Czołem Motylki!
Po tym, jak w zeszłoroczne wakacje A. G. Howard porwała mnie do swojej mrocznej wariacji Krainy Czarów
niewyobrażalne było dla mnie nie zabranie się za Alyssę i obłęd, czyli kontynuację
historii Alyssy - potomkini Alicji Liddell
znanej wszystkim z powieści Lewisa Carrolla. Jakie są moje wrażenia po
skończonej lekturze? Hmmm… nie do końca tego się spodziewałam.
"Życie Alyssy Gardner obfitowało ostatnio w dramatyczne wydarzenia. Na szczęście teraz przed nią już tylko ukończenie szkoły, bal – i będzie mogła rozpocząć studia, o których zawsze marzyła.
Jej życie byłoby jednak o wiele prostsze bez jej matki, która jest stanowczo zbyt nadopiekuńcza. I bez Morpheusa, który pewnego dnia postanawia złożyć jej w szkole niespodziewaną wizytę. Używa całego swego wdzięku w nadziei, że namówi Alyssę do powrotu do Krainy Czarów, by wykonała kolejne niebezpieczne zadanie…
Kraina Czarów nie daje o sobie zapomnieć. Morpheus zaś ostrzega Alyssę, że Czerwona Królowa depcze jej po piętach. Jeśli zostanie w ludzkim świecie, może narazić na niebezpieczeństwo wszystkich, których kocha. Lecz ponowna wyprawa w głąb króliczej nory oznacza śmiertelną bitwę…"*
Chyba powinnam podzielić tę recenzję na dwie części: fragmentów z
udziałem Morpheusa i fragmentów, gdzie Morpheusa brak. Ale że oceniam książkę
jako całość, to żadnych podziałów nie będzie. Zacznijmy od początku.
Zaczyna się… nudno.
Pierwsze sto stron (z hakiem) były wręcz męczące tym, jak bardzo nic tam się
nie działo. Czytałam powtarzające się raz
za razem opisy tego, jak to Alyssa kocha Jeba, jak bardzo się martwi, że on
ją z kimś zdradzi, bo przecież ona jest taka nijaka, jak to ona się na siebie
gniewa, że jeszcze mu nie powiedziała prawdy, o wydarzeniach z minionego roku,
a równocześnie jak bardzo ona pragnie mu o tym powiedzieć, ale no równie bardzo
powiedzieć o tym nie może. Z
niesamowicie wciągającej, mrocznej historii robi się nam tu trochę płytka
młodzieżówka o nastolatce, która boi się, że straci chłopaka.
Tak sprawa ma się na początku. Później
na szczęście pojawia się Morpheus, a wraz z nim do książki wprowadzone zostają
elementy Krainy Czarów, którymi Howard rozkochała mnie w tej historii w Alyssie
i czarach. Nie powiem, żeby akcja urwała mi cokolwiek, ale przynajmniej
zaczęłam dostrzegać jakąkolwiek akcję. Pojawiły się intrygi, pojawiły się
tajemnice i spiski (no bo w końcu pojawił się Morpheus xD), pojawiło się cokolwiek ciekawego, wykraczającego
poza miłosne gadki Alyssy i Jeba. Te jednak nadal nie zniknęły, a kiedy się
pojawiały, moje zainteresowanie Alyssą i
obłędem natychmiast jakoś gasło i malało do tego stopnia, ze kartkowałam
książkę w poszukiwaniu jakichś ciekawych fragmentów, czego nie mam w zwyczaju
robić.
Tak sprawa ma się „w środku” książki. A potem czytelnik dociera do końcówki książki i… i zupełnie zapomina o
tym, jak nudne to było do tej pory. Ja po skończeniu Alyssy i obłędu bez chwili wahania wpisałam jej 9/10 gwiazdek w
moim notesie, tak wielkie wrażenie wywarł na mnie finał tego tomu. Dopiero później,
już na spokojnie przemyślałam sprawę i poprawiłam tę dziewiątkę :’). Zakończenie Alyssy i obłędu jest dokładnie
tym, co porwało mnie w pierwszym tomie: jest mroczną, intensywną, magiczną
lawiną zaskakujących zdarzeń, które przyprawiają czytelnika o szybsze bicie
serca, niemożność oderwania się od książki, niespotykanie szybkie przewracanie
stron w potrzebie poznania zakończenia, a w rezultacie kaca książkowego jak stąd
do Toronto. Nie uda wam się zgadnąć, jak Howard zakończy tę opowieść. Nie
dacie rady połączyć wszystkich wątków wcześniej, niż raptem na stronę lub dwie
niż autorka to uczyniła. Nie będziecie mogli wyrzucić z głowy tej historii
jeszcze na długo po dotarciu do ostatniej kropki. I w końcu: nie oprzecie się sięgnięciu po kolejny tom. To wam mogę
zagwarantować.
Mam nadzieję, że powyższymi
akapitami na równi uświadomiłam wam, że Alyssa
i obłęd nie jest książką idealną, jak i to, że pomimo tego, jest piekielnie
warta waszej uwagi. Mogę więc przejść do bardziej konkretnych uwag ;).
B o h a t e r o w i e.
Dawno tyle postaci mnie nie denerwowało w książce xD. Alyssa irytowała mnie jak mało który
protagonista. Była niezdecydowana, płytka i nijaka. Ciągle katowano mnie
jej powtarzającymi się rozmyślaniami o miłości i o tym jak bardzo nienawidzi
tego, tamtego i siamtego. Chwilę później jednak już kochała i tęskniła za tymi
samymi rzeczami. Nie powiem, to było zwyczajnie męczące. Chyba właśnie przez to
niezdecydowanie Ali odniosłam wrażenie, że Alyssę i obłęd… przegadano. Można
by spokojnie wywalić połowę przemyśleń głównej bohaterki, można by usunąć kilka
jej idiotycznych decyzji, a historia skróciłaby się o kilkadziesiąt stron i
nabrała tempa i przejrzystości.
Rodzice Alyssy drażnili mnie…
wszystkim. W prawdzie później trochę wybaczyłam Howard to, jak ich
wykreowała, bo wydarzenia z przeszłości w znacznym stopniu wyjaśniły takie a
nie inne poprowadzenie postaci mamy i taty Alyssy, nie mniej jednak cukierkowość ich relacji oraz to, jak traktowali swoją, no umówmy się, że
praktycznie dorosłą córkę, sprawiało, że miałam ochotę całkowicie pominąć
fragmenty z ich udziałem (ale dzielnie czytałam od kropki, do kropki!)
Dodajmy do tego Jeba, który…
kurcze, fascynuje mnie jak to możliwe,
że tak dobra i serdeczna postać może wywoływać we mnie same negatywne uczucia.
Próbując teraz jakoś określić za co ja go właściwie nie lubię doszłam do
wniosku, że nie potrafię tego nazwać. On
jest postacią jak najbardziej pozytywną, ale… zbyt banalną. Nudną. Za bardzo
ludzką. Jak dla mnie mogłoby go w ogóle nie być, nie płakałabym. Problem Jeba
polega na tym, że jego przeciwnikiem jest…
MORPHEUS! Z Morpheusem
przegrałby nawet Rhys skrzyżowany z Akivą, Lenem i Jinem. Totalnie. Ten facet
jest tak charyzmatyczny, bezczelny,
zabawny, inteligentny i intrygujący, że najchętniej przeczytałabym osobną serię
opowiadającą jego historię. Według mnie Morpheus ratuje ten tom. On go „robi”. Serce
mi pękło na pół kiedy zobaczyłam, co Howard z nim zrobiła, a jednocześnie
usycham z ciekawości, bo chwilę wcześniej dostałam swego rodzaju obietnicę
potężnego plot twistu, na który muszę czekać aż do premiery kolejnego tomu. Jeśli więc macie w serduszkach miejsce na
jeszcze jednego książkowego męża, to bez zastanowienia bierzcie się za tę
serię. Muszę was jednak ostrzec: Morpheus nie lubi się dzielić swoim
sercem. Możliwe więc, że przygniecie pozostałych książkowych amantów swoim
potężnym charakterem, a później ich przegna na dobre. Zaryzykujecie? ;)
Boli mnie okropnie trójkąt
miłosny w tej książce. Serio, koszmarny
jest. Może dlatego, że ja nie mam najmniejszej wątpliwości kogo Alyssa
powinna wybrać. No bo jeśli mamy do wyboru magicznego, niesamowicie interesującego
faceta, z którym na pewno nie będziemy się nudzić, albo ziemianina będącego
trochę miękką kluchą, który w dodatku raz za razem wybiera nie nas, tylko coś
innego, to… no ludu kochany. Irytowało mnie
to, jak ciągle Alyssa wybielała złe decyzje Jeba, równocześnie nie dostrzegając
zupełnie dobrych uczynków Morpheusa, a jedynie te, które były średnio
chwalebne. Męczyło mnie to, że główna bohaterka wzdychała do obu mężczyzn,
z tym że w przypadku Morpheusa non stop się za to ganiła, a w przypadku Jeba
raz za razem stwierdzała, że no przecież ona jest dla niego zbyt nijaka, że on
ją zdradzi, że on to już pewnie jej nie kocha, etc. O ile wszystko to, co kręci się wokół Krainy Czarów wydaje mi się być
bardzo dopracowane, ciekawe i oryginalne, o tyle wątek miłosny jest tak banalnie
przyziemny, że głowa mała.
Wydaje mi się, że to głównie na tym polega problem Alyssy i obłędu: za
dużo w niej rzeczy z naszego świata, a za mało tych z świata Netherlingów. Mam
takie przeczucie, że całą magię upchnięto na ostatnich kilkudziesięciu stronach
(i to jest niesamowicie dobre <3), zamiast rozłożyć jej po trochu w całej
powieści. Akcja zagęszcza się co jakiś czas, gdy na stronach pojawia się
Morpheus, ale potem usycha przez jakieś błahe sprawy w stylu kłótni nastolatek
albo przymiarek sukni balowej. Normalne życie każdy z nas ma w zasięgu ręki. Atutem
serii o Alyssie była jej niezwykła,, niepowtarzalnie mroczna magiczna
atmosfera, której w tym tomie mi zabrakło… Ale wszystko wskazuje na to, że w
tomie trzecim Howard nadrobi to, i to z nawiązką, na co czekam ;)
Alyssa i obłęd jest sinusoidą wad i zalet. Nie mogę powiedzieć,
że zakochałam się w tej części na równi z jej poprzedniczką. W pewnym sensie
jestem nią zawiedziona. Dostałam zupełnie coś innego, niż oczekiwałam. Ale czy
było to złe? No kurcze, nie! Uważam, że
nawet pomimo wad, o których wam napisałam, ta historia jest godna polecenia. Trochę
się trzeba pomęczyć, ale dla takiego zakończenia? Absolutnie warto, bo zwali
was ono z nóg. Miejcie też na uwadze, że przez większość czasu towarzyszył
wam będzie Morpheus, który zadba o to, abyście nie zasnęli. Jego ego nie
pozwoli mu na zanudzenie was, serio. Nie
żałuję, że poświęciłam czas na Alyssę i
obłęd. Żałuję za to, że zrobiłam to nie mając na półce kolejnego tomu!
Teraz muszę żyć w niewiedzy co będzie dalej, a jest to ko-szmar-ne uczucie!
Kto z was planuje sięgnąć po tę serię? A może już znacie Alyssę i czary? Planujecie przeczytać tom drugi? Piszcie, wyczekuję! ;)
Buziaki!
Ula ;*
Tytuł oryginału: Unhinged
Cykl: Alyssa z innej krainy (tom 2)
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 461
*źródło opisu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4879778/alyssa-i-obled
Ja to se czekam na pierwszy tom, bo drugi już mam xD
OdpowiedzUsuńI ja tam się jaram okładką, a Ty marudzisz xD
Pozdrawiam Janusza.
Kasia z niekulturalnie.pl
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail.com ) możesz również Whatsapp na ten numer ( +2348104102662 )
UsuńSeria nie dla mnie. Ale masz cudowne zdjęcia :D
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam tę historię, ale przyznam szczerze, że już w pierwszym tomie irytowały mnie przemyślenia miłosne bohaterów, no, bo, przepraszam, że tak to ujmę, ile można pierdolić o jednej i tej samej rzeczy.
OdpowiedzUsuńNa razie nie ciągnie mnie do drugiego tomu, ale, jak mówiłam, przeczytam, bo, uwaga, nikogo to nie zdziwi, kocham Morpheusa. Facet był największą zaletą pierwszego tomu tej trylogii, serio. Najchętniej w ogóle przeczytałabym książkę tylko i wyłącznie o nim. Jakby tak wykreślić Alyssę i Jeba, to pierwszy tom mógłby dostać 10/10, serio.
Pozdróweczki,
Iza Heavy Books
Jeszcze nie znam pierwszego tomu, ale ta seria niesamowicie mnie kusi :-)
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia są MAGICZNE <3
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, zwanemu dr Agbazarą, wspaniałemu czaru rzucającemu we mnie radość, pomagając mi przywrócić mego kochanka, który zerwał ze mną Cztery miesiące temu, ale teraz ze mną przy pomocy dr Agbazary, wielkiego zaklęcia miłosnego odlewnik. Wszystkim dzięki niemu możesz również skontaktować się z nim o pomoc, jeśli potrzebujesz go w czasach kłopotów poprzez: ( agbazara@gmail.com ) możesz również Whatsapp na ten numer ( +2348104102662 )
OdpowiedzUsuńPowiem tak. Kocham Morpheusa. Nie lubie Jeba. A Alyssa jest irytująca
OdpowiedzUsuń