|
Miało być zdjęcie, ale telefon się zbuntował i powiedział, ze on mi nie da zgrać zdjęć na laptop. Bo nie. Więc jest to ;). |
Cześć Muszki!
Jejku, dawno mnie tu nie było. A
wszystko przez te cholerę, o której zaraz będzie mowa. Książka, którą zaraz wam
przedstawię zaskoczyła mnie, ale tym samym zabrała sporo czasu… stąd cisza na
blogu. Zaraz wszystko Wam wyjaśnię ;). Zapraszam na recenzję książki autorstwa Margaret Stohl pt. Czarna Wdowa. Na zawsze czerwona.
No tak, i jak tu opowiedzieć tę
historię, bez ani połówki spoileru… Ciężkie będzie to zadanie, ale spróbuję. Ja
bym nie spróbowała?!
HISTORIA W PIGUŁCE
Natasha Romanoff to jedna z
Avengers’ów - superbohaterów znanych w
całych Stanach Zjednoczonych… i nie tylko. Znana jako Czarna Wdowa słynie ze
swojego profesjonalizmu i braku litości dla wroga. Cechy te zawdzięcza
morderczemu treningowi, jaki w młodości zaserwował jej Ivan Somodorov – nieco
szalony nauczyciel z rosyjskiej szkoły tajnych szpiegów, Czerwonej Komnaty.
Wiele lat po tym, jak Natasha opuściła szkołę kobieta dostaje zlecenie na
swojego byłego nauczyciela. Ma dokonać jego egzekucji. W czasie wykonywania
misji Czarna Wdowa ratuje małą, rudowłosą dziewczynkę, na której Ivan
przeprowadzał tajemnicze eksperymenty. Natasha nie jest świadoma, jak wiele
połączy ją z ocaloną Rosjanką – Avą Orlovą. Jedenaście lat po tym wydarzeniu z
sierocińców zaczynają znikać dzieci, a do uszu Natashy docierają pogłoski o
technologii pochodzącej z czerwonej Komnaty. Tropiąc sprawę kobieta wpląta się
w nie lada intrygę i pociągnie za sobą Avę oraz chłopaka, który nawiedza
nastolatkę we snach. Co się
stanie z tą trójką? Kim jest ciemnooki nieznajomy, którego co noc we śnie spotyka Ava? Czy Czarnej Wdowie uda
się rozwikłać zagadkę znikających dzieci? No, ja Wam tego nie zdradzę!
Sięgnijcie po Czarną Wdowę, a się
dowiecie ;)
CHCIAŁAM OGNIA, A DOSTAŁAM… PŁOMYCZEK :’(
Uwielbiam Marvela. Nałogowo wręcz
oglądam te wszystkie filmy, a później przez tydzień sprawdzam, czy aby
przypadkiem nie mam jakiejś bardzo bardzo bardzo baaardzooo głęboko
ukrytej super mocy. Wiecie, władanie nad metalem, albo ostrza z adamantium
wysuwające się z… no na przykład z pazurków. Takie… mordercze hybrydy <3
Biorąc się za Czarną Wdowę miałam
nadzieję na przeżycie czegoś cudownego. Wyobrażałam sobie godziny spędzone z
książką, z rozdziawionymi na oścież ustami i sercem bijącym w zawrotnym tempie.
Liczyłam na niesamowite opisy walk, liczyłam na ogień… a dostałam płomyczek.
Takie… malutkie ognisko, ognisiunio wręcz. To mnie nieco ostudziło. Opisy walk
okazały się nawet nie w połowie tak absorbujące jak sceny z filmów Marvela.
Żeby nie było – zdaję sobie sprawę, że książka to nie film. Nie oznacza to
jednak, że opis pojedynku nie jest w stanie wywołać dreszczyku emocji. Jest
wiele książek, które przerażają właśnie tymi fragmentami. Tutaj tego nie było.
Pobili się, postrzelali, jakoś tak na zimno, bez emocji. Natasha zwykle umiała
sobie w głowie wyliczyć jak poleci każda jedna kulka, który snajper siedzi za
którą beczułką i w jakiej kolejności planują spróbować ją unicestwić. Szczwana
z niej lisiczka była, to fakt. Jak dla mnie ten spryt psuł trochę całą
opowieść. Nie potrafiłam odczuwać lęku o Czarną Wdowę, bo z góry zakładałam, ze
skoro jest tak zabójczo doskonała, to i tak wymorduje wszystkich zanim mi się
woda na herbatę zagotuje. Lipa. Właśnie dlatego czytanie książki zajęło mi tak
dużo czasu - nie ciągnęło mnie do
historii, która pachniała niebezpieczeństwem kontrolowanym. Musiałam sporo się
naczekać, aż sytuacja wymknie się spod kontroli agentki Romanoff i dopiero
wtedy wkręciłam się w opowieść na tyle, aby łykać po sto stron dziennie ;). Nie
mniej jednak uważam, że warto było na to poczekać.
CZEŚĆ, JESTEM KAROL. WYJDZIESZ ZA MNIE?
Kolejnym minusem jest wątek
romantyczny. Muszę mocno okroić ten
punkt, coby nie zaspoilerować niczego, ughhh! W każdym bądź razie, jak łatwo
się domyśleć pomiędzy Avą a Alexem, czyli chłopakiem, który regularnie gości w
jej snach zrodzi się uczucie. I ja im daję krzyżyk na drogę, niechaj się
kochają ale na litość boską, nie tak szybko! Cała ich znajomość (ta, którą mamy
możliwość obserwować na stronach książki) obejmuje może ze cztery dni. Okej, dni
te były pieruńsko intensywne, i spędzali je praktycznie od rana do nocy razem,
co nie zmienia faktu, że no… to nie ładnie jest tak się zakochać z rozdziału na
rozdział. To powinno potrwać tak z pięć rozdziałów, żeby była zachowana
minimalna przyzwoitość. On powinien jej kupić kwiatka, ona powinna go cmoknąć w
policzek i takie tam bzdety, zanim przejdą do spania w jednym łóżku. I możecie
mówić że jestem staroświecka, ale wymagam pieciorozdziałowego stażu przed
wspólnym spaniem i koniec. Kropka. I o ile Avę potrafię jakoś usprawiedliwić,
bo od dwóch lat śni o tym chłopaku, i co nieco o nim wie, to Alex ma u mnie
minusa. Nu-nu-nu, tak się nie robi mój drogi! :<
ALE TO JEST COOL! GRRR!
To będzie najkrótszy, najmniejszy minus. Serio, pójdzie szybko. Krew mnie
zalewała jak widziałam słownictwo książkowej młodzieży. Matko i córko, w jakich
to się czasach dzieje, skoro dzieci mające smartfony i inne współczesne cacka
mówią, że coś jest cool, a nawet supercool?! Ja wiem, ze to drobiazg,
ale drażniący. Nie trawię tego słowa, jak dla mnie powinno być zakazane, albo
jakoś tłumaczone na polski. Ale to taki pikuś i pewnie każdy, kto ma poukładane
w głowie nie zwróci uwagi na wszystkie cool
rzeczy, które pojawiają się w Czarnej
Wdowie.
BOHATEROWIE ZBUDOWANI ZE SPOILERÓW
Tu chyba kończą się słabe strony Czarnej
Wdowy. Pora na plusy ;). Chciałam powiedzieć wam co-nieco o bohaterach…
ale doszłam do wniosku, że to niewykonalne. Postacie z książki są skonstruowane
tak, że z rozdziału na rozdział
zaskakują nas czymś zupełnie nowym dotyczącym ich historii. Margaret Stohl spisała się na medal, chociaż muszę
przyznać, że wykazała spore zaufanie dla czytelnika i jego cierpliwości. Bo z
początku masa cech i zdolności naszej zakochanej pary jest najzwyczajniej w świecie
nielogiczna. Ona nie ma prawa umieć tak skakać, on nie powinien tak doskonale
walczyć… Tacy ludzie nie istnieją i czytelnik czuje ten brak realizmu. Ale jeśli poczeka, jeśli pozwoli autorce
wyjaśnić, rozwiać mgłę spowijającą naszych bohaterów, to zostanie mile
zaskoczony. Serio <3. Z czasem wszystko nabierze sensu, i nawet na
chwilę szczęka może nie jednemu opaść, gdy dojdzie do tego skąd te wszystkie
talenty i umiejętności, skąd sny o ciemnookim chłopaku walczącym na szable.
Dlatego właśnie nie opowiem wam tu o każdej postaci z osobna. Nie chcę poczynić
spoilerów, a bez nich opis byłby jedynie połowiczny, niezadowalający.
JEST CZYM OKO NACIESZYĆ
Oj jest, jest! Wydanie Czarnej
Wdowy jest fenomenalne! Od
okładki z tłoczonym napisem (to się tak
mówi? Jeśli nie, to mnie poprawcie - chodzi mi o te takie wypukłe literki :P),
przez skrzydełka, a kończąc na grafice wewnątrz książki. Bo musicie wiedzieć, że każdy z rozdziałów rozpoczyna się od
takiej czaderskiej tarantuli czy tam co to to jest za pająk obrzydliwy,
zwisającej z góry strony i szczerzącej szczękoczułki. Do tego dochodzą ozdobne pierwsze litery każdego
rozdziału, a pomiędzy rozdziałami
umieszczono zapiski przesłuchania, które toczy się jak gdyby po wydarzeniach
opisanych w książce. I oczywiście strony te są zupełnie inne od pozostałych,
szare z znakiem T.A.R.C.Z.Y. <3.
Ponad to książka podzielona jest na kilka części, które oddzielają od siebie
ciemnoszare strony (oczywiście z motywem
pająka <3) informujące o tym
który akt się rozpoczyna, i wzbogacone o cytat. Cudeńko, zaprawdę powiadam
Wam c u d e ń k o!
KLIMAT RODEM Z MOSKWY
Zabiegiem, który przypadł mi do
gustu było wprowadzenie rosyjskich sformułowań… Ba! Całych zdań w języku
rosyjskim do powieści. Dzięki temu można było poczuć odrobiną Avy i Natashy. Nie
dało się zapomnieć o pochodzeniu i tym, co przeszły devushki Ivana. I chociaż z początku bałam się, ze nie będę
rozumiała rosyjskich wstawek, to szybko przyzwyczaiłam się do nich i
załapałam, że autorka nie zostawi mnie z rosyjskim na lodzie, że na bank
zostawi mi gdzieś tłumaczenie obcojęzycznego tekstu ;).
MAŁA PRYWATA :’)
Skoro był najmniejszy, najkrótszy
minus, to pozwolę sobie napisać tu o najmniejszym, najkrótszym plusie, którym
jest… Tony Stark <3 Osobiście uwielbiam Iron Man’a, więc gdy tylko okazało
się, że Stohl wplotła w całą historię Tony’ego, od razu zapałałam do całej
książki większym entuzjazmem <3. Co tu dużo gadać… zapunktowała nim i tyle
:’).
KOŃCZĄC…
Kończąc chciałabym powiedzieć, że
spodziewałam się czegoś innego. Miałam nadzieję na coś w rodzaju marvelowskiego
filmu na papierze, a dostałam… Dostałam dobrą historie z paroma rysami. Nie
mniej jednak po podliczeniu wszystkich plusów i minusów, ocenieniu ich wartości
i dokonaniu szeregu skomplikowanych obliczeń stwierdzam, iż Czarna Wdowa jest
pozycją godną polecenia ;). Komu? Z pewnością wszystkim fanom Marvela :) Ale
nei tylko. Myślę, że na historię o Natashy Romanoff skusić się mogą
ksiązkoholicy lubujący się w opowieściach z nutką tajemnicy, bo tego jest tutaj
pod dostatkiem.
A czy ktoś z Was już poznał
historię Czarnej Wdowy? Tak? Nie? A może dopiero macie ja w planach? Albo
postanowiliście wpisać ją na listę po mojej recenzji? Czekam na Was w
komentarzach!
Buziaki ;*
Q.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa ;)