piątek, 10 sierpnia 2018

Odliczałam czas, aż on się w końcu zabije... | Osiem minut, Darren O'Sullivan


Czołem Fasolki!
Nie będę przedłużać (wyjątkowo). Dziś przychodzę do was z najnudniejszym thrillerem, jaki do tej pory czytałam. Biorę małą poprawkę na to, że oceniam debiut, no ale mimo wszystko… a z resztą, sami zobaczycie. Panie i panowie, poznajcie Osiem minut autorstwa Darrena O’Sulliivana.


Chris nie potrafi żyć bez swojej żony. Postanawia więc dołączyć do niej w zaświatach, jednak chce zabić się tak, aby nie skrzywdzić nikogo, oprócz siebie samego. Decyduje się więc skoczyć pod pędzący pociąg towarowy. Wszystko dokładnie planuje, wybiera datę, która jest znacząca dla jego małżeństwa z Julią… i cały plan bierze w łeb, gdy na dworcu pojawia się nieznajoma kobieta. Nie chcąc ginąć na jej oczach Chris jest zmuszony odwlec w czasie swoje samobójstwo do kolejnej ważnej daty – do pierwszej rocznicy śmierci jego żony.
Gdy Sara uświadamia sobie, że właśnie uratowała życie samobójcy, zaczyna wykazywać co raz większe zainteresowanie tym mężczyzną. Sprawdza nekrologi, przesiaduje wieczorami na dworcu licząc na to, że ponownie go spotka.
Jak skończy się chora fascynacja niedoszłym samobójcą? Czemu tak naprawdę Chris chce się targnąć n swoje życie i czy uda mu się dopiąć swego? Jakie tajemnice skrywa w sobie ta historia?



Ja wam powiem jakie. Debilne. Zupełnie nie kupuję tej opowieści. Zaczęło się powolnie i niezbyt ciekawie. Przez jakieś dwieście pięćdziesiąt stron na przemian katowano mnie retrospekcjami z życia Chrisa i jego żony oraz rozmyśleniami Sary o tym jak to ona nie leci na Chrisa. Nie wiem co było gorsze.

Retrospekcje mogłyby być ciekawe, gdyby tylko cokolwiek wnosiły do powieści. O ile część z nich była nam potrzebna do rozwikłania zagadki śmierci Julii, o tyle wiele z nich pewnie miały być jakimiś zmyłkami, które miały nas rozpraszać… a mnie osobiście tylko irytowały.  Poczytałam sobie o tym jak Chris i Julia spacerowali wzdłuż rzeki, jak pili piwo, jak ona plewiła kwiatki… i nic mi to nie dało. No, może oprócz kilku godzin snu, bo autentycznie w pewnym momencie zasnęłam z nosem w książce. Zasnęłam czytając thriller. No to już chyba samo w sobie świadczy o tym, jak bardzo był on zaskakujący, emocjonujący i wciągający.

Co do przemyśleń Sary, to… to po prostu było okrutnie głupie. Nie potrafię wyobrazić sobie osoby, która zamieniwszy z mężczyzną raptem trzy zdania, zakochuje się w nim niemal bez pamięci, idzie z nim do łóżka, a potem w każdej wolnej chwili planuje ich dalszą wspólną przyszłość. I o ile jeszcze Chrisa potrafię zrozumieć  on miał zszarganą psychikę więc zaliczenie Sary jakiś tam sens miało, to Sary nic nie usprawiedliwiało. Mam wrażenie, że ona musiała być chora psychicznie. Z drugiej strony autor nic o tym nie mówił, ale no… nie widzę innego wyjaśnienia jej zachowania. Jakby tego było mało dziewczyna mieszkała z młodszą siostrą i jej chłopakiem. I wyobraźcie sobie, że zbliżająca się do trzydziestki kobieta musiała meldować siostrze gdzie wychodzi, z kim, czemu i po co, tłumaczyć się czemu nie wróciła na noc do domu, etc. I nie, to nie wniosło nic do samej powieści. Może poza kolejną porcją irytacji.



Jak mi się tę książkę czytało? Sama  nie wiem. Styl jest poprawny, opisy zgrabne, do kwestii takich „technicznych” nie mogę się przyczepić, może z jednym wyjątkiem. Imiona. Wszędzie imiona. Po dwadzieścia kilka imion na jednej stronie. Autor całkowicie olał używanie jakichkolwiek synonimów i tym sposobem zdanie po zdaniu czytałam, że Chris pomyślał, Chris powiedział, Chrisowi wydawało się, Chris stęknął, Chris kwęknął… to było męczące i jakoś wybijało mnie z rytmu, nie pozwalał na czerpanie jakiejkolwiek przyjemności z lektury.


No i tak sobie to czytałam, męczyłam stronę po stronie, aż gdzieś na sto stron przed końcem… przewidziałam zakończenie. W sumie czułam podskórnie, że O’Sullivan może to tak zakończyć już dużo wcześniej, bo po prostu nic innego nie wchodziło tu w grę, ale do pewnego momentu łudziłam się, że właśnie przez ten pozorny brak innych opcji zakończenie mnie zaskoczy. Nie zaskoczyło. Jedyne co poczułam to takie „O, to już koniec? Jak miło książko z twojej strony, nawet nie wiesz jak się cieszę!”. Tyle. Szczerze mówiąc liczyłam na coś o wiele, wieeeele ciekawszego, a dostałam nieskomplikowaną historię o honorowym samobójcy i niewyżytej kobiecie. Ot i cała historyja.


Czy polecam wam Osiem minut? Niestety, nie bardzo. Nie ma tu ani wciągającej fabuły, ani ciekawych zwrotów akcji, ani dobrze wykreowanych postaci. Właściwie nie dostrzegam żadnych wartych uwagi zalet tej historii, może poza tym, że nie jest długa, przez co nie trzeba się z nią długo męczyć. Nie mniej jednak jeżeli macie ochotę sami wyrobić sobie zdanie o debiucie O’Sullivana, to śmiało – nie zajmie wam to wiele czasu. Pytanie tylko czy jest sens tracić nawet te kilka czy kilkanaście godzin na coś tak nijakiego?


Znacie już tę książkę? A może nawet pomimo mojej negatywnej opinii macie w planach się z nią zapoznać? Czekam na Was w komentarzach!

Buziaki ;*
Ula



Tytuł oryginału: Our Little Secret
Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska
Data premiery: 11 lipca 2018
Ilość stron: 336

13 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam tej książki w planach i po Twojej recenzji będę ją stanowczo omijać ;)
    Read With Passion

    OdpowiedzUsuń
  3. to było straszne. Trochę nam współczuję, że miałyśmy z nią do czynienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze wiedzieć, że tę książkę trzeba omijać szerokim łukiem :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się złożyło, że w tym miesiącu nie zamawiałam książki od Harper Collins, bo wyjeżdżałam z kraju, ale widzę, że nic nie straciłam - pewnie zdecydowałabym się właśnie na Osiem minut, a po przeczytaniu Twojej recenzji spodziewam się, że nie skończyłoby się to dobrze. Takiemu iście emocjonującemu thrillerowi, który mrożącą krew w żyłach akcją jest zdolny zaprowadzić czytelnika w odchłań snu, to ja jednak podziękuję ;)

    Pozdrawiam cieplutko!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
  6. Widziałam gdzieś tę książkę i po twojej recenzji będę się jej wystrzegać. Już sam opis wydaje się nużący, retrospekcja i, uchrońcie, przynudzająca zakochana bohaterka. Rzadko odkładam książki, więc pewnie przeczytałabym to, ale klnąć i irytując się jak cholera.
    Pozdrawiam c:
    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś niesamowita, piszesz genialne recenzje. Jesteś szczera, trafiasz w punkt! Podoba mi się to! Co do samej książki, zdecydowanie będę omijać szerokim łukiem. Jeśli chcesz przeczytać dobry thriller to polecam Chrisa Cartera.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że potencjał nie został wykorzystany.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zbyt dużo wad, żebym się zdecydowała na przeczytanie, tym bardziej, ze fajnych książek chwilowo na mojej biblioteczce nie brakuje. Podrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo chciałam ją przeczytać i miałam wobec niej ogromne oczekiwania. Przykro, że potencjał nie został wykorzystany i wyszło co wyszło. Mimo wszystko jednak zaryzykuję i chcę przekonać się na sobie co w tej książce jest nie tak:)
    Pozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi osobiście bardzo się podobało ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Drogi Gościu!
Jeśli już tu trafiłeś, to zostaw po sobie ślad ;)
Proszę, najpierw przeczytaj, później skomentuj. Zależy mi na twojej SZCZEREJ opinii. ;)
Zaglądam do każdego, kto pozostawi po sobie trop w postaci komentarza, lub obserwacji ;)