sobota, 7 marca 2020

Jak sensownie ugryźć motyw szkoły uczącej supermocy? | Instytut K.C. Archer


Hej Szyszki!
Powiedzieć, że ostatnio nie szło mi z czytaniem i pisaniem, to jak nie powiedzieć nic. Ale za sprawą ej książki mi przeszło. I nie, nie był to sztos pozbawiony wad, ale... ale Instytut  K. C. Archer ma tyle zalet, że chcę wam o nim opowiedzieć i go wam polecić.


Teddy Cannon od dzieciaka miała w życiu pod górkę, choć zupełnie nie wiedziała dlaczego. Mając jednak nosa do ludzi i potrafiąc „jakoś tak podświadomie” wyczuć, kiedy kłamią, postanowiła wykorzystać swoje zdolności w hazardzie. Niestety, kilka następujących jedna po drugiej pomyłek wpakowało ją w spore tarapaty, z których wyciągnął ją tajemniczy nieznajomy, składając jej pewną propozycję nie do odrzucenia. Zgadzając się na ofertę mężczyzny, Teddy trafia do tajnego instytutu dla mediów – osób potrafiących widzieć więcej, niż zwykli ludzie; telepatów, jasnowidzów i temu podobnych. I kiedy zaczyna myśleć, że teraz jej największym problemem będzie zdanie piekielnie trudnych egzaminów semestralnych, na jaw zaczynają wychodzić informacje dotyczące jej przeszłości, która do tej pory była dla niej wielką niewiadomą. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Łącząc kolejne fakty, Teddy będzie musiała po raz pierwszy w pełni zaufać komuś innemu, niż tylko sobie. Na szalę rzucone zostaną nowe przyjaźnie, miłość i wiele, wiele więcej...


Zacznijmy może od fabuły. Cudowne jest to, że nie musimy czekać an pół strony na rozwój akcji. Od samego początku wkraczamy razem z Teddy do kasyna, poznajemy naszą główną bohaterkę, dostajemy zarys jej przeszłości i kłopotliwej sytuacji, w której znalazła się właśnie przez wydarzenia z przeszłości. I, co muszę zaznaczyć, z marszu zaczynamy jej kibicować. Chcemy, żeby udało jej się wygrać w tym kasynie, chcemy, żeby wygrała wystarczająco dużo kasy, żeby jej plan się powiódł.

Dalej, równie prędko dostajemy się do tytułowego Instytutu. Tam szybciorem przedstawiane nam są postacie drugoplanowe, ekspresowo zaczynamy kojarzyć kto ma jaką moc, kto jest milutki, a kto cwaniakuje. Ta różnorodność postaci jest dobra, ale do postaci wrócę jeszcze w dalszej części recenzji. Póki co skupmy się jeszcze na fabule, na akcji. Przez początkowe kilkadziesiąt stron wszystko idzie jakoś tak... łatwo. Szybko, sprawnie, gładko. W zasadzie nie do końca na początku czułam, do czego ma ta historia zmierzać. Były sobie wykłady, były jakieś rozmowy bohaterów (choć dość skąpe), niby były jakieś problemy Teddy z panowaniem nad tymi swoimi mocami, no ale jakoś nie wydawało mi się, żeby to miało być wszystko, co Archer ma czytelnikom do zaoferowania. Nie zrozumcie mnie źle – czytało się to mega przyjemnie i szybciutko, jedyne co, to brakowało mi jakiejś intrygi, jakiegoś poważniejszego problemu do rozwiązania.

Ten pojawił się jakoś w połowie książki. I o matko, wtedy to już ruszyło. Wkręciłam się. Na maksa. Próbowałam łączyć fakty szybciej, niż Teddy, robiłam w głowie zakłady z samą sobą o to, kto jest zły, kto tu kręci, komu ufać, a komu nie. Były momenty, w których nie mogłam oderwać się od książki (co niemalże skończyło się przegapieniem mojego przystanku pod uczelnią xD). Teraz pragnę kolejnego tomu, bo intuicja podpowiada mi, że w drugiej części nie będziemy już potrzebować takiej „spokojnej” ekspozycji i liczę na to, że o pierwszych stron zaczną latać kule i skrzyć się elektryczne iskry barier.


Jeśli o sam pomysł Instytutu chodzi, to ma on swoje plusy i minusy. Z jednej strony podobało mi się, że nie był to kolejny Hogwart albo szkoła z internatem rodem z tuzina młodzieżówek.  Było dojrzalej i mniej bajkowo. Fajnie, że autorka nie olała kwestii zajęć i tego, co robili na nich rekruci, bo często tak się dzieje w tego typu książkach i troszkę się tego obawiałam. Podobało mi się też powiązanie szkoły z instytucjami rządowymi, cel szkolenia rekrutów i sam pomysł autorki na to, jak i po co ma działać ta placówka. Miało to sens.

Trochę dziwi mnie jednak, że przez dwa semestry cały pierwszy rok poznał tylko czterech wykładowców. Z resztą generalnie odniosłam wrażenie, że tam nie ma więcej nauczycieli. Wydaje mi się, że można było to trochę rozbudować, żeby Instytut nabrał większej głębi i realności.

Drugim zarzutem jest też to, że uczniowie cały czas boją się, że zostaną wydaleni. Bo złamią regulamin, bo nie zdadzą egzaminów, itd.. Jakby... to są MEDIA. Osoby, które są obdarzone PARANORMALNYMI UMIEJĘTNOŚCIAMI. Czytają w myślach, rozpalają ogień, widzą przyszłość i przeszłość... no przecież jak można takich ludzi najpierw uświadomić, że są zdolni do takich rzeczy, potem w jakimś stopniu nauczyć ich władania nad tymi mocami, a następnie, jeśli dostaną złą ocenę, wywalić do normalnego świata bez kontroli nad tym, co dalej zrobią ze zdobytą wiedzą i umiejętnościami? Trochę tego nie czaję. Trochę absurd.

A skoro już przy tych nadprzyrodzonych zdolnościach jesteśmy, to akurat nimi jestem zachwycona. Serio. bardzo spodobało mi się to „naukowe” podejście do tematu. Nie mamy tu nielimitowanych supermocy wziętych znikąd. Profesorowie potrafią wytłumaczyć rekrutom, a tym samym i nam, czytelnikom, co i jak dzieje się w ich głowach i głowach osób, z którymi nawiązują połączenie, że zachodzi taka a nie inna reakcja. Jest sporo fizyki, chemii, biologii i generalnie nauk ścisłych. Niejako wchodzimy do głów bohaterów i dostajemy opis tego, co się w nich dzieje, instrukcję krok po kroku jak czytać w myślach, jak uprawiać telekinezę, itd. Jaram się tym, bo pierwszy raz spotkałam się z tak rzetelnie potraktowaną kwestią supermocy w młodzieżówce. Brawo, pani Archer!


Jeśli chodzi o bohaterów, to ci też mają swoje wady i zalety. Największą zaletą książki jest chyba Teddy, której nie potrafiłam nie kibicować. Jakby... no ja po prostu chciałam, żeby udało jej się nauczyć zmieniać tor lotu kul (jak w Matrixie!), żeby otworzyła się na przyjaciół, żeby rozwikłała zagadkę jej przeszłości i w ogóle żeby się jej wiodło. Podobał mi się jej cięty język i hardość, podobała mi się konsekwencja autorki w kreowaniu tej postaci.

Jeśli zaś chodzi o postaci drugoplanowe, to tu mam już kilka „ale”. Uważam, że można było zrobić to lepiej. Bo z jednej strony super, że każdy z nich jest inny, że są na tyle charakterystyczni, że bez problemu ich od siebie rozróżniałam. Ale z drugiej, jestem w stanie każdego z nich opisać jednym zdaniem i zdefiniować przez jedną lub dwie cechy, które są dla nich charakterystyczne. Fajnie byłoby, gdyby Archer poświęciła im troszkę więcej uwagi, dała nam ich lepiej poznać i polubić. Bo jednak często odnosiłam wrażenie, że postać X została obdarzona określonymi zdolnościami i postawiona na drodze Teddy tylko po to, aby móc zrobić jakiś twist, aby Teddy mogła iść dalej ze swoim śledztwem. Drugoplanowe postacie często są takimi trochę pionkami, a szkoda.

Ostatni zarzut dotyczący bohaterów... BORZE SOSNOWY, NA KĄ CHOLERĘ SĄ W TEJ KSIĄŻCE DWA WĄTKI ROMANTYCZNE?! Tu by wystarczył jeden. A w sumie nawet wolałabym, żeby nie było żadnego. Wątki romantyczne były dla mnie totalnie niewiarygodne, pozbawione sensu i celowości. W jednej scenie Teddy spotykała bohatera i zamieniała w nim dwa zdania. W Drugiej spotykała go ponownie i już oboje ledwo dawali radę nie pójść w jakieś ustronne miejsce. Przy trzecim spotkaniu dochodziło do, jakby to pan Milowicz powiedział, „teges szmeges fą fą”, a potem działy się rzeczy jeszcze durniejsze. No przepraszam, ale nijak nie umiałam w te relacje uwierzyć. Żadnej z nich nie kibicowałam, co dziwne, bo obaj panowie w moim odczuciu są super (no tylko że płascy pod względem kreacji). Nie wiem... może ja się starzeje? :(


Jak więc widzicie, nie było doskonale. Ale mimo wszystko uważam, że Instytut jest warty polecenia. Mam przeczucie, że czytelnikom ciut młodszym ode mnie może on totaaalnie przypaść do gustu. Jest to dobra, wciągająca i ciekawa młodzieżówka z zakończeniem, które zapowiada obiecującą kontynuację. Jeśli więc lubicie tego typu historie, to serdecznie zachęcam was do wkroczenia razem z Teddy do Instytutu! ;)


Buziaki ;*
Ula




Tytuł oryginału: School for Psychics
Cykl: Instytut (tom 1)
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Wydawca: Uroboros
Data premiery: 29.01.2020
Liczba stron: 461


5 komentarzy:

  1. Pierwszy raz słyszę, ale naprawdę mnie zachęciłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi całkiem ciekawie, chociaż przyznaję, że trochę mnie już męczą klimaty szkół i uczenia sie osób z supermocami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ją na liście do przeczytania. Uwielbiam klimaty szkół (paranormalnych lub nie) oraz samych supermocy.

    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Już jakiś czas temu wyrosłam z tego typu książek, więc raczej po nią nie sięgnę. Jednak podoba mi się Twoja recenzja - nie wygłaszasz w niej tylko swojej opinii, ale starasz się przybliżyć fabułę i bohaterów. I nawet mnie tą pozycją zainteresowałaś. Gdybym przeczytała ten tekst kilka miesięcy temu, to kto wie? Pewnie bym sięgnęła...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Tobą. Książka ma kilka wad, ale ostatecznie dobrze się przy niej bawiłam. Najbardziej zawiódł mnie chyba właśnie ten wątek romantyczny, który był wyssany z palca, ale jakoś to przełknełam :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)