sobota, 4 maja 2019

Kto się czubi, ten się lubi - prawda, czy bujda na resorach?| First last look Bianca Iosivoni


Czołem Maślaczki!
Skuszona zapewnieniami, że First last look będzie utrzymany na podobnym poziomie i w zbliżonym klimacie do książek Mony Kasten, sięgnęłam po książkę Bianki Iosivoni. Co tu mogło pójść źle? Cóż…

"Kiedy Emery Lance zaczyna swoje studia w Wirginii Zachodniej, jedynym czego sobie życzy jest nowy początek. Chce po prostu studiować: bez plotek na jej temat i potępiających spojrzeń nieprzyjaznych jej ludzi. Za to jest gotowa znieść naprawdę dużo, choćby wytrzymać w jednym pokoju z najbardziej denerwującym gościem wszech czasów. Ale sytuacja się komplikuje: najlepszy przyjaciel jej współlokatora, Dylan Westbrook, jednym spojrzeniem przyprawia ją o szybsze bicie serca. Przy czym jest to rodzaj faceta, od jakich Emery zawsze starała się trzymać z daleka: za przystojny, za miły i zdecydowanie zbyt zabawny. Jej serce jest znowu w niebezpieczeństwie…"*


Może wyjątkowo zacznę od bohaterów, bo w zasadzie wszystkie moje zarzuty lub zalety First last look łatwiej będzie wam zrozumieć kiedy pokrótce opowiem o głównych bohaterach.


A więc mamy Emery, która przyjeżdża do Wirginii z zamiarem zaczęcia życia od nowa z czystą kartą. Niestety, wydarzenia z jej przeszłości cały czas na nią wpływają. No i właśnie, jak dla mnie było to troszkę przerysowane. Emery latała po kampusie z zamiarem mszczenia się i obijania mord połowy męskiej populacji studentów. Książka zaczyna się od rozwalenia nosa jej współlokatora za to, że klepnął ją w tyłek. Ok, powinno mu łapę upalić ale kurde, żeby aż nos mu łamać? Tego samego dnia wieczorem Dylan – o którym za chwilę powiem więcej – zostawia ją samą z pijanym (śpiącym) Masonem w jej mieszkaniu… a ta już uznaje, że ta zniewaga krwi wymaga. A jeśli nie krwi, to przynajmniej jakiejś zemsty. Rozumiem, że jakoś trzeba było zacząć znajomość Em i Dylana, późniejsze psikusy były urocze i zabawne, ale ten początek? No jak dla mnie był on zrobiony bardzo nieudolnie i „na siłę”.


Zanim przejdę do Dylana, mam jeszcze jedną wątpliwość dotyczącą Emery: dziewczyna jest na pierwszym roku studiów, z jej przeszłości wiadomo, że dość długo miała jednego chłopaka. Powiedzcie mi więc skąd wzięło się jej niesamowite doświadczenie w kwestiach damsko-męskich? Przypominam, że Em dopiero skończyła liceum, a o swoich podbojach łóżkowych mówi w liczbie mnogiej i to z taką… pewnością trzydziestoletniej singielki. Nie spoilerując, pada tam np. taki tekst dotyczący jej byłego chłopaka, z którym chodziła jakoś na początku liceum: zawsze był strasznie napalony, ale to mi nie przeszkadzało. W łóżku wszystko było OK. To tylko dwa zdania z dłuższej wypowiedzi, ale wierzcie mi, że czytając to aż ciężko uwierzyć, że tak młoda dziewczyna może mieć takie podejście do tematu. Ja tego nie kupiłam. Nie lubię, gdy autor obiera sobie za bohaterów ludzi w moim wieku (a nawet młodszych), po czym nadaje im charakter zupełnie nieadekwatny do wieku. To się według mnie nie trzyma kupy. A powinno.



Chwała niebiosom, że obok ciężkiej do polubienia Emery, Bianca Iosivoni postawiła Dylana, który był do schrupania po prostu. Miód, malina i orzeszki! Dawno nie zauroczył mnie męski  bohater, który nie był w jakimś stopniu bad boyem, a tu proszę: Dylan nie miał w sobie niczego z złego buntownika, a ja z ogromną przyjemnością czytałam rozdziały widziane jego oczyma i kartkowałam książkę do przodu, żeby zobaczyć kiedy znów go „dostanę” (możliwe, że swoje zrobiła tu moja alergia na Emery… xD). Ale ale! To, że Dylan nie był bad boyem nie oznacza, że był ciepłą kluchą. Nic z tych rzeczy. Główny męski bohater First last look był inteligentny, zaradny, męski, a równocześnie bardzo empatyczny i lojalny wobec bliskich mu osób. Jeśli więc gustujecie w takich bohaterach – nie zawiedziecie się sięgając po tę książkę ;).



Oprócz tej dwójki w książce aż roi się od bohaterów drugoplanowych. Z tego, co wnioskuję po miniaturach kolejnych tomów umieszczonych na tyle okładki First last look, porobią się z nich pary, o których będziemy mogli czytać w kolejnych tomach serii (chyba n tym w głównej mierze polega to „podobieństwo” Iosivoni do Kasten…) i w sumie nie wykluczam sięgnięcia po te książki w przyszłości ;). Postacie drugoplanowe były wykreowane przyzwoicie. Może nie było tu jakiegoś szału i precyzji snajpera jeśli chodzi o tworzenie charakterów, ale nie było też płaskich i nijakich osób, co się chwali. Było dość różnorodnie, a jednocześnie nie miałam problemu z ogarnięciem kto jest kim, bo wszyscy byli na tyle inni od pozostałych, że po krótkiej chwili z łatwością ogarniałam sytuację nawet, gdy w rozmowie udział brała cała paczka przyjaciół Emery i Dylana.


Zastanawia mnie jednak jakim cudem ci ludzie co krok spotykali się gdzieś przypadkiem na korytarzach w przerwie między zajęciami? Jeszcze gdyby byli na jednym kierunku, ok. Ale mamy tu studentów weterynarii, dziennikarstwa, aktorstwa i czort wie czego jeszcze, a na początku książki (zanim Emery zdąży się z kimkolwiek bliżej poznać) wszyscy raz za razem przypadkiem wpadają na główną bohaterkę. W pierwszy tydzień studiów. W tłumie studentów. Kurde, ja czasami mam problem żeby złapać kogoś z mojego roku i zrobić sobie kserówki, a w First last look wygląda to tak, jakby na kampusie było plus/minus 30 osób i każdy znał każdego. A to i tak nie jest największym absurdem w tej książce.


Według mnie o pierwsze miejsce w kategorii „najgłupszy wątek” walczą dwa wydarzenia – pierwsze ma miejsce na samym początku, a drugie na samiutkim końcu książki. Z przyczyn oczywistych mogę powiedzieć wam o pierwszym z nich, a o drugim postaram się opowiedzieć bezspoilerowo ;).

Otóż na początku książki Mason (współlokator Emery) zawiera z Dylanem umowę, według której ten drugi ma trzymać Em z dala od mieszkania jej i Masona wtedy, kiedy ten będzie spotykał się w nim ze swoją piekielnie zazdrosną dziewczyną. W zamian za to Mason będzie pożyczał Dylanowi swój samochód, żeby chłopak mógł pogodzić studia z dojazdami do pracy w gabinecie weterynaryjnym. Ten wątek później się rozwija, w grę wchodzą już nie tylko auto, ale i pieniądze. I no kurde powiedzcie mi, co to za przyjaciel, który łaskawie pożycza swojemu (rzekomo) najlepszemu kumplowi auto i płaci mu za zabawianie jakiejś laski? Nie wydaje wam się to głupie i naciągane? Bo mi cholernie, zwłaszcza, że Dylan podkreśla, że w sumie Mason z tego auta praktycznie nie korzysta. To nie mógłby mu go pożyczyć bez żadnych umów? A nawet jeśli by nie mógł, to nikt mi nie wmówi, że nie mógł po prostu powiedzieć Emery, że ma zazdrosną dziewczynę i czy by nie mogła ulatniać się z pokoju na czas jej wizyt? No ale wtedy nie byłoby po co pisać tej książki. Z czegoś trzeba było wywołać dramę i kłótnię kochanków, prawda?

Drugim absurdalnym wydarzeniem jest… zakończenie tej książki. Nie będę wdawała się w szczegóły. Wyobraźcie sobie tylko, że dzieje się coś (powiedzmy że) dramatycznego, jakiś zwrot akcji (który nawiasem mówiąc, jak wiele innych rzeczy w First last look, był wciśnięty na siłę i absurdalny już sam w sobie), który wymaga wyjaśnienia, uzyskania odpowiedzi po to, aby bohaterowie mogli żyć długo i szczęśliwie. Szukacie więc winnego zamieszania, zastanawiacie się kto mógł zawinić… a okazuje się, że sprawcą jest osoba, która pojawiła się może w pięciu akapitach przez całą książkę. Autorka dopisuje jakąś słabą opowieść, która ma niby wyjaśniać pobudki, które ów postacią, wy nie kupujecie tego ani na sekundę, ukłony i kurtyna. Koniec.



Jeśli o styl Bianki Iosivoni chodzi, to przez większość czasu nie miałam się do czego przyczepić. Nie katowano mnie głupimi opisami parzenia herbaty i smarowania kanapki pasztetem, nie męczono jakimiś zbędnymi dialogami czy retrospekcjami. Autorka wplatała w książkę lekki i naturalny humor, umiała w naturalne rozmowy i zgrabne opisy rzeczywistości.  Pod tym względem wszystko było elegancko… aż zaczęły się trwające nawet ponad dziesięć stron sceny erotyczne. Borze szumiący, to była katorga xD Ja, która zwykle nie mam problemu z erotyką w książkach i prędzej znudzę się barwnym opisem leśnej fauny i flory, niż barwnym opisem seksu, tutaj umierałam ze znudzenia. Iosivoni opisywała wszystko tak drobiazgowo, że całe zdarzenie traciło na dynamice. Miałam wrażenie, że bohaterowie przez 10 minut zdejmowali z siebie koszulki. Kolejne 10 minut zajęło im rozpięcie spodni. Następne 10 minut – zdejmowanie spodni. W takim tempie człowiek by zasnął, zanim do czegokolwiek by doszło! No, ja prawie zasnęłam czytając o tym… -,- Nie mniej jednak scen łóżkowych było raptem kilka i jeśli pominiemy ich rozlazłość, to były smaczne. Żadnych maczug orgazmastycznych i tego typu dziwów. To byłby w zasadzie jedyny zarzut do autorki – nie zawsze więcej znaczy lepiej, ot co!


Nie mogę powiedzieć, żeby mi się tę książkę źle czytało. Była takim odmóżdżaczem, który czasami po prostu się przydaje. Ale jeśli mam być szczera, to gorąco polecić też wam jej nie zamierzam. Szału nie ma, a moje zwieńczenie pleców ma się dobrze i nic go nie urwało. Pomimo lekkiego stylu i bardzo sympatycznej postaci, jaką był Dylan, mnogość naciąganych i przerysowanych wątków sprawiła, że First last look trafił do grona romansów, które mogłyby istnieć, mogłoby ich nie być, a ludziom nie zrobiłoby to większej różnicy. Niby można to przeczytać, ale jeśli ma się wybór, to... no ja bym wybrała jakąś lepszą alternatywę. Osobiście, jeśli szukacie czegoś romantycznego, bardzo przyjemnego i sensowego, bez chorej dramy, to polecam książki wspomnianej na samym początku Mony Kasten ;).


Ja pewnie dam jeszcze szansę Biance Iosivoni przy okazji kolejnego tomu tej serii (i oczywiście będę was informować, czy warto, czy to badziew ;)). A wy spróbujecie szans z historią Emery i Dylana, czy raczej pasujecie?


Buziaki!
Ula ;*



Tytuł oryginału: Der letzte erste Blick
Cykl: First (tom 1)
Tłumaczenie: Joanna Słowikowska
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 376


PS. Odkryłam to już po skończeniu pisania i nie chcę wciskać gdzieś na siłę nowego akapitu, więc dodam tutaj pytanie wagi państwowej: czemu,  u licha, niemiecki tytuł w Polsce przełożono na angielski?! 

*źródło opisu: http://wydawnictwo-jaguar.pl/books/first-last-look/

6 komentarzy:

  1. Coś tak czułam, że to nie będzie jakiś wielki bestseller i go sobie darowałam ;-) Jak widać słusznie. Swoją drogą właśnie, ciekawe o co chodzi z tym tytułem? Czyżby nowa moda? ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli będę miała okazję sięgnąć po tę książkę, to myślę, że z niej skorzystam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Gustuję w trochę innych gatunkach ale ciesze się że Tobie się podobała. A jeśli chodzi o tytuły angielskie to może ktoś odpowiedzialny za to uważał, że skoro i tak w Polsce wszystko co po angielsku ma lepsze oceny to może więcej osób kupi taką książkę. Albo mógłbym powiedzieć że była rusyfikacja, była germanizacja to teraz jest anglifikacja ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno sięgnę po kolejny tom, aczkolwiek ja przyczepiłabym się do czegoś innego, bo mnie ta książka też nie zachwyciła. Ci nieszczęśni drugoplanowi bohaterowie! Za dużo ich na raz! Przez to miałam problem, aby zorientować się, kto jest kim albo jakie cechy im przypisać. Co więcej jednego bohatera nawet do końca książki nie umiałam z czymkolwiek zidentyfikować. Autorka chciała od razu wszystkich wprowadzić i wywołać wrażenia podobne do "Przyjaciół", ale moim zdaniem jej nie wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurczę, już mnie zauroczyłaś Dylanem, uwielbiam takich bohaterów. Co do głównej bohaterki, to jak napisałaś, jaka ostra była na początku niesamowicie mi przypomina Lato koloru wiśni, bohaterka tam cały czas była taka i wulgarna i bardzo mi to nie pasowało. To nic, że tam używała języka zamiast pięści ale to podobne. Słabo, że tak wiele rzeczy jest w książce naciąganych i nieprawdopodobnych to mega wkurza. No, ale nic nie poradzimy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie sięgnę po tę książkę, nie przepadam za nic nie wnoszącymi historiami. I kurczę, masz rację, mi też by coś nie pasowało w tym początku. Nielogiczne zachowania mnie odpychają, nawet jeśli kusi mnie ten Dylan, który jest niby do schrupania. :D

    Pozdrówki,
    Iza z Heavy Books

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)