niedziela, 31 lipca 2016

Pora na lipcowe cyferki :')

Cześć Kochani!

Dziś będzie ciut formalnie, cyferkowo i statystycznie, ale też yy.. dziękczynnie? Z resztą sami zobaczycie :). Nie wiem, czy tak trzeba, ale spotkałam się z takimi postami na wielu blogach, więc i u mnie postanowiłam takowy zamieścić. Dzisiaj ostatni dzień lipca. Wakacje mijają, nawet nie zauważyłam kiedy połowa przeleciała jak z bicza strzelił.

Na początku miesiąca postanowiłam założyć to miejsce. Decyzja była w pełni spontaniczna, o czym już pisałam w LBA. Z początku nie wiedziałam jak to ustrojstwo obsłużyć (tak, jestem cholernym techno fobem. Od spraw informatycznych mam dwóch komputerowych mężczyzn w domu ^^) – i tutaj chcę podziękować Kindze z Książek bez tajemnic. Dziękuję Ci Kochana za rady i poświęcona uwagę. Podejrzewam, że gdyby nie Twoje uwagi, to figa by wyszła z tego bloga, bo upadło by biedactwo, zginęło śmiercią tragiczną. Chcę też podziękować i pozdrowić Magdę z Sen jest dobry, ale książkisą lepsze -  pierwszej dziewczynie z Blogosfery, z którą nawiązałam rozmowę. Jesteś przesympatyczną osóbką! Uwielbiam spamować z tobą pod postami, tam moimi, jak i twoimi ^^.

sobota, 30 lipca 2016

Skaczesz z nami? No chodź, nie bądź maślak! ;)

Cześć i czołem!
Grrrrrr... Jestem zła. Jestem cholernie zła. Dziś miał być inny post. Był już napisany, przeszedł korektę, bla bla bla, zostało mi tylko dodać teledyski, bo miał być to tag muzyczny. I co? I o godzinie 23:56 okazało się, że 80% piosenek, które znalazły się na liście nie ma jak wstawić. To znaczy mogłabym się bawić w pobieranie teledysków i wstawianie ich z mojego komputera, ale o tej porze, po całym dniu zalatania? Nope. Kulkę w łeb poproszę, ino raz, a dobrze ;<. Dlatego post niedzielny pojawi się w sobotę, a tag... cóż, tag musi dalej swoje odczekać -,-

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;). Zapraszam Was serdecznie do Arsiene. Znów. Wskakujemy do tej studni? Ja wskakuje, Liwia też... No nie bądźcie maślaki, chodźcie z nami! :)

ROZDZIAŁ TRZECI

Kawałek po kawałku, minuta za minutą Liwia schodziła coraz niżej. Im bardziej oddalała się od wylotu studni, tym gęstsza ciemność ją otaczała. Kamienie, które służyły jej za oparcie były niebezpiecznie śliskie. Powietrze zrobiło się wilgotne, a szum wody przybrał na intensywności. Pisk bawiących się na placu dzieci cichł, i stawał się coraz mniej wyraźny. Liwia nie zdawała sobie sprawy, że studnia jest tak głęboka. Jak ona stąd wyjdzie? Cóż, skoro chłopcy się wydostawali, to jej też się uda. Jeszcze tylko kawałek i…

piątek, 29 lipca 2016

Coś dla zmęczonych wampirami i elfami :)

Czy tylko mnie ta okładka zniechęca?
 Nie dajcie się nabrać!
Pocałunek Kier
Lynn Raven

Cześć Wam! 

Dawno nie było tu porządnej recenzji, a to karygodne z mojej strony. Dlatego dziś przychodzę do Was z prawdziwą perełką. Czytałam tę książkę kilka tygodni temu, i naprawdę żałuje, że nie pisze tego tekstu zaraz po jej przeczytaniu. Nie mniej jednak pozycja jest na prawdę godna polecenia, a  w dodatku nie jest to cykl, czy trylogia, lecz „pojedyncza” książka, więc bez problemu możecie ją wpleść w swoje czytelnicze plany. Mam nadzieję, że po tej recenzji bez wahania to zrobicie. Dziś chcę Wam powiedzieć o Pocałunku Kier Lynn Raven. 

A więc zacznijmy od fabuły, która swoją drogą zachwyca, chociaż ciężko jest ją opowiedzieć niespoilerując :’(. Ale mimo wszystko spróbuję! ;) Pomiędzy ludem Nivadów, a plemieniem wojowniczych Kierów panują napięte stosunki. Właściwie… to oba państwa toczą ze sobą wojnę. Kiedy ciężko chory władca Kierów rozkazuje dowódcy swoich wojsk – Mordanowi – porwać nivadzką uzdrowicielkę – Lijanas, mężczyzna wyrusza na terytorium wroga. Goni go czas, gdyż król ograniczył okres, w jakim Kier ma wykonać swoje zadanie. Porwawszy kobietę Mordan wraz z swoim oddziałem ruszają w drogę powrotną. I to tu rozpoczyna się właściwa akcja. Na drodze wojowników pojawi się wiele przeszkód, a Lijanas okaże się bardzo niepokornym więźniem, ku ogromnej irytacji dowódcy Kierów. W dodatku za porywaczami podążać będzie nie tylko oddział ratunkowy. Czy Mordanowi uda się dotrzeć na czas do stolicy? Jak tak na prawdę wyglądał początek tej wojny? Czy Lijanas da się w końcu zniewolić? Jaką tajemnicę skrywa uzdrowicielka? Co tak naprawdę kryje się za porwaniem dziewczyny? Oh, chyba już mnie znacie - dzióbek na kłódkę, sami sprawdźcie! :)

czwartek, 28 lipca 2016

Zostawiam uchylone drzwi... ;)

Cześć Miśki!

Na wstępie chcę Wam z całego serducha podziękować. Komentarze pod poprzednim postem sprawiły mi niesamowita radość. Nie spodziewałam się tak pozytywnego odbioru... ba! Nie myślałam, że zaciekawię Was moim skrobaninami :D. Dziękuje Wam Kochane za wszystkie opinie, pozytywne i negatywne. Dzięki nim moja stułbia będzie miała możliwość dalszego rozwoju. Może już niedługo wyrośnie jej rączka albo nóżka, kto wie? :P 
Dziś przychodzę do was z kolejnym fragmentem. Jesteście ciekawi dalszych losów Liwii i pozostałych bohaterów? A więc zapraszam Was ponownie do Arsiene!


ROZDZIAŁ DRUGI

- Cóż, może dziś pójdzie wam lepiej – westchnął Emirian. Jak co rano siedział rozparty w swoim fotelu i dłubał przy mechanizmie zegarka. Machina oczywiście stawiała zacięty opór, i pomimo wielu prób nadal spieszyła o dobre dwie godziny. Emirien marszczył gęste brwi i wydymał usta, usiłując podważyć jedną z śrubek. Nic z tego, kawałek metalu ani drgnął. – Uszy do góry! Póki co mamy za co żyć, a jutrem będziemy się martwić…

środa, 27 lipca 2016

Coś własnego. Zapraszam Cię do Arsiene!

Cześć Wam!

Tak jak wspomniałam w poprzednim poście - doznałam natchnienia. To znaczy... nie, natchnienie to dużo za dużo powiedziane. Po prostu wpadłam na pomysł na opowiadanie. 

Zabazgrałam multum kartek, pokreśliłam drugie tyle, zakleiłam całą przestrzeń okołobiurkową kolorowymi karteczkami, i w końcu udało mi się uszeregować trochę myśli. Pomysł nabrał konturów, kształtu... Póki co jest to jakaś marna stułbia, może meduza albo inny gil wodny, ale mam nadzieję, że z czasem urosną mu rączki i nóżki, i ewoluuje w coś lepszego

Od razu ostrzegam - to nie będzie historia miód, malina i orzeszki. Właściwie zastanawiałam się, czy ją tu wrzucać, ale ostatecznie postanowiłam to robić. Wydaje mi się, że gdybym pisała ją do szufladki, to po pewnym czasie strzeliłabym to w diabły i zajęła się czymś innym, nowszym. A tak, skoro zacznę coś tutaj, to będę musiała doprowadzić to do końca. Uznałam, że samymi recenzjami nie rozkręcę się ponownie, muszę znów zacząć pisać coś swojego. Jeszcze nie wiem jaki ma styl osiemnastoletnia Q. Piętnastolatka dawała rady, więc mam nadzieję, że nie zapomniałam jak się stula farmazony  pisze. Przekonam się wkrótce, Wy z resztą też ;).



wtorek, 26 lipca 2016

Kolejna cząsteczka Q. ;)

Cześć Miśki! 

Dziś będzie niecodziennie. Właściwie to przemówią obrazy, nie słowa... Zaraz wszystko wyjaśnię, powolutku.

Najpierw ogłoszenia parafialne.
Jakieś dwie godziny temu narodził się w mojej łepetynie plan na opowiadanie, w związku z czym nie powstał post, który powinien już widnieć na moim blogu, bo zaczęłam rozwijać w głowię historię, która nagle w niej zamigotała. Jestem perfekcjonistką, więc nie ma mowy o wrzucaniu byle jakich postów. Dlatego póki nie skończę przelewać na papier (to znacz na klawiaturę) mojego opowiadania intensywność wpisów lekko zmaleje, ale nie jakoś strasznie ;).
Nie mogę jednak zostawić Was z niczym, bo złamałabym swoje postanowienie o regularności prowadzenia bloga. Nie ma mowy o napisaniu recenzji, bo mam za dużo myśli w głowie, jednak przyszedł mi do niej kolejny pomysł, tym razem na urozmaicenie tego miejsca ;).

Skoro Drzwi do innego wymiaru są mójkącik Internetu, jam jego Panią i Królową, to pragnę włożyć w to miejsce całą siebie. Dosłownie. Oczywiście nie na raz, stopniowo ;). Rdzeniem są książki, to oczywiste. Kolejnym kawałeczkiem Q są filmy, bo kino kocham niemal na równi z książkami. Jest już też szczypta moich myśli, a będzie ich więcej. Dziś pora na obrazy, które powstają w mojej łepetynie. Postanowiłam stworzyć podstronę z moimi bazgrołami wszelakimi, które będę tu dodawać :).
  Mam nadzieję, że Wam się spodobają i czekam na Wasze opinie w komentarzach :).

niedziela, 24 lipca 2016

LBA #2 #3

Cześć Kochani! 
Jako że kac książkowy minął mi dopiero dziś rano, a o filmie było wczoraj, tak więc dzisiaj przychodzę do was z zaległymi LBA ;). Właściwie uznałam, że robienie ich pojedynczo byłoby katorgą, bo nominacja 22 osób i wymyślenie tylu pytań… o dajcież spokój, jeszcze nie zwariowałam! Dlatego też LBA jeśli będą się pojawiać, to skumulowane. Dziś odpowiem na nominację Kingi z Książek bez tajemnic, oraz Julii z In the haven of books. Oczywiście dziękuję dziewczynom za nominację ;). 







CO TO JEST LBA?
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cie nominował.


sobota, 23 lipca 2016

Nie bądź sknera - nakarm swoje wewnętrzne dziecko!


Cześć i czołem!

Dobra Miśki, dziś coś, czego jeszcze nie było. To znaczy już dwa razy było, ale na poważnie, a dziś będzie mniej-poważnie. Tak się zastanawiam: czy my przypadkiem nie dorastamy za szybko? Czemu wszyscy tak gnają do powagi i rezygnują z tej szczypty dzieciństwa, jaką można przemycić po ukończeniu granicznej osiemnastki? Bajki. Mówię o bajkach, a raczej o filmach animowanych. Nie wiem czy tylko u mnie wśród znajomych panuje przekonanie, że tak po szesnastym roku życia bajek się nie ogląda? A według mnie to idiotyzm. Przecież w tych wszystkich filmach jest 40% humoru przeznaczonego dla dorosło widza! Wiem, bo mam w zwyczaju oglądać najpierw z chłopakiem/przyjaciółką/tatą, a później z młodszymi kuzynami w wieku „bajkowym”. I widzę reakcje obu grup wiekowych, gdzie chłopcy nie śmieją się właściwie z żartów bawiących mnie czy koleżankę, za to rechoczą jak głupi z czegoś, co mnie w ogóle nie bawiło. To znaczy nie narzucam nikomu konieczności obejrzenia Shreka, Epoki lodowcowej czy innej Meridy Walecznej, ale czemu te wszystkie filmy są przypisywane widowni w wieku 5-12, a nie 5-102? Przecież w każdym z nas jest dziecko, które od czasu do czasu trzeba czymś nakarmić. Ja moje wewnętrzne dziecko nakarmiłam ostatnio do syta Zwierzogrodem, i to o nim będzie dziś mowa.

piątek, 22 lipca 2016

Pokonana przez książkę. Majstersztyk!

Zdrada
Marie Rutkoski

Witajcie Kochani!

Dziś przychodzę do Was z recenzją książki, która mnie pokonała. Nie żartuje, pierwszy raz od dawna mam taki piekielny mętlik w głowie. Właściwie może dobrze by było, gdybym odczekała dzień albo dwa... albo przynajmniej kilka godzin, ale obawiam się, że jeśli nie utrwalę moich myśli teraz, to później nie zbiorę sił na powrót do tej historii. Dzisiaj będzie o Zdradzie, czyli drugim tomie serii Niezwyciężona autorstwa Marie Rutkoski.

Teraz powinno być o fabule, ale najpierw mała retrospekcja. To właśnie przez ten cykl powstał mój blog. Pani Rutkoski napisała opowieść, która mną wstrząsnęła, i musiałam jakoś to uspokoić, wygadać się. To o niej mówił mój pierwszy post (Jeśli nie wiesz o czym mowa, to może kliknij to serduszko <3. Ono jest portalem do recenzji pierwszego tomu Niezwyciężonej). Szczerze powiedziawszy nie myślałam, że autorka może wywołać we mnie większe emocje. Okej, spodziewałam się wysokiego poziomu ale... Cholera, czegoś takiego się NIE spodziewałam. Ale spokojnie, po kolei. Fabuła. Zacznę od fabuły. Z całego serca Was przepraszam, ale nie wiem jak je napisać tak, by nie zdradzić zakończenia pierwszej części. Umówmy się więc, że poniższy akapit czytacie na własną odpowiedzialność, ja zalecam go pominąć wszystkim tym, którzy jeszcze nie poznali Pojedynku. Przeskoczcie do "O luju..." :).

środa, 20 lipca 2016

Jak wygląda gra wstępna przed Armagedonem? Przekonaj się sam!

Endgame. Wezwanie
James Frey

Cześć Kochani!

Uznałam, że tak dłużej być nie może. Koniec z tym. Basta. Co to w ogóle ma być?! Przeglądnęłam wszystkie zamieszczone tutaj recenzje, i niemalże wszystkie są o książkach genialnych, albo co najmniej dobrych. Do tej pory otwierałam przed Wami drzwi do wymiarów wspaniałych, pełnych miłości i magii. Ale dziś będzie inaczej. Dziś uchylę drzwi do krainy irytacji, absurdu i jednego, wielkiego zawodu. Czas na Endgame. Wezwanie.

No to zacznijmy od fabuły. Idzie to mniej-więcej tak:
Endgame jest czymś w rodzaju gry wstępnej do apokalipsy. W ziemię uderza dwanaście meteorytów, które są Wezwaniem do pojedynku dla dwunastki nastolatków. Każdy z nich jest przedstawicielem jednego ze starożytnych plemion, które żyją na ziemi od zarania dziejów. Walka toczy się o trzy klucze. Kto zdobędzie je wszystkie, ten zwycięży Endgame, a co za tym idzie on i jego plemię jako jedyni przetrwają koniec świata. Reszta ludzi umrze.  Wspomniałam, że o zbliżającym się Armagedonie wiedzą tylko wybrańcy i ich najbliżsi, tudzież przedstawiciele Rad plemion? Zwykłe Janusze nie mają pojęcia, że właśnie toczy się gra, której ceną jest ich życie. Po otrzymaniu Wezwania uczestnicy udają się na spotkanie z kosmitami, którzy to wszystko organizują. Ufoludki dają każdemu wskazówkę jak dotrzeć do pierwszego klucza i gra się rozpoczyna. Wszystkie chwyty dozwolone.

wtorek, 19 lipca 2016

Tak się wszystko zaczęło. Historia książkoholiczki

Cześć Wam!


I znów piszę post którego nie planowałam. Miała być recka, ale nie będzie, wybaczcie. Czemu? 
Aj, bo właśnie wpadłam do Zajęczej nory, i trafiłam na takież oto wyzwanie:  

Jak klikniesz to migające powyżej, to cie przeniesie do Zajęczej nory, a tam jest ładnie wyjaśnione to wyzwanie ;) 

A więc dziś opowiem wam moją historię. Jakby tu zacząć... Hmmm...


Dawno, dawno temu... Nie, czekajcie! To wcale nie było tak dawno, przecież mam dopiero osiemnaście lat ;).Ta historia zaczyna się jakieś trzynaście lat wstecz od dziś....

poniedziałek, 18 lipca 2016

Za górami, za lasami, w odległej Szkocji... Czyli o tym jak zdobyć serce Quidportavi :)

Obca
Diana Gabaldon

Panie i Panowie! 
Z dumą przedstawiam wam najbardziej niesamowity przypadek, jaki dane mi było popełnić ostatnimi czasy. W ogóle nie planowałam czytać tej książki. Nawet nie wiem jakim sposobem znalazła się na mojej półce w LC. Sięgnęłam po nią tylko dlatego, że była na pierwszej stronie „chcę przeczytać” kiedy przeglądałam pozycje dostępne w tej chwili w mojej bibliotece. A, no i lubię książki, które zrzucone z odpowiedniej wysokości są w stanie uśmiercić przypadkowego przechodnia… albo chociaż go ogłuszyć. Wiecie, te takie mające tysiąc stron i twardą okładkę :P. Obca, bo o niej dziś będzie mowa, spełnia ten warunek.

Mamy  rok 1945. Druga wojna światowa dobiega końca. Po wieloletniej rozłące Claire Randall wraz z mężem Frankiem udają się na wczasy do Szkocji, aby odnowić łączącą ich więź, która osłabła podczas wojennego rozstania. On ma hyzia na punkcie swojego szkockiego  przodka, namiętnie bada jego historię. Ona pasjonuje się  w zielarstwie, uwielbia poznawać lecznicze właściwości ziół. Razem stanowią uroczą, kochającą się parę. Kiedy Claire  zauważa nieznaną roślinę u stóp jednego z głazów tworzących Kamienny Krąg postanawia wybrać się tam następnego dnia, aby ją zerwać… i gdy dotyka ów skały niespodziewanie cofa się w czasie. PUF! Claire trafia do osiemnastowiecznej Szkocji, a konkretniej do roku 1743. Od tej chwili jej życie zmieni się o 180 stopni. Wyzwolona kobieta będzie musiała przeżyć w świecie męskiej dominacji. Doświadczona polowa pielęgniarka zostanie zmuszona do leczenia innych jedynie z pomocą ziół. A jeśli tego byłoby mało, serce kobiety również zostanie poddane próbie. Jakiej? Sami sprawdźcie, przecież nie mogę zdradzić Wam wszystkiego! ;)

BOOK TOUR #1

Hej wam!


To właściwie nie jest post, tylko krótkie info. Post będzie zdecydowanie dłuższy :D

Zapraszam Was na BOOK TOUR organizowany przez Angelikę z Uwielbiam czytać
Wszystkie informacje znajdziecie tutaj ---> KLIKNIJ, NIE GRYZĘ :)

Buziaki ;*
Quidportavi

niedziela, 17 lipca 2016

Coś poszło nie tak. Czemu czytanie jest passé?

Dzień dobry, dobry wieczór!

W sumie chciałam napisać recke Obcej, ale w środku nocy narodziła się mi w głowie pewna myśl (a jak wiadomo noc jest najlepszą porą do myślenia, broń Boże do spania!). Po przegadaniu jej z kilkoma osobami postanowiłam o tym napisać. Z góry przepraszam, bo post jest wysoce nie wakacyjny.

Zastanawialiście się skąd wziął się pogląd, że książki są nudne, że czytać mogą tylko „wybrani”, i to raczej ci nie mający życia towarzyskiego? Ja zastanowiłam się wczorajszej nocy. Zdaję sobie sprawę, że to o czym zaraz powiem, to jedynie wierzchołek góry lodowej, ale gdybym miała napisać o wszystkich przyczynach, to z posta średniej długości zrobiłby się kawał rozprawki, a tego nie chcę, więc skupię się na razie na jednym, a mianowicie na lekturach.

To może przyjrzyjmy się  z bliska spisowi lektur obowiązkowych dla polskich uczniów.

sobota, 16 lipca 2016

Szczypta innowacji, czyli o akcji Wydawnictwa Wymownia

Witajcie Kochani!

U was też jest taka… Hmm… parszywa pogoda? Bo u mnie leje jak z cebra, nic tylko się zakopać w kocach z kubkiem mocnej herbaty i czytać, aż literki zaczną latać przed oczami ;). Ale nie będziemy mówić o pogodzie! Dziś przychodzę do Was z pewną książkową propozycją.


Jakiś czas temu pisałam o wadach i zaletach książek z „e” (Nie wiesz o czym mowa? KLIKNIJ MNIE SZYBKO!). Czemu o tym mówię? Ano temu, że propozycja będzie ściśle związana z tym malutkim „e”. Zaciekawieni? A więc przejdźmy do konkretów ;).

piątek, 15 lipca 2016

The summer reader book TAG

Hola hola! Zanim przejdę do TAGu – słowo wyjaśnienia. Wiem, że TAGi są kojarzone z zapychaczami, z czymś robionym na siłę, co nic nie wnosi. I okej, piekielnie często tak jest – zaglądam na różne blogi i widzę wpisy o 10 książkach, o każdej po 1 zdaniu i w sumie… nic mi to nie daje, może tylko to, że czasem ktoś napisał zabawne 10 zdań, a nie przeciętne 10 zdań. Ale przecież TAG może być pożyteczny! Ile jest książek, które przeczytałeś/aś dawno temu, no i recenzje napisać nie bardzo jest jak, bo pamiętasz 1/8 z historii, odczucia też już wyblakły? Zwykle pamięta się te najsilniejsze, więc prawie na pewno zapomniałbyś/zapomniałabyś o niuansach, drobiazgach, które przecież też mają znaczenie. I tu świetnym wyjściem jest właśnie TAG – możesz napisać kilka zdań o tych pozycjach, które utkwiły ci w pamięci z jakiegoś konkretnego powodu. I właściwie jest to też nie lada wyzwanie – przekonać czytającego do książki kilkoma zdaniami, a nie wieloakapitowym tekstem ;). I tak ja postanowiłam podchodzić do TAGów. Będę je robiła raz na jakiś czas, ale nie żeby zapchać luki w blogu, bo pisana byle jak, byle co, na siłę nie uznaję. W TAGach będę starać się podać książki godne uwagi i, na ile to możliwe, zachęcić albo zniechęcić do nich ;). To już chyba wszystko, co miałam do powiedzenia, pora na TAG!


czwartek, 14 lipca 2016

Tym razem bez serduszek. Poznajcie historię niesamowitej przyjaźni!


Witajcie Kochani! 

Dziś mam dla was kolejną recenzję filmową. W dodatku historia jest troszkę podobna do tej, o której opowiadałam kilka dni temu (dla niewtajemniczonych: Kliknij mnie, co ci szkodzi :P), chociaż niezupełnie. Ten post będzie poświęcony francuskiemu (nie zrażajcie się!) filmowi o tytule Nietykalni.

Czemu postanowiłam o nim napisać? Cóż… Uważam, że dobrymi rzeczami należy się dzielić, a ten film jest perełką, przysięgam. Zachwycił miliony ludzi nie tylko we Francji, ale na całym świecie, w tym także mnie. Tak więc zgodnie z zasadą szerzenia dobra nie mam wyboru, muszę Wam o nim opowiedzieć. No to jedziem!

Jak już mówiłam Nietykalni to produkcja francuska z roku 2011. Film został doceniony – otrzymał 31 nominacji do różnych nagród , z czego wygrał 7 z nich (m.in. nagrodę: Satelity za „najlepszy film”, Goya za „najlepszy film europejski”, a Omar Sy otrzymał Cezara w kategorii „najlepszy aktor”). To tak na poparcie słów, które za chwile padną z moich ust (palców?) ;). Olivier Nakache i Eric Toledano są odpowiedzialni zarówno za reżyserię, jak i scenariusz Nietykalnych. Co jeszcze musicie wiedzieć zanim przejdę do mojej opinii? Ach, właśnie! Film jest oparty na prawdziwej historii, tak więc jeśli chodzi o gatunek Nietykalni są filmem biograficznym, ale też (przede wszystkim) komedią i dramatem (czyli komedio-dramatem.. tak?) ;). 


Ale przejdźmy już do samej historii! Philippe – sparaliżowany, zamożny Francuz poszukuje opiekuna i w tym celu przeprowadza wywiad z potencjalnymi kandydatami na to stanowisko. Gdy podczas rozmowy kwalifikacyjnej jeden z ochotników, Driss, oświadcza, że przyszedł tu tylko po zaświadczenie mówiące, że wykazał chęć podjęcia pracy (niezbędne do otrzymania zasiłku dla bezrobotnych) nasz chory bogacz rzuca mu wyzwanie – jeśli przepracuje u niego miesiąc, to dostanie takowe zaświadczenie, plus wypłatę. Driss zgadza się na taki układ. To wydarzenie daje początek niesamowitej przyjaźni pomiędzy chłopakiem z biednej dzielnicy, a mężczyzną mającym wszystko z wyjątkiem zdrowia. Nie chcę popełnić spoileru, więc… Reszta niech będzie milczeniem ;).

środa, 13 lipca 2016

O miłości silniejszej od pocisków i bomb

Jeździec Miedziany

Paullina Simons

Miałam nadzieję, że dziś pojawi się tu zupełnie inna recenzja, świeżutka, ale niestety nie przebrnęłam jeszcze przez książkę, o której miała ona mówić. Za to postanowiłam napisać o historii tak mocnej, że po dwóch latach od jej przeczytania nadal pamiętam wydarzenia, dialogi i emocje, które czułam, niemalże tak dokładnie, jakbym skończyła ją czytać wczoraj. Dziś chcę wam zaprezentować zniewalającą opowieść o miłości w czasie II wojny światowej, a nosi ona tytuł Jeździec miedziany.

No więc, jak zawsze, zacznijmy od fabuły. Akcja toczy się w Leningradzie, a rozpoczyna w piękny czerwcowy poranek 1941 roku. Niemcy wypowiadają wojnę Związkowi Radzieckiemu. Rosjanie czują, że nadchodzą ciężkie czasy, więc ruszają do sklepów, by zakupić jak najwięcej żywności. W rodzinie Mietanowów obowiązek ten spada na siedemnastoletnią Tatianę, niestety dziewczyna zbyt długo zwleka z wyjściem z domu, i gdy w końcu dociera do sklepu półki świecą pustkami. Siada więc na ławeczce z porcją lodów śmietankowych i spostrzega, że z drugiej strony ulicy wpatruje się w nią jakiś żołnierz. Jeszcze tego samego dnia ów mężczyzna pomaga Tani, prowadząc do sklepu dla oficerów, gdzie dziewczyna kupuje wszystko, czego zabrakło w zwykłych sklepach, i przedstawia się jej jako Aleksander Biełow. Od tego spotkania zaczyna się niesamowita historia miłości, która pozwoliła bohaterom przetrwać oblężenie Leningradu, pokonać głód, wojnę i mróz rosyjskiej zimy. Najchętniej opowiedziałabym wam więcej, ale to by wszystko popsuło.


Jeździec miedziany mnie zepsuł. Serio. Zepsuł mnie, bo od kiedy poznałam historię Tatiany i Aleksandra żadna inna powieść historyczna mnie nie zadowala. Książkę zaczęłam czytać z mocno sceptycznym nastawieniem, bo nie ja ją sobie wybrałam. Po prostu miałam kaca po Grze o tron i poprosiłam tatę o coś, co mnie zresetuje. A że dla córki wszystko, to chwile później pożyczył od znajomej Jeźdźca. „Spodoba ci się, zobaczysz. Takie o wojnie, <znajoma> mówiła, że bardzo dobre.”. No więc zaczęłam czytać. Ludzie kochani, tomiszcze miało ponad 500 stron, a ja je pochłonęłam w jakieś półtorej dnia! Nie jadłam, nie spałam – czytałam. A gdy skończyłam ryczałam jak bóbr jeszcze dobrą chwilę, po czym gdy tylko słoneczko wstało postawiłam tatę na nogi i jęczałam mu nad uchem tak długo, aż pożyczył od znajomej drugi tom. Historia pochłonęła mnie bez reszty. Pożerałam strony zaciskając dłonie na książce, tak bardzo wkręciłam się w losy Tatiany i Aleksandra. Od tamtego czasu już parokrotnie próbowałam przeczytać Jeźdźca ponownie, jednak nic z tego. Dopóki Tania i Aleksander są „razem-ale-osobno” nie ma problemu, czytam z równą przyjemnością i zainteresowaniem, wściekam się z tym samym zapałem, uśmiecham z tym samym rozmarzeniem jak wtedy, gdy po raz pierwszy poznawałam tę historię. Ale gdy już wiem co się stanie za chwile, i przypominam sobie potok łez, które wylewałam od następnej strony, aż do końca książki, to żadna siła nie zmusi mnie do przewrócenia strony. I to powinno być wystarczającym dowodem, że pani Simons stworzyła kawał dobrej książki i zafundowała czytelnikowi potężną dawkę emocji i wzruszeń.

wtorek, 12 lipca 2016

LBA #1

Dziękuje Magdzie z Sen jest dobry, ale książki są lepsze za nominację ;*. 


CO TO JEST LBA?
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cie nominował.

Niesamowita adaptacja niesamowitej książki, innymi słowy: Zanim się pojawiłeś

Ostatnio jest o niej głośno. Ba, nawet  b a r d z o  głośno! Niemal na każdym blogu pojawiają się jej recenzje, z tego co zaobserwowałam w znacznej mierze pochlebne. Mowa oczywiście o historii stworzonej przez Jojo Moyes – Zanim się pojawiłeś. Ja jednak postanowiłam NIE pisać o książce, a o jej ekranizacji, która zdecydowanie zasługuje na to, żeby o niej mówiono.



Reżyserka Thea Sharrock do spółki z Jojo Moyes stworzyły wspólnie świetny melodramat. Nie muszę chyba pisać, że jest on świeżynką, premierę w Polsce miał 10 czerwca 2016 roku, a więc miesiąc temu ;). Ci z Was, którzy lekturę książki mają już za sobą wiedzą, o czym będzie mowa, jednak dla tych, którzy jeszcze nie czytali opowiem pokrótce kto z kim i dlaczego. Nie obawiajcie się Kochani, spoilery są fuj, spoilerów nie lubimy, więc ich tu nie będzie ;).


Akcja filmu toczy się w małym angielskim miasteczku. Jedna z dwójki głównych bohaterów, Lou Clark (w której rolę wciela się nie kto inny, a Matka Smoków – Emilia Clarke) niespodziewanie traci pracę i jest zmuszona szybko znaleźć kolejną. Tym sposobem zostaje opiekunką niepełnosprawnego Willa Traynora (Uwaga dziewczyny, bowiem Willa gra Sam Claflin!). Z początku jest ciężko, bo od swojego wypadku główny bohater stracił zupełnie chęci do życia. Przyzwyczajony do podróży, ekstremalnych sportów, i życia pełną piersią Will nie chce spędzić reszty życia na wózku.  Jednak Lou uparcie burzy mur, którym otoczył się mężczyzna. Z czasem Will zaczyna odżywać, zmieniać się. Jednak czy starania Lou wystarczą, aby odwieść go od podjętej wcześniej decyzji? Tego nie zdradzę (taka ze mnie jędza!) ;).

Wiecie już o czym film opowiada, przejdźmy do tego JAK jest to opowiedziane. Pierwsze słowa , jakie mi się nasuwają, gdy myślę o tej adaptacji, to „dobry smak” i „magiczny klimat”. Czemu? Już tłumaczę ;).

poniedziałek, 11 lipca 2016

A co powiecie na galaktycznego Titanic'a?

Hmm… jak tak teraz myślę, to nie potrafię wyjaśnić co mnie skłoniło do przeczytania tej książki. Właściwie to miałam więcej obaw, niż nadziei. Bo co nowego można powiedzieć w temacie miłości dwójki nastolatków z dwóch diametralnie różnych światów? Ile już było takich historii? Obawiałam się nudy i utartych schematów. Nudy nie znalazłam. Co do schematów.. Kurczę, schematy były, ale jak gdyby… odrestaurowane? Chodzi mi o to, że chociaż historia sama w sobie była dość przewidywalna, to sposób, w jaki opowiedziały ją Amie Kaufman i Meagan Spooner sprawił, że to nie irytowało, a wręcz wciągało. Ale o tym za chwilę ;).

Przygodę z W ramionach gwiazd rozpoczynamy na Ikarze. Jest to największy, najnowocześniejszy statek kosmiczny, podróżujący między wymiarami. Na pokładzie przebywają zarówno przedstawiciele elity, jak i ich ochrona, czy też zwykli żołnierze. Jednym z pasażerów jest Taraver Merendsen - młody chłopak, który za swoje zasługi na froncie zyskał tytuł majora. Na balu zorganizowanym na pokładzie Ikara poznaje córkę właściciela statku, a tym samym najbogatszą nastolatkę w Galaktyce, Lilac LaRoux. Jednak Taraver nie jest świadomy z kim rozmawia. Między parą bohaterów nawiązuje się cieniutka więź, która jednak zostaje zerwana już następnego dnia przez Lilac. Niespodziewanie na pokładzie Ikara rozbrzmiewa alarm, ogłaszający ewakuację. Statek ulega awarii. W zamieszaniu wywołanym przez ludzi z wyższych sfer Lilac i Tarver trafiają do jednej kapsuły ratunkowej i oddzielają się od reszty pasażerów. Wkrótce lądują - a raczej rozbijają się - na nieznanej planecie, zupełnie sami, bez możliwości skontaktowania się z cywilizacją. I tak zaczyna się ich wspólna podróż w poszukiwaniu pomocy, pełna zagadek i zagrożeń, czekających na nich co krok.

A więc wiecie już mniej więcej o czym mowa ;). Przyznajcie, że historia trąci banałem, prawda? Kolejna zakazana miłość. Kolejny Romeo i kolejna Julia, tyle że nie w pięknej Weronie, a w centrum Kosmosu. Pora przygotować się na kolejne słodkie insta-love. Nic z tych rzeczy! Autorki nie pozwoliły sobie na powielanie romansu Szekspira. Doskonale poradziły sobie z manipulacją i zabawą schematami. Książkę czytało mi się lekko i przyjemnie, chociaż początek trochę się dłużył. Faktem jest, że na prawdziwą akcje musiałam chwile poczekać, ale było warto. Podróż Lilac i Tarvera okazała się fascynująca, czego się nie spodziewałam. Myślałam, że trafię na kolejne W pustyni i w puszczy, a tymczasem panie Kaufman i Spooner zaskoczyły mnie tajemniczymi zjawiskami, zmusiły do główkowania i szukania odpowiedzi razem głównymi bohaterami. Autorkom udało się mnie zaskoczyć zakończeniem, za co należą im się gratulacje.

niedziela, 10 lipca 2016

Teoria chłonności magii, czyli czemu wolę książki bez „e”


Cześć i czołem!

Dziś przychodzę do Was z takim moim małym przemyśleniem, po tytule możecie domyślić się czego dotyczącym.  Co mnie natchnęło do takich rozmyśleń? Już wyjaśniam ;).

Zaczęły się wakacje, więc mogę pozwolić sobie na szczyptę słodkiego, błogiego lenistwa. I tak oto byczyłam się w najlepsze na huśtawce przed domem czytając Szklany Tron, gdy podeszła do mnie babcia z wyrzutem, że my, młodzi to nic tylko z nosem w tych komputerach!” i że „za jej czasów to się pracowało, się bawiło i (o ironio!) SIĘ CZYTAŁO!”. „ Babciu, ale ja właśnie czytam, patrz!” i pokazałam jej e-book. Żałujcie, że nie mogliście zobaczyć jej miny i usłyszeć tego zszokowanego „To tak można?!”;).  I tak wywiązała się rozmowa o elektronicznych książkach z moją kochaną babcią. Wyjaśniałam, tłumaczyłam, a na końcu usłyszałam, że „ten cały e-book to jest do kitu”. A kiedy zapytałam czemu, babcia odpowiedziała: „No a co to za przyjemność, jak nie możesz poczuć czytanej książki?”. I to mnie sprowokowało do zastanowienia się nad tym i napisania tego posta ;).


Mamy XXI wiek. Teraz wszystko jest „e” i nic na to nie poradzimy. Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że ma to wiele zalet. E-maile są dostarczane w ułamku sekundy, nie to co tradycyjne listy, na które nasi rodzice czy dziadkowie czekali tygodniami. E-dziennik ułatwia życie uczniom i nauczycielom. E-papierosy nadal są trującym syfem, ale przynajmniej nie śmierdzą (…aż tak. FUJKA!). Ogólnie dużo zyskujemy na tym jednym, małym „e”… ale czy zastanawialiście się ile przez to samo „e” tracimy?

sobota, 9 lipca 2016

Tym razem oceń po okładce. Niesamowita!


Klejnot
Amy Ewing

Witajcie ;)
Z góry uprzedzam: ten wpis będzie inny od poprzednich recenzji, a to dlatego, że w przypadku tamtych książek byłam świeżo po lekturze, natomiast tutaj od przeczytania minęło już… huhuhuuu! Klejnot czytałam niedługo po jego premierze w Polsce, czyli blisko rok temu (jak ten czas  szybko leci!). Tak więc nie jestem w stanie przytoczyć wam wielu szczegółowych spostrzeżeń.
Jednak spotkałam się z wieloma komentarzami, że planujecie przeczytać właśnie tę powieść pióra pani Ewing, więc uznałam, ze może warto powiedzieć o niej kilka słów ;).

A więc do dzieła!
 Najpierw trochę o fabule i o tym co, jak i dlaczego. Akcja toczy się w Samotnym Mieście, czyli państwie-mieście otoczonym ze wszystkich stron oceanem. Jest ono podzielone na 5 pierścieni, każdy z nich to odmienna dzielnica. W centrum znajduje się Klejnot, zamieszkany przez najbogatszych, czyli arystokrację. Im dalej od środka Samotnego Miasta, tym robi się biedniej. Pierścień najbliższy murowi odgradzającemu ląd od morza nosi uroczą nazwę Bagno. Tutaj mieszkają najbiedniejsi z mieszkańców Samotnego Miasta. I to wśród mieszkanek Bagna co roku odnajdywane są dziewczęta obdarzone niezwykłymi umiejętnościami - Auguriami. Wszystkie posiadaczki nadzwyczajnej mocy trafiają do Klejnotu na coroczne Aukcje, na których zamożne mieszkanki najbogatszej dzielnicy mają możliwość kupienia sobie jednej z dziewcząt. Po co? Aby móc mieć potomka. Okazuje się bowiem, że arystokratki nie są zdolne samodzielnie urodzić dziecka. W tym celu wykorzystują obdarzone Auguriami Dziewczyny, które stają się ich surogatkami.
Violet jest jedną z posiadaczek Augurii, i to wybitnie zdolną. Gdy na Aukcji zostaje kupiona przez Diuszesę Jeziora i trafia do jej pałacu zmienia się całe jej życie. Zostaje zamknięta w złotej klatce. Violet poznaje brutalne prawa obowiązujące zarówno w jej nowym domu, jak i w całym Klejnocie. Z dnia na dzień staje się własnością Diuszessy, jej zwierzątkiem, czy jeśli wolicie inne określenie: zabawką. Jedynym wytchnieniem jest dla niej znajomość z… nie zdradzę wam z kim, co to to nie! Z czasem więź łącząca tą dwójkę wzmacnia się, ale Klejnot jest bezlitosny. Tu nie ma miejsca na romanse surogatek, o czym Violet boleśnie się przekona…

Ciężko mi jest opowiedzieć fabułę tak, aby nie zdradzić żadnej istotnej informacji. Nie chcę wam zepsuć lektury, wiec poprzestanę na tym ;).


Klejnot wywarł na mnie spore wrażenie. Budowa Samotnego Miasta kojarzyła mi się po trochu z państwem Panem z Igrzysk Śmierci, po trochu z kastami, które spotkałam w Rywalkach, jednak w najmniejszym stopniu te skojarzenia nie zepsuły mi lektury.

piątek, 8 lipca 2016

Zalotny tag książkowy

Trafiłam na taki tag czytając blog onlypretender i uznałam, że sama też chce przejść przez jego dziesięć faz. a więc zaczynam ;).

Faza 1: Zauważenie - książka, którą kupiłam ze względu na okładkę. 


Zobaczyłam ją i od razu wiedziałam, że muszę ją kupić. Okładka Klejnotu Amy Ewing mnie oczarowała. Później okazało się, że tym razem spokojnie mogłam ocenić książkę po okładce ;). Jeśli jeszcze nie czytaliście, to polecam gorąco!

Faza 2: Pierwsze wrażenie - książka, którą kupiłam ze względu na opis.



Od razu pomyślałąm o Endgame. Wywanie pióra Jamesa Freya. Opis obiecywał niezwykłą przyodę, sugerował, że trzymam w rękach najbardziej innowacyjną książkę w dziejach, z resztą cały opis znajdziecie TUTAJ.
I wiecie co? Czuje się oszukana :/. Słowo daje, czytanie tego bolało niemal fizycznie. Stracone pieniądze ;(.  Ciekawi mnie... czy tylko ja dałam się nabrać?

Dla książkowych masochistów


Mara Dyer. Tajemnica
Michelle Hodkin
Zaczęły się wakacje, więc postanowiłam skreślić kilka pozycji z listy książek do przeczytania, i tak zabrałam się za tę książkę. I pożałowałam.

A więc pozwólcie, że nakreślę Wam zarys fabuły. Mara oraz trójka jej znajomych ulega wypadkowi. Budynek starego psychiatryka zawala się, grzebiąc w gruzach najlepszą przyjaciółkę dziewczyny oraz pozostałą dwójkę. Tylko Mara pozostaje żywa, jednak jej psychika szwankuje pod wpływem traumatycznych wydarzeń. Główna bohaterka nie pamięta jak doszło do wypadku, ma halucynacje, słyszy głosy, słowem: traci zmysły. Dziewczyna namawia rodziców do przeprowadzki tłumacząc, że zmiana otoczenia pomoże jej wrócić do normalności. W nowej szkole poznaje przystojnego, bogatego buntownika imieniem Noah, który z początku ją irytuje ale z czasem wszystko się zmienia. Właściwie nie wiem jak mogłabym powiedzieć coś więcej o fabule tak, aby nie był to spoiler, więc przejdę do mojej opinii ;).

czwartek, 7 lipca 2016

Piękna i Bestia jakich nie znacie


Dwór cierni i róż
Sarah J. Maas
Sięgnęłam po Dwór cierni i róż, aby zaleczyć książkowego kaca po Pojedynku (M. Rutkoski). No i się zawiodłam. Zawiodłam się, bo zamiast lekarstwa w postaci prostej, przewidywalnej historyjki dobrej na uspokojenie rytmu serca otrzymałam kolejnego kaca. I to potężnego. Czytać zaczęłam w poniedziałkowy wieczór, tak dla zabicia czasu. Gdy z zapartym tchem dotarłam do ostatniej strony i spojrzałam na zegarek była 03:49, środa. Dwór cierni i róż skradł mi półtorej doby, a ja nawet się nie zorientowałam! Jak mu się to udało? Zaraz Wam wyjaśnię, ale nie tak szybko. Zacznijmy od fabuły ;).

Po utracie całego majątku Feyre wraz z dwiema siostrami i ojcem jest zmuszona zamieszkać w ubogiej chatce wśród wieśniaków. Głowna bohaterka jest związana przysięgą, złożoną umierającej matce. Feyre obiecała, że zaopiekuj się swoją rodziną. Gdy zimą ich zapasy żywności kończą się dziewczyna wyrusza na polowanie, jednak zdesperowana zapuszcza się w las głębiej niż dotychczas. Feyre dociera w okolice niewidzialnego muru oddzielającego świat ludzi od krainy zamieszkałej przez magiczne istoty, Fae. Natrafia tam na potężnego wilka, którego zabija strzałem z łuku. Jednak już niedługo przekonuje się, że nie był to zwykły ssak. W noc po zabiciu wilka do chatki przybywa rozwścieczona bestia i zażąda zadośćuczynienia za zabicie jednej z magicznych istot. Ceną za śmierć wilka ma być życie  Frey. Potwór daje jednak dziewczynie wybór: może zostać zamordowana, lub pójść wraz z nim za mór dzielący świat ludzi od Prythianu i zamieszkać wraz z nim na zawsze. Feyre wybiera życie wśród magicznych istot. Gdy wraz z bestią dociera do jego dworu, ten zmienia swoją postać i ukazuje się dziewczynie jako Tamlin, jeden z Fae Wysokiego Rodu. Freya, przerażona konsekwencjami swojego czynu rozpoczyna swoje życie w świecie, który jak się dowiadujemy cierpi z powodu tajemniczej zarazy; świecie pełnym magii i piękna, ale też spisków i czyhających na nią niebezpieczeństw. Jakich? Przekonajcie się sami, nie chcę psuć wam zabawy ;).

środa, 6 lipca 2016

Walcząc o wolność i miłość

Pojedynek
Marie Rutkoski
Do sięgnięcia po Pojedynek skłoniła mnie bezsenność i czysty przypadek, nic więcej. Zgarnęłam pierwszą pozycję z mojej półki "chcę przeczytać", wsunęłam się pod kołdrę i zagłębiłam w historię stworzoną przez panią Rutkoski. I przepadłam. Po niespełna półtorej doby historia się skończyła… a raczej bezczelnie urwała.

Akcja powieści toczy się w Herranie - mieście podbitym przed laty przez Valorian. Na początku poznajemy Kestrel, córkę Generała valoriańskich wojsk. Zbieg okoliczności sprawia, że trafia ona na aukcję niewolników, na której pod wpływem impulsu kupuje herrańskiego niewolnika - Arina. Dziewczyna płaci za niego horrendalnie wysoką cenne. I nie chodzi mi tylko o pieniądze. Od tego wydarzenia losy bohaterów splatają się ze sobą coraz ciaśniej. Jednak czy w świecie pełnym intryg i brutalnych praw znajdzie się miejsce na miłość rodem z szekspirowskiego dramatu? Tego zdradzić wam nie mogę.

Pierwszą rzeczą godną podziwu jest to, w jaki sposób Marie Rutkoski utrzymuje czytelnika w napięciu. Musze przyznać, że biorąc do ręki Pojedynek spodziewałam się schematycznej historii jakich pełno teraz na rynku. Nic z tego. Autorka zaskakuje nas rozwojem akcji, intryguje licznymi niedopowiedzeniami, wstrzymuje bicie naszych serc każąc czekać na dalszy rozwój wypadków. Nie wiem ile razy odkładałam Kindle'a mówiąc sobie, że czas spać, że przecież bohaterowie nie uciekną, że rano będą na mnie czekać, jednak o przerwaniu lektury nie było mowy. Gwarantuję wam: opowieść o młodej Valoriance i herrańskim niewolniku wciągnie was bez reszty. No cóż, przynajmniej mnie wciągnęła ;).

Dawno temu, za górami, za lasami... Czas zacząć przygodę

"Najstraszniejsza jest zawsze chwila przed początkiem. Potem może być już tylko lepiej."
Stephen King – Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnik


Witaj mój drogi Gościu ;).
Proszę o wyrozumiałość, jeśli popełniam jakąś gafę, ale nie mam bladego pojęcia jak zaczyna się pisać bloga. Jest to dla mnie coś zupełnie nowego. 
Czemu postanowiłam się to zrobić? Ciężko mi powiedzieć. Może chce sprawdzić, czy podołam temu wyzwaniu? Może poczułam chęć wyrażenia siebie w jakiś nowy sposób? A może też powód leży zupełnie gdzie indziej..? Z ręką na sercu przysięgam, że nie znam odpowiedzi. 
W każdym bądź razie wydaje mi się, że na początku wypada się przywitać, tak więc to właśnie czynię. Mam nadzieję, że zostaniesz tu na chwilkę, może dwie, a może już na stałe, kto wie ;). Będzie mi niezmiernie miło poznać Cię, wymienić opinię, podyskutować o książce, która nie dała ci spać poprzedniej nocy.
A więc... Raz kozie śmierć, zaczynam przygodę z blogowaniem! Życz mi, proszę, powodzenia ;).


Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga ;).
A skoro już tu jesteś, to proszę, poświęć minutkę i zostaw po sobie ślad w komentarzu ;)

A! I zostaw, proszę, link do swojego bloga, z pewnością wpadnę i się rozejrzę ;*