wtorek, 18 września 2018

To ja jestem dziwna, czy ten bestseller przeciętny? | PRZEDPREMIEROWO: Okrutny książę Holly Black


Czołem Wróżki!
Ile ja się nasłuchałam o tej książce! Ileż osób mi ją polecało, ile mówiło, że będę zachwycona, ile rozpływało się nad oryginalnym wydaniem. No więc ja, biorąc się za Okrutnego księcia autorstwa Holly Black byłam nastawiona do lektury bardzo pozytywnie. Czy książka sprostała moim oczekiwaniom? No cóż…

Okrutny książę opowiada historię Jude, która mieszka w świecie faeries. Jest człowiekiem, który nie chce wracać do świata swoich pobratymców, ale też nie należy w pełni do świata faeries. Jude miała siedem lat, gdy jej rodzice zostali zamordowani, a ona i jej dwie siostry zostały porwane na Dwór Faerie. Dziesięć lat później, Jude nie marzy o niczym innym, jak należenie do tego świata. Niestety większość magicznych istot gardzi ludźmi. A już zwłaszcza najmłodszy syn króla, książę Cardan. Jude powoli staje się częścią spisków na dworze. Będzie musiała zaryzykować własne życie, aby ocalić siebie i swoje siostry. A także faerie.*


Może zacznijmy od tego, czemu nie jestem w stanie zaprzeczyć – w tej historii drzemał ogromny potencjał. Uważam jednak, ze nie został on wykorzystany. Okrutny książkę liczy sobie nieco ponad 400 stron. Moim zdaniem powinien być przynajmniej o 200 stron… dłuższy. Holly Black wymyśliła sobie bardzo bogate uniwersum, w którym żyją istoty różnych ras, nie tylko elfy i ludzie. Podzieliła ten świat na królestwa, na dwory cne, niecne i czort wie jakie jeszcze, w dodatku zestawiła go z naszym światem, światem ludzi, bo elfy jakby nie patrzeć miały kontakt ze zwykłymi śmiertelnikami. Szczerze? To miało prawo być obłędne. To POWINNO być obłędne. A wyszedł klops. Tak różnorodne środowisko zasługuje na o wiele lepsze, dokładniejsze opisy aniżeli to, co dostajemy w Okrutnym księciu. Jak dla mnie pomysł był świetny, za to wykonanie ubogie, byle jakie. Niestety.


To samo tyczy się kwestii polityki w Okrutnym księciu. Ludu kochany, tu znowu dostałam niewypaloną petardę! Te wszystkie intrygi, zależności pomiędzy dworami, relacje pomiędzy rodziną królewską  itd. zostały potraktowane po macoszemu, przez co przez większość książki były mi zupełnie obojętne. Chciałabym wiedzieć o tym wszystkim więcej, rozumieć to lepiej i czuć bardziej. Co ciekawe – pod koniec nagle się wciągnęłam w walkę o tron. No ale wiecie, na końcu akcja się zagęściła, kawałki układanki zaczęły do siebie pasować i jakoś zaczęło to powolutku nabierać kształtów (nawiasem mówiąc przez to zakończenie mam wrażenie, że kolejny tom może być o niebo lepszy, więc z pewnością po niego sięgnę i dam wam znać co i jak ;)). Niestety, samo zakończenie, choćby nie wiem jak dobre (a to było takie 6/10 xD) nie uratuje poprzedzających go trzystu stron, którymi nie byłam w stanie się zainteresować.


A skoro już mowa o fabule… to tu akurat wywaliłabym połowę wydarzeń. Serio, jest tu masa pierdzielenia. Czytamy o patrzeniu w gwiazdy, czytamy o tym, że po ciemku się źle pisze, mamy opisy zaplatania włosów i innych bzdurnych detali, a jednocześnie na opis tego, jak zaczyna się romans pomiędzy główną bohaterką a jednym z elfów Holly Black przewidziała jedno wtrącone mimochodem zdanie. Znaczy się nie, wróć. Były jakieś przesłanki, że niby puścił jej oczko czy pomachał itd. ale to by było na tyle. Nie potrzebujesz, czytelniku, wiedzieć jak to dokładnie się zaczęło. Czort z tym. Skupmy się na obserwowaniu gwiazd. Ughhh… i tak jest z wieloma rzeczami. Dodatkowo w momencie, w którym logika zaczyna brać w łeb, Jude zazwyczaj nagle zwraca uwagę na coś innego. Ewentualnie uznaje, że jest zbyt zmęczona żeby teraz o tym myśleć…  i już więcej nie wraca do tego tematu. Tak więc jeśli tak jak ja czujecie potrzebę tego, aby historia od początku do końca miała ręce i nogi, to możecie mieć pewien problem z Okrutnym księciem. Ja go miałam.


Przez większość książki (z małymi przerwami, w których wkraczał Cardan lub członkowie Dworu Cieni) czułam znudzenie. Dopiero pod koniec, kiedy polała się krew i zaczęły się dziać rzeczy, których od dłuższego czasu się spodziewałam i na które po prostu czekałam, zaczęłam śledzić wydarzenia z większym zainteresowaniem. Ba! Autorce udało się mnie nawet zaskoczyć w ostatnich rozdziałach! Finalnie książka zakończyła się w taki sposób (spokojnie, bez spoilerów :D), że nie wyobrażam sobie nie poznania kontynuacji, nawet jeśli znów srogo mnie ona wymęczy stylem i niedorzecznością.


Nie potrafię określić, czy jest to kwestia tłumaczenia, czy już w oryginale tak było… ale to jest momentami pisane nie po polsku. Czytając Okrutnego księcia co krok trafiałam na zdania, które musiałam przeczytać kilkukrotnie, aby zrozumieć co autor miał na myśli. W prawdzie ja zaznajamiałam się z przedpremierowym PDF-em, więc być może część z tych rzeczy zostanie jeszcze poprawiona (chociaż nie znalazłam oznaczenia, jakoby była to wersja przed korektą) ale wierzyć mi się nie chce, żeby przeoczono aż tyle baboli. I nie chodzi tu nawet o literówki – te zdarzały się sporadycznie. Po prostu część zdań jest napisana tak, jakby mistrz Yoda dorwał się do Okrutnego księcia i poprzestawiał szyk wyrazów. Mnie to okrutnie irytowało. Odniosłam wrażenie, jakby pierwotnie język w książce był jakoś stylizowany na taki wiecie, dworski czy coś, a po przełożeniu tego na polski wyszły jakieś cudaczne rzeczy. A, no i nie zdziwcie się jak traficie na takie słowa, jak np. „koafiury” (i inne sformułowania z innej epoki, które spokojnie można zastąpić). Google mówią, że to inne określenie na fryzurę, uczesanie. Ale w Okrutnym księciu będą koafiury, bo brzmi bardziej epicko.  


Przejdźmy może do bohaterów. Są… barwni, to na pewno. Mamy tu przedstawicieli różnych ras, od elefów, przez wróżki, pixie, trolle, utopce, a na ludziach kończąc. Tak jak wspominałam na początku – żałuję, że nie opisano ich dokładniej, bo wtedy mogłoby być to coś niesamowitego. My dostajemy opis zaledwie kilku najistotniejszych postaci i to w dodatku miejscami pozbawiony sensu, bo ich działania kupy się nie trzymają.

Jude,  czyli główną bohaterkę (oraz narratorkę całej  historii) najchętniej uśmierciłabym durszlakiem. Irytowała mnie niemal bez przerwy. Była taką trochę upośledzoną Balladyną z przerostem ambicji i niedoborem mózgu. Ciągle wywoływała konflikty, postępowała nierozsądnie i generalnie działała mi na nerwy samą swoją obecnością. Przykładowo postanowiła wkroczyć do zamku jednego z elfickich książąt powęszyć. Czy miała jakiś plan? Ależ skąd! Wkroczyła do wrogiego zamku na YOLO i kombinowała na bieżąco, bo czemu by nie? Do samego końca takie sytuacje powtarzały się raz za razem i dopiero w ostatnich rozdziałach dziewczyna nabrała odrobinę rozumu, co daje mi nadzieję na to, że  w kolejnych częściach będzie już lepiej. Poza tym Jude z jakiejś racji cierpiała na syndrom super bohatera i postanowiła ratować świat (tudzież królestwo), ryzykując własne życie, no bo przecież tak trzeba,  tak wypada. Czort z tym, że przez większość książki mówiła o tym jak to beznadziejnie jest być człowiekiem w świecie elfów, bo nigdy nie jest się w nim traktowanym na równi z innymi. Nieważne. Świat ratować trzeba za wszelką cenę, no i tylko ona może tego dokonać :))).

Co się tyczy tytułowego okrutnego księcia zupełnie nie zaskoczyła mnie ta postać. Od początku czułam, że Holly Black postąpi  z Cardanem tak, a nie inaczej i tylko na to czekałam. Generalnie był on moją ulubioną postacią i utrzymywał mnie przy tej książce. Czekałam na sceny jego udziałem. Nie zdradzę wam tu jednak zarysu charakteru tej postaci – a nuż wy nie będziecie od początku czuć jak autorka zamierza poprowadzić tego bohatera? ;)

A co  z pozostałymi postaciami? Jedne z nich są wykreowane lepiej, inne gorzej. Myślę, że jeśli w następnym tomie Black zrezygnuje z pierdzielenia o gwiazdach i kwiatuszkach, to dostaniemy lepszy wgląd w serca i myśli bohaterów Okrutnego księcia. Póki co czuję niedosyt informacji...


…i logiki. Zwłaszcza logiki. Nie potrafię uwierzyć w połowę relacji pomiędzy poszczególnymi postaciami. Nie kupuję jak można przywyknąć i polubić życie pod dachem kogoś, kto na naszych oczach zarżnął nam rodziców. Nie rozumiem relacji pomiędzy Madokiem, a Orianą. Nie ogarniam jak działa przyjaźń Cardana z osobami z jego paczki. Generalnie wszystko to, może z wyjątkiem zestawienia Cardan&Jude jakoś do mnie nie przemawia.


Na końcu chciałabym tylko wspomnieć o tym, jak ślicznie zostanie wydany Okrutny  książę! Każdy rozdział zaczynać się będzie od obrazka, na każdej stronie w rogu znajdziecie mały żołądź, rozdziały będą podzielone w miejscu zwyczajowych „***” nie jakimś tam znaczkiem, a sztyletem… no kurde, wydawnictwo się  postarało, zapewniam was!


Reasumując, nie rozumiem skąd te wszystkie zachwyty. Jak dla mnie Okrutny książę miał w sobie ogromny (serio, O G R O M N Y !) potencjał, który został wykorzystany nawet nie w połowie. Zabrakło mi w tej książce opisów świata, do którego miała mnie ona porwać. Zabrakło mi logiki i dopracowania niektórych wątków. Dostałam sporą dawkę pierdzielenia, które mnie wynudziło. Nie mniej jednak ostatecznie uznałam, że chcę poznać dalszy ciąg tej historii więc… no nie mogę wam tej książki odradzić odradzić, bo coś jednak w niej jest. Musicie wziąć poprawkę na wszystkie jej wady i zdecydować, czy chcecie  zaryzykować dla samej historii, która ma jeszcze szanse stać się czymś epickim.


O zgrozo, dawno się tak nie opisałam! Starałam się jak najlepiej oddać to, co czułam i co mnie uwierało w Okrutnym księciu, a jednocześnie nie skrzywdzić go moją wrodzoną wredotą w wysławianiu się, bo jednak bidula sobie aż tak nie zasłużył. Spodziewajcie się w najbliższym czasie jakichś magicznych zdjęć z tym cudeńkiem,  a tym czasem ja czekam na was w komentarzach! Dajcie mi znać, czy czytaliście tę książkę w oryginale i jak wypadał tam styl autorki. Jestem ciekawa kto tu zawinił – Holy Black, czy tłumacz. A jeśli  jeszcze nie znacie Okrutnego księcia, to dajcie znać czy macie go w planach!


Buziaki!
Ula;*



Tytuł oryginału: The Cruel Prince
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Data wydania: 19.09.2018
Ilość stron: 423

*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/10609/okrutny-ksiaze-pojawi-sie-w-polsce

11 komentarzy:

  1. Mam bardzo podobne odczucia! Też byłam przygotowana na coś z efektem wow, a wyszło mocno średnio...

    Magda z Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no ja byłam okrutnie zdziwiona, że mi się to nie podoba. Okej, pod koniec było lepiej, ale generalnie to biorąc pod uwagę ilość pozytywnych (delikatnie mówiąc) opinii o The Cruel Prince (bo osoby, które mi polecały tę książkę czytały ją w oryginale ) liczyłam na coś, co mnie zwali z nóg :/ Bałam się, że będę jedyna ale widzę , że nie tylko ja mam takie zdanie :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Czytałam dwie inne książki Black i bardzo mi się podobały. Dobrze, że trafiłam na Twoją recenzję, trochę ostudziła mój entuzjazm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może jest to w takim razie kwestia tłumaczenia? Pojęcia nie mam, ale moim zdaniem w Okrutnym księciu wiele rzeczy można było zrobić lepiej . Potencjał był na prawdę ogromny. Ten świat jest może nie tak bardzo rozbudowany, jak w jakimś Władcy pierścieni, ale jest barwny i można było zrobić z tym o wiele więcej niż 400 stron przeciętności :/

      Usuń
  3. Szkoda, że ten świat tak ubogo przedstawiony. Taka tematyka daje przecież takie pole do popisu. A tyle dobrego nasłuchałam się o tej powieści. Pewnie mimo wszystko przeczytam, aby wyrobić sobie własną opinię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uh, myślałam by się za to zabrać, ale jak czytam o braku jakiś fajniejszych opisów (wszak jam człowiek-opis) to trochę mi się odechciewa. :/
    Szkoda zmarnowanego potencjału. :/

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba pierwsza nie w pełni pozytywna recenzja tej książki, jaką widzę. Dotychczas natykałam się na same peany, ale dobrze, że w końcu natrafiłam na coś bardziej krytycznego. Dzięki temu potencjalne rozczarowanie będzie mniejsze. Ale dalej liczę, że mnie powieść się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż czuję twój żal i rozdrażnienie haha :D Ale dskonale cię rozumiem, bo ja również często nei podzielam zachwytów popularnymi tytułami, a tutaj faktycznie, patrząc na to co piszesz, zmarnowany jest kawał dobrego świata i pomysłu. Ale niestety pomysł nie zawsze idzie w parze ze stylem i wykonaniem. A możliwości bolą.
    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślałam o tym, by po ten tytuł sięgnąć, bo moja znajomość z Holly Black sięga końca szkoły podstawowej i mam do niej pewną słabość, ale... uznałam, że nie będę sobie psuła "wizji" tej autorki. Chyba słusznie? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam ją w planach, szczególnie ze względu na piękną okładkę, którą chcę mieć w swojej biblioteczce, ale teraz mój zapał trochę opadł.. Szkoda, że potencjał nie został wykorzystany.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nooo dobra. To mnie teraz ani trochę nie uspokoiłaś. Myslałam sobie, że to dobra ksiażką. Kupiłam ANGIELSKĄ wersję, której nie zdazyłam przeczytać przed polską premierą (wiesz czemu). No i teraz czytam i oczy ze zdumienia przecieram...

    Podrugiejstronieokładki

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)