O luju, nie wiem jak to się stało,
że dopiero teraz piszę tę reckę…
Przede wszystkim przepraszam was
za moje chwilowe zniknięcie. Styczeń był
koszmarnie zabieganym miesiącem. Od egzaminów, przez organizację
studniówki, poprzez przygotowania do niej, a skończywszy na nagłym natłoku
wszelakich sprawdzianów, kartkówek i testów skumulowanych przed upragnionymi
feriami bo gdyż albowiem „po feriach nie
będziemy pamiętać”… no po prostu doby mi brakowało na czytanie, o pisaniu nie
wspominając. Ale już jestem, powracam i zamierzam zapanować nad tym
organizacyjnym chaosem. Jakoś. Może xD A dziś mam dla was recenzję książki na
którą bardzo czekałam, a gdy już ją dostałam… to tak mnie nastraszono tym, iż
się zawiodę srogo, że migałam się od sięgnięcia po nią w obawie przed zawodem.
Czy ostatecznie takowy nastąpił? Czytajcie dalej, a przekonacie się jakie
emocje wywarł na mnie Dwór skrzydeł i zguby autorstwa Sarah J. Maas ;).
Wybaczcie skopiowany opis. To nie
jest iście na łatwiznę, tylko… no chyba bym się oskalpowała, gdybym pisząc własny
zarys fabuły zaspoilerowała wam cokolwiek. A z resztą nawet pomimo opisu
okładkowego ZALECAM POMINIĘCIE TEGO
AKAPITU TYM, KTÓRZY NIE CZYTALI POPRZEDNICH TOMÓW!
Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o
działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że
rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać
śmiercionośną, przewrotną grę… Jeden poślizg może zniszczyć nie tylko Feyrę,
ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować,
komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem
dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę.
Na wstępie zaznaczyć trzeba, że mam słabość do tej serii. Od pierwszego tomu
oczarował mnie Prythian razem ze wszystkimi magicznymi drobiazgami, które miał
mi do zaoferowania i jakoś nie potrafię
nie czerpać przyjemności z zagłębiania się w świecie wykreowanym przez Maas,
nieważne, że nie jest on doskonały, ma swoje wady które dostrzegam… i jakoś
olewam. Ale że ja to ja, a wam może któryś z tych minusów działać na nerwy, to
może zacznę od nich. Na zachwyty jeszcze przyjdzie pora.
W prawdzie mam cytaty, ale ciut za długie chyba jak na moje grafiki :/ Ale spokojnie, sypnę wam nimi na Instagramie! ;) |
Coś, co zauważyłam już w drugim
tomie, a co miało miejsce i w trzecim to zupełny
brak odświeżenia w pamięci czytelnika wydarzeń z poprzednich części. Maas
nieustannie nawiązuje do zdarzeń, które miały miejsce zarówno w Dworze cierni i róż, jak i Dworze mgieł i furii nie zważając na to,
że ludzie nie koniecznie pamiętają z
detalami kto z kim był i dlaczego, kto komu zrobił kuku, kim jest jakaś pomniejsza
postać, której znaczenie w poprzednich tomach było nikłe, a teraz nagle staje
się ona kluczową postacią… brakuje mi tu objaśnień, przypomnień, takiego subtelnego
podsuwania ich czytelnikowi. Sama kilkukrotnie szperałam w Internecie za
wyjaśnieniami i opisami zdarzeń, których opisy były w pierwszym z Dworów i to takie po łebkach, a tu
nagle rozwijała się na ich temat dyskusja na pół rozdziału, na świat wychodziły
jakieś nowe fakty z nimi związane i tak dalej, i tak dalej. Tak więc pierwszym
z minusów, które zarejestrowałam jest notoryczny
brak przypomnień i wytłumaczeń.
Teraz pora na to, czym mnie
straszono i czego się obawiałam najbardziej. Sceny erotyczne. Kasia z niekulturalnie.pl
w czasie kiedy czytała ACOWAR nieustannie na to psioczyła i serio udało jej
się sprawić, że na wszelkie intymności patrzyłam z trwoga, bo bałam się, że z
prostego pocałunku zrobi mi się tu zaraz jakaś niesmaczna orgia. I po części przyznaję jej rację – Maas w
trzecim tomie zdecydowanie więcej czasu poświeciła na sceny łóżkowe
(zastanawiam się czy „łóżkowe” nie powinny znaleźć się w cudzysłowie, bo tak
zasadniczo to oni kochali się i w namiotach, i w lesie i generalnie na różnych
innych powierzchniach płaskich, nie tylko w łóżku xD). Ale jak na mój gust to wcale nie było jakieś ohydne, przesadzone czy
niesmaczne, nie przysłaniało mi pozostałych wątków. Owszem, było często, ale
w granicach… hmmm… przyzwoitości :P. wszystkie te opisy Maas potraktowała na
tyle mocno, aby czytelnik był świadomy, ze tu się uprawia seks a nie
rzodkiewki, ale ani przez chwilę nie
było to wulgarne, a to zawsze cenię u autorów – te umiejętność ukazania
cielesności bez sypania kutasami, waginami i innymi jednoznacznymi słowami.
Tak więc dla tych z was, którzy stronią od erotyzmu w książkach – musicie mieć
na uwadze, że w ACOWARze jest go dość sporo.
Trzecim minusem, który ciężko
przeoczyć są takie… przegięte
rozwiązania problemów. Maas w tej części totalnie puściła wodze fantazji,
zwłaszcza w ostatecznym starciu z wojskami Hybernii. Borze szumiący, ja wiele potrafię zrozumieć i przyznaję się
bez bicia, większość tej bitwy chłonęłam jak gąbka, literka po literce… ale co
kilka stron działy się tam niezłe cuda. Oczywiście nie zdradzę wam jakie,
ale… no łapałam się za głowę w niemym „że co kurna..?”. Generalnie w każdej z części bohaterowie Dworów mają często gęsto niesamowitego
farta, ale tu… tu to wszystko szło im
tak gładko, jakby im ktoś drogę masłem wysmarował. I naprawdę nie wiem jak
to się stało, bo ja OKRUTNIE nie lubię tych niespotykanych zbiegów
okoliczności, uśmiechów losu i innych takich dyrdymałów w książkach… ale tu
przez większość książki naprawdę miałam je w nosie. Byłam wkręcona w całą tą opowieść tak mocno, że chyba wszystko mogłabym
wybaczyć Maas. Ale domyślam się, że nie każdy ma tak łaskawe serducho… a
więc i o tym minusie wspominam ;)
Czwarty minus jest dość istotny. Ma na imię Feyra i jest durny jak but. Kurczę,
o ile w poprzednich tomach właściwie nic do niej nie miałam, to tu główna bohaterka śmigała po sinusoidzie mojej
sympatii i antypatii. Chwilami miło
mi się podążało razem z nią przez Prythian, było przyjemnie, zabawnie i z
pazurem, aż tu nagle Feyra zaczynała drażnić idiotycznymi pomysłami,
podejmowanymi decyzjami, tym co mówiła i robiła. A taką wisienką na torcie
była regularnie obijana duma dziewczyny. Nie bardo rozumiecie? Już wyjaśniam. Otóż
przez książkę przeplata się wątek nauki latania. Azriel usiłował wyszkolić
Feyrę, a ta z każdego treningu wracała z obitym
tyłkiem od ciągłych upadków… o czym Maas nie pozwoliła czytelnikowi
zapomnieć co i rusz napominając o wspominanej „obitej dumie” głównej bohaterki. Teoretycznie niepolubienie głównej bohaterki
powinno być równoznaczne z słaba oceną
książki, jednakże tu pojawiają się…
…PANOWIE! Ugh! Maas bez dwóch zdań plasuje się właśnie w czołówce
autorów umiejących rozgrzać moje serducho do czerwoności z pomocą męskich
postaci. To właściwie można by pewnie policzyć jako minus (ale trzeba by
być nieczułym na męski urok, a to mi nie grozi), ten permanentny brak
nieciekawych mężczyzn. Tak naprawdę w tej książce faceci byli takimi smaczkami,
na które cały czas czekałam. Dialogi z
Rhysem, Azem i Kasjanem były fenomenalne! A jeśli dodamy do tego możliwość poznania
bliżej pozostałych książąt Prythianu – a każdy z nich był na swój sposób
trafieniem w punkt, chociaż żaden nie powielał cech pozostałych – oraz zaskoczenie
miesiąca, jakim okazał się Tamlin (drogie panie, po tym tomie to ja już nie
wiem czy jestem #teamrhys czy #teamtamlin… chyba zostanę w drużynie
#boysfromacowar xD)… nie no, tę serię
warto poznać jeśli nie dla przeniesienia świata fae u progu wojny, to właśnie
dla tej zgrai ideałów. Gwarantuje wam, ze każda znajdzie tu coś dla siebie.
Serio.
Czymś, co mi się bardzo podobało,
były nowe wątki romantyczne. Nie będę
się zbytnio o nich rozpisywać (powiedziała spoglądając na licznik stron w
Wordzie, który właśnie z dwójki przeskoczył na trójkę…), jednakże wspomnieć o
nich po prostu musze. Moim ulubionym, oczywiście obok głównego była relacja pełna iskier, grzmotów i elektryzującego
napięcia pomiędzy Nestą, a Kasjanem. Kurde, czekałam na ich starcia,
wciągnęłam się w obstawianie za ile stron jedno drugiego ukatrupi <3. Dostałam też to, na co czekałam, czyli
więcej Mor i Azriela… a także więcej Amreny! Zupełnie nie spodziewałam sie takich rozwiązań tajemnic skrywanych
przez tę trójkę. Właściwie nadal nie wiem, czy to mi się podoba. Bo chyba w
tym przypadku nie pogniewałabym się jakby ciśnięto we mnie prostym i oczywistym
schematem xD
Tak jak i w poprzednich tomach
Maas przez całą historię utrzymuje humor,
głównie w dialogach. To jest takie
dobre, niewymuszone i naturalne. Czytając słowne potyczki bohaterów kąciki ust
nie raz mi zadrgały, a to się chwali.
To, co moim zdaniem jest największym atutem właściwie nie tylko
ACOWARu, ale całej tej serii to akt, że od niej ciężko się oderwać. Ja
miałam ten problem, że czytając go nie miałam wyboru, musiałam przedkładać
szkołę i obowiązki nad lekturę. Ale kiedy tylko w głowie przestało mi szumieć
po studniówkowym wieczorze… zakopałam się w kocach i pochłonęłam Dwór duszkiem, na koniec zasmarkując i
zalewając ostatnie rozdziały strumykiem łez. Żałuję, że tak długo zwlekałam z
sięgnięciem po dwór. I żałuję, że to już koniec mojej przygody z fae. Jedno jest pewne – sięgnę po nowelki, jeśli
tylko zostaną wydane w Polsce. A to znaczy pieruńsko wiele, serio. Nigdy tego
nie robię, zawsze kończę serie ostatnim tomem „właściwym”… a tutaj czuję
niedosyt. Chcę więcej. I wezmę wszystko,
każdy najdrobniejszy skrawek Prythianu <3
Tak więc podsumowując: w żadnym stopniu nie czuję się zawiedziona Dworem skrzydeł i zguby. O ile
wydaje mi się, że ten tom wypada najsłabiej z całej trójki, to nie żałuję
czasu, który z nim spędziłam i z czystym sumieniem polecam wam całą te serię. Miejcie
na uwadze minusy, o których wspomniałam na początku, ale i fakt że… kurczę, ja
je dostrzegłam dlatego, że czytając zawsze wręcz doszukuję się wad, bo wiem, że
później będę musiała wystawić danej książce opinię. Zupełnie inaczej by mi się
ją czytało bez wizji recenzji machającej mi
z ostatniej strony – może nawet nie zauważyłaby tych niedociągnięć ;). Ja pokochałam Prythian i wszystko co z
nim związane. Mam nadzieję, że wy też udacie się do magicznego świata ludzi i
fae, a potem przepadniecie z kretesem. Tego wam życzę ;)
Łapka w górę kto już czytał? Jakie są wasze odczucia? Jestem ich
ogromnie ciekawa, bo tak skrupulatnie omijałam wszelkie recenzję, że właściwie
nie mam pojęcia kto znalazł się w obozie „ACOWAR to zuo”, a kto zasilił szeregi
oddziału „Maas na prezydenta!” :D Czekam na was w komentarzach!
Trzymajcie się ciepło Miśki!
Ula
Za książkę dziękuję wydawnictwu Uroboros ;)
No wiesz... mi dwa tomy wystarczyły, by utwierdzić się w przekonaniu, że Maas pisać po prostu nie potrafi, dlatego jakoś ochoty na trzeci nie mam xD
OdpowiedzUsuńNie czytaj, serio xD Dla mnie to był drastyczny spadek poziomu, a skoro twierdzisz, że już tamte były poniżej poziomu, to lepiej się nie denerwować xD
UsuńPierwszy był znośny, bo to taki głupi romansik, ale drugi to gwałt na logice xD
UsuńNie mój gatunek.:)
OdpowiedzUsuńJak już wiesz, ACOWAR skończyłam jakiś czas temu i pomimo tego, że autorka zostawiła mi otwarte zakończenie, to i tak kocham tę część. Za bohaterów przede wszystkim. Za ich rozwój i pasjonujące historie. I finałową scenę walki ❤❤❤❤ Tyle emocji! Co do scen erotycznych to powiem ci, że moim zdaniem były one bardziej przyzwoite niż w 2 tomie. Dla mnie ACOMAF był bardziej pod tym względem niepoprawny i niesmaczny.
OdpowiedzUsuńBuziole!
Przede mną jeszcze drugi tom, więc mam co nadrabiać, bo te książki to grubaski ;p
OdpowiedzUsuńHm... ja się prawie zgadzam. Aczkolwiek, jestem zawiedziona tym, że niby było jakies poswiecenie ale go w koncu nie było. Troche bez sensu. Podejrzewam, że specjalnie tak to skonczyla, żeby moc ciągnąć w nowelkach coś.
OdpowiedzUsuńNo i generalnie to żadni panowie tylko Cassian to moja jedyna miłość z tej ksiażki <3
A Feyra... a dobra... to nawet szkoda strzępić ryja.
Kurczę, ja mam z tą serią wielki problem... Bo z jednej strony bardzo chcę to przeczytać, bardzo chcę poznać dalsze losy bohaterów. Bardzo. Tylko, że - sceny erotyczne. Ja uwielbiam Dwory, ale BEZ scen erotycznych. Gdyby ich tam nie było to uwielbiałabym tę serię, a tak... po prostu mi przeszkadzają, bo tego w książkach nie lubię i nie trawię i no.. jestem za młoda, krótko mówiąc. Więc, dlatego tak z tym zwlekam, bo już dużo słyszałam, że tych scen w trzecim tomie jest więcej. I nie wiem co z tym zrobić, więc czekam :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że zachęciłaś mnie do tego tomu (dwa już za mną). :D ♥ Wszyscy pisali, że słaby i w ogóle, a tutaj miłe zaskoczenie. :) Chociaż przydałoby mi się sporo wolnego czasu, by nadrobić książki tej autorki. xd
OdpowiedzUsuńJools and her books
Kiedy ludzie mówili o tych ,,obleśnych i niesmacznych" scenach erotycznych w ACOWARze, ja zastanawiałam się, czy na pewno czytałam tą samą książkę - zgadzam się z Tobą, że wprawdzie może było takich scen sporo, ale BEZ PRZESADY. Jestem w stanie wymienić książki, które mają takich scen kilka razy więcej ;) A Maas jest mistrzynią w kreowaniu męskich postaci. Szczerze mówiąc, ja najmocniej kibicowałam Kasjanowi i Neście. Czytałam tą powieść w oryginale, więc teraz muszę nadrobić jeszcze po polsku :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i buziaki!
BOOKS OF SOULS
Dla mnie ta seria to po prostu słabizna i wielkie, wielkie rozczaorwanie. Irytowali mnie bohaterowie, rozwleczony romans... Dlatego po pierwszy tomie zdecydowanie sobie odpuściłam!
OdpowiedzUsuńJak ja nie znoszę tej serii, dosłownie. Nie wiem, czemu katuję się trzecim tomem, ale właśnie go czytam i na moją twarz co chwila wkrada się zniesmaczenie. O ile ,,Szklany Tron" był słaby, to miał jakąkolwiek magię i fabułę, tutaj tego niestety nie doświadczyłam, wszystko kręci się wokół miłości. Ale kto wie, może takie książki są również potrzebne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Iza z Heavy Books
Zaczęłam czytać :) lubię takie klimaty,zwłaszcza bitwy...dlatego pewnie będę bezkrytyczna :)
OdpowiedzUsuńRównież muszę się przyznać, że Maas wciągnęła mnie do tego światu do pierwszej strony. Pomimo tego jak denerwująca czasami była Feyra, w trzeciej części polubiłam ją i już nie mogę doczekać się kolejnej części! Bardzo dobra recenzje.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na wszystkie recenzje Dworów --> https://youtu.be/ueyG2-SWp8Q
Ja cały czas się waham - czytać, czy nie czytać? Poszukuje odpowiedzi cały czas w recenzjach tej serii i Twoja bardzo mi pomogła w decyzji. Zauważyłam, że wielu autorów ma świetny początek, a potem poziom serii drastycznie spada w dół, ale sądząc po Twoich słowach aż tak źle nie jest w przypadku Maas. Spróbuję :) Zapraszam do siebie na recenzje :) https://radosnagrafomania.azurewebsites.net/
OdpowiedzUsuń