Czołem Myszki!
Wzięłam się za tę
książkę z czystej (aczkolwiek w pewnym stopniu masochistycznej) ciekawości –
chciałam sprawdzić, czy Helena Hunting
potrafi zażenować mnie bardziej, niż zrobiła to w poprzedniej części
(nieznających bobrów odsyłam do recenzji à KLIK!). Czy miałam obawy, zaczynając
Pucked
UP? Tak, ogromne. Czy autorka mnie zaskoczyła? I to jak!
„Miller „ Buck”
Butterson przechodzi przez życie bzykając laski, odkąd hokejowy krążek rozwalił
mu przednie zęby, naprawiając tym samym jego zgryz. Po pięciu latach spędzonych
w NHL, Miller stwierdził , że jest gotowy mieć dziewczynę . Prawdziwą dziewczynę,
a nie kogoś w stylu hokejowego króliczka. Taką, którą zabierze na randki, i z
którą nie wskoczy do łóżka po pięciu sekundach rozmowy. Miller przekonuje się ,
że jeśli chce, aby Sunshine „ Sunny” Weters się w nim zakochała , będzie musiał
zrobić o wiele więcej niż pokazać jej sypialniane umiejętności swojego kija.”*
Otwierając tę książkę
przygotowałam sobie karteczkę (a nawet dwie, bo bałam się, że jedna może nie
wystarczyć), wzięłam długopis, usiadłam wygodnie. Byłam zwarta i gotowa do polowania na bobry. I na samym początku
odniosłam wrażenie, że Helena Hunting da mi dokładnie to, czego się
spodziewałam – przeładowaną obleśnymi tekstami książkę, której nie sposób
wymazać z pamięci (poważnie, do dziś potrafię przytoczyć przykłady
zastosowania „bobra” z poprzedniego tomu xD).
W pierwszym rozdziale różne wersje bobrowych haseł padły dziewięć razy,
szykowałam się więc na powtórkę z „rozrywki”, a tymczasem… Pucked UP okazało
się całkiem niczego sobie historią.
Zacznę może od fabuły,
bo chociaż są tu powielone schematy
dobrze znane wszystkim tym, którzy czytali już więcej niż jeden erotyk
(chcą być ze sobą, ale z jakiejś racji nie mogą, a kiedy już mogą, to dzieje
się coś złego, trzeba ze sobą zerwać, a wszystko po to, aby na koniec się
pogodzić. Całość przeplatana jest pomniejszymi kłótniami o byle pierdołę oraz
godzeniem się w łóżku – to takie krótkie wyjaśnienie dla tych, którzy erotyków
nie czytują ;)), to jednak uważam, że
jest to jeden z większych plusów Pucked
UP. Przede wszystkim – cała ta historia jest bardzo… przyjemna. I angażująca.
Od samego początku coś się dzieje, akcja nabiera rozpędu i wciąga czytelnika w
wydarzenia rozgrywające się na kolejnych stronach. Muszę zaznaczyć jedną ważną rzecz: dupy wam ta historia nie urwie, co o
to nie. Wszystko będzie raczej do przewidzenia (chociaż kiedy jednego z
bohaterów użarł pająk w strategicznym miejscu rozważałam kilka rozwiązań –
zamianę w spider-mana, konieczność amputacji członka albo, w najnudniejszym przypadku,
zwykłe wyzdrowienie. Nie zdradzę wam, co tam się wydarzyło – może to was
zaintryguje xD), ale mimo wszystko nie powinniście się nudzić, nie zaznacie tu
dłuższych przestojów. Właściwie nie
zaznacie tu ŻADNYCH przestojów, dzięki czemu powinno się wam to czytać bardzo szybko i… no właśnie, w
znacznym stopniu przyjemnie.
Przyczynić się do tego
może też fakt, ze chociaż mamy do
czynienia z erotykiem, to nie przygniecie was ogrom scen erotycznych.
Według mnie jest ich tak w sam raz. Myślę, że swoje robi tu fakt, iż Helena Hunting na dość długo rozdziela
głównych bohaterów – Buck jest na obozie, Sunny na biwaku, przez co jedyne
interakcje pomiędzy nimi to rozmowy sms. I
tu pewnie was zaskoczę – nie dostaniecie ani odrobiny obleśnie sprośnych rozmów
(takich w stylu maili Anastazji i Kryszczjana ;)). Wszystko będzie urocze,
krótkie, zwięzłe i na temat. Dla mnie było to bardzo miłą odmianą, której się
nie spodziewałam.
A skoro już mowa o sprośności,
to chyba warto wspomnieć o tym, jak się mają sceny łóżkowe. Cóż, jest nieźle: żadnego rozpadania na kawałki,
żadnych kilkunastostronicowych opisów seksu, żadnych maratonów całonocnych dla
niewyżytych czytelników. Opisy scen
erotycznych według mnie wyszły autorce bardzo dobrze – ani chwili nie czułam
się przy nich zażenowana.
Co innego muszę jednak
powiedzieć o przemyśleniach Bucka.
Chociaż sam bohater mnie oczarował, to jednak (znaczna) część jego tekstów (zwłaszcza określeń penisa) mnie poraziła.
Część z nich pokazywałam wam na Instagramie, ale dla tych, którzy mnie jeszcze
nie obserwują, mała próbka:
> "Bycie dostarczycielem jej pierwszego dużego
„O” daje mi moc. Podnosi mój status. Jestem
Białym Rycerzem w krainie Orgazmii, dzierżąc mój magiczny miecz niesamowitości."
> "- Uważasz, że mój
grzmot jest gigantyczny?
- Grzmot?
- Czy piorun
namiętności brzmi lepiej?"
> "(…) na tym etapie ocierałbym się o nią, aż dotarłbym do krainy Spermotopia."
> "Co, jeśli Sunny się upije i stwierdzi, że jego mały interesik jest lepszy
od mojego ponadprzeciętnego, magicznego
jak róg jednorożca miecza?"
No, to ten. Starczy
wam. Co przeczytane zostało,
odprzeczytanym stać się nie może, mam nadzieję, że mi to jakoś wybaczycie.
Takich tekstów jest o wiele, wiele więcej, a kreatywnych określeń na penisa nie
jestem w stanie zliczyć na palcach rąk. I
wiecie, co mnie w tym dziwi najbardziej? Jakoś mnie to specjalnie nie zabolało.
Te wszystkie maczugi, miecze świetlne i inne berła namiętności. Odniosłam wrażenie, że Helena Hunting
bawiła się w najlepsze, wymyślając tak absurdalne określenia, a przez to ja
sama podeszłam do tego ze sporym przymrużeniem oka, przez co ciężko mi na nie
narzekać i jakoś się oburzać. Są obleśne, są głupawe, są dziwne, ale na
dobrą sprawę są nieszkodliwe. Nie zadziałały
na mnie tak negatywnie, jak bobry z poprzedniego tomu więc… cóż, jeśli tylko lubicie erotyki i potraficie
podejść do tematu z dystansem, to nie powinniście mieć problemów z lekturą Pucked UP. Jeśli zaś takie cuda i
dziwy was radzą – omijajcie tę ksiażkę, serio jest tu tego sporo.
Podoba mi się fakt, że poznajemy tę historię z perspektywy
głównego bohatera. Zazwyczaj
czytałam erotyki pisane z żeńskiej perspektywy, a jeśli już trafiły mi się
rozdziały opowiadane przez faceta, to musiał być on spaczonym
milionerem/prawnikiem/biznesmenem, który nie znał pojęcia szacunku dla kobiet,
w żadnym razie. Buck był zupełnie inny
od tych typowych gości z erotyków, a historia widziana jego oczyma okazała się
ciepła, lekka i urocza, co było dla mnie chyba największym zaskoczeniem w tej
książce. To całe staranie o Sunny,
próba zerwania z nawykami z przeszłości i ogrom pracy, jaką Buck wkładał w ten
związek mnie totalnie kupiły. Buck mnie
kupił. Zazwyczaj mam problem z polubieniem facetów z erotyków, bo to buce.
Ale Helena Hunting już po raz drugi
wykreowała postać, którą polubiłam od pierwszej strony. Nawiasem mówiąc
zamierzam sięgnąć po trzeci tom, w którym czekać ma na mnie niejaki Randy
(którego już uwielbiam, a był jedynie drugoplanową postacią <3).
W imieniu męskiej części moich obserwatorów z Instagrama
pragnę jednak zaznaczyć, że w kilku kwestiach Hunting się „niedoedukowała”,
jeśli o męskie zwyczaje chodzi. Nie wdając się w szczegóły: podobno opis depilacji na
toalecie jest absurdem i żaden facet by tak tego nie zrobił w obawie o odcięcie
sobie przyrodzenia. To tylko jeden z przykładów „błędów”, na które zwrócili mi
uwagę panowie. Wszystkim, którzy
alarmowali mnie o tych „wtopach” w męskiej narracji – dziękuję za czujność i
informacje :’’’).
Jeśli chodzi o żeńską
część postaci – mam zapisane dwie notatki.
Po pierwsze: Sunny. Była to
tak słodka, dziecinna, ale i
niepozbawiona iskry kobietka, że nie byłam w stanie jej nie polubić.
Poważnie, nie mam zastrzeżeń. Sunny nie
była wulgarna, nie była łatwa, nie była głupia, nie była papierowa. Mam
nadzieję, że w kolejnym tomie wróci, chociażby tylko w tle historii Randy’ego i
Lily.
Po drugie: Violet. Największy minus Pucked UP.
Serio. to ona generowała 90% obleśnych
rozmów. Była dosłownym przeciwieństwem Sunny: wulgarna, nerwowa, narwana, nieprzyjemna. Ja rozumiem, że stanowiła
połączenie z poprzednim tomem, ale kurcze mogłoby być jej mniej. Gdyby nie wplecenie w ten tom Violet, być
może udałoby się uniknąć nie tylko stada bobrów, ale i całkiem sporej gromady
yeti. A skoro już o tym mowa…
Pora na to, na co
czekaliście. Bobry zostały zliczone!
Aż się prosi, aby tę informacje wygłosiła Krystyna Czubówna, tym swoim głosem z
filmów o żyrafach i nosorożcach. Niestety, macie tylko mnie, ale postaram się
was nie zawieść. Otóż pragnę
poinformować, że populacja bobrów uległa drastycznemu zmniejszeniu. W poprzednim tomie na 324 stronach pojawiło
się około 70 bobrów, co daje jakieś 0,2 bobra na stronę. W Pucked UP bobrów naliczyłam… 28! Po dokonaniu skomplikowanych
obliczeń, okazało się, że na jedną stronę przypadało zaledwie 0,06 bobra, czyli
nie wiem jak wy, ja uznaję, że prawie ich nie było. Wybaczam Helenie
Hunting te 28 bobrów. Niech sobie żyją w spokoju. W ramach ciekawostki powiem
wam jednak, że w tej części pojawiły się
inne kudłate bestie – yeti. Tych naliczyłam 21. Nie mniej jednak Yeti mają się
nijak w zestawieniu z bobrem jako określeniem waginy, zapewniam was.
Reasumując, chyba
niepotrzebnie panikowałam. Myślałam, że ta recenzja będzie negatywna, bo
spodziewałam się kontynuacji tego dziwnego „humoru” z poprzedniego tomu. Ku mojemu zaskoczeniu, Helena Hunting
zmieniła podejście o 180 stopni – Pucked
UP było bardzo lekkie, dość zabawne i bardzo odprężające. Czytało mi
się to ekspresowo. Bohaterowie nie
drażnili, a wręcz walczyli o to, kogo powinnam polubić bardziej. Jedynym zgrzytem w kwestii postaci okazała
się Violet, która na szczęście pojawiała się sporadycznie. Jak już mówiłam
– jest tu sporo dziwnych, absurdalnych
określeń związanych ze sferą łóżkową. Ja podeszłam do nich z dystansem i na
dłuższą metę miałam z tego sporą bekę. Wam radziłabym to samo. Czy polecam Pucked UP? W sumie czemu nie? Jeśli będziecie potrzebowali czegoś
absolutnie niewymagającego, czegoś na książkowego kaca albo nadmiar stresu w
szkole/pracy, to chyba lżejszej historii nie znajdziecie. I mówię to ja, która
do erotyków ma zwykle pecha, więc… ;)
Całusy,
Ula ;*
Tłumaczenie: Magdalena Siewczyńska-Konieczny
Ilość stron: 454
Wydawnictwo: Szósty zmysł
*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4852490/pucked-up
Powiem tak: o ile do samych erotyków no nie umiem się przekonać, o tyle lubię słuchać/czytać ich recenzje czy jakieś analizy. Rozwala mnie rozbujała wyobraźnia niektórych autorek - tak kreatywnych określeń na genitalia czy seks nawet ja nie wymyśliłam, a w prywatnych rozmowach potrafię sobie z tym całkiem nieźle radzić. xD Cóż, po "Pucked up" na pewno nie sięgnę, ale muszę powiedzieć, że czekam na kolejne recenzje erotyków. :D
OdpowiedzUsuńNa następnej stronie...
Nie uznałabym tej książki za jakoś szczególnie pomysłową i oryginalną. Niemniej, na pewno może to być miła lektura.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, dodaję do obserwowanych ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Mój blog
Spermotopia mnie rozwalila xD to brzmialo jak fragment z jakiegos kiepskiego porno fantasy 😂 Aczkolwiek zaskoczyla mnie ta pozytywna recenzja :)
OdpowiedzUsuńW ogóle nie kojarzę tego tytułu.
OdpowiedzUsuńDla mnie książki teatr wydarzenia kulturalne są takimi drzwiami do innego wymiaru
OdpowiedzUsuńNIE.
OdpowiedzUsuńNie tknę tego, ni cholery xD
Możesz mówić, że dobre i w ogóle, ale nie xD
Swoją drogą tak paczę na ten gadżet "teraz czytam" i ... Oczy uroczne? Chyba już chwilę nie aktualizowałaś xD
Pozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl