam o tej książce, a tu takie cuda o niej piszesz:) Muszę koniecznie ją dorwać! Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Brzmi zachęcająco. Zawsze byłam ciekawa, jak się pisze książki w duecie?

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)