Szczerze? Nie wiem co napisać. Pierwszy raz od (bardzo) dawna mam
problem z recenzją. Problemem nie są mieszane uczucia, nic z tych rzeczy. Ja doskonale wiem, co myślę o tej książce i
mogłabym tę opinie zmieścić w jednym zdaniu. I to niekoniecznie złożonym. Pierwszy
raz nie mam notatek z lektury. Mam jedynie rozmowy z Ewą (którą pozdrawiam i
ściskam za to, ze próbowała mnie ratować w trakcie czytania) i to na tym, o
czym w nich pisałam zamierzam bazować (ograniczywszy dozę sarkazmu i czarnego
humoru do niezbędnego minimum, obiecuję). Z
własnych obserwacji wiem, że recenzje książek nijakich są przeważnie nudne. Nie
chcę wam tego robić. Mimo wszystko chciałabym, abyście czerpali przyjemność z czytania
moich tekstów… więc pozwolę sobie na odrobinę zabawy przy tej recenzji. Mi
to ułatwi pisanie, a wam (taką mam nadzieję) umili czytanie o Pocałunku zdrajcy
autorstwa Erin Beaty. Jesteście gotowi?
Ząbki umyte, pasy zapięte? No to jedziem!
(Jeśli taka forma do was nie
przemawia, to na końcu znajdziecie moją opinię w wersji… normalnej, chociaż o
wiele krótszej, niż zwykle. Machnę ją kolorem, coby odróżnić od treści
właściwej ;))
W pokoju panowała absolutna
cisza, przerywana jedynie klikaniem klawiszy laptopa. Erin ziewając zapamiętale
stukała w klawiaturę, przelewając na.. no cóż, na monitor, kolejne akapity
historii, która narodziła się w jej głowie. Opowieść miała mówić o dziewczynie, która dzięki swojej niechęci do
aranżowanych małżeństw oraz własnego ożenku, pomieszanej z kilkoma zbiegami
okoliczności staje się uczennicą największej swatki w królestwie. Jej zadaniem
ma być zbieranie informacji o przyszłych klientach i klientkach swojej
pracodawczyni. Wyrusza z nią w podróż, której celem jest coroczna ogromna impreza,
na której aranżuje się małżeństwa najlepszych partii w państwie. W drodze
eskortuje ich oddział żołnierzy i wszystko ma się dobrze… dopóki dziewczyna nie
poznaje jednego z nich bliżej, a ten wplata ją w sieć niebezpiecznych spisków i
intryg, których nie może zabraknąć w takiej historii. Była już tak blisko
końca. Jeszcze tylko ostatnia linijka, jeszcze tylko jedno zdanie… ale
zmęczenie nie dało jej na postawienie ostatniej kropki. Gdzieś pomiędzy
literkami oczy pisarki zamknęły się, a głowa spoczęła na ramionach. Klikanie w
klawiaturę ustało.
Wtem ciszę przerwało
chrząkniecie.
- Ekhm! Ty tak na serio? – za
plecami kobiety rozległ się męski głos.
Erin uniosła głowę znad ramion i
przecierając zaspane oczy obejrzała się. W fotelu obok biblioteczki siedział
czarnowłosy mężczyzna o śniadej cerze. Erin dałaby sobie rękę odciąć, że skądś
go kojarzyła.
- Że co proszę? A tak właściwie
to kim jesteś?
- Kapitan Quinn, miło mi.
Pytałem, czy ty serio planujesz to wydać takim, jakie jest teraz?
- Oczywiście, czemu miałabym tego
nie robić? – zdziwienie Erin było ogromne. Przecież miała świetny pomysł na tę
historię. Co niby miałoby sprawić, że książka nie poszłaby do druku?
- Cóż, jak dla mnie w tej opowieści drzemie ogromny potencjał, a ty go
marnujesz – odparł Quinn bez ogródek.
- Ja... potencjał… ale… ale że
jak?
- Po prostu. Jestem częścią tej
historii. Znam ją od podszewki i na litość boską, to powinno być świetne. To ma prawo być świetne, ale ty się boisz!
- Jak to „się boję”? – zapytała
Erin zaintrygowana.
Quinn westchnął i rozłożył
bezradnie ręce.
- PO PROSTU! Ile razy w tej
historii rzucasz postaciom kłody pod nogi, po czym usuwasz je jak za
machnięciem czarodziejskiej różdżki w zaledwie kilku akapitach? Boisz się akcji. Boisz się krwi, boisz się
komplikacji, boisz się ryzykownych rozwiązań. Wszystko upraszczasz, a to zabija
cały potencjał tej książki – wyjaśnił na jednym wydechu. – Podać ci
przykłady? Eskortowałem razem z moim oddziałem podróżujące damy. Jak byk
sugerowałaś czytającemu, że coś nam zagraża, że za stronę lub dwie może dojść
do krwawej walki. Wszyscy szliśmy z wyjętymi kuszami i mieczami w gotowości. I
po co? Po to, aby w przeciągu kilku zdań okazało się, że bez najmniejszych
problemów dotarliśmy do kolejnego punktu na naszej trasie. I na co nam to było? Z resztą tu pojawia się kolejny problem.
- Boję się spytać, ale… jaki? –
zapytała autorka, zastanawiając się jednocześnie nad tym, co właśnie usłyszała.
- Ta nasza podróż jest beznadziejna. Tak, to też czytałem ja i
pozostali bohaterowie również. Wynudziliśmy się jak jeszcze nigdy. Erin, my
wędrujemy przez pół państwa! Leziemy
przez lasy, pola i zagajniki, nocujemy pod gwieździstym niebem, gościmy w kilku
zamkach i dworach… a ty traktujesz tę całą trasę po macoszemu. Tego się nie
czuje podczas czytania, wiesz? To nudzi. Równie dobrze moglibyśmy bo bieżni
tuptać.
- Ej, przesadzasz! –
zaprotestowała kobieta oburzona na słowa krytyki. - Przecież podróż to tło dla
wydarzeń politycznych, dla intrygi…
- Wydarzeń politycznych?
Poważnie? Ja, bratanek króla ledwie ogarniam kto z kim o co w tej historii
walczy. Twój potencjalny czytelnik
ciepnięty w sam środek rodzącego się konfliktu nie ma właściwie prawa odgadnąć
o co tak naprawdę toczy się walka. Wrzucasz nas w wieloletni konflikt,
który lata temu niby się zakończył, ale w sumie to nie, w sumie to ktoś chce
się chyba buntować, ale tak naprawdę to nawet nie wiemy o co poszło… kurcze, to znowu ma szansę być pieruńsko
dobrym i skomplikowanym wątkiem, ale trzebmy to dopracować, wiesz? Konkretnie
wyjaśnić o co chodzi, nakreślić sytuację z przeszłości, opisać przyczyny wojny,
wykreować dobrze oba walczące ludy i ich roszczenia… – Quinn spojrzał na
kobietę z nadzieją w oczach, a ta westchnęła.
- Dobra, to wszystko?
Wojownik odwrócił wzrok i nieco
skrępowany.
- Niestety, to dopiero początek.
Ale o reszcie pogadasz nie ze mną – Quinn wstał i podszedł do drzwi.
Otworzył je, wpuszczając do środka
drobną, piegowatą dziewczynę.
- Sage. – Erin nie wierzyła własnym
oczom. Oto dwie postacie z jej książki stały przed nią i wytykały jej wady
powieści, której były bohaterami.
- Witaj, Erin. Ja też mam kilka
„ale”. Zacznijmy od wątku romantycznego,
dobrze?
- A mam jakiś wybór? –
Wzruszywszy ramionami kobieta przygotowała się na kolejny cios.
- W sumie to nie. Wiesz, on też miał szansę złapać czytelnika za
serce. Moje przykładowo biło szybciej podczas opisów scen intymnych pomiędzy
mną a Ashem. Poważnie, świetnie to opisałaś – Sage uśmiechnęła się do
autorki chcąc dodać jej otuchy. - Początek z resztą był intrygujący i dobrze
się to czytało, do momentu, w którym nasze uczucia zaczęły dominować nad całą
powieścią. Nie dość, że zrobiłaś ze mnie naiwną idiotkę, to jeszcze całą tę relację przyprószyłaś taką dawką
cukru, że ciężko mi było pozbyć się uczucia mdłości. Za to, co on mi
zrobił, powinnam mu wydłubać oczy. Powinniśmy się pożreć, powinniśmy mieć
więcej problemów. To wszystko powinno
być… bardziejsze, a wyszło beznadziejne wyidealizowane. Wyszłam na durną
dziewczynkę, wiesz? – w tonie głosu Sage czuć było urazę. – Myślisz, że dałoby
radę coś z tym zrobić?
- Może… sama nie wiem, myślałam,
że wykreowałam ciekawe postaci, zwłaszcza ciebie.
Sage i Quinn zakrztusili się
równocześnie.
- Poważnie? Ciekawe postaci? – zapytała dziewczyna. – My jesteśmy płascy. Nudni. Papierowi. Prawdę mówiąc
po przeczytaniu mojej historii zastanawiam
się po kiego grzyba stworzyłaś cały oddział żołnierzy i generałów
towarzyszących Quinnowi. Na dobrą sprawę wystarczyłabym mu ja, bo w sumie to
moje pomysły zawsze były wykorzystywane w walce z wrogiem. Moje. Córki
ptasznika, która nie ma pojęcia o armii i walce. Na pewno to przemyślałaś?
– Sage dała Erin chwilę na zastanowienie, po czym kontynuowała. – Z kobiet w tej książce jakiekolwiek
znaczenie mają trzy postacie: moja, szwaczki i Clare. Clare można opisać
kilkoma przymiotnikami – urocza, dobra,
miła, do bólu oczywista. Ja… no trochę mi głupio krytykować własną postać,
ale jestem postacią spartaczoną. Z jednej
strony chciałaś dobrze, stawiając mnie obok pustych dziewczynek jadących na
Concordium. Niby miało to ukazać, że nie
jestem głupiutka, że się nie wywyższam, ze jestem normalna, ludzka i tak dalej.
Ale cały plan szlag trafił, bo pomimo licznych genialnych pomysłów co chwila
miałam zaćmienia umysłu i zaczynałam myśleć… no, z pewnością nie mózgiem.
Przestawałam łączyć oczywiste fakty, zapominałam o moich zadaniach, błyszczałam
głupotą na prawo i lewo, i tu moja prośba: napraw mnie, błagam! – Sage
spojrzała Erin głęboko w oczy, a po chwili kontynuowała, nie pozwalając autorce
na słowa wyjaśnienia. – Faceci w tej
książce właściwie się nie liczą, przynajmniej dla mnie. Jest Ash, który wzbudza sympatię i pewnie
czytelnik go polubi, jest Quinn- tu
zerknęła na kapitana, który ponownie rozsiadł się w fotelu – który przez pół książki niby powinien
wzbudzać negatywne emocje, chociaż jak dla mnie czytelnik tego nie kupi, nawet
pomimo moich ciągłych narzekań na to, jaki to zły człowiek. Jest ten zły, który powinien wzbudzać
strach, a tak naprawdę jest mi totalnie
obojętny i zakładam, że czytelnikowi też
będzie wszystko jedno co też ta postać sobie tam cuduje. Są żołnierze,
których odróżniają od siebie imiona i kolor włosów. Pionki. Zwykłe pionki. Prawdę powiedziawszy można by wybić 90%
bohaterów i raczej nikogo by to nieobeszło, wiesz?
- Naprawdę jest aż tak źle? –
zapytała Erin zrozpaczona.
- NAPRAWDĘ. – Jednym głosem
odparli bohaterowie powieści.
- A to jeszcze nie wszystko,
chociaż zbliżamy się do końca, kochana – dodała Erin.
- Właściwie, to dosłownie
zbliżamy się do końca, bo kolejne zarzuty mamy wobec ostatnich rozdziałów – Quinn
przejął pałeczkę i teraz to on ponownie zaczął mówić. – Wiesz ile czasu
planowaliśmy tę końcową walkę? Z twoich opisów to brzmiało na cholernie
skomplikowane. Poważnie, nakręciłem się
na potoki krwi, wybuchy, eksplozje, na latające flaki i inne fajne atrakcje… a
ty znów to zrobiłaś. Zabiłaś akcję w kilkunastu zdaniach. Niemożebnie trudne
akcje żołnierzy przeprowadziłaś bez najmniejszych potknięć. Spieprzyłaś to.
Konkretnie.
- Nawet nie wiem, co mam wam
odpowiedzieć… - wyszeptała autorka kręcąc głową.
- Powiedz nam po co chcesz pisać kolejne tomy? –
rzeczowo zapytał Quinn. - Bo w Internecie wyczytaliśmy, że to jeszcze nie
koniec, że to ma być trylogia. Szczerze?
Nawet nie wiem co ja miałbym robić w następnej części. Walczyć w tej wojnie,
której nikt nie rozumie? Tylko po co? Nie można było zakończyć tego już teraz?
- Nie, ja… zobaczycie i
zrozumiecie wszystko, kiedy już napiszę wasze dalsze losy. – Erin ucięła temat.
Nie trzeba było być psychologiem
aby wiedzieć, że autorka ma w głowie mętlik.
- Byłam przekonana, ze ta powieść
jest świetna, a tymczasem…
- A tymczasem wystarczy ją
dopracować – dokończył za nią Quinn.
- Dokładnie – Sage przytaknęła
skinąwszy głową. – Poza tym są i plusy.
- Tak? Jakie? – zapytała Erin z nadzieją w głosie.
- Czyta się to ultraszybko. Te
króciutkie rozdziały nadają książce jako takiej dynamiki, więc można ją łyknąć
w kilka wieczorów, jeśli człowiek się uprze.
- Otóż to. Poza tym, jak już
mówiliśmy – pomysł masz dobry. Wątek
praktyk u szwaczki jest ciekawy i oryginalny, można by na niego postawić
większy nacisk, wiesz?
- Dobrze. Dobrze, rozumiem.
Przemyślę to. Poprawię. Pozmieniam wszystkie błędy, obiecuję – przysięgła Erin.
_ Dziękuję wam, za…
Dzwonek telefonu wyrwał ją ze
snu.
Na policzku pisarki odcisnęły się
klawisze klawiatury. Najwidoczniej zasnęła podczas pisania. Zaspanymi oczami
spojrzała na komórkę, jednak ta przestała już dzwonić. Erin przeniosła wiec
wzrok na monitor, na którym widniało ostatnie zdanie jej powieści.
Mogłaby przysiąc, że miała coś
zrobić. Jak przez mgłę przypomniała sobie, że śniła o postaciach z Pocałunku
zdrajcy, ale… nie mogła sobie przypomnieć o czym dokładnie był ten sen.
Machnąwszy ręką skupiła uwagę na pisaniu i skończyła powieść stawiając ostatnią
kropkę.
Nie wprowadziła żadnych zmian. A szkoda.
Nie wiem, co a właśnie
stworzyłam, ale chyba jestem zadowolona. Przynajmniej są w tym jakieś
emocje. Nie mniej jednak domyślam
się, że nie każdy z was ma czas i chęci na czytanie tak długiej recenzji (czy
to można nazwać recenzją?). Streszczę wam więc to wszystko:
- Pocałunek zdrajcy jest do szpiku kości nijaki,
- Czyta się go bardzo szybko nie
odczuwając podczas lektury cienia zainteresowania, fascynacji, lęku, radości.
Nic. Zero. Kompletna strata czasu, bo (przynajmniej dla mnie) o wiele lepiej
jest stracić czas na książkę złą, niż na książkę nijaką,
- Bohaterowie są papierowi i
płascy, nie liczcie na przywiązanie się do któregoś z nich
- Autorka boi się rozwijania
akcji, komplikowania życia bohaterom i budowana napięcia
- Można by przynajmniej poratować
się wątkiem romantycznym, ale t
- Większość książki opiera się na
motywie podróży. Jak wiecie (lub nie) ja takowego nie trawię. Tu został on tak
bardzo niedopieszczony, że nawet nie poczułam irytacji z powodu ciągłego
przemieszczania się postaci. To chyba mówi samo za siebie…
To takie najważniejsze rzeczy. Nie mogę wam te książki polecić, bo by mnie
pokarało. Pocałunek zdrajcy miał w sonie kawał potencjału,
bo podczas lektury wymyślałam równolegle do wydarzeń książki niezliczone plot
twisty, które mogłyby mieć miejsce. Z resztą z samych wydarzeń wymyślonych przez autorkę dałoby radę sklecić dobrą, porywającą
za serce opowieść. Niestety, tak się nie stało. Nie powiem, żeby mnie ta
książka zmęczyła. W dwa wieczory pochłonęłam ponad 300 stron duszkiem, ale
wcale nie sprawiło mi to przyjemności. Jeśli
nie macie szacunku do własnego czasu to śmiało, czytajcie powieść pani Beaty.
Jednak jeżeli wolicie oszczędzać go na dobre historie, to darujcie sobie tę
książkę. Serio.
Uff, to już wszystko. Dotrwaliście do końca? Co sądzicie o tak napisanej opinii? No i oczywiście napiszcie
mi czy znacie już Pocałunek zdrajcy i czy podzielacie moje zdanie na jeo temat?
A może są tu osoby, którym ta historia przypadła do gustu? Wszak w Internetach
kilkakrotnie napokałam się na posty okrzykujące go jako młodzieżówkę roku, a
więc… czekam na was!
Trzymajcie się ciepło tej wiosn… zimy. Tej zimy. To wbrew pozorom jest
zima!
Ula ;*
Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar ;)
Wow, genialny pomysł na ten, jak sama mówiłaś, nietypowy post. Trochę kłuły mnie w oczy te pogrubienia, ale już się tyle naczytałam Twoich recenzji, że wiem, iż to Twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze. Świetny pomysł na post, po tych wszystkich ostrzeżeniach dotyczących tej książki na pewno po nią nie sięgnę, tym bardziej, że nie siedzę jakoś mocno w tym gatunku i ta powieść mogłaby mnie totalnie zniechęcić.
Pozdrawiam cieplutko :*
Martyna z martynapiorowieczne.blogspot.com
Pogrubienia użyłam, bo tak sobie pomyślałam, że jednak to nadal ma być recenzja, a skoro zawsze podkreślam te takie "kluczowe" hasła w poszczególnych akapitach, to i tu to zrobiłam ;) Z resztą podobno tekst z pogrubieniami itp łatwiej się czyta bo oko wolniej się nudzi, tak czytałam :D
UsuńDzięki! A Pocałunek z czystym sumieniem sobie możesz darować.
Tym razem nie mój gatunek.:)
OdpowiedzUsuńTo nawet dobrze :P
UsuńTyyyyyyyyyyyyyyyyyyyle się wyczekałam, ale przynajmniej czuję się usatysfakcjonowana <3. Do rzeczy!
OdpowiedzUsuńPodpisuję się obiema łapkami i nóżkami pod twoją opinią! Chciałam ci machnąć jakiś długi i inteligentny komentarz, ale cóż, wszystko już napisałaś powyżej. Świetny pomysł na pokazanie nijakości tej książki. W twojej krótkiej scenie jest więcej emocji niż podczas czytania Pocałunku XD. W sumie bym się nie zdziwiła, jakby autorka miała takie podejście do pisania. Coś jej świta, ale przypomnieć sobie nie może, więc machnie ręką i pójdzie dalej. W książce nie raz chciała coś zrobić, potem chyba sobie zapomniała co dokładnie więc szybko to rozwiązywała XD
Nie chcę życzyć ci źle ani nic, ale jeśli nijakie książki działają na ciebie w ten sposób, że powstają takie posty, to życzę ci więcej nijakich książek do czytania, by te doświadczenia zaowocowały równie dobrymi tekstami <3 <3
Pozdrawiam!
Wierna i cierpliwa fanka
Miałam to wrzucić jutro, ale sama byłam ciekawa Twojej reakcji xDDD
UsuńA czort wie, może faktycznie miała taki sen, ale go olała? Ja bym się nie zdziwiła, ty wiesz ile różnych zwrotów akcji wymyśliłam podczas czytania tego tworu, na które autorka nie wpadła idąc na nudną łatwiznę :P
Nie wiem, czy mam się z tych życzeń cieszyć xD Nawiasem mówiąc nieziemsko dobre książki też czasami poruszają moją wenę twórczą, Wierna i cierpliwa fanko :P
Masz parę byków interpunkcyjnych w dialogach xD
OdpowiedzUsuń"- A mam jakiś wybór? – wzruszywszy ramionami kobieta przygotowała się na kolejny cios." -> Wzruszywszy dużą
"- NAPRAWDĘ. – jednym głosem odparli bohaterowie powieści." -> "jednym" wielką, chyba, że zaczniesz od "odparli" - wtedy bez kropki i małą :D
Poprawione! Dzięki za czujność ;)
UsuńOczarowałaś mnie tym...tym...co właśnie tutaj zrobiłaś ♡♡♡ Sądząc po tym, co napisałaś, wnioskuję, że "Pocałunek zdrajcy" był mniej interesujący, dopracowany i porywający niż twoja wyjątkowa recenzja. W ogóle co ja tutaj porównuję? Poproszę więcej takich cudowności na twoim blogu. W genialny sposób wytknęłaś wszystkie wady książce, nie nudząc, a wręcz ciekawiąc coraz bardziej z kolejnym zdaniem.
OdpowiedzUsuńKsiążkę nawet kijem przez szmatę nie tknę, a tobie dziękuję za uchronienie przed takim szmatławcem.
Buziaki :*
A mam jeszcze kilka pomysłów, z tym że wiesz, to trzeba trafić na książkę pasującą do pomysłu jeszcze 😂
UsuńPolecam się na przyszłość 😎
świetna recenzja! Bardzo pomysłowa! Już w prywatnych na fb pisałaś mi o tym dziadostwie i teraz tylko odświeżyłam sobie wiedzę, żeby tego nie tykać bo zacznie bardziej smierdziec. :D
OdpowiedzUsuńZadziwia mnie mój dar przekonywania czasami 😂
UsuńFantastyczny pomysł na recenzję, czytało się jak dobrą książkę :D Trochę mi namieszałaś swoim narzekaniem w głowie, bo do tej pory czytałam same ochy i achy o "Pocałunku zdrajcy", a teraz to już nie wiem, co o niej myśleć... Więc poczekam trochę z lekturą :D
OdpowiedzUsuńZaskakują mnie Twoje pomysły :D Fajnie, że używasz pogrubień. To takie urozmaicenie dużej ilości tekstu jak dla mnie ^^
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci straty czasu na tę książkę :/ Ale... dzięki Tobie inni czytelnicy oszczędzą cenne minuty, które poświęciliby na tę powieść :*
Buziaki! ;* Dolina Książek
:-) :-) :-) Tylko Ty mogłaś napisać sto stron o książce, o której od razu mówisz, że nie ma sensu opowiadać :-D Jesteś genialna :-P Świetny post :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Super pomysł, a przede wszystkim wykonanie! Obstawiam, że ta recenzja jest ciekawsza niż sama książka. :) A szkoda, bo sam opis wydaje się ciekawy. To smutne, że autorka tak bardzo spartoliła sprawę. Czytałam kilka recenzji i wszyscy autorzy zarzucają powieści okropną nudę... A szkoda.
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, ale opinie słyszałam podobne do Twojej. Co do sposobu prezentacji - super to wymyśliłaś. Sama nie wpadłabym na taki pomysł ;). Zastanów się poważnie, czy by nie napisać własnej książki :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Bookomaniaczka :*
https://mojaczytelnia11.blogspot.com/
Jeszcze nie miałam okazji sięgnąć po tą pozycję,ale chcę to w najbliższym czasie nadrobić. Pozdrawiam cieplutko https://ksiazkialeksandry.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzok, naprawdę świetna forma recenzji, w życiu bym na to nie wpadła :D Książka zdecydowanie mnie nie przekonuje, właśnie przez zignorowanie przez autorkę wszystkich wskazówek swoich postaci hahah
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cie ze znajdujesz jeszcze czas na pisanie tak wyczerpujacych recenzji I bawienie sie forma :) ja jak juz skoncze czytac to od razu rzucam sie na nastepna, stad recenzje raczej krotkie :)
OdpowiedzUsuńSwietny tekst
Pozdrawiam
P. S po ksiazke raczej nie siegne. Juz sama okladka mnie zniecheca.
Problem z Twoimi recenzjami polega na tym, że często obawiam się, że przynoszą mi więcej radości, niż mogłaby mi dać lektura recenzowanej powieści xD
OdpowiedzUsuńTutaj oczywiscie bardzo skutecznie udało Ci się mnie zniechęcić, więc nawet nie będę weryfikować powyższego stwierdzenia ;)
Pozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Genialny pomysł na "recenzję"! :D Z jednej strony ciekawi mnie ta książka, ale słyszę często, że jest nudna... To może ja jednak ją odpuszczę i poświecę czas na te dobre książki :D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Super forma recenzji! Przyjemnie się ją taką czytało :D Ja nie odebrałam tej książki aż tak negatywnie. Miała pewne zalety i myślę, że potencjalnie da się je rozwinąć w następnych tomach.
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji sięgnąc po tą książeczkę ale myślę że się skuszę w najbliższej przyszłości ^^ tak jak ty słyszałam pozytywne opinie choć mi osobiści wydaje się dość przewidywalna :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam my-dream-is-love.blogspot.com
Hahahaha, o matko, to było dobre. I takie inne, pisz tak częściej.
OdpowiedzUsuńCo do książki, cieszę się, że się na nią jednak nie skusiłam. Wyobrażam sobie jak dziewczyny, by cierpiały słuchając mojego jęczenia xD
Mega ciekawe podejście do tej recenzji ;) Czytało się to mega przyjemnie (zapewne dużo przyjemniej niż czytanie tej książki).
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie spotkałam się z wieloma opiniami na temat tej powieści, ani sama jej nie przeczytałam i raczej tego nie zrobię.
Pozdrawiam cieplutko,
http://otwarte-wrota.blogspot.com
Ciekawy pomysł na recenzję (może więcej tego typu tekstów? Może to będzie Twój znak rozpoznawczy?). Postacie irytujące się na autora, lub gratulujące mu świetnych pomysłów. Dobre, dobre. :D
OdpowiedzUsuńJedynie pogrubienia w tekście mi przeszkadzały, z jednej strony najważniejsze rzeczy faktycznie rzucały się w oczy, z drugiej, jakoś mi to zaburzało odbiór. :)
Czyli należy w ogóle na nią nie patrzeć.
OdpowiedzUsuńP.S Czytałam wersję skróconą :D