Hej Jabłuszka!
Pamiętacie, jak jakiś czas temu zjechałam od góry do dołu Okrutnego księcia od Holly Black (jeśli nie – zapraszam TUTAJ :D)? No, to zapnijcie pasy.
Właśnie zamierzam wspiąć się na wyżyny moich zdolności w pisaniu aby przekonać
Was, że warto przebrnąć przez tamto dziadostwo (bo zdania nie zmieniłam – to było
srogie dziadostwo) po to, aby móc się zakochać w drugim tomie tej historii
czyli Złym królu. Gotowi? No to lecimy ;)
Chciałam napisać swój opis, ale
po X próbach uznałam, że nie umiem bez spoilerów. Wrzucę wam więc opis od
wydawnictwa, ale wiecie, czytacie opis na własną odpowiedzialność. Generalnie
jeśli nie znacie jeszcze Okrutnego
księcia, to może zerknijcie sobie na jego opis w mojej recenzji, którą wam
powyżej podlinkowałam i na tym poprzestańcie w kwestii opisu :D
„Ziemia kryje szczątki tych,
którzy musieli odejść, ale to dopiero początek....
Najpierw bestialski mord, potem
krwawa rzeź królewskiej rodziny i nieoczekiwana koronacja – ale tak, to był
dopiero początek.
Niemało trzeba sił, by zadawać
cios za ciosem i nigdy nie poddawać się znużeniu. O tak, to pierwsza i
najważniejsza lekcja: musisz być silna.
Gdy wyszło na jaw, że w żyłach
Dęba płynie królewska krew, na Jude spoczęło brzemię odpowiedzialności za to,
żeby jej braciszek po prostu dożył dnia, w którym będzie mógł przywdziać na
swoje skronie koronę.
Tymczasem na tronie elfów
zasiada zły król, Cardan, a Jude przybiera niewdzięczną rolę szarej eminencji.
Nie dość, że w świecie opętanych żądzą władzy magicznych istot wciąż zmieniają
się sojusze i układy, to niełatwo jest zapanować nad kapryśnym władcą. Cardan
nie zaniedbuje żadnej okazji, by sponiewierać i upokorzyć Jude, choć wcale nie
słabnie jego deliryczna fascynacja dziewczyną.
Gdy staje się aż nazbyt jasne,
że za sprawą knowań kogoś z bliskiego otoczenia śmiertelne niebezpieczeństwo
zagraża wszystkim, których Jude darzy miłością, nadchodzi pora, by zdemaskować
zdradę, a przy tym przecież trzeba jakoś sobie radzić z mieszanymi i bardzo
żywymi uczuciami, które w niej budzi Cardan – ongiś zepsute książątko, teraz
król – król, nad którym należy panować, bo stawką jest utrzymanie się kruchej
lecz zdeterminowanej ludzkiej istoty przy władzy (i przy życiu) w
czarodziejskim świecie.”*
Jestem w szoku, że to mi się aż tak podobało. W prawdzie już pod koniec Okrutnego
księcia odniosłam wrażenie, że kolejna część może być całkiem niczego
sobie, ale tego, co zaserwowała mi Holly Black w Złym królu zupełnie się nie spodziewałam. Mam wrażenie, że
autorka pierwszy tom napisała na kolanie, za to ten pieściła godzinami siedząc
przy solidnym biurku z elegancką lampą, kubkiem herbaty i korkową tablicą przed
oczami, na której to rozplanowała sobie całą tę historię. Już wam wyjaśnię
czemu tak myślę ;).
Przede wszystkim: tu wszystko się zgadzało. Wydarzenie A pociągało za sobą sensowne skutki, z których płynnie rozwijały się kolejne
wątki. Nic nie pozostawało przemilczane czy głupio niedopowiedziane. W drugiej
połowie książki pojawiły się oczywiście wątki, które na pewno zostaną kontynuowane
w trzeciej części (i których już się nie mogę doczekać!), ale oprócz tego nie
znalazłam w tej historii żadnych ślepych zaułków, które by mnie kłuły w oczy. Mało
tego, ja się ani przez chwilę nie nudziłam! Holly Black totalnie zrezygnowała z zbędnego pierdzielenia, którym
dobijała mnie w Okrutnym księciu. Autorka
przeplatała niesamowite uczty i pojedynki spiskami oraz intrygami, zgrabnie
wplotła w historię kilka pocałunków, przy których szybciej zabiło mi serce (ale
o tym za moment) i tak żonglowała
wydarzeniami, aby oderwanie się od Złego
króla graniczyło z cudem. Serio.
W tym tomie zrezygnowano też z dworskiego
języka. No, niemalże w 100% zrezygnowano, bo w niektórych dialogach
postacie wypowiadały się zgodnie z dworską etykietą, ale tutaj mnie to nie raziło, nie utrudniało zrozumienia tego, co chcą
powiedzieć i generalnie po prostu dodawało książce klimatu. Pochwalam takie
zabiegi, bo to jest coś, co tygryski lubią niemalże najbardziej. A co lubią one
bardziej, niż zgrabne posługiwanie się językiem?
Idealnie wyważony wątek
romantyczny (…czyli w sumie również „zgrabne posługiwanie się językiem”, a
raczej dwoma językami – głównej bohaterki oraz jej potencjalnego partnera xD)! Czekałam
na to totalnie! Już w Okrutnym księciu czułam,
że Black pójdzie tą ścieżką i w sumie był to jeden z powodów które sprawiły, że
wzięłam się za Złego króla. Nie zawiodłam
się. Sceny „romantyczne” (bo ja nie
wiem, czy w tym przypadku „romantyczny” to właściwy przymiotnik do opisania
relacji Jude i Cadena xD) pojawiały się
sporadycznie, dzięki czemu nie przyćmiły tej historii, a jednocześnie dość
konkretnie napędzały akcję. Byłam spragniona rozwoju relacji wiążącej tę
dwójkę. Poważnie, „kartkowałam” e-book żeby sprawdzić, kiedy zrobią kolejny
krok i w którą stronę postanowią ruszyć. To,
co wydarzyło się w ostatnich rozdziałach mnie zmiotło. Najpierw byłam
przekonana, że udało mi się wszystko przewidzieć… a potem okazało się, że nie
mogłam się mylić bardziej. Teraz cierpię
na kaca. Potrzebuję trzeciego tomu na wczoraj. Raz jeszcze: serio.
A skoro już mówimy o wątku romantycznym, to może zatrzymamy się na
chwilę przy dwójce najbardziej zainteresowanych: Jude i Cadenie.
Ta pierwsza była chyba najsłabszym ogniwem Okrutnego księcia. Tam miałam ochotę ją zatłuc durszlakiem. Tu stanęłabym
w jej obronie dzierżąc tę jakże śmiercionośną broń, jaką jest durszlak. Jude nareszcie wykształciła mózg i w
ekspresowym czasie nauczyła się z niego korzystać. Była odważna, pyskata, bystra
i przebiegła; postępowała logicznie, chociaż nie była nieomylna. Podobała mi
się ta jej „ludzkość” w elfim świecie, a jednocześnie to, że Holly Black
przestała robić z Jude biedną sierotkę z zadatkami na masochistycznego obrońcę
świata. Z taką Jude mogłabym się
zaziomkować. Była doskonale nieidealna i chyba właśnie tym mnie w tej części
kupiła.
Caden z kolei trafia do mojego
haremu książkowych mężów. Totalnie. Tytułowy Zły król był postacią tak zabawną, tak uroczą, tak męską i tak inną
niż się wszystkim wydawało, że nie mogłam się mu oprzeć (co z resztą część
z was na pewno zauważyła na moim instastories – raz jeszcze wybaczcie ten spam
z cytatami :’’)). Uwielbiam gościa i nawet
to okropne zakończenie (tak, to jest kolejna próba zaintrygowania was tą
historią <3) tego nie zmieni. Ozłociłabym
Holly Black za kilka rozdziałów z jego perspektywy… cóż, może w trzecim tomie takowe
się znajdą, kto wie? ;)
W Okrutnym księciu nie
podobało mi się niezrozumiałe i niechlujne podejście do spisków i intryg. No,
to w Złym
królu spiski i intrygi odnotowałam jako największe zalety tej historii.
Poważnie, Black wodziła mnie za nos,
ciskała plot twistami z rękawa w najmniej spodziewanym momencie i zaskakiwała
mnie na każdym kroku. Ciężko mi było uwierzyć, że ktoś może tak
diametralnie zmienić sposób opowiadania tej samej historii, a jednak autorce
się to udało. Z jednej strony miałam ochotę zaufać każdemu z bohaterów, z
drugiej jednak wręcz bałam się ich polubić (a sympatia do nich pojawiała się jakoś
tak mimochodem, zupełnie nieproszona), bo nie wiedziałam czy przypadkiem za
stronę lub dwie nie okażą się zdrajcami. Nawiasem mówiąc kilku z nich zaufałam
i się nacięłam. Auć. Cudnie to wyszło autorce, mówię wam.
W opinii o poprzedniej części mówiłam o tym, że pomimo mnogości istot
magicznych są one potraktowane po macoszemu, opisywane biednie, niewystarczająco.
I znów: tu tego nie doświadczyłam. No,
może minimalnie bardziej bym poopisywała te wszystkie orszaki i armie, ale
generalnie czuję się zaspokojona charakterystykami zarówno postaci pierwszo,
jak i drugoplanowych. To samo tyczy się opisów miejsc akcji. Zabranie
czytelnika do królestwa Toni uważam za strzał w dziesiątkę. Poczułam się tak,
jakbym czytała mroczną wersję Małej syrenki. Chcę więcej, koniecznie!
Nie wiem co jeszcze mogę dodać. Może
po prostu: musicie to przeczytać! Poważnie. Zaopatrzcie się w pierwszy tom,
przebrnijcie przez niego z pomocą butelki dobrego wina (albo dwóch, jeśli
zajdzie takowa potrzeba) a później dajcie się porwać Złemu królowi. Ja mu na to pozwoliłam z rozkoszą i zupełnie nie
żałuję. Okazało się, że historia Jude
pozbyła się wszystkich wad, które w niej widziałam na początku. Ta książka to
cudeńko młodzieżowej fantastyki. Słowo daję!
I jak, skusiłam? Powiedzcie, że
tak, bo inaczej nie będę miała wyboru – będę musiała pociąć się masłem, a
masłem boli ;’(. Kto z was wrzuci Złego
króla do koszyka w księgarni? A może poczekacie i dorwiecie go w
bibliotece? (Ja bym kupowała – jest przepiękny, podobnie jak pierwszy tom!)
Premiera już niedługo – 27 lutego ;)
Buziaki!
Ula ;*
Tytuł oryginału: The Wicked King
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Cykl: Okrutny książę (tom 2)
Ilość stron: 392
Premiera: 27 luty 2019
*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4875211/zly-krol
Będę musiała poznać pierwszy tom. Zdecydowanie są to klimaty w jakich lubię się obracać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Przepraszam, ale mnie chyba nic nie skusi, aby czytać kontynuacje. Pierwszy tom za bardzo zniszczył mi dzieciństwo. xD
OdpowiedzUsuńCzemu?
UsuńMnie się bardzo podobał pierwszy tom i napewno przeczytam drugi ;)
OdpowiedzUsuńJa jestem przekonana, ponieważ słyszałam o tej serii i dużo pozytywnych opinii czytałam.
OdpowiedzUsuńKusi mnie.
OdpowiedzUsuńMnie pierwszy tom się podobał, więc tym bardziej sięgnę po drugi :P
OdpowiedzUsuńNiee nie możliwe. Nadal nie jestem w stanie uwierzyć w tak wielką przemianę. Sama zjechałam ,,Okrutnego księcia" z góry do dołu, bo ilość błędów logicznych w tej książce mnie szokowała.
OdpowiedzUsuńTylko zakończenie mnie trochę zaintrygowało. Strasznie sie cykam czy marnować czas na 2 część. Więc albo sama się przekonam jak wyszło, albo poczekam na więcej opinii. :D
Lost In My Books
O matko, matko. Pierwszy tom naprawdę mi się podobał, więc tutaj muszę się chyba przygotować na pogrom. Niesamowicie się cieszę, że już niedługo będę mogła Złego króla przeczytać, bo skoro przekonał on Ciebie, to coś musi w nim być ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
BOOKS OF SOULS
"Zły król" to naprawdę niezła powieść, która dowodzi temu, że kontynuacje mogą być świetnymi pozycjami. Polecamy wraz z Tobą! :)
OdpowiedzUsuńI teraz to już nie wiem, co robić! Czy męczyć się z pierwszym tomem, dla genialnego drugiego?
OdpowiedzUsuńCardan nie Carden.
OdpowiedzUsuńNieładnie zarzucać komuś niechlujność, popełniając ją samemu.
Co do książek mam podobne odczucia, jednak mnie bolało i boli tłumaczenie i korekta: elfy nie elfowie, elfie nie elfowe i zamążpójście Jude, a nie ożenek. Brakuje mi też rozdziałów, co działo się w Najwyższym Dworze, gdy niektórzy byli w Toni. W III tomie też mi tego brakowało.