Czołem Smerfy!
Och, o jejku, o alleluja i co ja mam teraz napisać? Problem nie polega
na tym, że mam mieszane odczucia i nie wiem co myślę. Problem polega na tym, że
Małe
Licho i tajemnica Niebożątka autorstwa Marty Kisiel jakoś tak mi się za szybko
skończyło. Na tyle za szybko, że nie zapisałam żadnych uwag… więc dziś będzie
chaotycznie (i może troszkę emocjonalnie), co po prostu musicie mi tym razem
wybaczyć, dobrze? ;)
Nie kopiuję okładkowego opisu fabuły dlatego, że nie da się napisać
samodzielnie zarysu fabuły. Po prostu ten opis od wydawnictwa już sam w sobie
ma klimat całej tej książeczki i doskonale opisuje jej zawartość, a więc:
W pewnym starym, niesamowitym
domu na uboczu, za wysokim ogrodzeniem, mieszka chłopiec imieniem Bożek, zwany
też Niebożątkiem, który nigdy nie jest sam. Bo oprócz starej skrzyni ze
skarbami i najfajniejszej mamy pod słońcem ma też najprawdziwszego anioła
stróża… a pod jego łóżkiem mieszka potwór, który ciągle podkrada mu kapcie.
Nadchodzi jednak dzień, kiedy
Bożek musi wreszcie opuścić swój niezwykły dom i poznać lepiej świat po drugiej
stronie ogrodzenia — świat bez szumu anielskich skrzydeł i uścisku potwornych
macek. Tylko czy jest na to gotowy? I czy sam świat również jest gotowy na
Bożka oraz wielką tajemnicę, jaką skrywa chłopiec?*
Może zaczniemy od kwestii technicznych? Akcja Małego Licha toczy się dziewięć lat po wydarzeniach z Siły niższej, naturalne jest więc, że książka spoileruje nam to, co działo się w
dwóch poprzednich tomach. Jest to jednak o tyle „niegroźne”, że tak na dobrą
sprawę Kisiel nie wdaje się w szczegóły, zdradza tylko tyle ile musi aby móc
snuć opowieść o Bożku znanym także jako Niebożątko. Tak więc ci z was,
którzy nie znają historii Dożywotników bez problemu odnajdą się w tym co dzieje
się w Małym Lichu, chociaż jeśli mam
być szczera to… ja bym jednak czytała to zgodnie z chronologią zdarzeń, czyli
zaczynając od Dożywocia, przez Siłę niższą, aż po Małe Licho (nie wiem gdzie w tym wszystkim miejsce na Szaławiłe, o dziwo jeszcze nie wpadła mi
w łapki xD).
Chociaż historia o Bożku i jego
aniele stróżu jest skierowana do dzieci, to z ręką na sercu gwarantuję wam –
dorosłym też może się ona spodobać i to bardzo. Na próbę czytałam fragmenty
tacie (obiekt eksperymentalny liczy sobie ponad pół wieku) i chichrał się, aż
mu herbata nosem poszła. Na dzieciach prób jeszcze nie przeprowadzałam, ale
planuję takowe i dam wam znać na Instagramie jakie były ich wyniki, co wy na
to? Mam jednak przeczucie, że dzieciaki
połkną tę książeczkę i z roześmianymi oczyma poproszą o więcej (ja już o więcej
popraszam, a nawet poproszuję i poproszywam <3), a to dlatego, że Bożek będzie im po prostu bliski, bo jest to dziewięciolatek z
mnóstwem pytań, masą pomysłów (lepszych lub gorszych), niesamowicie bujną
wyobraźnią i problemami, które chyba każdy dzieciak miał kiedy szedł po raz
pierwszy do szkoły.
Marta Kisiel jak zwykle zapewniła mi kilka godzin oderwania od
rzeczywistości (a było to nie lada wyzwanie, bo znajduję się obecnie w oku
cyklony potocznie zwanym remontem.). Niezmiennie
jestem pod wrażeniem, że tak prosta
historia – no bo umówmy się, tu nie ma jakiejś zabójczo zawiłej fabuły,
intryg i tego typu cudów – potrafi mnie tak bardzo pochłonąć. Kisiel znów ubawiła mnie do łez, sprawiła, że
skończył mi się bloczek z karteczkami do zaznaczania cytatów i rozbudziła we
mnie potrzebę przeczytania kolejnej historii jej autorstwa. Żałuję, że
książeczka liczy sobie zaledwie dwieście stron, ale też rozumiem, że jest to
spowodowane tym, iż jej docelowymi odbiorcami mają być dzieci.
Jeśli ktoś z was jest ciekaw
jakich bohaterów spotka w Małym Lichu,
to już odpowiadam – będą to właściwie same znane twarze (zakładając ze
znacie poprzednie tomy xD jeśli nie znacie – spokojnie, szybko wszystko
załapiecie, tak sądzę ;)). Na pierwszym planie znajdą się tytułowe Licho oraz
Bożek, a w te przewijać się będą Konrad, Krakers, Tzadkiel, mama Bożka, stadko
duchów i potworów a taże pewien nieszczęsny poeta (co zrobiło mi dzień, bo
okrutnie brakowało mi tego gałgana <3). Zapewniam, że jeśli o bohaterów
chodzi, to jak zawsze będzie barwnie, wesoło i nietypowo.
Nie myślcie jednak, ze Małe
Licho to nic niewnosząca historyjka. Marta Kisiel przemyca w niej sporo
wartościowych myśli. Zwraca uwagę na to, jak ciężkie może być dla dziecka
wkraczanie w kolejne etapy życia, jak błahe dla nas, dorosłych, problemy mogą
spędzać dzieciakom sen z powiek. Ałtorka** kładzie nacisk na znaczenie miłości i
przyjaźni, które każdy z nas potrzebuje, niezależnie od wieku. Dla dzieci książka ta może być lekcją tego
jak radzić sobie z rówieśnikami i ich niejednokrotnie bolesnymi dla nas
komentarzami. Dla dorosłych Małe Licho może
stać się podręcznikiem o tym jak postępować z dziećmi, okazywać im
wyrozumiałość i wspierać nawet pomimo much w nosie. Jest tu całkiem sporo
wartości – małych, średnich i całkiem sporawych. Przeróżnych. Jak dla mnie to
kolejny atut Małego Licha i argument
zachęcający do sięgnięcia po nie ;).
A taką wisienką na torcie są… ilustracje
autorstwa Pauliny Wyrt! Dzieciaki będą zachwycone. Dorośli też. Ja byłam,
poważnie. Każda z grafik jest świetna,
ściśle nawiązująca do treści i taka… charakterystyczna? Mam wrażenie, że nie da
się pomylić ilustracji Pauliny Wyrt z pracami innych ilustratorów. Są BARDZO
„jakieś” ;). Nawet pomimo tego, że ilustracje nie są kolorowe (chociaż mój
egzemplarz książki jest recenzencki więc być może w finalnym wydaniu będą one w
kolorze – tego nie wiem niestety), to i tak prezentują się świetnie i idealnie
dopełniają zawartość Małego Licha.
Reasumując Małe Licho i
tajemnica Niebożątka okazało się kolejną perełką, chociaż tym razem była
ona malutka. Wszyscy fani Dożywotników
oraz humoru Ałtorki będą syci, a ci wszyscy, którzy jeszcze nie mieli okazji
poznać twórczości pani Kisiel mogą sprawdzić, czy trafia ona w ich gusta i nie
zajmie im to więcej niż jeden wieczór. Małe
Licho powinno spodobać się tak dzieciom, jak i starszym czytelnikom. Jest to książka o czymś, przemycająca do
naszych głów cenne wartości. Ja z mojej
strony polecam wam ją bardzo. Alleluja.
Udało mi się was zachęcić?
Znacie już twórczość Marty Kisiel, czy ta przygoda jest dopiero przed wami?
Skusicie się na Małe Licho?
Trzymajcie się ciepło!
Apsik, Alleluja ;)
Ula ;*
*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4846958/male-licho-i-tajemnica-niebozatka
Ja czytalam tylko "Dozywocie", ale pamietam, ze bawilam się swietnie :) humor trafiał do mnie i smialam się do rozpuku :) Niestety, nie mialam okazji sięgnąć po dalsze części.
OdpowiedzUsuńMarta Kisiel znajduje się na mojej liście top 3 ukochanych autorów, a książka już czeka w koszyku aż będzie wreszcie dostępna :D. Nie mogę się doczekać lektury!
OdpowiedzUsuńNadal nie wiem, czy powinnam ;) Kisiel i jej humor są średnio kompatybilne z moim gustem czytelniczym, ale z drugiej strony jej "Toń" ostatnio ogromnie mi się spodobała i kusi mnie, żeby dać autorce jeszcze szansę. Może właśnie z "Małym Lichem" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Teraz już wiem, że koniecznie muszę przeczytać w końcu "Dożywocie" i "Siłę niższą", bo ta historia wyjątkowo mnie urzekła :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak do tej pory nie czytałam nic Marty Kisiel, ale ta książka, i że względu na poruszaną tematykę związaną z wkraczaniem w etap szkoły, i lekko mrocznym klimatem, na pewno wyląduje na naszej półce:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale chętnie to zmienię! :)
OdpowiedzUsuń