Jeju, ja już chcę zimę :’( Wy
nie? A tymczasem siedzę na łóżku zamotana w koc, popijam herbatę z cytryną *mniam!*
i skrobię dla Was kolejny post. Dziś mam dla was coś przyjemnie
rozluźniającego i grzejącego serduszko – książkę autorstwa Kasie West, o niezbyt tajemniczym tytule Chłopak z sąsiedztwa.
Już teraz mogę Wam powiedzieć, że
mam cholerny problem z tą recenzją. Książkę skończyłam w sobotę późnym
popołudniem, jest poniedziałek… no, w zasadzie od ośmiu minut już wtorek, a ja
nadal nie umiem napisać recenzji. Czemu? Czytajcie dalej, a wszystkiego (mam
nadzieję) się dowiecie ;).
PO KRÓTCE O FABULE
Charlie jest półsierotą. Jej mam
zmarła gdy dziewczyna miała sześć lat. Teraz ma szesnaście, i nie należy do
typowych nastolatek. Wychowywana przez samotnego ojca – policjanta, trzymająca
się zawsze z trójką swoich starszych braci, Charlie nie jest wzorem kobiecości.
Nie boi się siniaków, obdartych łokci i brutalnych, baseballowych zagrywek.
Jest twarda. Jednak w wyniku kary za zgarninie kolejnego mandatu – spłacenia
go z własnych pieniędzy – Charlie będzie musiała znaleźć sobie wakacyjną pracę,
a ta… no cóż, będzie wymagała od niej wielu zmian. Ale to nie wszystko! Nastolatka
będzie musiała również stawić czoło wydarzeniom z przeszłości, co może okazać
się ciężkim przeżyciem. Całe szczęście jest jeszcze Branden- sąsiad Charlie,
którego dziewczyna traktuje jak przyszywanego brata… do czasu, gdy pewnej nocy
spotykają się pod płotem oddzielającym ich domy i zaczynają prowadzić rozmowy w
świetle księżyca. Co z tego
wyniknie? Jak potoczą się losy Charlie i Brandena? Co zwycięży – przyjaźń, czy
miłość? No i co skrywają mroki przeszłości? Chłopak z sąsiedztwa ma w sobie odpowiedzi na te pytania ;).
CIEPŁO? ZIMNO? LETNIO.
Z powodu braku jakichkolwiek sensownych cytatów wstawiłam GIFy ;( |
No właśnie, o to cały problem. Chłopak
na zastępstwo był… przyjemny. Był lekki, był pogodny, był miły… czy też
macie wrażenie, że takimi przymiotnikami częstuje się kogoś, kogo nie chce się
urazić i stara się dopatrzeć jakichś pozytywów? Bo ja właśnie tak mam z tą
książką. Jej nie ma za co zjechać, bo ani mnie nie irytowała, ani nie nudziła, żadnych
negatywnych uczuć nie pamiętam. Ale pozytywnych, tych porządnie pozytywnych, w
stylu zachwytu, ciekawości, jakichś łez czy ciarek też nie było. Szczerze powiedziawszy
w sobotę uznałam, że mam ochotę na dzień z książką. Wstałam, ogarnęłam zapas
ciastek i herbaty, władowałam się do łóżka z Chłopakiem na zastępstwo (yyy….
To brzmi źle xD), i zaczęłam czytać. Wieczorem skończyłam i… pustka. Zero
przemyśleń, zero rozkmin, zero emocji.. zjadłam kolację, umyłam ząbki i poszłam
nyny. Książka niczym mnie nie zaskoczyła, była prosta i przewidywalna, ale nie
w taki irytujący sposób. A szkoda. Szczerze powiedziawszy wolałabym, żeby była beznadziejna, bo przynajmniej byłaby
jakaś. A tu klops. Historia, jakich pełno. Przeciętność. Tyle w temacie -,-.
THIS IS A MAN’S WORLD ♫
Nie
da się ukryć, że książka jest zdominowana przez mężczyzn. Postaci żeńskich jest tam tyle co kot napłakał.
Mi w to graj, bo jak przystało na książkową łowczynię mężów, im więcej facetów,
tym lepiej xD A książkowi faceci byli bardzo sympatyczni. Troszkę nie widzę
sensu analizowania każdego z nich osobna, bo na dłuższą metę sprowadza się to
do tego, że każdy z nich był uroczy, dowcipny, troszczył się o Charlie i był…
no facetem. Kasie West umie
najwidoczniej tworzyć męskich bohaterów, którzy wzbudzają lekki uśmieszek swoim
istnieniem, aczkolwiek nie grzeszą cechami indywidualnymi ;).
SKĄD JA TO ZNAM?
Dość osobiście podeszłam
w tej książce do Charlie. W pewien sposób ją rozumiałam, bo sama żyję pod
jednym dachem z dwójką facetów i deficytem kobiet. Wiem jak oni się gapią, gdy pierwszy
raz widzą cię pomalowaną, jak reagują na zapach lakieru albo babski serial. Charlie
miała przekichane, bo nie miała mamy – damskiego wzorca. Wszystko, co ją
otaczało było przesiąknięte męskością, przez co dziewczyna czuła się zagubiona
w świecie sukienek, bluzeczek i szminek. Jeśli
coś mi się w tej książce podobało, tak wiecie… bardziej, to właśnie przemiana,
jaką przechodziła Charlie. Przyjemnie czytało się jak z brzydkiego kaczątka,
którym według niej była, główna bohaterka przemieniała się kroczek po kroczku w
olśniewającego łabędzia ;).
NA CO TO KOMU BYŁO?
W
książce jest również wątek snów, które
mają nakierować Charlie na odkrycie tajemnicy, którą skrywa przyszłość.
Tajemnicy związanej ze śmiercią jej matki. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia po
co był ten wątek. Okej, gdyby nie koszmary, to Charlie i Branden nie spotykali
by się pod płotem, ale cała ta akcja z przeszłością była potraktowana po
macoszemu. Można by było rozegrać to o
niebo lepiej, wywołać konkretne emocje, kopnąć czytelnika w kostkę… ale
Kasie West tego nie zrobiła. Coś tam było łezek, podobno depresji, ale jakiejś
takiej do kitu, na pół strony… Jak dla
mnie równie dobrze mogło by nie być tego wątku. Według mnie był nijaki, a
szkoda :/.
ROZMOWY NOCĄ
Jeśli chodzi o wątek miłosny, to był on sympatyczny. Okej, straaasznie długo się czekało, aż miedzy tą dwójką zacznie się cokolwiek dziać (co mnie trochę irytowało, tak leciutko, bo jeśli wiem, że coś ma się wydarzyć, jest to tak oczywiste jak... ughh! No jest cholernie oczywiste, to czekanie drażni). Miło mi się czytało te ich nocne rozmowy ;). Branden był kochany, Charlie była... Charlie :P Ale nie zauważyłam żeby mi serce mocniej zabiło. No okej, zakochali się w sobie, szło im z tą miłością fatalnie, ciapowatość level ekspert, później stało się co się stało, bo nie powiem co się stało... o i koniec. Nic specjalnego, zwyczajnie przyjemna historia miłości ;). Także nie spodziewajcie się jakichś wielkich wzruszeń i podrygów serca.
ZWYCZAJNOŚĆ DO POTĘGI
N-TEJ
Mam
tu na myśli styl autorki. Kusiło
mnie porównanie z kiełbasą, ale go nie użyję xD Kasie West pisze w sposób
prosty w odbiorze. Nie ma tu żadnych kwiecistych słów, barwnych metafor. Próżno
szukać pięknych czy zabawnych cytatów
(Stąd brak ich w tej recenzji, wybaczcie. Serio szukałam, ale to jakby szukać
igły w stogu siana ;<). Chłopaka na
zastępstwo można spokojnie łyknąć w jeden dzień, bez obawy, ze się
zmęczycie czy zniechęcicie. Nie wiem,
czy to konieczne jest plus. Chyba wolałabym się pomęczyć z książką, niż pochłonąć
ją pierunem i nie mieć z tego niczego wartościowego.
PODSUMOWUJĄC
No
więc widzicie. Książka zła nie była. Nie mogę jej odradzić, bo nie mam ku temu żadnego
konkretnego powodu. Ani mnie ona ziębi, ani grzeje… Czy ją polecam? W sumie nie wiem. Jeśli macie ochotę na coś
zwyczajnego do szpiku kości, to bierzcie się za Chłopaka z sąsiedztwa. Ale
jeśli macie nadzieję na mocne kopnięcie i porządną historię, to nie tędy droga.
A czy Wy już czytaliście
nową powieść Kasie West? Co o niej sądzicie? Skusicie się, czy spasujecie?
Piszcie, bom ciekawa! ;P
Całusy
;*
Q.
Za książkę dziękuję księgarni internetowej PanTomasz.pl