Cześć Koty!
Szczerze? Nie wiem co napisać. Pierwszy raz od (bardzo) dawna mam
problem z recenzją. Problemem nie są mieszane uczucia, nic z tych rzeczy. Ja doskonale wiem, co myślę o tej książce i
mogłabym tę opinie zmieścić w jednym zdaniu. I to niekoniecznie złożonym. Pierwszy
raz nie mam notatek z lektury. Mam jedynie rozmowy z Ewą (którą pozdrawiam i
ściskam za to, ze próbowała mnie ratować w trakcie czytania) i to na tym, o
czym w nich pisałam zamierzam bazować (ograniczywszy dozę sarkazmu i czarnego
humoru do niezbędnego minimum, obiecuję). Z
własnych obserwacji wiem, że recenzje książek nijakich są przeważnie nudne. Nie
chcę wam tego robić. Mimo wszystko chciałabym, abyście czerpali przyjemność z czytania
moich tekstów… więc pozwolę sobie na odrobinę zabawy przy tej recenzji. Mi
to ułatwi pisanie, a wam (taką mam nadzieję) umili czytanie o Pocałunku zdrajcy
autorstwa Erin Beaty. Jesteście gotowi?
Ząbki umyte, pasy zapięte? No to jedziem!