Czołem Moliki!
Obiecałam wam post o Krakowskich Targach Książki, a więc pora usiąść i
zebrać to wszystko w jeden (mam nadzieję, że zgrabny xD) post. Gotowi? No to
lecim!
W tym roku pierwszy raz
zagościłam na Targach Książki w Krakowie. Kosztowało mnie to sporo uroku
osobistego i jeden Woodstock i tak oto stanęłam przed halą EXPO mniej lub
bardziej gotowa na to, co miałam zobaczyć wewnątrz.
Na początku zdziwił mnie brak tłumów.
Razem z moim chłopakiem wybraliśmy się na targi z samego rana, także w środku
byliśmy równo z rozpoczęciem targów – zarówno w sobotę, jak i niedzielę. No i
wiecie, wszyscy straszyli mnie, że te
targi to dzicz, szał ciał, że szpilki nie idzie miedzy ludzi wcisnąć, że
kolejka do wejścia kosmiczna… a tu się okazuje, że w tej rzekomo kolosalnej
kolejce staliśmy raptem pięć minut, a po obu halach śmigaliśmy bez większych
problemów. Dopiero potem wyszło na jaw, że takie luksusy mają tylko ranne
ptaszki, bo już tak od około 12:00 zaczęło przybywać ludzi, a ubywać wolnej
przestrzeni i tlenu XD. Tak więc moje
pierwsze spostrzeżenie i rada dla tych z was, którzy tak jak ja będą się wybierać
na targi po raz pierwszy: warto jest się zebrać na tę dziesiątą. Serio.
Po przejściu przez bramki, sprawdzeniu czy aby nie zamierzam wysadzić
EXPO w diabły za pomocą dynamitu (albo szklanej butelki – nie wolno wnosić
szklanych butelek na targi :’)) i otrzymaniu
kozackiej plakietki ogłaszającej światu, że „jestę blogerę” przyszła pora na zwiedzanie, macanie
(książek, nie zwiedzających), kupowanie (lub odkładanie na półkę z bólem serca
i westchnieniem ulgi mojej karty kredytowej) i ogólny zachwyt. Nie zdawałam
sobie sprawy, że patrzenie na książki może być aż taką frajdą. Serio, patrzyłam w prawo – książki. W lewo –
książki. Do przodu – książki. Do tyłu – y… jakiś podejrzany pan. Ale generalnie
gdzie nie spojrzeć, tam książki. Dla książkoholika była to nie lada gratka.
Początkowo plan był prosty:
wyjęłam z plecaka wydrukowaną mapkę EXPO z zaznaczonymi stoiskami, które mnie
interesują i chciałam iść po kolei, żeby się nie pogubić. Y… tak się nie dało. I
tu pojawia się spostrzeżenie numer dwa:
planowanie tego gdzie pójdziecie mija się z celem. No chyba, że jesteście
pieruńsko wytrwali. Ja (ku ogromnej „uciesze” mojego chłopaka) nie byłam i
dawałam się rozproszyć byle pierdołą na stoiskach, które mijałam :’).
Rada numer trzy: nie
zatrzymujcie się na zbyt długo. My popełniliśmy ten błąd i od razu jakiś
pan wykorzystał chwilę nieuwagi. Podbił do nas, przedstawił się i… zaczął recytować wiersze o kotkach. Znaczy ja
się połapałam, że on recytuje a nie po prostu gada jakoś tak w połowie, bo nie
byłam w stanie go za bardzo zrozumieć – bełkotał :’). Tak oto dowiedziałam się o stoisku polskich poetów, które do końca targów
razem z Marcinem skrupulatnie omijałam. Nawiasem mówiąc ten pan jeszcze
dwukrotnie próbował nas namówić do kupna tomiku kociej poezji (ponad 100
wierszy o kotach, czaicie to?! Jak tu tego nie kupić, no ja nie wiem…) a my
nabraliśmy wprawy w nagłym znikaniu mu z oczu za zakrętem.
Fascynującym zjawiskiem były dla mnie darmowe zakładki, broszurki, fragmenty książek, etc.. To znaczy
nie, zakładki same w sobie mnie nie dziwiły, bo się ich spodziewałam. Za to szczęka opadła mi na podłogę kiedy
zobaczyłam Halyne, która była bliska zgarnięcia całego kartonu zakładek sprzed kasy
bodajże księgarni Bonito. Ja rozumiem, że darmowe, że człowieka kusi, że co
po niektórym włącza się tryb typowego Janusza, ale no na grzyba komuś pisiont identycznych zakładek?! Nie zrozumiem tego,
choćbym nie wiem jak długo próbowała. Jeśli
wy rozumiecie to zjawisko – dawajcie śmiało wyjaśnienie w komentarzach, czekam!
Jeszcze ciekawszym zjawiskiem
okazali się fani stojący po autografy. Niby znałam to z Internetów, ale dopiero teraz na własnej skórze poczułam
irytację wywołaną randomowym człowiekiem, który zapragnął dwudziestu autografów
od tego samego autora. PO CO, ja się pytam?! Sytuacja miała miejsce na
spotkaniu z Andrzejem Pilipiukiem. Autor
okazał się diabelsko sympatycznym człowiekiem, sypiącym anegdotkami jak z
rękawa. Kolejka do niego była…. pokaźna,
a na jej czele stało dwóch zagorzałych fanów, każdy taszczył w ramionach
(prawdopodobnie, bo nie mogłam dojrzeć) cały cykl o Jakubie Wędrowyczu. To będzie
coś koło szesnastu książek. Pewnie zaraz zostanę zlinczowana przez tych,
którzy sami dźwigali do podpisania po dwadzieścia książek Mroza albo jakiejś
tam Michalak, ale we łbie mi się nie
mieści co komuś da te dwadzieścia autografów. A z resztą, ja jak ja, bo jak
wiecie (albo i nie), cechuje mnie anielska cierpliwość do rzeczy i osób
dziwnych. Za to za moimi plecami słyszałam gniewne pomruki i ciche pogróżki,
tak więc rada numer cztery brzmi:
postawcie na umiar. Zaoszczędzi to wam wizyt u ortopedy (wszak torba/plecak z
dwudziestoma książkami swoje waży), wasz kręgosłup wam za to podziękuje, a wy
unikniecie ciosu jakimś opasłym tomem w potylicę od fana, który nie załapał się
przez was na spotkanie z ukochanym autorem.
A skoro już jesteśmy przy
autografach: zdobyłam trzy :D. Nie widziałam sensu latania za autorami,
których kojarzę jak prze mgłę tylko po to, żeby dostać autograf „kogoś znanego”,
a więc przed przyjazdem do Krakowa
ogarnęłam sobie kto z pisarzy, których bardzo lubię będzie i o której, a potem
wszystko rozplanowałam tak, żeby nie zmarnować połowy dnia na stanie w
kolejkach do nich :’).
I tak oto najpierw w sobotę udałam
się na stoisko SQN do pań Anety Jadowskiej i Magdy Babińskiej. Stojąc w
kolejce z Diabelskim młynem w dłoni
coś mnie tchnęło i dokonałam mojego pierwszego (zupełnie nieplanowanego)
zakupu, ale o tym co kupiłam opowiem nieco później ;). Odkryłam też, że kolejki zbliżają ludzi. Stojąc tak sobie można przegadać z obcą osobą ładne
kilkanaście (a nawet – jak się nie załapie do czołówki kolejki - kilkadziesiąt) minut. Ja przy stoisku SQN
miałam przyjemność poznać Agnieszkę z bloga Świat
książkoholiczek, a więc kolejne spostrzeżenie/rada:
jeśli nie jesteście skrajnymi introwertykami, to nie bójcie się zagadać do
waszego towarzysza z kolejki. Może jemu też się diabelnie nudzi? Może w ten sposób
poznacie miłość waszego życia? Istnieje również ryzyko, że osobnik z kolejki
nie będzie skory do rozmowy. Cóż, jego strata, nie? :’)
Po Jadowskiej przyszedł czas na panią Martę Kisiel. Tu trochę zaszalałam, bo chciałam wkupić się w łaski
mojego taty, więc do podpisu dałam dwie książki – Pierwsze słowo dla mnie, a Małe
Licho dla mojego Janusza. Ale tak szybko, bez zbędnego pierdzielenia, więc
raczej nikt nie chciał mnie uśmiercić Dożywociem
;).
Ostatni autograf ogarnęłam sobie w niedzielę od wspomnianego wcześniej
pana Pilipiuka. Ciekawostka: nie wiem czym jest to spowodowane, ale to jak Pilipiuk
trzyma długopis, to jakiś kosmos. Ludzie mówią, że ja trzymam dziwnie
długopisy, ale to jak on to robi wykracza poza moje możliwości ogarniania. Może
uda wam się to zobaczyć na zdjęciu poniżej (a może nie ;’)). Ciekawostka numer dwa: szykuje się kolejny
tom przygód Jakuba Wędrowycza, jakoś tak na zimę 2019. Sprawdzone info – prosto od samego autora ;).
Udało mi się też zupełnie przypadkiem wpaść na Abelarda Gizę. Pojęcia nie mam skąd on wziął się na targach, jaką
książkę napisał, itp., ale że ogromnie lubię jego stand-up, to poprosiłam o
szybkie zdjęcie… i tak oto mam zdjęcie z Abelardem :)
Targi są też świetną okazją do
spotkania się z osobami, które znamy tylko z Internetów. Wszak na KTK zjeżdżają
się ludzie z całej Polski. Ja w tym roku zgadałam się z przeuroczą Gosią z Instagrama @onlypretender. Fajne przeżycie: spotkać się z twarzą w
twarz z kimś, z kim do tej pory znałeś się tylko… ekran w ekran? No, wiecie
o co mi chodzi :D. A tak w ogóle to największą frajdą jest szukanie tej osoby!
Zdziwiło mnie trochę to, że na
Targi Książki licznie przybyli ludzie, którzy (wnioskując po zasłyszanych
fragmentach rozmów) pojęcia nie mieli po co tu w sumie przyszli. Poważnie,
w kolejce do kasy za moim chłopakiem stało kilka łepków rozmawiającym o tym, że
„chcą iść do Tolkiena!”. Troszkę śmiechłam.
Później, stojąc w kolejce do Kisiel jakaś pani szturchnęła swojego Janusza i
powiedziała: „Ej, tu ktoś znany
podpisuje coś! Czekaj, ja stanę w kolejce, a ty idź zobacz kto to i kup coś do
podpisania!”. I serio, pani stanęła na końcu kolejki, chociaż nie wiedziała
do czego ta kolejka. Trochę jak w PRL-u -
stoisz, bo coś mają. Może pralki, może papier toaletowy? Kto to może
wiedzieć, ale stańmy, bo czemu by nie? Tak
więc z jednej strony trochę mnie to bawiło, a z drugiej wychodzi na to, że
Targi Książki to niezły sposób na promowanie czytelnictwa, skoro nawet nieczytający
przychodzą zobaczyć co to takiego te targi ;).
Na koniec mam jeszcze takie spostrzeżenie
dotyczące wystawców. Kurde, to trzeba umieć robić, serio. Na niektórych
stoiskach sprzedawcy odwalali marketingowe
cuda. Pan z Fabryki słów potrafił na zawołanie opowiadać o ich książkach. Zapytany
o to, czy w tej książce jest humor śmiało odpowiadał, ze owszem, nakreślał
jakiego rodzaju jest ten konkretny humor, porównywał do pierdyliarda innych
tytułów (żeby potencjalny klient mógł sobie oszacować, czy to w jego stylu), a
gdy się okazało, że książka trafia w gusta kupującego, to migusiem zaczynał
opowiadać o innych pozycjach, które jak nic też przypadną panu/pani do gustu… ludzie odchodzili od ich stoiska z stosami
książek, poważnie. Chwała niebiosom, że mam zamówioną prenumeratę Mistrzów Polskiej Fantasy, więc się temu
panu nie dałam, twarda byłam! xD Podobne czary umiała robić pani ze stoiska
Molom.pl, przy czym tu ważnym czynnikiem
był fakt, że pozwalała klientowi się zastanowić, przyglądnąć na spokojnie
produktom itd. Wierzcie mi, nie każdy wystawca to potrafił. Były stoiska, z
których uciekliśmy z Marcinem, bo nam sprzedawca sapał nad ramieniem
wychwalając wszystko na raz, a jednocześnie tak pieprząc, że aż byłam w szoku
(zwłaszcza, że w niektórych przypadkach polecał mi coś, co już czytałam i jego
słowa miały się do treści książki… nijak xD) co on do mnie mówi. Tak więc nie jest sztuką mieć stanowisko
wystawcy na Targach. Sztuką jest umieć namówić ludzi, że to właśnie książki z
twojego stoiska pragną i łakną.
Wiecie co… miałam w tym poście
załączyć jeszcze book haul z KTK, ale chyba przegięłabym z długością posta :’).
Spodziewajcie się więc na dniach osobnego wpisu, w którym pokażę wam moje
targowe zdobycze, dobrze? A tymczasem dajcie mi znać czy byliście na
tegorocznych targach, a jeśli tak, to czy wam się podobało? Co najbardziej? Macie
jakieś własne uwagi i spostrzeżenia? Czekam na Was w komentarzach!
Trzymajcie się ciepło!
Ula ;*
Bardzo fajny post. Targi zdają się mieć swój klimat i pewne prawa jak każde miejsce :D Chciałabym się na nie wybrać i za rok chyba spróbuję. Super byłoby spotkać ludzi z blogosfery i instagrama c:
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Ja w tym roku sobie odpuściłam, ale nie żałuję, bo byłam przez 5 lat co roku i musiałam odpocząć. Za rok na pewno pojde, bo w tym roku też prawie żadnego autora nie znałam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPani zagarniająca zakładki to nic przy kobiecie, która na targach ukradła 140 książek i pluszaki ze stoisk wydawnictw - dzisiaj przeczytałam o tym w Internecie i szczęka mi opadła. W tym roku u mnie targi wypadły dosyć biednie, bo trochę się szczypałam z kasą. Wciąż zbieram na prawko, więc nie mogłam/chciałam za bardzo zaszaleć. Od jakiegoś czasu też myślę o wybraniu się do Warszawy, ale to musiałaby być przemyślana operacja, bo mam tak o wiele dalej, niż do Krakowa. Ale kto wie! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
BOOKS OF SOULS
Powiem Ci że w tym roku byłam 3 raz na Targach i jestem MEGA pozytywnie zaskoczona. Poprzednim razem nie można było igły wetknąć, dużo ludzi ścisk, kolejki. Totalnie nie. A w tym roku ludzi było, ale organizacja- o wiele lepsza. Miałam nic nie kupować, a skończyło się na większym stosiku xD Ale i tak w sumie zabrakło mi czasu, bo kupiłabym więcej tych książek ;p
OdpowiedzUsuńMam w planach jechać też do Warszawy na Targi. To co widzimy się? ;p
swiatrico.blogspot.com
Byłam na targach w Krakowie raz, ładnych kilka lat temu ze względu na Martynę Wojciechowską. I teraz też tylko ze względu na nią bym pojechała, ale niestety nie udało się. Poza tym pojadę kiedyś na pewno, na te w Krakowie albo w Warszawie, ale to jeszcze nie ten czas. Muszę się nastawić psychicznie na tłumy, bo z reguły unikam ich jak ognia ;)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu wybrać się na te targi! Dotychczas trzymałam się lokalnych, o wiele mniejszych ŚTK, ale myślę, że w końcu będę musiała się wybrać również na KTK.
OdpowiedzUsuńJa chyba jednak podziękuję. Raz, ze daleko (prawie ze drugi koniec Polski xd), dwa, ze wole na spokojnie sobie poogladac ksiazki na swoich warunkach i nie gonie za spotkaniami z autorami. Ale fajnie poczytać :-)
OdpowiedzUsuńKasikowykurz.blogspot.com
Ja na targach byłam w sobotę zaraz po 10 i wytrzymałam tylko do 12, miałam dość tłumów i tego że ktoś wciąż się o mnie obija. Dodam, że na takich targach byłam pierwszy raz i nie wiem jak wyglądała kwestia tłumów w poprzednich latach, ale dla mnie było wciąż za tłoczno ;) Pewnine wynika to z tego, że jestem klasycznym introwertykiem i rzadko wyłaniam się ze swojego książkowego, domowego królestwa ;D
OdpowiedzUsuńSerio, patrzyłam w prawo – książki. W lewo – książki. Do przodu – książki. Do tyłu – y… jakiś podejrzany pan. i ten Tolkien rozwaliły mnie na łopatki. Super wpis i kilka celnych uwag.
OdpowiedzUsuńByłaś, przeżyłaś, gratuluję XD. Ja wbiłam w sobotę gdzieś koło 13? I już kolejka wychodziła poza ogrodzenie ;'). Do tego ja doceniam, że próbowano ogarnąć jakoś tych ludzi przy wejściu, ale przez to wynikały różne kłótnie i nieścisłości, bo obsługa nie była poinformowana do końca XD
OdpowiedzUsuńPilipiuk zawsze jest na targach! Ja go jeszcze nigdy na stoisku nie spotkałam za to zawsze gdzieś na niego trafię poza nim; koło toalet, przy szatni czy w innym randomowym miejscu XD
A widziałaś to takie auto ustawione? XD
Pozdrowionka!
Też byłam u pani Marty Kisiel ;) Najlepiej chodzić w czwartek, bo wtedy jest szansa, że będą dzieciaczki ze szkół i można się swobodnie przemieszczać ;) Przynajmniej tak było w tym roku, jak ja chodziłam z koleżanką ;)
OdpowiedzUsuńRównież byłam na targach książki w Krakowie.Byłam tak oszołomiona książkami,że zapomniałam co miałam kupić ����Super sprawa była również z tym ,że nie znajdowały się tam same książki ale rownież gry planszowe.Malo osób pewnie teraz gra w planszówki,więc fajnie że można było podejdź ,zobaczyć ,dotknac.Pani na stoisku tłumaczyła jak się gra,na zamkniętym opakowaniu nie zawsze można zrozumieć jak trzeba grać ;)Zapraszam do mnie na instagrana www.instagram.pl/agnieszka310891.rowniez mam kilka zdobyczy;)
OdpowiedzUsuńSorki pomykilan adres;)
Usuńwww.instagram.com/agnieszka310891
Nigdy nie byłam na targach książki i bardzo żałuję. Muszę nadrobić. Dzięki za cenne uwagi.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy post - https://hiddenxguns.blogspot.com/2018/11/dziesiec-lat-zmierzchu-newsy-ktorych.html
Twój post jest naprawdę zachęcający, mnie się nie udało jeszcze wybrać ani razu, ale liczę, że kiedyś mi się to uda, jak nie za rok, to za dwa, a może trzy? :P
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja z Targów, pozazdrościć, tylu miłych chwil i ciekawych spotkań :)
OdpowiedzUsuń