Na wstępie chcę Wam z całego serducha podziękować. Komentarze pod poprzednim postem sprawiły mi niesamowita radość. Nie spodziewałam się tak pozytywnego odbioru... ba! Nie myślałam, że zaciekawię Was moim skrobaninami :D. Dziękuje Wam Kochane za wszystkie opinie, pozytywne i negatywne. Dzięki nim moja stułbia będzie miała możliwość dalszego rozwoju. Może już niedługo wyrośnie jej rączka albo nóżka, kto wie? :P
Dziś przychodzę do was z kolejnym fragmentem. Jesteście ciekawi dalszych losów Liwii i pozostałych bohaterów? A więc zapraszam Was ponownie do Arsiene!
ROZDZIAŁ DRUGI
- Cóż, może dziś pójdzie wam
lepiej – westchnął Emirian. Jak co rano siedział rozparty w swoim fotelu i
dłubał przy mechanizmie zegarka. Machina oczywiście stawiała zacięty opór, i
pomimo wielu prób nadal spieszyła o dobre dwie godziny. Emirien marszczył gęste
brwi i wydymał usta, usiłując podważyć jedną z śrubek. Nic z tego, kawałek
metalu ani drgnął. – Uszy do góry! Póki co mamy za co żyć, a jutrem będziemy
się martwić…
- …jutro – Rufin wszedł ojcu w
słowo. Głowa rodziny Oharra zawsze powtarzała to stwierdzenie, gdy owo jutro było niepewne. Emirian uśmiechnął się do niego, i ponownie skupił się na rozkręconym zegarku. Rufin właśnie
kończył przygotowywać śniadanie. – Smacznego siostrzyczko! – powiedział,
stawiając przed Liwią talerz owsianki i mierzwiąc jej włosy dłonią. Dziewczyna
zrobiła unik, odpowiedziała mu uśmiechem, i bez słowa zanurzyła łyżkę w słodkiej
papce.
Przyglądała się bratu znad
talerza. Rufin był do niej bardzo podobny. Tak jak ona miał ciemne, niemalże
czarne włosy, a jego nos pokrywała siateczka delikatnych piegów. Liwia nadal
miała w pamięci obrazek małego chłopczyka z noskiem upstrzonym drobnymi
kropeczkami, który zabierał ją nad rzekę, i uczył puszczać kaczki. Chłopiec
wyrósł na kawał przystojniaka, ale piegi pozostały, dodając mu niezwykłego
uroku. Brat różnił się od niej jedynie kolorem oczu – jej były intensywnie
miodowe, niemalże złote, natomiast oczy Rufina miały barwę burzowego nieba, co
kontrastowało z radosnymi iskierkami, które zawsze czaiły się w spojrzeniu
chłopaka.
Wczoraj zasnęła zanim brat i
ojciec wrócili z pracy, więc dopiero teraz mogli porozmawiać. Miała nadzieję
usłyszeć, iż utarg ze stoiska Rufina był spory. Może wczoraj całe miasteczko
zapragnęło schrupać pyszne, cytrynowe ciastko, albo morelową bułeczkę, i brat
miał w sakiewce sporo brązowych monet? Rufin piekł najsmaczniejsze słodkości w
całej Arsiene, i choć nie pracował w prawdziwej piekarni, jego wytwory
niejednokrotnie przewyższały wypieki lokalnego piekarza. Jednak wiedzieli o tym
jedynie nieliczni - większość osób wolała kupować pieczywo w piekarni. Tak po
prostu było pewniej. A może nagle, nie wiedzieć czemu, wszelkie zegarki w
okolicy szlag trafił, i do zakładu ojca ustawiła się kolejka ludzi niosących
pod pachą zegary z kukułkami i inne cuda? To by oznaczało zarobek, pozwalający
odetchnąć rodzinie przez dłuższą chwilę.
Niestety, jej nadzieje okazały
się płonne. Obaj mężczyźni zarobili nie wiele więcej od niej samej. Co to oznaczało dla rodziny Oharra? Cóż,
najprościej mówiąc: groźbę głodu wiszącą w powietrzu.
Do kolejnego dnia targowego
został calutki tydzień, więc Liwia miała masę czasu na stworzenie kolejnych
serwet, chust, obrusów i innych haftowanych cudeniek. Jednak z przypadkowych,
pojedynczych zakupów nie utrzymają się zbyt długo. Naprawdę potrzebowała
sporego zamówienia…
Jej rozmyślania przerwało pukanie
do drzwi. Ojciec podniósł wzrok znad rozkręconego zegarka, ale nie ruszył się z
fotela. Rufin szedł już do drzwi, otrzepując ubrudzone dłonie o tył spodni.
- Pani Marwen! Proszę wejść,
zapraszam – do kuchni dobiegł entuzjastyczny głos starszego brata Liwii. Dziewczyna
poderwała głowę do góry, niemalże udławiła się owsianką. – Liwia właśnie kończy
śniadanie.
Gaudencja Marwen wkroczyła do
pomieszczenia, roztaczając wokół atmosferę bogactwa. Odziana w krwistoczerwoną
suknię wyróżniała się na tle innych mieszkańców. Gaudencja przeprowadziła się
do wioski wraz z mężem, gdy okazało się, że biedaczek zachorował. Czyste
powietrze służyło mężczyźnie o wiele lepiej, niż zakurzona atmosfera i zgiełk
miasta. Niemniej jednak pani Marwen nie wyzbyła się swojego miejskiego stylu
bycia. Choć spędziła w wiosce już blisko dwadzieścia lat, nadal szyła suknie na
mieszczańską modłę, czesała swoje niesamowite, rude włosy w fantazyjne fryzury,
a paznokcie malowała zawsze jaskrawymi lakierami. Cóż, mogła sobie na to
pozwolić. W końcu była żoną najbogatszego mieszkańca Arsiene.
- Witaj Emirianie – Gaudencja pozdrowiła
mężczyznę skinieniem głowy i spojrzała na jego córkę. – Liwio – kolejne uprzejme
skinienie. – Wybaczcie, że nachodzę was o tak wczesnej porze, ale mam sprawę
niecierpiącą zwłoki. Liwio, możemy porozmawiać? – Gaudencja nawet nie czekała
na odpowiedź. Z charakterystyczną dla niej bezczelną pewnością siebie ruszyła
do sąsiedniego pokoju, szeleszcząc czerwonymi spódnicami. Liwia podążyła za
nią, z całych sił starając się ukryć ekscytację. A jednak ktoś wysłuchał jej
bezgłośnych próśb. Wszystko wskazywało na to, że najbliższy tydzień będzie
bardzo pracowity, a groźba głodu zostanie odroczona.
- W czym mogę pani pomóc? –
spytała Liwia.
- Mam dla ciebie zlecenie –
odparła wprost Gaudencja. – Moja córka, Cyria już niebawem wyjdzie za mąż.
Chcę, żeby ten dzień był naprawdę wyjątkowy. Wszystko ma być dopięte na ostatni
guzik. – Gaudencja splotła dłonie na podołku wpatrując się w ciemnowłosą dziewczynę.
– Pragnę, aby cała uroczystość była przyozdobiona różami,. Kwiaty mają być
dosłownie w s z ę d z i e! I właśnie dlatego przyszłam do ciebie. Twoje hafty
są najlepsze w Arsiene i okolicy, a wyszywane kwiaty wyglądają jak żywe. Jestem
gotowa sporo zapłacić, za twoją pracę. Przyjmiesz moje zlecenie?
- Oczywiście! – Liwia nie wahała
się ani sekundy. – Czego dokładnie pani ode mnie wymaga? – zapytała prędko,
otwierając w głowie notesik, i zapisując w nim wszystkie instrukcje i życzenia
Gaudencji.
„O tak, to będzie pracowity
tydzień - pomyślała Liwia. - Żegnaj lęku o jutro. Pomartwię się innym razem”.
***
Dzień był piękny. Słońce świeciło
wysoko na niebie, opromieniając cały plac. Tegoroczna jesień rozpieszczała
mieszkańców Arsiene ciepłymi porankami. Na skwerku beztrosko bawiła się
gromadka dzieci, goniąc za bańkami mydlanymi puszczanymi przez jakąś staruszkę.
Chłopcy i dziewczynki piszczeli radośnie, gdy tęczowe bąbelki pryskały, i
znikały zamknięte w ich małych, dziecięcych rączkach.
Liwia przyglądała się chwilę tej
scenie znad napoczętego haftu, siedząc na skraju studni. Uwielbiała wyszywać w
tym miejscu. Szum wody w dole przyjemnie koił jej zmysły, uspokajał, i pozwalał
na chwilę zapomnieć o wszelkich troskach. Lubiła patrzeć na życie mieszkańców,
być niemym świadkiem schadzek zakochanych, zabaw dzieci, czy też przypatrywać
się staruszkom, które dzień w dzień siadały na ławce w cieniu ogromnej lipy,
wyjmowały włóczki i druty, i zaczynały dziergać, wymieniając przy tym
nieskończoną ilość plotek i ploteczek.
Od owego poranka, kiedy Gaudencja
zleciła jej różane zamówienie minął prawie tydzień. Liwia właśnie kończyła
ostatnią serwetę dla starej Marwenowej. Czerwone kwiaty pięły się po materiale,
przeplatając z zielonymi liśćmi, a całość błyszczała wplecionymi to tu, to tam
złotymi nićmi. Liwia specjalnie zakupiła najlepsze materiały, zgodnie z
życzeniem Gaudencji. Jutro zaniesie jej cały komplet i otrzyma drugą połowę
wynagrodzenia, dokładnie tak, jak się umówiły. Dziewczyna wróciła do pracy.
Robiła to właściwie mechanicznie, bo serwety miały być identyczne, a to była
już dwudziesta taka robótka w tym tygodniu. Igła poruszała się w tę i z
powrotem, a myśli Liwii uciekały coraz dalej, ku młynowi, a raczej ku pewnemu
młodemu młynarzowi. Ciekawe, co teraz robił jej narzeczony…
Wczoraj udało im się spotkać.
Kwiron przyniósł Liwii bukiet polnych kwiatów, które teraz stały dumnie w
wazonie na kuchennym stole. Poszli nad strumień, rozłożyli koc i do późnej nocy
cieszyli się swoją bliskością. Liwii brakowało takich chwil. Tęskniła za
przekornym uśmiechem Kwirona, jego miękkimi dłońmi i delikatnymi ustami.
Wczoraj co chwile łapała się na tym, że nieświadomie przeczesuje długie,
rozczochrane włosy narzeczonego. Uwielbiała to robić. Włosy Kwirona kojarzyły
jej się z promieniami letniego słońca – były niesamowicie jasne, niemalże
białe, i nigdy nie układały się tak, jak powinny. W ciemności wydawało się, że
świecą własnym światłem. To było niesamowite. Wczorajszej nocy również
jaśniały, ale nie tak bardzo, jak Liwia. Dziewczyna rozkwitła, była pełna
życia, jak zawsze, gdy Kwiron był obok. Narzeczeni żartowali i przekomarzali
się, opowiadali o ostatnich dniach. Nadrabiali miniony tydzień. Liwia nadal
czuła smak ust Kwirona…
- Auć! –pisnęła, gdy igła wbiła
się jej w palec. Odruchowo cofnęła dłonie, i wypuściła serwetę z rąk. Ku
przerażeniu dziewczyny robótka wpadła do studni.
„Cholera, i co teraz?” pomyślała
Liwia. Nie miała dostatecznie dużo tkaniny i nici, aby utkać nową serwetę. A
nawet gdyby zdobyła materiały, to jutro mijał termin zlecenia. Każdy dzień
zwłoki kosztował, a na to Arsienka nie mogła sobie pozwolić. Potrzebowali całej
sumy. Musiała odzyskać upuszczoną serwetę. Jedynym wyjściem, było wejście do
studni. Cudownie.
Liwia zakasała rękawy, ujęła
rąbek spódnicy i wspięła się na murek, okalający zagłębienie. Spojrzała w dół i
zawahała się. Co prawda chłopcy z wioski nie jeden raz zakładali się o to, kto
zejdzie na dno studni, albo schodzili tam by wydobyć zerwane wiadro… ale Liwia
nie była chłopcem. Bała się, że spadnie. Wystarczy jeden zły ruch, i runie w
dół. Ratunku nie będzie. Ciemność panująca na dole ją przerażała, a przecież
nawet nie zdążyła zsunąć się z murku. Jednak dziewczyna nie miała wyboru.
Jeszcze kilka chwil stała na murku, wspierając się o drewnianą konstrukcję, aż
w końcu opuściła się w dół, szukając oparcia dla stóp.
Krok o kroku zanurzała się w
półmroku studni.
I jak? Co myślicie? Jakieś uwagi? Ciekawe? Nudne? Za długie? Nadal za krótkie? Jakie?Piszcie! Czekam na wasze opinie :)
Całusy ;*
Jak zwykle świetnie! Czytało mi się naprawdę miło i przyjemnie :) Strasznie polubiłam brata naszej głównej bohaterki (tak wiem ledwo co go poznaliśmy, a ja już go polubiłam), ale widać, że darzy ogromną miłością swoją siostrę.
OdpowiedzUsuńOczywiście jak to ja miałam już swoje podejrzenia. Jestem przekonana, że spotkamy zielonookiego na ślubie :P
Czekam na kolejną część :)
pomiedzy-wersami.blogspot.com
Dziękuję Kochana ;* Czyli osiągnęłam cel, bo Rufin miał być właśnie takim kochającym bratem :D
UsuńKolejna część już wkrótce :P
Buziaki ;*
Naprawdę bardzo przyjemnie się czyta - wszystko brzmi tak sielsko, letnio, idealnie wpasowuje się w ten wakacyjny klimat ^^
OdpowiedzUsuńA akcja ze studnią - to się nazywają niespodziewane zwroty akcji! :| :D
Czekam na kolejną część :)
To dobrze, czy źle z tą studnią? :D
UsuńKolejny fragment niebawem :P
xoxo
Teraz każdy twój post będzie dotyczyć tego opowiadania
OdpowiedzUsuńNie, mam w planach wiele innych, a to, że trafiły się pod rzą dwa posty z fragmentem opowiadania, jest przypadkiem :) Po prostu wczoraj nie miałam ochoty pisać recenzji czy też jakichś moich rozmyśleń, a miałam pomysł na dalszą część tej historii :)
UsuńLedwo skomentuję poprzedni post, a tutaj czeka kolejny! :D
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo przystępnie, więc czytanie to czysta przyjemność :)
Jestem ciekawa, czy cało wyjdzie z tej studni, czy może coś chapnie ją za nogę i dziewczyna już nigdy nie będzie musiała myśleć o głodzie :') Ale wierzę, że tak się nie stanie, bo nie potrzeba nam drugiego George'a R.R. Martina XD
Liwia jeszcze mnie do siebie nie zraziła, więc jest dobrze :"D
Hahahah, brakuje mi tu tylko tajemniczego bruneta, ale nie narzekam XD
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na kolejne posty :D
A widzisz, chciałaś kolejna cześć, to masz! Klient nasz pan :D
UsuńDziękuję, cenię sobie każdą opinię, zadziwia mnie brak tych negatywnych ;O
Oj nie, nie nadaję się na kolejnego Martina, bo zezgoniłabym pisząc opisy XD
Postaram się tak ją poprowadzić, aby cię nie zraziła aż do ostatniego zdania :P
Na bruneta jeszcze przyjdzie czas, niebawem ^^
Buziaki Kochana ;**
Masz bardzo przyjemny dla czytelnika styl pisania :) Dosyć statyczny rozdział, jednak nie w każdym musi się wiele dziać. Trzymam kciuki byś tworzyła dalej i z niecierpliwością czekam na następny rozdział!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I feel only apathy
Nie wpadnie do tej studni i się nie utopi, niee? Nie, no. Na pewno nie. A przynajmniej mam taką nadzieję. I wciąż mam w głowie ten motyw równoległego świata. :p
OdpowiedzUsuńI jak dla mnie wciąż za krótko, kurcze, czepiam się, ale to dlatego że lubię się zaczytać. XD
Pozdrawiam cieplutko
http://pierwsza-strona.blogspot.com/
A nie wiem, to się okaże w następnym fragmencie :D
UsuńSerio za krótkie? Wiesz jaką walkę z sobą stoczyłam wstawiając taki długi (wg mnie) post? Cykam się wstawiać dłuższe, chociaż pierwotnie ten fragment się jeszcze ciągnął chwilkę... ale zmieniłam zdanie go urwałam ciut wcześniej :P No ale skoro nadal jest za krótki, to przy na(na)stępnym się poprawię, słowo harcerza (byłam! byłam! ... jakieś 2 miesiące :D) ;)
Ślicznie dzięki za opinię, buziaki ;*
Też byłam! Jakoś tak w podstawówce. :D
OdpowiedzUsuńMi się wydaje krótko, bo tak czytam czytam i takie co? Już koniec? Mam trochę fetysz dotyczący długości tekstu, jakkolwiek to nie brzmi. xD
Też coś koło tego, a może w 1 gimnazjum :D Ale mi przeszło. Jednak mundur nie był aż taki fajny XD
UsuńOoo to dobrze, to tak ma być, taki niedosyt :D Ale postaram się zaspokoić twoją rządzę długości (to brzmi jeszcze gorzej xD)
Buźki ;*
Bardzo dobrze czytało mi się ten fragment :) Straszliwie ciekawi mnie co będzie z Liwią :) Polubiłam tą postać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://czarodziejka-ksiazek.blogspot.com
Cieszę się, że tak myślisz :) Mam nadzieję, że "zobaczymy się" w komentarzach pod następnym rozdziałem :D
UsuńBuziaki ;*